„Po 20 latach od ślubu mąż pozbył się mnie jak śmiecia i wyrzucił z domu. Nie interesowało go, co się ze mną stanie”

Załamana żona fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia
„Mąż twierdzi, że nasze małżeństwo dobiegło końca. Czy to w ogóle możliwe? Jak można po 20 latach wspólnego życia oznajmić swojej żonie, że zmieniło się zdanie? Czyżby nasze piękne momenty razem, emocje i przeżycia nie miały już żadnego znaczenia?”.
/ 04.10.2024 08:00
Załamana żona fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia

Moje życie nagle się zawaliło, jakby trafił w nie grom z jasnego nieba. Wciąż się zastanawiam nad tym, co się właściwie stało. Z jakiego powodu muszę przez to przechodzić? Co takiego zrobiłam, że na to zasłużyłam?

Byłam wtedy zagubiona, przybita i pogrążona w smutku – tak się czułam zeszłej jesieni. Jakbym stała pośrodku skutego lodem jeziora, a tafla zaczęła wokoło mnie pękać. Na początku powstało jedno, niewielkie pęknięcie. Później drugie, trzecie i kolejne. Nikt nie śpieszył mi z pomocą.

Musiałam sama uwolnić się z pułapki

Powoli i uważnie stawiałam stopy, żeby dotrzeć do krawędzi, gdzie poczuję stabilne podłoże. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że dałam radę. Przemokłam do suchej nitki, niewiele brakowało, a poszłabym na dno, ale zdołałam wyrwać się z tarapatów. Stoję pewnie obiema nogami na twardym gruncie i nie dam się stąd przegonić. Nikomu.

Nasz związek od samego początku uważałam za niezwykle szczęśliwy. Czuła miłość i wzajemny szacunek – czego jeszcze można by chcieć od życia? Gdy tylko powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”, wprowadziliśmy się do rodziców Jarka. Ich dom, choć miał już swoje lata, był naprawdę w doskonałym stanie.

Oczywiście snuliśmy marzenia o własnych czterech kątach, ale szczerze mówiąc, nie było to konieczne. Przestronny dom bez problemu mieścił obie rodziny, a gdy parę lat później dorobiliśmy się dodatkowych drzwi wejściowych, zrobiło się po prostu cudownie.

Pracowałam do narodzin pierwszego dziecka

Gdy córeczka podrosła, babcia pomogła mi w opiece, dzięki czemu udało mi się na jakiś czas wrócić do pracy na pełen etat. Niestety, kolejna ciąża pokrzyżowała moje plany związane z karierą. Ze względu na zalecenia lekarskie musiałam pozostać w łóżku, dlatego też poszłam na zwolnienie chorobowe, a jak wiadomo, szefowie nie przepadają za takimi sytuacjami. Wprawdzie zachowałam posadę, tak jak nakazuje prawo, aż do zakończenia urlopu macierzyńskiego, ale wkrótce potem i tak dostałam wypowiedzenie.

Nie za bardzo wzięłam to do siebie, bo dwójka moich dzieciaków wymagała troskliwej opieki mamy. W związku z tym postanowiłam zostać z nimi w domu. Wówczas jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie moja rola na stałe. Mój mąż musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za finanse domowe i byt naszej całej rodziny, jednak szło mu to coraz sprawniej.

Postanowił zrezygnować z prowadzenia działalności gospodarczej w pojedynkę i dołączył do rodzinnej firmy. Jego tata od lat zarządzał małym serwisem samochodowym, ale z wiekiem coraz trudniej było mu podołać obowiązkom, dlatego z radością przygarnął syna jako wspólnika. Jarek przez parę lat nieźle rozwinął interes, zdobywając szacunek i spore grono nowych zleceniodawców. Pieniędzy starczało na wszystko. Wspólnie doszliśmy do wniosku (małżonek, ja i jego rodzice), że nie ma potrzeby, abym rozglądała się za pracą zawodową.

– Wiesz, moim zdaniem żona powinna dbać o dom, opiekować się dzieciakami i zajmować się mężem, a nie szwendać się, gdzie popadnie, z językiem na wierzchu – rzekła teściowa z przekonaniem, wzbudzając w nas rozbawienie. – No co, nie mam racji?

Nadęła się obrażona.

Żony i matki znikają z domu od rana do wieczora, wracają ledwo żywe i nie mają na nic ochoty. A później wielkie zdziwienie, że facet sobie drugą babę sprawił. Taką, co mu czas poświęci. I tylko dzieciaków żal. Kto to widział? Teraz to czasem świat staje na głowie.

