„Mąż zatrudnił swoją kochankę jako gosposię. Zamiatała u nas kąty, a po godzinach lądowała rozebrana na dywaniku”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Oliver Rossi
„Na początku wydawało mi się, że zatrudnienie Anki to jedna z najlepszych decyzji, jakie mogłam podjąć. Wreszcie miałam więcej czasu dla siebie, mogłam skupić się na pracy i nawet znaleźć chwilę na relaks”.
/ 10.08.2024 20:30
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Oliver Rossi

Nie mogę uwierzyć, że człowiek, którego uważałam za tego najważniejszego i najbliższego, mógł wykręcić mi taki numer. To się po prostu nie mieści w głowie. Czy to ja się tak co do niego pomyliłam, czy jemu zupełnie poprzewracało się w głowie?

Bardzo kochałam Olka

Na początku byliśmy zupełnie zwykłym, szczęśliwym małżeństwem. Poznaliśmy się na studiach, zakochaliśmy w sobie. Historia, jakich wiele. Byliśmy w sobie zadurzeni po uszy. Dość szybko zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie, a potem ślub. Czy podjęliśmy tę decyzję zbyt pochopnie? Czy nie była przemyślana? Nawet patrząc z perspektywy czasu, ciężko mi dojść do takich wniosków. Wiem, że gdybym ponownie znalazła się w tamtym czasie, pewnie zrobiłabym dokładnie to samo.

– Jesteś tym, którego szukałam przez całe życie – powiedziałam zupełnie szczerze w przysiędze małżeńskiej.

– Dziś zdobyłem kobietę, w której codziennie zakochuję się na nowo – wyznał mi on, czym doprowadził mnie (i wszystkie ciotki) do łez wzruszenia.

Naprawdę układało nam się świetnie. A potem chyba po prostu nasze uczucie zweryfikowała rzeczywistość. Tutaj stres związany z pracą, tam jakieś problemy finansowe, gdzieś indziej kłótnie z rodzicami, nieco inne potrzeby, inne plany na przyszłość... I tak to się kumulowało.

Kłóciliśmy się coraz częściej i coraz bardziej zażarcie. Ja jednak miałam wrażenie, że Olek zupełnie się zmienił: tak, jakby przez te wszystkie „miodowe lata” naszego związku kamuflował swoje wady. On z kolei zaczął mi wyrzucać rzeczy, które... zawsze we mnie były. Nigdy nie ukrywałam, że jestem domatorką, że najlepiej spędza mi się czas z książką albo przy nowym serialu, że nie mam potrzeby spędzania przed lustrem całych godzin, żeby zrobić z siebie lalę na wielkie wyjście.

Dawniej z radością spędzał ze mną czas na kanapie i proponował coraz to nowsze filmy. Powtarzał też, że kocha mnie za naturalność i że nie potrzebuję żadnego makijażu, żeby być piękna. I nagle mu się odmieniło. Nagle nie miałam niczego ciekawego do zaproponowania, byłam leniem i kanapowcem, nie wyglądałam kobieco i nie chciało mi się o siebie dbać.

Wszystkie te przytyki bardzo mnie bolały, zwłaszcza że nie dotyczyły niczego, czego Olek by o mnie nie wiedział. A z mojej strony? Cóż, zaczynało mnie drażnić, że Olek nie ma żadnego pomysłu na siebie. Pracował tam, gdzie akurat udawało mu się znaleźć posadę. Żadna z tych prac go nie interesowała, pracował tylko po to, żeby przeżyć.

– Naprawdę nie ma niczego, w czym byś się odnalazł? Może chciałbyś zrobić jakiś kurs? Może przydałby ci się doradca zawodowy? – proponowałam, ale on tylko się najeżał.

– Przestań wywierać na mnie presję! Nie każdy urodził się z gotowym planem na życie, jak ty! – atakował mnie.

