„Po 20 latach mąż odszedł do kochanki. Gdy młoda zaczęła brykać, błagał o wybaczenie. Zemsta była słodka”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Oliver Rossi
„Przedstawił się jako Tobiasz. Miał spore uszy, kwadratową szczękę i szare oczy. Na pokaźnym nosie spoczywały wielgachne okulary. Żadna z tych cech nie prezentowała się atrakcyjnie, jednak wszystkie obok siebie tworzyły twarz o intrygującym uroku”.
/ 06.07.2024 22:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Oliver Rossi

Maciek się wyniósł. Ot tak, po prostu. Myślałam, że nasze trwające dziewiętnaście lat małżeństwo było udane, a tu nagle, ni z tego ni z owego, poczuł zew wolności.

– Muszę zacząć wszystko od początku – rzucił, spakował kilka rzeczy do torby i wyszedł. Przez dwie godziny chodziłam w kółko po pokoju jak lew zamknięty w klatce.

Jak mógł tak po prostu zniknąć? 

Chwyciłam za komórkę i wykręciłam numer do koleżanki.

– Wyobraź sobie, że Tadeusz wziął swoje manatki i tyle go widzieli – wypaliłam, a po chwili zaczęłam beczeć jak bóbr.

– Co za gnojek – moja kumpela nie gryzła się w język, a ja przyznałam jej w duchu rację.

Minęło ledwie pół godziny, gdy Zosia zapukała do moich drzwi. Ledwo złapała oddech po biegu na ostatnie piętro.

– No, mów – rzuciła, wchodząc do środka. Chwyciła kieliszek z winem, który trzymałam i wypiła wszystko jednym haustem. Ruszyłam w stronę kuchni, a ona podążyła za mną.

– Już od kilku dni miałam przeczucie, że coś się kroi – zaczęłam. – Chodził jakiś taki nabuzowany… A dzisiaj, zaraz po śniadaniu, stwierdził, że musimy pogadać. Mówił od rzeczy, aż w końcu powiedział po prostu: „odchodzę”.

– Wiesz, do kogo odszedł? Zresztą mniejsza z tym. – Zośka lekceważąco machnęła dłonią. – Raczej nie do kobiety starszej od niego o dziesięć lat, której skóra ledwo się trzyma po piątym liftingu. Pozwól, że strzelę – uniosła wzrok, opróżniając kolejny kieliszek. – Pewnie ma ze dwadzieścia kilka lat, nogi do samego podbródka i wielbi go ponad życie. I marzy o tym, by dać mu całe wojsko dzieciaków, w zamian za nową biżuterię co tydzień.

Kazała mi się spakować

– Teraz to już żadna kobieta nie ma ochoty za pięć stów wcielać się jednocześnie w rolę karmiącej matki, mistrzyni sprzątania i dobrego ducha zaopatrzenia, a przy tym zawsze jest chętna na szalone figle w sypialni – wyrzuciłam jednym tchem.

– No raczej, to oczywiste.

– Co ja mam teraz zrobić?

– Zadzwoń do szefa. Powiedz, że stan zdrowia twojej matki uległ pogorszeniu i potrzebujesz paru dni urlopu.

– Ale przecież moja mama nie żyje od dwóch lat.

– To się stało jeszcze przed twoim zatrudnieniem, więc nie mają o tym pojęcia. Dlatego ani im, ani tym bardziej twojej świętej pamięci mamie, której dusza jest teraz w rękach Boga, nie będzie to sprawiać problemu – uświadomiła mnie Zośka.

Godzinę później miałam już spakowaną walizkę, podczas gdy Zośka wysłała swojego chłopaka, by kupił bilet na pociąg do Zakopanego.

Dlaczego akurat tam? Cóż, cztery lata wcześniej Zośka przechodziła przez to samo, co ja teraz. Spontanicznie, bez bagażu, ruszyła wtedy w góry i właśnie tam poznała swojego obecnego partnera.

Wylądowałam w Zakopanem

Wszystko wskazywało na to, że podobne opowieści mają w zwyczaju się powtarzać. Skrycie liczyłam na to samo. Wsiadając do wagonu sypialnego dostałam od Zośki obietnicę, że skontaktuje się z góralką, u której sama nocuje za każdym razem.

