„Pewnego dnia mąż stwierdził, że się nudzi. Myślałam, że chodzi mu o brak zajęcia, ale miał na myśli nasze małżeństwo”

smutna kobieta fot. Getty Images, Olga Dobrovolska
„Mówił, że od lat czuł się nieszczęśliwy, ale nigdy o tym nie wspomniał. >>Nie chciałem cię ranić<< – tłumaczył, a ja nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że całe nasze życie było dla niego ciężarem, o którym nie miałam pojęcia”.
/ 02.10.2024 18:30
smutna kobieta fot. Getty Images, Olga Dobrovolska

Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie może się tak nagle rozpaść. Przez dwadzieścia lat z Witkiem tworzyliśmy to, co uważałam za stabilne małżeństwo. Dbałam o nasz dom, wspierałam jego karierę, a on... był po prostu obecny. Może właśnie dlatego jego słowa przyszły jak grom z jasnego nieba.

Chyba się przesłyszałam

Pewnego wieczoru Witek oświadczył, że chce rozwodu. „Nie jestem szczęśliwy” – powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Jakby nagle wszystko, co stworzyliśmy, przestało mieć znaczenie. Zostałam z niczym. Całe moje życie, które do tej pory było tak przewidywalne, nagle zaczęło się rozpadać.
Planowany dialog:

Kiedy Witek to oznajmił, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. „Beata, ja już tak nie mogę” – jego słowa wciąż dźwięczą mi w uszach. Mówił, że od lat czuł się nieszczęśliwy, ale nigdy o tym nie wspomniał. „Nie chciałem cię ranić” – tłumaczył, a ja nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że całe nasze życie było dla niego ciężarem, o którym nie miałam pojęcia.

Siedzieliśmy w kuchni, przy stole, przy którym codziennie jedliśmy wspólnie kolacje. Miejsce, które było dla mnie symbolem naszej codzienności, teraz stało się sceną końca naszego małżeństwa. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Zaczęłam analizować każde wspomnienie, każdy moment z przeszłości, próbując znaleźć oznaki, że coś było nie tak. Ale im bardziej się starałam, tym bardziej czułam, że nigdy tego nie zobaczyłam.

Witek był spokojny, jakby od dawna przygotowywał się na ten moment. Ja, z kolei, czułam się zagubiona. Czy naprawdę tak niewiele dla niego znaczyłam? Czy wszystko, co zbudowaliśmy przez te lata, nie miało wartości?

– Dlaczego, Witek? Dlaczego teraz? Myślałam, że wszystko między nami jest dobrze – to jedyne co z siebie wyrzuciłam.

– Beata, jestem zmęczony. Od dawna czuję, że to wszystko nie ma sensu. Potrzebuję czegoś nowego, nie wiem... zmiany.

Te zmiany miały imię

Nie minęło wiele czasu od rozmowy o rozwodzie, kiedy dowiedziałam się, że Witek ma nową partnerkę. Informacja ta rozdarła mnie na strzępy. Jeszcze kilka tygodni temu żyłam w przekonaniu, że nasze małżeństwo jest szczęśliwe i trwałe, a teraz widziałam, jak moje miejsce w jego życiu zajmuje ktoś inny. Nie mogłam pojąć, jak szybko to się stało. Czy był z nią wcześniej? A może to ja przestałam dla niego istnieć jeszcze zanim się pojawiła?

Gdy się o tym dowiedziałam, poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. W głowie kłębiły się myśli, które nie dawały mi spokoju. Czułam się zdradzona, nie tylko jako żona, ale jako kobieta. To, co miało być procesem zakończenia związku, nagle zamieniło się w walkę z własnymi emocjami i poczuciem, że zostałam zastąpiona. Często siedziałam w samotności, zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd, co zrobiłam, że Witek przestał mnie kochać. Czy nasze życie było kłamstwem?

Gdy rozmawiałam z Anną, moją przyjaciółką, próbowałam to zrozumieć, ale moje serce było wciąż zbyt poranione, żeby racjonalnie myśleć.

– To niemożliwe. Jak on mógł tak szybko kogoś znaleźć? To było zaplanowane? Zdradzał mnie?

– Beata, nie możesz tak myśleć. Może to nie tak, może po prostu... chciał ruszyć naprzód szybciej niż ty.

Zaczęła się walka o rozwód

Kiedy rozwód przeszedł z etapu rozmów do formalnej walki o majątek, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Witek, ten sam człowiek, który jeszcze niedawno był moim partnerem, teraz wydawał się zupełnie innym człowiekiem. Jego propozycje dotyczące podziału były niesprawiedliwe. Chciał zostawić sobie mieszkanie, większą część oszczędności, a mnie miał zostać jedynie „symboliczny” udział.

Siedząc na pierwszej rozprawie, patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jak mógł tak się zmienić? Zaczęło się od prostych roszczeń, ale każda kolejna prośba Witka zdawała się wyciągać z niego coraz więcej złości i pretensji. Próbował przedstawić mnie jako osobę, która niczego nie wnosiła do związku, co było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Zawsze starałam się być najlepszą żoną, wspierałam go, kiedy rozwijał swoją karierę. A teraz, w oczach sądu, miałam być tą, która nie zasługuje na nic.

