„Nie zabieram żony na spotkania ze znajomymi, bo mi wstyd. Wszyscy się śmieją, że zna się tylko na tipsach”

kobieta z paznokciami fot. Getty Images, Kathrin Ziegler
„Myślałem, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Sytuacji podobnych do tej było tyle, że nie zliczę ich na palcach obu rąk. Zawsze, gdy zabierałem Marikę na spotkanie ze znajomymi, zaliczała jakąś wpadkę. Nie odnajdywała się w żadnym temacie”.
/ 10.08.2024 21:15
kobieta z paznokciami fot. Getty Images, Kathrin Ziegler

Doskonale zdaje sobie sprawę, że ideały nie istnieją. Sam też mam wiele wad, dlatego nie przeszkadza mi, że nie ożeniłem się z „kobietą idealną”, cokolwiek to znaczy. Marika ma mnóstwo zalet i bardzo ją kocham. Na co dzień jej wady są dla mnie niedostrzegalne, ale są sytuacje, w których stają się dla mnie prawdziwym problemem. Już jakiś czas temu przestałem zabierać ją na spotkania ze znajomymi. Nie chcę być później tematem plotek.

Marika nie błyszczy w towarzystwie

– Uważam, że współczesne przekłady Algernona Blackwooda to kompletna porażka – wyraził swoją opinię Dawid, mój przyjaciel.

– Zgadzam się – przytaknął mu Bartek. – Sam nie wiem, co gorsze. Gdy tłumacz nieudolnie stara się odwzorować język epoki, czy kiedy chce przełożyć ówczesną mowę na współczesną. W obu przypadkach wychodzi żałośnie. Dlatego wolę sięgać po oryginalne teksty. Marika, a co ty o tym myślisz?

– Mówicie o jakimś pisarzu, tak?

– O jednym z największych klasyków weird fiction – wyjaśniłem jej.

– Nie wiem. Zupełnie nie znam się na tym. Ostatnią książką, którą przeczytałam, była chyba „Ania z Zielonego Wzgórza”. Później wolałam czytać streszczenia.

– Blackwooda nie było w kanonie szkolnych lektur – zaśmiał się Dawid.

Myślałem, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Sytuacji podobnych do tej było tyle, że nie zliczę ich na palcach obu rąk. Zawsze, gdy zabierałem Marikę na spotkanie ze znajomymi, zaliczała jakąś wpadkę. Nie odnajdywała się w żadnym temacie. Polityka, gospodarka, literatura, ambitne kino, wykwintna kuchnia – dosłownie na każdym polu zaliczała towarzyską porażkę.

Koledzy śmiali się ze mnie

Przez jakiś czas miałem w głębokim poważaniu, co mówią inni. Ale w końcu ich docinki stały się nie do wytrzymania.

– Zbieram paczkę na sobotni wypad na miasto. Piszesz się? – zapytałem pewnego dnia Dawida.

– Marika też będzie?

– Oczywiście. Miałbym zostawić żonę w domu?

– Niech pomyślę... do soboty zostały jeszcze trzy dni. Do tego czasu powinienem zdążyć nauczyć się czegoś o tipsach i hybrydach.

Nie zawsze śmiali się z niej za jej plecami. Bywało, że nawet przy niej nie gryźli się w język.

– Co ty robisz? – zdziwiła się Anka, żona Dawida, gdy wpadliśmy do nich na kolację.

– A jak myślisz? Jem rybę – odpowiedziała jej Marika.

– Skarbie, tego noża używa się do deseru – powiedziała tonem, jakby rozmawiała z dzieckiem. Do ryby bardziej pasuje ten, który przypomina zaostrzoną łopatkę – wskazała jej odpowiedni sztuciec.

– Nie wiedziałaś? Przecież to elementarne podstawy savoir-vivre – zaśmiał się Dawid.

– Czego? – skrzywiła się Marika, a wtedy reszta gości przestała ukrywać rozbawienie.

– Kacper, przy najbliższej okazji kup żonie podręcznik dobrych manier – śmiali się ze mnie.

Po tamtej kolacji uznałem, że powinniśmy przestać bywać razem w towarzystwie. Dla nas obojga było to zbyt stresujące.

Jesteśmy jak ogień i woda

Marika nie jest oczytaną kobietą. Nie zna zasad etykiety towarzyskiej i ma raczej wąskie zainteresowania. Mówiąc wprost, żadna z niej salonowa lwica. Nie ma wyższego wykształcenia, a zawodowo zajmuje się prowadzeniem studia stylizacji paznokci, czyli po prostu – przykleja kobietom tipsy i wykonuje inne proste zabiegi kosmetyczne. To jej największa pasja. O paznokciach mogłaby mówić godzinami, ale na inne tematy nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Mówiąc wprost, potrafi zgubić się w najprostszej konwersacji.