To ja byłam żywicielką rodziny

Owszem, moje plany były bardzo jasne i sprecyzowane. Od liceum wiedziałam, że zostanę programistką i odnajdowałam się w tej branży. Zarabiałam też naprawdę przyzwoite pieniądze, co... niestety, okazało się być nie tyle miłym dodatkiem do mojej pracy, ile koniecznością. Olek żonglował pracami na tyle często, że tak naprawdę nigdy nie można było na niego liczyć w kwestiach wydatków domowych.

– Ale przecież nic się nie stanie, jak rzucę tę robotę. Dlaczego mam się męczyć, skoro z głodu nie umrzemy? Nie mówię, że nie będę pracował już nigdy, ale chyba trzy czy cztery miesiące wytrzymamy? – pytał poirytowany.

Pewnie, nie umarlibyśmy z głodu. Ale to dlatego, że ja traktowałam swoje obowiązki poważniej. Miałam wrażenie, że mąż traktuje to jak pewnik. Na początku myślałam, że to tylko tymczasowe zagubienie, że przecież Olek w końcu będzie musiał się zdecydować, czym chciałby się zająć w życiu. Ale niestety, w ten sposób upływały nam całe lata. W końcu napięcia między nami zaczęły stawać się coraz poważniejsze.

– Ciągle mnie ciśniesz, ciągle ci coś nie pasuje! Znajdź sobie lepszego typa, skoro ja jestem takim nieudacznikiem! – odgryzał się Olek, kiedy tylko próbowałam z nim porozmawiać o czymkolwiek, co mi w nim przeszkadzało.

Byłam coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana, zwłaszcza że moja pensja tak naprawdę była w dużej mierze przejadana. Zostawało coś na drobne oszczędności, ale tak naprawdę rzadko kiedy miałam możliwość odłożenia pieniędzy na coś miłego dla samej siebie: luksusowe wakacje, elegancką torebkę czy weekend w spa, żeby zwyczajnie odpocząć. A przecież to ja ciężko harowałam! I nawet nie mogłam zafundować sobie nagrody za te wszystkie przeharowane godziny, nadgodziny, za cały stres i poświęcenie.

Potrzebowałam pomocy

Co gorsza, Olek był też niezłym flejtuchem. Nie dość, że albo pracował za jakieś grosze i po łebkach, albo nie pracował w ogóle, to wcale nie rwał się do wyręczania mnie w obowiązkach domowych.

– Olek, masz cały dzień wolny, siedzisz w domu. Czy mógłbyś chociaż wyładować zmywarkę i odkurzyć? – pytałam wkurzona, gdy po całym dniu w pracy zastawałam pobojowisko w domu i rozwalonego na kanapie męża.

– Mógłbym, tak, tylko skończę grę – odpowiadał, zupełnie nie widząc problemu.

Niby robił, co mu się powiedziało, ale... no właśnie, musiałam pokazać palcem, jak nastolatkowi. Sam z siebie nie potrafił zadbać o to, co dla kobiety jest zupełnie normalne i przychodzi naturalnie. O uraczeniu mnie kolacją czy wyczyszczonym na błysk domem po powrocie z pracy nawet nie marzyłam. Byłam więc zmuszona zatrudnić pomoc, bo moja rosnąca frustracja jeszcze bardziej pogarszała sytuację między nami.

– Dobrze, ja poszukam w miarę niedrogiej i dokładnej gosposi – zaoferował się nagle mąż. – Zwłaszcza że znalazłem chyba pracę i możliwe, że będę zaczynał za miesiąc, więc też nie będę miał czasu, żeby sprzątać czy gotować w ciągu dnia.

„Tak, jakbyś teraz go miał...”, pomyślałam zgryźliwie.

I faktycznie, już tydzień później znalazł dziewczynę, którą rzekomo polecił mu kolega. Anka była młoda, energiczna i naprawdę sprawnie wykonywała swoje obowiązki. Dom lśnił czystością, a ja mogłam trochę odetchnąć, wiedząc, że chociaż ta część codziennych trudności została załatwiona.