Może i staje, ale nie u nas.

Nasze życie płynęło w radości i harmonii

Włożyłam sporo pracy, by nasze miejsce zamieszkania urządzić w taki sposób, żeby każdy z nas czuł się w nim dobrze i komfortowo.

Jesteś naprawdę wyjątkowo uzdolniona – komplementował mnie ukochany, gdy obserwował, jak pokoje w domu zmieniają się nie do poznania dzięki moim staraniom – w życiu bym nie pomyślał, że mogą wyglądać aż tak świetnie. Zupełnie jak z magazynu o wystroju wnętrz.

Komplementy od Jarka dawały mi niesamowitej energii. To głównie ja byłam odpowiedzialna za metamorfozy w naszych czterech kątach. Własnymi rękami odświeżałam farbą ściany, wyczarowywałam firanki i poobijałam tapicerkę mebli. Potrafiłam zaplanować i zrobić dosłownie wszystko. Aranżacja wnętrz totalnie mnie wciągnęła. Może dlatego przegapiłam moment, kiedy Jarek zaczął się ode mnie oddalać?

Już nie rozmawialiśmy ze sobą tak często jak kiedyś, a namiętność? No cóż, po 20 latach w związku małżeńskim wydawało się oczywiste, że buzująca namiętność trochę przygasa, a zostaje zżycie się, koleżeństwo i serdeczność, które są gwarancją, że związek ma solidne fundamenty na przyszłość.

Nie czułam lęku ani obaw

Wręcz odwrotnie, z tkliwością spoglądałam na mojego męża, który wieczorami drzemał nad lekturą po całym dniu w pracy. Zdarzało się coraz częściej, że w domu byliśmy tylko we dwoje, nasze dzieci zajmowały się własnymi sprawami i powoli opuszczały rodzinne gniazdo. Mimo to bez obaw rozmyślałam o naszej przyszłości, w której byliśmy tylko ja i mój Jarek – szczęśliwi i spełnieni w naszym przytulnym gniazdku, które tak bardzo kochałam.

Pierwszy sygnał, jaki powinnam zauważyć, zignorowałam, a może po prostu nie chciałam go zauważyć. Mój mąż zaczął spędzać coraz więcej czasu poza domem, zajmując się swoimi sprawami. Dotychczas zawsze trzymaliśmy się razem – on pracował na dole w warsztacie, a ja przebywałam na górze w domu. Wiedziałam, że w każdej chwili mogę go zawołać lub po prostu zejść po schodach. Tak bardzo przywykłam do tego, że Jarek jest stale w pobliżu, że jego nieobecność podczas wyjazdów mocno dawała mi się we znaki.

Nie pisnęłam ani słowa, no bo jak to w ogóle wygląda? Dorosłej kobiety nie można samej zostawić w domu? Zdawałam sobie sprawę, że to głupie. Mimo to przeczucie, teraz to już wiem, nie bez powodu usiłowało zaalarmować moją ostrożność. Coś tu było podejrzanego, mimo że nie umiałam tego sensownie wyjaśnić.

Nie trzeba było czekać zbyt długo

Kolejne sygnały pojawiały się jeden po drugim. Mój mąż zmienił się nie do poznania. Jakby podmieniono tego Jarka, którego pokochałam, z którym stworzyliśmy rodzinę. Stał się nerwowy, irytowało go dosłownie wszystko, co mówiłam i robiłam. Ciągle był na mnie zły, unikał mnie jak ognia. Nasze wieczory we dwoje, kiedyś pełne spokoju, to teraz tylko blade wspomnienia. Zmiany zauważyły także nasze dzieci.

Co się dzieje z tatą? – Julka zwróciła uwagę. – Coś dziwnie się zachowuje.

– Może ma inną? – Antek zażartował, ale szybko umilkł.

W sumie całkiem celnie to ujął. Parę dni później Jarek rozwiał wszelkie nasze podejrzenia.

Prawda wyszła na jaw – mój mąż był zakochany w innej kobiecie. Wyznał mi to z rozbrajającą otwartością, nie owijając w bawełnę. Powiedział, że chce się ze mną rozwieść. Na początku byłam totalnie skołowana, nie docierało do mnie to, co właśnie usłyszałam. Ogarnął mnie szok i niedowierzanie. Jak to możliwe, że mój ukochany, z którym tyle przeszłam, nagle oświadcza, że to już koniec? Serio, tak można powiedzieć i już? Powiedzieć swojej partnerce, towarzyszce życia od wielu lat, że nagle zmieniło się zdanie? Czyli nasze wspólne momenty, uczucia, które nas łączyły i wszystkie cudowne wspomnienia nagle przestały mieć znaczenie i można je po prostu wyrzucić do kosza? Ot tak, bez mrugnięcia okiem?

