„Po 5 latach zerwałam z facetem. Przyjaciółka uważa, że pogrzebałam swoje szczęście, a ja nareszcie czuję, że żyję”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Three Spots
„Smutek, cierpienie, gniew, ale żadna z tych emocji nie wzięła góry, żadna nie była wystarczająco mocna. Starczyło mi sił, by wymierzyć policzek Marcinowi, ale potem jakby mnie zaćmiło. Zdałam sobie sprawę, że poczułam wtedy ulgę”.
/ 16.08.2024 21:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, Three Spots

Wyjrzałam za okno. Słońce powolutku chowało się za horyzontem, a na zewnątrz zapadał zmrok i robiło się coraz chłodniej. Przechodnie w pośpiechu zmierzali do swoich mieszkań. Tam, gdzie ktoś na nich czekał, witając ich ciepłym uśmiechem i gorącą herbatą. No tak… wszędzie dookoła panowała radość i szczęście, tylko u mnie sprawy miały się nie najlepiej. „Ale ze mnie eufemistka” – mruknęłam do siebie z przekąsem. Określenie, że „sprawy miały się nie najlepiej”, było zdecydowanie zbyt łagodne do zaistniałej sytuacji.

Zostałam sama

Opuścił mieszkanie, a ja liczyłam na to, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Oczywiście będzie musiał się tu jeszcze pojawić, przynajmniej po to, żeby zabrać swoje graty, ale mam nadzieję, że zrobi to pod moją nieobecność. Wciąż odtwarzałam w myślach tę sytuację. Zastanawiałam się, co padło z jego ust jako pierwsze: że już mnie nie kocha czy może to, że chce mnie zostawić? Ale czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? Przecież jedno wynika z drugiego, a drugie z pierwszego.

Co się ze mną dzieje? Zero łez, kompletny brak płaczu. To musi być jakiś rodzaj szoku, inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć. Mam przeczucie, że za jakiś czas dopadnie mnie rzeczywistość i nastąpią długie godziny wypełnione łzami, alkoholem i ciągłym leżeniem w łóżku. Ból, który nie będzie chciał odpuścić – oto, co mnie czeka. O, i znowu ten głupkowaty uśmiech pojawił mi się na twarzy. Jakby mało było tego, że oczy mam suche, to jeszcze się sama do siebie szczerzę jak wariatka.

Odgłos domofonu totalnie wytrącił mnie z równowagi. Najwyraźniej miałam gościa.

– Słucham? – odezwałam się ledwo słyszalnym głosem.

– To ja, Ola – wykrztusiła z przejęciem moja przyjaciółka.

Wcisnęłam guzik, by wpuścić ją do środka. Do moich uszu dobiegł odgłos jej pospiesznych kroków na schodach. Zanim zdążyłam przejść do przedpokoju, już była na progu, wpadając jak burza do mojego mieszkania.

O co jej chodziło?

– Hej, dobrze się czujesz? Skarbie, co jest grane?! Co ty odwalasz?!

Zerknęłam na nią zdumiona.

– W porządku – odpowiedziałam. – Nie wiem, o czym mówisz?

Ola mocno mnie przytuliła.

– Spokojnie, słońce, luz. Teraz wszystko się ułoży. Musisz po prostu to jeszcze raz przemyśleć… Marcin wspomniał, że nie stawia jeszcze kreski na całej sprawie.

Sposób, w jaki się zachowywała, wprawiał mnie w coraz większe osłupienie.

– Co takiego, Marcin nie skreśla? Olu, o czym ty w ogóle gadasz?

– Jak to o czym? Chodzi mi o was, moja droga. Być może masz jakąś trudność albo on coś spartolił, ale żeby tak z dnia na dzień skreślać taką cudowną, trwającą pięć lat relację… – pokiwała z niedowierzaniem głową.

Nasz dialog wyglądał jak rozmowa między osobą niewidomą a niesłyszącą. Nie miałam bladego pojęcia, o czym ona mówi.

– Oluś – próbowałam zabrzmieć zdecydowanie. – O co ci tak naprawdę biega? No tak, rozstaliśmy się dzisiaj z Marcinem, ale jak widzisz, radzę sobie z tym całkiem nieźle, więc daj spokój i nie przejmuj się tak.

– Skarbie, ale tu wcale nie chodzi o ciebie… – westchnęła głęboko.

– Nie? – zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia. – To niby o kogo?

