Nie mam za sobą dobrych doświadczeń i nie zgorzkniałam przez własne widzimisię. Były mąż jak wampir wyssał ze mną całą energię, a ja, znudzona gotowaniem obiadków, załatwiłam szybki rozwód za porozumieniem stron. Zostałam sama w wielkim mieście, nie znając nikogo i nie mając żadnych perspektyw.
Stałam się kociarą
To nie tak, że jestem całkowitą nudziarą, z którą nie można porozmawiać. Po prostu boję się bliskości i znacznie łatwiej odnajduję się na stanowiskach kierowniczych, gdzie utrzymuję naturalny dystans. Nie utrzymuję go jedynie w stosunku do kotów...
– Jak ktoś mógł wyrzucić takie cudo? – użalałam się nad dachowcem, który stale kręcił się pod blokiem.
Widziałam go wcześniej na balkonie u sąsiadów z budynku obok. Wzięłam do siebie tą bidę, dokarmiłam, wkrótce widoczne żebra przykryły się zdrowym tłuszczykiem. Uznałam jednak, że brakuje mu towarzystwa. Kiedy miałam już dwa koty, ktoś podrzucił mi pod drzwi trzeciego, uznając, że nie będę miała serca go zostawić. Faktycznie, nie miałam.
– Pani tylko z tymi kotami siedzi? – pytała mnie sąsiadka, emerytka z wózeczkiem.
Była tak energiczna, tymczasem ja, jeszcze sporo przed 40, siedziałam na tyłku.
– Wolę je od ludzi. Są mniej fałszywe – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Ja słyszałam, że jak człowiek umrze, to pies będzie cierpiał, a kot go zje.
– Co pani mówi... Niemożliwe.
Spojrzałam na swoje odbicie w drzwiach klatki. Znoszone ciuchy, kołtun na włosach, brak makijażu. Nie byłam brzydka, ale wyglądałam na 10 lat starszą. Doszłam do wniosku, że dbam o koty bardziej, niż o siebie.
Moje nudne życie zakłócała głośna muzyka
Gdy przeprowadziłam się w obecne miejsce zamieszkania, zaczęłam pracę poniżej swoich kompetencji. Wcześniej zarządzałam firmą wraz z byłym mężem, krętaczem, a w dodatku oszustem podatkowym. Sama zeznawałam przeciwko niemu w sądzie.
– Pani w spożywczym? A co z firmą? – słyszałam nieraz od znajomych twarzy.
– Firmy nie ma.
– To założyć własną!
Tak, na pewno. Nie widziało mi się zasuwać za trzech. Chciałam tylko odbębnić robotę, wrócić do domu i zasiąść z książką w fotelu. Utrzymać jasność myśli. Przestało to jednak być możliwe, gdy z początkiem października porządek w mojej głowie zaczęło zakłócać łupanie z góry... No tak, początek roku akademickiego.
– Halo! Proszę to ściszyć! – zaczęłam walić w drzwi.
– Za halo to w mor... Ah, to pani. Ale dzień dobry to by się przydało.
– Szanuję pana tak samo, jak pan mnie! – odburknęłam.
– Muzyki pani nie lubi?
– A co, jak nie? Złożę skargę do wspólnoty!
Z perspektywy czasu: wspólnota mnie lubiła, bo podobnie jak ja, lubiła narzekać i realizowała w ten sposób niespełnione ambicje o posiadaniu wpływu.
– To proszę składać. Zobaczymy, kto wygra. Nie ta forma rozrywki, to inna...
Tak rozstałam się z nim pierwszy raz. A on postanowił zagrać mi na nosie.
Zaczął robić mi na złość
Faktycznie, muzyka ustała zaraz po tym, jak tylko porozumiałam się z panią Krysią ze wspólnoty. Nie musiała nawet interweniować – studencik przyjął swoje do wiadomości. Co nie oznacza, że odpuścił...
Kolejnego wieczoru zaczęły denerwować mnie nie dudniące basy, ale śmiechy i kroki. Co prawda nie było bezpośrednio głośno, ale stukot szpilek i podniesione głosy działały mi na nerwy.
– Co to za impreza? – znów dobiłam się do drzwi.
– Zapraszam – odpowiedział szyderczo.