Ruszyłam w drogę. W obawie przed nocą spędzoną na bezowocnym przewracaniu się z boku na bok sięgnęłam po tabletki nasenne. Jedna podobno by wystarczyła, ale dla pewności połknęłam dwie. Rankiem konduktor z trudem zdołał mnie ocucić. Gdy znalazłam się przed budynkiem stacji, miałam problem z przypomnieniem sobie, gdzie właściwie jestem.

W końcu zobaczyłam misia polarnego, a tuż przy nim górala dzierżącego w dłoniach aparat fotograficzny. Nagle przypomniałam sobie, jaki był cel mojej wyprawy.

– Pamiętaj, że masz się zrelaksować – dobiegł mnie z głośnika smartfona głos mojej przyjaciółki. – Kiedy trafisz na atrakcyjnego gościa, to idź na całość. Poczuj, jak planeta po raz kolejny zaczyna wirować ci w czaszce. Nie marnuj ani chwili na tego durnia, z którym byłaś w związku małżeńskim.

– Nadal jestem.

– Przestań! Wyobraź sobie, że miał atak serca i dopiero co wróciłaś z jego ostatniego pożegnania. Nikt po nim nie płacze, a ty odczuwasz największą ulgę.

– Chyba musiałabym wypić ze cztery setki na odwagę.

– No to na co czekasz? Do dzieła!

Ewidentnie mnie podrywał

Nie wiem, co Zośka nagadała góralce, ale traktowała mnie jak księżniczkę. W dodatku przydzieliła mi najfajniejszy pokój z widokiem na szczyt. Trzy dni w samotności pozwoliły mi na odzyskanie jasności umysłu. Tak naprawdę to czego ja się tak przestraszyłam? Że niby brak faceta to jakiś dramat życia? A jeśli chodzi o te kwestie, to są sposoby, żeby mieć więcej frajdy niż mógł mi dać on.

Któregoś dnia, gdy jadłam kolację w stołówce pensjonatu, zagadnął mnie jakiś facet.

– Spośród wszystkich pań w tym pomieszczeniu to pani jest zdecydowanie najpiękniejsza – powiedział mi wprost.

– Niech pan zauważy, że jesteśmy tu sami – stwierdziłam kąśliwie.

– Ach, gdzie moje maniery! – machnął ręką w stronę portretów urodziwych dziewczyn z gór, zdobiących ściany. – A te ślicznotki to co?

Nieznajomy przedstawił się jako Tobiasz. Jego oczy były jakby nieobecne, a skronie delikatnie przyprószone siwizną. Miał spore uszy, szczękę o kwadratowym kształcie i szare tęczówki. Na jego pokaźnym nosie spoczywały wielgachne okulary w rogowych oprawkach. Żadna z tych cech z osobna nie prezentowała się szczególnie atrakcyjnie. Kiedy jednak wszystkie one znalazły się obok siebie, tworzyły twarz o intrygującym uroku.

Okazał się świetnym kompanem

– Zauważyłem, że każdego poranka wyrusza pani w kierunku gór i wraca dopiero po zmroku – powiedział.

– Obserwował mnie pan?

– Słyszała pani kiedyś o Macie Hari? – udałam, że nie mam o niej pojęcia. – Pracowała jako szpieg. Zwerbowano ją, gdy przebywała w górskim ośrodku wypoczynkowym.

– A gość, który ją zwerbował, miał na imię Tobiasz?

Parsknęliśmy śmiechem, słysząc te wyssane z palca bzdury, po czym ruszyliśmy na przechadzkę.
Tobiasz potrafił nieźle maszerować, ale lenistwo też nie było mu obce. Od czasu do czasu robił postój, siadał i z dziecięcym wręcz zachwytem podziwiał widoki gór. Nagle sięgnął po blaszaną piersiówkę i polał mi do plastikowego kieliszka odrobinę koniaku. Miał wyborny smak.

Od tamtej pory codziennie rano widywaliśmy się przy śniadaniu, a wieczorem żegnaliśmy po obiedzie. Każdego wieczoru dzwoniła też do mnie Zośka, zaczynając rozmowę od słów: „Widziałaś się z nim?”.