Na początku wydawało mi się, że zatrudnienie Anki to jedna z najlepszych decyzji, jakie mogłam podjąć. Wreszcie miałam więcej czasu dla siebie, mogłam skupić się na pracy i nawet znaleźć chwilę na relaks. Dziewczyna była miła, pomocna i zdawało się, że naprawdę zależy jej na tym, aby nasze życie domowe było jak najspokojniejsze.

Jak mógł mi to zrobić?

Po pewnym czasie jednak zaczęłam mieć dziwne przeczucia. Czasami wracałam wcześniej z pracy i zastawałam mojego męża i naszą gosposię rozmawiających, śmiejących się. Niby było dla mnie naturalne, że pewnie nawiązali jakąś formę przyjaźni – w końcu pracowała u nas codziennie... Ale jednak zaczęły mnie dręczyć niejasne wątpliwości. I niestety, wkrótce się potwierdziły. I okazało się, że to, co sobie wyobrażałam nie jest nawet w połowie tak złe jak to, co miało miejsce w moim domu naprawdę...

Pewnego dnia, wracając z pracy wcześniej niż zwykle, usłyszałam głosy dochodzące z sypialni. Serce zaczęło mi bić szybciej, a dłonie drżały. Z każdym krokiem w stronę pokoju czułam, jak ciężko bije mi serce. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam Olka i Ankę w sytuacji, której nigdy nie chciałabym zobaczyć. Byli razem, na naszym łóżku.

– Co tu się dzieje?! – wykrzyknęłam z przerażeniem i wściekłością.

Olek zerwał się na równe nogi, a Anka zaczęła nerwowo się ubierać, unikając mojego wzroku.

– To nie tak, jak myślisz... – próbował tłumaczyć się Olek, ale w jego głosie brakowało pewności.

Wybuchłam płaczem, a moje łzy mieszały się z gniewem, żalem i rozczarowaniem. W głowie kłębiły się setki myśli.

– Od jak dawna to trwa?! – wrzasnęłam bez namysłu.

Nie spodziewałam się, że odpowiedź zrani mnie jeszcze bardziej, niż bym przypuszczała.

– Od roku... – wybąkał, może nawet przez przypadek, Olek.

– Ale... Ale ona pracuje u nas od czterech miesięcy... – wyszeptałam wypranym z emocji głosem.

Czułam, że robi mi się słabo. „Nie, to niemożliwe”, przekonywałam samą siebie. „Przecież nie zatrudnił u nas... swojej kochanki! Nie zrobiłby tego”.

– Czyli miałeś z nią romans już w momencie, kiedy ją zatrudniałeś? To właśnie chcesz mi powiedzieć?

Olek nie odpowiedział. Spuścił tylko wzrok, a jego twarz poczerwieniała. Nie miał żadnych sensownych wyjaśnień, żadnych słów, które mogłyby złagodzić ból, który mi zadał. Powinnam była wyrzucić go wtedy na zbity pysk, razem z tą całą Anką. Byłam jednak w takim szoku, że nie potrafiłam nawet adekwatnie zareagować. Po prostu odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu, zostawiając za sobą Olka, tę jego lafiryndę i kłamliwą, fałszywą żmiję i... całą naszą przyszłość, którą przysięgaliśmy sobie przed ołtarzem tak pięknymi słowami.

Blanka, 31 lat

Czytaj także:
„Na wakacjach wytańczyłam sobie wymarzony romans. Okazało się, że mój piękny Hiszpan nie tylko ze mną wykręcał piruety”
„Mąż kpi ze mnie, bo latam na miotle w mieszkaniach przyjaciółek. Głupi uśmieszek mu zejdzie, gdy zobaczy mój portfel”
„Gdy mąż zachorował, szybko odeszłam do młodego kochanka. Sąsiedzi do dziś spluwają na mój widok”

Redakcja poleca

REKLAMA