Ja jestem jej przeciwieństwem. Mam tytuł doktora ekonomii. Z zawodu jestem wykładowcą uniwersyteckim. Dużo czytam. Interesuję się światową gospodarką i polityką. Pasjonuje mnie filatelistyka i numizmatyka. Uwielbiam sport, a zwłaszcza wioślarstwo. Swobodnie poruszam się w wielu tematach i potrafię odnaleźć się w każdym towarzystwie.

Teoretycznie nigdy nie powinienem ożenić się z kobietą, która tak skrajnie różni się ode mnie. Takie związki zwykle nie rokują na przyszłość. Ale jesteśmy parą od siedmiu lat. Od dwóch nazywam ją moją żoną, a ona mnie – swoim mężem. Jestem z nią szczęśliwy, a ona ze mną. W naszym przypadku sprawdziła się teza zawarta w powiedzeniu, według którego przeciwieństwa się przyciągają.

Poznałem ją w czytelni. Marika pracowała tam wtedy jako sprzątaczka. Szedłem do stolika z nosem w książce. Nie zauważyłem, że przechodzi przede mną. Wpadłem na nią z takim impetem, że przewróciłem ją na stolik. Biedaczka boleśnie uderzyła się w rękę. Gdy spotkałem ją następnym razem, w tym samym miejscu, jeszcze raz przeprosiłem i wyraziłem ubolewanie. Zaproponowałem jej herbatę, a ona przyjęła zaproszenie. A dalej wszystko potoczyło się już samo.

Nigdy nie będę żałował, że poprosiłem ją o rękę. Mimo dzielących nas różnic jesteśmy zgodnym małżeństwem i doskonale się dogadujemy. Przeszkadza mi jedynie to, że czasami zdarza się jej przynieść mi wstyd przed znajomymi, ale ten problem można przecież rozwiązać.

Chyba mnie przejrzała

Przestałem zabierać ją na spotkania towarzyskie, ale nigdy nie powiedziałem jej wprost o powodach mojej decyzji. Na pewno nie poczułaby się z tym dobrze, a ja nie mam serca robić jej przykrości. W końcu jest moją żoną. Gdy wychodzę spotkać się ze znajomymi, zawsze wymyślam jakąś wymówkę. „Dziś spotykamy się tylko w męskim gronie”. „Dawid chce ze kilka zagadnień ze swojej rozprawy naukowej”. „Będziemy degustować whisky, a przecież nie lubisz tego trunku”. Przez jakiś czas Marika przyjmowała każde moje wytłumaczenie bez mrugnięcia okiem, ale ostatnio zaczęła coś podejrzewać.

– Zamierzasz spędzić wieczór poza domem? – zapytała, gdy prasowałem koszulę.

– Tak. Idziemy do filharmonii na recital fortepianowy.

– Daj mi pół godzinki na przygotowanie do wyjścia.

– Skarbie, to chyba kiepski pomysł.

– A niby dlaczego?

– Muzyka klasyczna działa na ciebie usypiająco. Nie pamiętasz?

– Nie martw się, głuptasku. Obiecuję, że tym razem nie przysnę.

– Ale widzisz... obowiązuje wcześniejsza rezerwacja biletów. Gdybym wiedział, że będziesz chciała pójść, zarezerwowałbym też dla ciebie.

– Kacper, powiedz mi, tylko szczerze. Czy ty się mnie wstydzisz?

– Co? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?

– Od kilku miesięcy nie zabierasz mnie na spotkania ze swoimi znajomymi. Nietrudno jest dodać dwa do dwóch. Może nie jestem taka bystra, jak ty czy oni, ale potrafię rozpoznać, kiedy nie chcesz mojego towarzystwa.

– Skarbie, jesteś najbystrzejszą kobietą, jaką znam i gdy bym cię nie okłamał. Ostatnio rzeczywiście wychodzimy trochę rzadziej, ale wynagrodzę ci to.

– Obiecujesz?

– Daję słowo.

Marika zaczęła coś podejrzewać, ale to niczego nie zmienia. Nadal nie chcę, by chodziła ze mną na spotkania z kolegami. Zacząłem proponować jej wspólne wyjścia, ale zawsze używałem wymówki, która sprawiała, że sama rezygnowała. Problem w tym, że zaczynają kończyć mi się pomysły. A nie chcę rezygnować ze spotkań ze znajomymi. Sam nie wiem, jak mam jej o tym powiedzieć, żeby nie zranić jej uczuć.

Kacper, 33 lata

Czytaj także:
„Tata z wyjazdu zamiast prezentu, przywiózł mi nową mamę. Gdy myślałam, że gorzej nie będzie, ta baba wlazła za gary”
„Żona rozstawia mnie po kątach, a ja nie pisnę nawet słowa. Może i jestem pantoflarzem, ale lubię święty spokój”
„Narzeczona pojechała na emigracje, by zarobić na wesele. Zamiast kasy, przywiozła nową rodzinę”

Redakcja poleca

REKLAMA