Nie przyjechałam na łowy

– A ty myślisz, że przyjechałam tutaj, żeby bawić się w myśliwego? – parsknęłam śmiechem.

– A niby po co? – kumpela nie owijała w bawełnę. – Jedynym sposobem na zapomnienie o miłości jest kolejna miłość.

– Póki co zdałam sobie sprawę, że już nie jestem zakochana w Maćku.

– No to tym bardziej nie powinnaś mieć żadnych oporów. Złap w swoje sidła jakiegoś cudaka w portkach.

W końcu wyrzuciłam z siebie, że już „upolowałam” jednego z tych, co noszą spodnie.

– Twój chłopak jest w pobliżu?

– Daj spokój, jest późno i próbuję zasnąć.

– Powinien być przy tobie. Jutro kończysz kolejny rok życia. A co, jeśli nagle złapie cię skleroza?

Przynajmniej będziesz miała jedno przeżycie erotyczne w zapasie.

– Dobranoc – burknęłam do telefonu.

Kolejnego wieczora nie miałam szansy odebrać, gdy dzwoniła Zośka, ponieważ byłam zaabsorbowana… Tobiaszem.

Przypomniał sobie o mnie

Po tygodniu byłam z powrotem w swoich czterech kątach. Wypakowałam manatki i spędziłam cały wieczór na pogaduchach z Zośką. Dzień później w progu stanął nie kto inny jak Maciej.

– Bardzo cię przepraszam. To było tylko chwilowe zafascynowanie. Jesteś jedyną kobietą, którą naprawdę kocham. Zdaję sobie sprawę, że zachowałem się jak ostatni idiota. I rzeczywiście nim jestem. Ale od teraz będzie zupełnie inaczej, obiecuję! – zapewnił, klękając przede mną i wyjmując z kieszeni złoty pierścionek z pięknym brylantem. – Proszę, wybacz mi – dorzucił, szykując się do nałożenia mi pierścionka na palec, kiedy dostrzegł na nim skromny, miedziany pierścionek z czerwonym szkiełkiem. Dla mnie nie do zastąpienia.

– A to co takiego? – zapytałam ze zdziwieniem w głosie.

– Pierścionek zaręczynowy – odparłam, obracając się na pięcie. Maciek sprawiał wrażenie kompletnie oszołomionego.

– Czy on ma więcej pieniędzy niż ja? – pokręciłam głową na „nie”. – A może jest młodszy? – tym razem też dałam mu znać, że to nieprawda. – No to co takiego sobą reprezentuje?

Kazałam mu się wynosić

– Wiesz, on jest sobą, naprawdę mnie kocha i lubi ze mną chodzić po szlakach w górach, a ty tego nie cierpisz.

– Masz zamiar związać się z tym facetem na stałe?

– To nie twój interes. A w ogóle to dzisiaj faceci od przeprowadzek zabrali twoje rzeczy do domu twojej matki.

– Przecież moja matka ma tylko kawalerkę – zaskomlał Tadeusz.

– No to poszukasz jakiegoś lokum do wynajęcia. A później poznasz jakąś panienkę, która da ci gromadkę dzieciaków, będzie wyglądać jak milion dolarów, szczerzyć się od ucha do ucha i mieć ochotę na figle choćby w spiżarni.

Kiedy zostałam sama, popatrzyłam na pierścionek na palcu. Tobiasz kupił mi go na bazarze, bez żadnego wyznania. Nie miałam na palcu pierścionka zaręczynowego. Przynajmniej na ten moment. Tego wieczora wybieramy się z Tobiaszem na obiecaną kolacyjkę. A dalej… zobaczymy, co przyniesie los.

Paulina, 49 lat

Czytaj także:
„Studia namieszały córce w głowie. Każe mi jeść wegański majonez i uprawia wygibasy z materacem na oczach sąsiadów”
„Mąż stwierdził, że ma dość tego związku i postanowił wymienić mnie na nowszy egzemplarz. Wybrał sobie moją siostrę”
„Jestem po 50 i wiodę życie singielki. Koleżanki szukają mi męża, a ja się cieszę, że nie muszę prać męskich slipów”

Redakcja poleca

REKLAMA