Później rozpętałam prawdziwe piekło

Darłam się wniebogłosy, płakałam i wykrzykiwałam okropieństwa pod jego adresem. Pragnęłam, by poczuł się fatalnie – tak samo parszywie, jak ja się czułam. Jarek jednak nie dał się wyprowadzić z równowagi. Przyjmował to wszystko z niewzruszonym opanowaniem. Dotarło do mnie, że moje cierpienie kompletnie go nie obchodzi.

Tylko jedną rzecz zaprzątał jego umysł – nowe uczucie. Dla swojej nowej sympatii był gotów poświęcić nasz związek małżeński. Minęło zaledwie parę dni, a ja straciłam wszelką nadzieję. Dotarło do mnie, że niczego nie wskóram. Zbyt dobrze znałam swojego Jarka. Podjął już decyzję. Prędzej czy później stanie się tak, jak sobie zaplanował. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że oprócz utraty męża i przyjaciela, stracę również dach nad głową.

Przez cały czas trwania naszego związku małżeńskiego zupełnie nie pomyślałam o zabezpieczeniu swojej osoby. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że dom, który określałam mianem swojego, o który tak długo się troszczyłam, gdzie odchowałam nasze dzieci i z którym wiązałam tyle cudownych wspomnień, w rzeczywistości nigdy nie należał do mnie.

Ten dom jest własnością moich rodziców, a kiedy umrą, to ja go przejmę. Nie wchodzi on w skład naszego majątku wspólnego, więc nie masz do niego żadnych praw – oświadczył stanowczo Jarek.

Po rozstaniu z mężem dotarło do mnie, że nie będę miała gdzie się podziać. Jedynym wyjściem byłoby mieszkanie pod jednym dachem z jego obecną wybranką serca. Postanowiłam skonsultować się z prawnikiem. Jego słowa wytrąciły mnie z równowagi.

Niestety, nie przysługiwało mi zbyt wiele

Ewentualnie jakieś skromne oszczędności, które udało nam się zgromadzić przez te wszystkie lata. Nieruchomości, czyli dom i warsztat, stanowiły własność mojego teścia. Paradoksalnie, poza tymi oszczędnościami, nie posiadaliśmy żadnego wspólnego majątku, który mógłby podlegać podziałowi. Pomimo 20 lat wspólnego życia i wysiłków, byłam teraz niemal bez grosza przy duszy. Nie miałam zatrudnienia, środków do życia ani dachu nad głową. Kiedy Jarek zdecydował, że się rozstaniemy, moje dotychczasowe życie legło w gruzach.

– Aż ciężko uwierzyć, że po całych latach bycia razem można ot tak wyrzucić żonę na bruk, zupełnie jakby była bezwartościowym odpadem! – przyjaciółka, która przyjechała mnie wesprzeć w tym koszmarnym czasie, nie kryła swojego oburzenia. – Przecież nawet w kwestiach mieszkaniowych istnieje coś takiego jak prawo do lokalu z tytułu wieloletniego zamieszkiwania.

Gniew, jaki odczuwała, działał na mnie zaskakująco kojąco.

– Jakbyś tyle czasu pomieszkiwała na dziko w nie swoim mieszkaniu, to nie dałoby rady tak po prostu cię wyrzucić. A z własnego domu po ślubie – najwyraźniej da się! To jest dopiero skandal! Tyle lat poszło na marne! Dwadzieścia lat wstecz była szansa zakupić mieszkanie na kredyt, do teraz spokojnie spłaciłabyś całość! No i miałabyś gdzie się podziać – ciągnęła swój wywód.

Przemyślałam już wszelkie potencjalne opcje. Cóż, Polak zazwyczaj jest mądry dopiero po szkodzie...

– Spędzając połowę życia u boku drugiej osoby, nie masz żadnych praw. Przygotowujesz posiłki, dbasz o porządek, wspierasz bliskich, dajesz życie swoim dzieciom i zapewniasz im opiekę – a wciąż jesteś nikim! Twoja przyszłość zależy od tego, czy mąż będzie cię kochał! To niedopuszczalne! Przepisy nie stoją po stronie kobiet!

Miała świętą rację. Los kobiety, która oddaje się bez reszty rodzinie, spoczywa w rękach męża. Zupełnie jak wieki temu.