Mój adwokat radził mi, bym była spokojna, ale wewnętrznie czułam, że walczę nie tylko o majątek, lecz o resztki godności. Ta walka nie była już tylko o pieniądze – była o to, kto wyjdzie z tej relacji zwycięsko.

Każda kolejna rozprawa odbierała mi siły. Czułam, jak stopniowo tonę w chaosie rozwodowej batalii. Wszystko, co kiedyś było moje – nasz dom, nasza wspólna przyszłość – teraz wydawało się nieosiągalne. Czułam się, jakby życie, które znałam, rozpadło się na kawałki, a ja nie mogłam ich już pozbierać. Nie rozumiałam, jak Witek mógł tak łatwo i bez emocji przejść nad tym do porządku dziennego.

Najgorsze było to, że on już zaczął nowe życie, a ja wciąż stałam w miejscu. Próbowałam funkcjonować normalnie, ale wszystko, co dotychczas znałam, przestało istnieć. Dom, który kiedyś był pełen ciepła, teraz był pusty. Łóżko wydawało się za duże, a cisza wieczorami była nie do zniesienia. Rozmawiałam z Anną, próbując zrozumieć, dlaczego to wszystko mnie przerosło, dlaczego Witek tak łatwo odszedł i zaczął coś nowego, podczas gdy ja nie mogłam się ruszyć.

Zaczęłam kwestionować wszystko – swoje decyzje, swoje życie, nawet to, kim byłam. Czy kiedykolwiek będę w stanie ruszyć naprzód?

– Nie wiem, jak mam teraz żyć. Straciłam nie tylko męża, ale całe moje życie, plany na przyszłość. Wszystko przepadło – żaliłam się Ani.

– Masz prawo czuć się zraniona, ale nie możesz się poddać. To boli, ale musisz znaleźć sposób, żeby się podnieść – pocieszała mnie przyjaciółka.

Nikt nie był wygrany

Proces rozwodowy dobiegł końca. Siedziałam w sądzie, słuchając decyzji sędziego, ale nic do mnie nie docierało. To był koniec – prawnie przestaliśmy być małżeństwem. Zostawił mi część pieniędzy, ale straciłam nasz dom. To miejsce, które przez tyle lat było naszą przystanią, teraz miało być jego. Czy to miało jakieś znaczenie? Witek wydawał się nieporuszony. Ja byłam wyczerpana. Nie czułam ulgi, a jedynie pustkę.

Kiedy wychodziliśmy z sali, wymieniliśmy krótkie spojrzenia, jakbyśmy byli dla siebie obcymi ludźmi. Zakończyliśmy coś, co miało trwać wiecznie, a teraz oboje staliśmy przed nową, nieznaną rzeczywistością. Witek szybko odszedł, jakby chciał uciec od całej tej sytuacji. Ja zostałam na korytarzu, zastanawiając się, co dalej.

To była tylko formalność, ale dla mnie ten rozwód oznaczał koniec całego życia, które znałam. Wyszłam na zewnątrz, czując chłodny wiatr na twarzy, i zrozumiałam, że teraz zaczyna się coś zupełnie nowego. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka, ale wiedziałam jedno – wszystko, co było pewne, przestało istnieć.

Dni po rozwodzie były puste. Witek zniknął z mojego życia, ale wspomnienia o nim wciąż tkwiły we wszystkim, co robiłam. Każda poranna kawa, każdy spacer po osiedlu przypominały mi o tym, co utraciłam. Ale stopniowo zaczęłam dostrzegać, że to już nie chodziło tylko o niego. Chodziło o mnie – o to, co mogłam zrobić teraz, kiedy nie miałam już obowiązku dostosowywać swojego życia do nikogo.

Rozwód, choć bolesny, nauczył mnie, że mogę zacząć od nowa. Początki były trudne. Każdego dnia zmuszałam się do tego, by podnieść się z łóżka, by próbować na nowo znaleźć sens w codziennych sprawach. Pomagała mi Anna, która była przy mnie w najgorszych momentach. Niewielkie rzeczy zaczęły przynosić mi ulgę – pierwszy wieczór, kiedy poczułam spokój, samotne spacery, które pozwalały mi na przemyślenia.

Wiem, że droga do pełnego uzdrowienia będzie długa, ale teraz widziałam, że mam przed sobą życie, które nie zależy już od nikogo. To ja mogłam decydować, kim chcę być i jak chcę żyć. Moje życie po rozwodzie było inne, trudniejsze, ale w pewien sposób obiecujące. Nareszcie zaczynałam rozumieć, że choć straciłam przeszłość, to mam przed sobą przyszłość, którą muszę zbudować sama

Beata, 47 lat

Czytaj także:
„Po maturze kumpele planowały karierę, a ja marzyłam o wielkiej rodzinie. Nie zwierzałam się, bo by mnie wyśmiały”
„Siostra zniknęła bez słowa na kilka lat, a teraz wróciła i błaga o pomoc. Ja jednak czuję, że chce tylko wyłudzić kasę”
„Na 21. urodziny dostałem od rodziców niespodziankę. Światło dzienne ujrzał sekret skrywany od dnia moich narodzin”

Redakcja poleca

REKLAMA