– Twoje niedoczekanie.
– O, widzę, że przeszliśmy na ty? Jestem Artur.
Zacisnęłam pięści. Poczułam, jak buzuje we mnie krew. Nie zdążyłam nawet poskarżyć się na imprezowanie, bo kolejnego dnia rozrywka przybrała jeszcze inną formę. Student urządzał z kolegami jakieś samochodowe popisówy. Jeździli po osiedlu, głośno gazując. Ale co ja im udowodnię? Czy to w ogóle można podpiąć pod zakłócanie miru domowego?
Repertuar zmieniał się z dnia na dzień. Maraton filmowy (mówił, że dialogi to wprawdzie nie muzyka), odgłosy strzelania w grach, pewnego razu cały czas hałasował mikser. Zapukałam do jego drzwi ponownie.
– Co, teraz bawimy się w master chefa?
– Chcesz spróbować? – spojrzał na mnie szarmancko.
Skubany, grał mi na nerwach, ale robił to na swój uroczy, studencki sposób. Nie bał się życia i konsekwencji, ale nie był bezpośrednio chamski. Żył chwilą.
– Słuchaj, przyjemniaczku. Chcesz się tak bawić, to się baw. Mnie to wcale nie rusza.
A jednak ruszało. Chciałam zagrać w jego grę i udowodnić mu, że... Że nie ma prawa rozporządzać hałasem przy cienkich ścianach w bloku z wielkiej płyty? A może że w moim życiu też cokolwiek się dzieje?
Był bezczelny
Postanowiłam odpłacić mu się pięknym za nadobne. W bloku faktycznie było słychać wszystko. Zanim on zdążył wymyślić swoją kolejną sztuczkę, odpaliłam głośny odkurzacz wodny i zaczęłam sprzątać całe mieszkanie. Strzepywałam też kurz z sufitów, wywijając i waląc w niego miotłą. Miałam szczerą nadzieję, że to słyszy.
W końcu do moich uszu dobiegło pukanie.
– Dzień dobry, ekipa sprzątająca. Potrzeba pomocy? – zakpił.
– Poradzę sobie sama.
– O, ładnie tu, kiedy wszędzie nie wala się kocia sierść.
Aż roześmiałam się w duchu. Co on wie o mnie i moich kotach! Choć miał rację – mój dom był zakurzony i brudny, a w szczególności moja sypialnia. Ja zaś chodziłam w ciuchach z kategorii „po domu”.
– A skąd ty wiesz, czy się wala?
– Wystarczy spojrzeć na klatkę. Na wycieraczce jest jej pełno.
– Tak? A czemu się tu w ogóle rozglądasz?
– A bo szkoda ciebie, nic tylko te koty. Właśnie, dziś znowu balujemy. Muzyka co prawda będzie, ale tylko przez jeden dzień, więc nie podepniesz tego pod zakłócanie ciszy nocnej ani nic podobnego. Mam swój harmonogram. Codziennie coś innego.
– Zdążyłam się zorientować.
Chciałam się trochę odegrać
Kiedy równo o 18 do moich uszu dobiegło hałaśliwe techno, odpaliłam swoje dawne kino domowe. Puściłam na fulla heavy metal, którego lubiłam słuchać w liceum i na studiach.
Godzinę później usłyszałam pukanie do drzwi.
– No proszę. Nie mój klimat, ale w życiu chodzi o to, żeby nie było nudno.
– Ja chyba lubię, jak jest nudno. A ty masz niewyparzoną gębę i za duże ego.
Przekroczył próg.
Nasze docinki miały finał w sypialni
– Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. U mnie nie jest tak głośno. Po prostu nie masz porównania, skoro siedzisz sama z kotami, a reszta sąsiadów to emeryci – kontynuował, już u mnie w mieszkaniu.
– Przestań wreszcie o tych kotach! Też mam życie. Widzisz? Też potrafię się ładnie ubrać, a takiej muzyki słuchałam w twoim wieku.
Złapałam się na tym, że próbuję mu zaimponować. Faktycznie ubrałam się dziś bardziej kobieco. No i pod wpływem prób pokazania mu, że też potrafię zrobić hałas, w moim życiu zaczęło się coś dziać. Gotowałam, sprzątałam, odgrzebałam stare płyty i markowe ciuchy, które zamieniałam na łachmany. Było ciekawiej. Inaczej.