– Nic dziwnego, że dobrze to wszystko znosisz, w końcu to ty go rzuciłaś, a nie on ciebie. Kasieńko, on jest totalnie załamany.

Czegoś tu nie rozumiałam

Instynktownie zwiększyłam dystans między mną a Olką, po czym zaczęłam lustrować otoczenie. Niby nic nadzwyczajnego, znajdowałam się przecież we własnych czterech kątach. Tuż obok stała moja przyjaciółka, wyglądająca z pozoru całkiem zwyczajnie, ale… jej gadka totalnie mijała się z rzeczywistością.

– Ja miałam go rzucić?

– Kaśka, bez jaj…

– Chwila, moment. Sugerujesz, że to ja go rzuciłam?!

Olka przyjrzała mi się baczniej. Odniosłam wrażenie, że ona również nie ogarnia sytuacji. Zrobiła wdech i odezwała się:

– Dopiero co ode mnie wyszedł. Wpadł zaraz po tym, gdy mu zakomunikowałaś, że go nie kochasz i nie widzisz z nim przyszłości, a potem ponoć kazałaś mu się wynosić. Kaśka, serio go wykopałaś?!

– Nie zmieniaj tematu. Co robił po tym, jak rzekomo go wywaliłam?

– No przyszedł do mnie. Załamany i zapłakany…

– Zapłakany? Zabawne. – prychnęłam. – Przecież to jakiś nonsens.

– Wybacz, ale to nie jest zabawne. Owszem, zerwania się przytrafiają, jednak powinno się to robić z klasą, a nie…

Nagle do mnie dotarło

– Posłuchaj, Ola – w końcu nie wytrzymałam. – To nie ja z nim skończyłam, tylko on zakończył nasz związek. Kumasz? On pierwszy powiedział dość. Nie mam pojęcia, jakimi bzdurami cię karmił, ale to stek kłamstw.

– Słucham? – kumpela wyglądała na totalnie skołowaną. – Twierdził, że go olałaś, a nawet… dałaś mu w twarz – dodała ściszonym głosem.

To była ta chwila. Dźwięk plaśnięcia w twarz… O rany, naprawdę to zrobiłam. Poczułam zawrót głowy.

– Kaśka? – Ola błyskawicznie znalazła się przy mnie i zaprowadziła na sofę. – Wszystko gra? Co się dzieje?

– Chyba go naprawdę uderzyłam w policzek, ale kompletnie tego nie pamiętam…

– Nie denerwuj się. Zaraz przyniosę ci wody – oznajmiła Ola, po czym pognała do kuchni, aby nalać mi do szklanki trochę wody mineralnej. – Weź głęboki oddech i to wypij, zaraz się tym zajmiemy – odparła z westchnieniem.

Popatrzyłam w jej stronę, ale w rzeczywistości jej nie dostrzegałam. Sceny z dzisiejszego popołudnia przewijały mi się przed oczami jak kadry z filmu. Z tą różnicą, że teraz całe to spotkanie z Marcinem przedstawiało się zgoła odmiennie, niż sądziłam jeszcze przed momentem.

Co ja narobiłam?

– Chyba mi odbiło – rzuciłam.

– Daj spokój, to nie tak – Olka bagatelizowała sytuację. – Po prostu klasyczny przykład wyparcia. Silny stres, duże przeżycia i organizm uruchomił podstawowy mechanizm obronny.

Jej słowa nie brzmiały tak znowu bez sensu. Albo po prostu rozpaczliwie pragnęłam, żeby tak było? Wytłumaczyłoby to, czemu mój umysł robi mi takie numery…

– Zakończyłam z nim związek – powiedziałam powoli i zabrzmiało to jak stwierdzenie faktu, a nie pytanie. – Odeszłam od niego i kazałam mu się wynosić.

– Tak, wiem. Chciałam tylko poznać powód. Bo chyba nic nie zwiastowało takiego obrotu spraw, czyż nie?

Skierowałam wzrok w stronę okna. Zbliżyłam się do parapetu, odłożyłam kubek i pogrążyłam się w rozmyślaniach.

– Wymierzyłam mu policzek. Matko Boska… Uwierzysz, że przywaliłam mu prosto w twarz! – Z niedowierzaniem potrząsnęłam głową.

– I to z jaką siłą – dodała Kaśka. – Ma siniaka pod okiem.

– A mimo to chce do mnie wrócić? – Wydałam z siebie nerwowy chichot. – Sorry, wiem, że nie powinnam była go uderzyć, ale Marcin totalnie przesadził.