Sporo się pozmieniało, ale to pozostało niezmienne

Adwokat dał mi do zrozumienia, że sąd uzna mnie za kogoś, kto jest w stanie utrzymać się sam. W końcu kobiety po czterdziestce zwykle są aktywne zawodowo.

A znalezienie zatrudnienia to nie lada wyzwanie, zwłaszcza jeśli ma się za sobą dwadzieścia lat przerwy w karierze zawodowej. Co tu dużo mówić... kompletnie nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Procedura rozwodowa już się rozpoczęła, a ja w tym czasie szukałam czegoś dla siebie pośród ogłoszeń o pracę. Rany, ale się pozmieniało! Webmasterzy i informatycy mogli przebierać w ofertach dowolnie.

Nic dla siebie nie mogłam znaleźć. Mogłam zatrudnić się gdziekolwiek, ale nawet na kasę w sklepie chcieli osoby z dwuletnim stażem i umiejętnością pracy na kasie. Totalnie by mnie to załamało, gdyby nie znajoma. Wpadła do mnie, usadziła mnie przy maszynie i poleciła uszyć pluszową narzutę na kanapę.

– Chcę to dać rodzicom w prezencie – powiedziała. – Oglądali twoje cudeńka i od dłuższego czasu marzą o czymś takim. Zdecydowałam, że zamówię to u ciebie. Dobrze ci zrobi jak się czymś zajmiesz, a i troszkę zarobisz. To bardzo podnosi na duchu, przekonasz się.

Zmobilizowała mnie do pracy i faktycznie mój nastrój się poprawił.

Okazało się, że coś jednak umiem

Nie wierzyłam w to, że szycie stanie się moim sposobem na życie, ale w tamtym momencie satysfakcjonowało mnie to, co osiągnęłam. Poczułam w sobie nową energię. Ból po zakończonym małżeństwie wciąż dawał o sobie znać, jednak zdecydowałam, że nie poddam się bez walki. Chciałam zawalczyć o własny los.

Kiedy Jarek i ja wzięliśmy rozwód, z własnej woli przelał mi niewielką kwotę pieniędzy, tytułem podziału naszego wspólnego majątku. Stwierdził, że to połowa tego, co udało nam się odłożyć. Zaufałam jego słowom. Przez moment zastanawiałam się czy nie skierować sprawy do sądu, ale perspektywa wysokich kosztów skutecznie mnie od tego odwiodła.

Postanowiłam, że nie dam po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało. Niech sobie zatrzyma te pieniądze! Uda mi się stanąć na nogi bez jego pomocy!

Początkowo zatrzymałam się w tanim, niewielkim pokoju, który wynajmowała mi starsza kobieta. Mimo że nikt mnie nie wyrzucał z miejsca, które do niedawna uważałam za swój dom, zdawałam sobie sprawę, że Jarek nie może się doczekać momentu, aż sprowadzi do niego swoją nową partnerkę. Spakowałam więc swoje rzeczy do walizek i stanęłam w drzwiach, gotowa do wyjścia.

Nikt nie przyszedł mnie pożegnać. Teściowie schowali się w swojej części domu, a nasze dzieci, obrażone na tatę, postanowiły wyjechać za granicę. Julka pojechała na studia w ramach programu Erasmus do Kopenhagi, a Antek przeniósł się do Sztokholmu. Chyba tak miało być, tak było najlepiej dla wszystkich.

Stanęłam oko w oko z czymś, z czym musiałam poradzić sobie sama. Nie zamierzałam być ciężarem dla moich dzieci, one miały własne sprawy na głowie. Zerknęłam na podwórko, o które dbałam od tak dawna. Ach, te moje kochane różyczki! Poczułam pieczenie pod oczami i zbierające się łzy. Od razu wytarłam twarz. Nie ma mowy o jakimkolwiek rozklejaniu się! Nic mnie tu już nie trzyma. Najwyższa pora pomyśleć o sobie. Wiem, że sobie poradzę!

Julia, 43 lata

Czytaj także:
„Mąż ewakuował się z mojego życia, jak tylko odkrył, że jestem w ciąży. Fala smutku zalała mnie od stóp do głów”
„Wziąłem ślub z pierwszą lepszą, aby dopiec byłej dziewczynie. Przyszłą żonę poznałem na miesiąc przed ceremonią”
„Pewnego dnia mąż stwierdził, że się nudzi. Myślałam, że chodzi mu o brak zajęcia, ale miał na myśli nasze małżeństwo”

Redakcja poleca

REKLAMA