– No i tak powinno być! Czepiałaś się, bo... – chciał dokończyć, ale od razu mu przerwałam.
– Bo ci zazdrościłam? – wycelowałam trafnie.
Wolałam powiedzieć to sama. Czułam się wtedy na wygranej pozycji, wciąż atakująca.
– Tego nie powiedziałem – Adrian wyraźnie się speszył.
Zrobiło mu się głupio? Wiem, że nie chciał źle, a ja potrzebowałam tych głupich kłótni. Zmusiły mnie do działania i wyjścia poza własne mieszkanie lub pracę.
– Ale może tak było. I wiesz co? Nie mam ci czego zazdrościć. Też lubię ugotować, przejechać się autem i puścić dobrą muzę. Tańczyć też potrafie.
– Tak? To dużo potrafisz.
Oj, mój drogi, nie wiedziałeś wszystkiego.
– Znacznie więcej – mówiąc to, zaczęłam go całować.
Moje ręce obejmowały jego kark i barki, błądziły wokół jego uszu, rozpinały koszulę. On nie pozostał bierny. Adrian, który tak mnie denerwował, tej nocy był tylko mój. Rzucił mi wyzwanie, które nieświadomie podjęłam, przypominając sobie, jak bardzo lubię zdecydowanych i zdolnych facetów. Zdolnych w sferze, o której wiemy tylko my sami...
To nasz mały sekret
Przez ostatnie dni sporo zmieniło się w moim życiu. Wyrzuciłam rozciągnięte szmaty, wróciłam do starych hobby, wyszłam nawet na kawę ze starą znajomą. Złożyłam kilka CV i przeszłam pierwszy etap rekrutacji, która być może pozwoli mi pracować zgodnie z moimi kompetencjami.
Z Adrianem mamy teraz swój własny szyfr – hałasujemy i docinamy sobie, kiedy chcemy zwrócić swoją uwagę i zaprosić się do sypialni. Gdy włączę zbyt głośno telewizor, ten przychodzi do mnie z odwetem w postaci pocałunków. Gdy on rozkręci imprezę... Żaden z jego znajomych nie zauważy, że gospodarz zniknął na kwadrans. Są w końcu nieźle wstawieni i zajmują się sami sobą.
Zapukałam do drzwi, gdy znów balował. Było u niego najwidoczniej kilku kumpli ze studiów.
– Ah, to ona? Wiecznie coś jej nie pasuje – usłyszałam zza ściany.
Bardzo dobrze. Niech właśnie tak myślą. Nikt nie musi znać prawdy.
– Daj spokój, Karol, zajmę się tym – rzucił Adrian. – Zaraz będę.
Zamknął drzwi i spojrzał na mnie zawadiacko.
– Coś tym razem nie pasuje? Nie ta playlista? Za dużo decybeli? – zaczął się droczyć.
– To nie tak, że się czepiam. Chcę, żeby było równie głośno, ale u mnie w łóżku.
– Ok. Skoro ty się nie czepiasz, to ja przepraszam za hałas. A ja przeproszę na swój sposób – zaproponował.
Dobrze, że hałas na piętrze nie ustał. Mam nadzieję, że się przez niego nie przebiliśmy... Mój mały sekret czeka na mnie zawsze, kiedy tego chcę, a ja nie ujawnię się przed nikim, bo sąsiedzi uważają, że się nie znosimy. Chociaż kto tam wie tych emerytów! Być może sami zaraz zaczną się wkurzać i łazić jeden po drugim, żeby tylko odkryć swoją drugą stronę i załagodzić konflikt w przyjemniejszy i bardziej ekscytujący sposób...
Daniela, 34 lata
Czytaj także: „Pokochałam żonatego faceta. Liczyłam na jego rozwód, ale byłam tylko zwykłą kochanką z delegacji”
„Rodzice stanęli mi na drodze do spełnienia marzenia. Matka odstraszała mnie od wesela wiejskimi zabobonami”
„Mąż uciekł do kochanki, a mnie i córkę porzucił jak stare graty. Bałam się wychodzić z domu, by nie spotkać go z inną”