Ta emocja, która pojawiła się na samym końcu… Czy to była ulga? Ola uniosła ze zdziwieniem brwi.

Chciał do mnie wrócić

– Powiedział mi, że miał romans. I to nie była jakaś krótka przygoda na jedną noc, ale związek, który trwał blisko rok – powiedziałam. – Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć ani jak się zachować… Po prostu stałam i gapiłam się, jak moja ręka się podniosła i wylądowała prosto na jego twarzy. Zupełnie jakby moja dłoń zadziałała zupełnie bez udziału mojej woli. No i przywaliłam mu z liścia. Może to było chamskie zagranie, ale podziałało.

– Podziałało?

– No mówisz że ryczy jak bóbr i chce do mnie wrócić… Ale ty i ja dobrze wiemy, że on nigdy mi nie wybaczy, że go tak upokorzyłam. To uderzenie w policzek oddaliło nas od siebie bardziej niż cała ta jego niewierność. Mimo że szybko wyrzuciłam to z pamięci i wypchnęłam całe zajście z głowy, jak mówisz. W końcu takie gwałtowne, napastliwe zachowania kompletnie do mnie nie pasują.

– Dlaczego w ogóle cię to nie wzrusza? Byłaś w związku aż pięć lat i nagle bęc, a ty się zachowujesz, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło?! To trochę dziwaczne, nie sądzisz?

Mój wzrok znów powędrował w stronę szyby. Olka trafiła w sedno. Moja reakcja odbiegała od normy. Dlaczego? Sięgnęłam pamięcią do bolesnych wydarzeń… Jakie emocje mi wtedy towarzyszyły? Smutek, cierpienie, gniew, ale żadna z tych emocji nie wzięła góry, żadna nie była wystarczająco mocna. Starczyło mi sił, by wymierzyć policzek Marcinowi, ale potem jakby mnie zaćmiło. Zdałam sobie sprawę, że poczułam wtedy ulgę.

Odzyskałam wolność

Poczucie spokoju nie współgrało z okolicznościami, lecz przypuszczalnie jakaś moja cząstka od dłuższego czasu przeczuwała, że w związku dzieje się coś niedobrego. Po prostu nie potrafiłam tego otwarcie przyznać. Pięcioletni związek z mężczyzną robi wrażenie na każdej przedstawicielce płci pięknej. Nawet moja przyjaciółka sądziła, że żal byłoby to przekreślić.

Może bym się zastanawiała, dała mu jeszcze jedną szansę, próbowała wymazać z pamięci to co się wydarzyło… Ale coś we mnie drgnęło. Wymierzyłam Marcinowi policzek i ostatecznie zerwałam pęta.
Potrzebuję trochę czasu, żeby to wszystko sobie poukładać w głowie i zrozumieć, co tak naprawdę czuję.

Myślę, że bez Marcina będzie mi łatwiej ogarnąć ten cały emocjonalny bałagan, bo w końcu zamiast ciągle myśleć tylko o nim, zajmę się sobą. Zaraz, zaraz… powiedziałam „ciągle”? Chyba już powoli wracam do równowagi i zaczynam trzeźwo patrzeć na całą sytuację.

– Wiem, że to może zabrzmieć dziwacznie, ale nareszcie czuję się dobrze – moja twarz rozpromieniła się w uśmiechu. – Tak w ogóle, to się gdzieś wybierasz? – zaciekawiłam się.

– Nie, cały dzisiejszy wieczór jest tylko dla ciebie, żebym mogła ci wytłumaczyć, dlaczego nie powinnaś zrywać z Marcinem. – odpowiedziała.

– W takim razie nie masz już nic do gadania, słoneczko – parsknęłam śmiechem, zupełnie bez trosk.

Byłam absolutnie pewna: ten chichot był przepełniony ulgą. Poczułam się niezwykle lekko i swobodnie. Przyszłość była wielką niewiadomą, ale zupełnie się tym nie przejmowałam.

Sylwia, 30 lat

Czytaj także:
„Przyciągam facetów urodą, a zatrzymuję grubym portfelem. Nie mogą uwierzyć, że to ja płacę rachunek za kolację”
„Nie zabieram żony na spotkania ze znajomymi, bo mi wstyd. Wszyscy się śmieją, że zna się tylko na tipsach”
„Mąż zatrudnił swoją kochankę jako gosposię. Zamiatała u nas kąty, a po godzinach lądowała rozebrana na dywaniku”

Redakcja poleca

REKLAMA