Wypchana koperta ledwie mieściła się w skrzynce, była gruba, formatu szkolnego zeszytu, nadana została w Szwecji i zawierała folder oraz list. Podpisał go sekretarz fundacji, jak zdołałam zrozumieć, zajmującej się upowszechnianiem szans kształcenia młodzieży. To musiała być pomyłka, do młodzieży od dawna się nie zaliczałam, ale z ciekawością przejrzałam prospekt. Zdjęcia studentów pozujących na tle murów zacnej zapewne uczelni upewniły mnie, że list trafił pod zły adres.
Uznałam to za pomyłkę
– Szwedzka fundacja proponuje twojej starej matce stypendium – zawołałam do Mileny, wchodząc do mieszkania.
– Poważnie? – ubawiła się.
– O ile będę miała wyniki, które ich zadowolą. Chyba chodzi o oceny?
– Pokaż – Milena wyjęła mi z ręki list. W przeciwieństwie do mnie nie miała problemów z angielskim, zdolności do języków musiała odziedziczyć po ojcu, bo na pewno nie po mnie. – Rzeczywiście, mają taki program i można się na niego załapać, tylko trzeba spełnić całkiem sporo warunków. Wysoka punktacja na maturze i biegła znajomość angielskiego to tylko kilka z nich, trzeba jeszcze przejść przez rozmowę kwalifikacyjną, cokolwiek to znaczy.
– W zamian dają stypendium?
– Niewielkie, ale z mieszkaniem, a to już dużo. Dziwne, że ta propozycja trafiła właśnie do ciebie, skąd mieli adres?
– Wyciekł z bazy danych – powiedziałam beztrosko.
Córka była zainteresowana
– Mamo, nie rozumiesz. Jeśli ta fundacja rzeczywiście istnieje i nie jest to próba wyłudzenia danych, czy też wpisowego, to poluje na najzdolniejszych. Dlaczego namierzyli ciebie? Nie wypominam ci wieku, ale to raczej propozycja dla mnie. Poprzeczkę ustawiono wysoko, proces kwalifikacji przejdą tylko najlepsi, z wysoką średnią i znajomością języka.
– Chciałabyś wyjechać? – zainteresowałam się. – Jesteś zdolna, spełniasz wszystkie warunki, ale chyba nie zamierzasz studiować za granicą?
– Dlaczego nie? Nie brałyśmy pod uwagę tej możliwości, bo to kosztowna impreza, ale skoro można załapać się na stypendium, to chciałabym spróbować.
Przestraszyłam się. Moje dziecko, samo, tak daleko od domu, nic nie wiem o tej fundacji, a może to ściema? Nawet na pewno, przecież takie propozycje nie spadają z nieba, a o ile wiem Milena nie składała aplikacji na zagraniczne uczelnie.
– Nawet o tym nie pomyślałam – córka przygryzła brzeg listu.
Szybko odsunęłam kartkę od jej twarzy.
– To naprawdę dziwne, że okazja sama zapukała do naszych drzwi, a raczej znalazła się w skrzynce – przyznałam nieufnie. – Trzeba by sprawdzić tę fundację, powiesz o tym ojcu?
Kazałam jej wszystko sprawdzić
Rzadko zawracałam Arturowi głowę sprawami córki, szanowałam jego prywatność, byliśmy dwoma osobnymi bytami, łączyło nas tylko dziecko. Artur był dobrym ojcem, sam się angażował, nie trzeba było go do tego nakłaniać, nie mogłabym lepiej trafić, nawet gdybym wybrała go spośród wielu kandydatów. A nie wybierałam, połączył nas przypadek.
– Pewnie, że powiem, ale najpierw sprawdzę tę fundację w sieci – postanowiła moja samodzielna dziewczynka.
Nie pozwolę jej wyjechać nie wiadomo dokąd. A co jeśli to handlarze ludźmi? Poszłam za nią i wisiałam jej nad głową, podczas gdy ona przeglądała strony fundacji. Wyglądały na prawdziwe, ale czy dzisiaj można to tak po prostu stwierdzić? Nie przekonały mnie nawet dobre opinie wystawione przez studentów korzystających ze stypendiów ufundowanych przez organizację, ani zdjęcia kampusu uczelni, które Milena wyszukała w aplikacji „mapy”.
– Jeśli to oszustwo, to musiało być tworzone latami – orzekła Milena.
Zaniepokoiłam się.
– Nie można wierzyć wszystkiemu, co znajdziesz w internecie, zadzwoń do taty, niech on sprawdzi – ponaglałam ją. – Nie pozwolę ci wyjechać nie wiadomo dokąd, a co jeśli to handlarze żywym towarem? Ojciec ma różnych znajomych, niech popyta, może któryś coś wie.
Jedno nazwisko zwróciło moją uwagę
Milena od dawna samodzielnie kontaktowała się z ojcem, ja starałam się trzymać na uboczu, dlatego nie zadzwoniłam do Artura, tylko kazałam dziecku. Milena wystukała w końcu esemesa, dostała wiadomość że tata jest na dyżurze i odezwie się później. To musiało mi na razie wystarczyć. Z zamyślenia wyrwał mnie szum drukarki wypluwającej kartki, moje operatywne dziecko coś drukowało.
– Lista zarządu czy tam rady nadzorczej fundacji – wręczyła mi krótki spis nazwisk.
Przebijałam się mozolnie przez trudne do wymówienia i nic mi nie mówiące nazwiska, zastanawiając się, czy ci kolesie naprawdę istnieją, gdy jedno z nich przykuło moją uwagę. Peter Woznak brzmiało znajomo, ale było dość popularne. Znałam kiedyś Piotrka Woźniaka, nawet więcej niż znałam, kochałam go jak głupia, później już nikogo nie obdarzyłam takim uczuciem. Mało nie rozsypałam się w pył, kiedy się rozstawaliśmy, cierpiałam, ale wiedziałam że tak musi być. Piotrek upewniał mnie, że zarobi na mieszkanko dla nas i wróci, amerykańskie dolary dadzą nam start, którego bardzo potrzebowaliśmy.
Wróciły wspomnienia
Nie mieliśmy się gdzie podziać, moi rodzice mieszkali na wsi, jego nie mogli nas przyjąć pod swój dach. Byliśmy zdani na siebie i wtedy Piotrek ubłagał nigdy nie widzianego kuzyna by zaprosił go do Stanów. Krewniak mocno się opierał, ale naciśnięty przez rodzinę, do której dotarł zdesperowany Piotrek, machnął ręką i przysłał zaproszenie, a nawet dał mglistą obietnicę załatwienia pracy na budowie. Piotr miał wrócić za rok, ale więcej go nie zobaczyłam. Korespondencja urwała się, kiedy zniecierpliwiony kuzyn odesłał mi dwa ostatnie listy, z odręczną adnotacją „niech panna się odczepi”. Bardziej po chamsku nie mógł mi dać do zrozumienia, że narzucam się Piotrkowi, który tchórzliwie ukrył się za plecami wuja, zamiast zerwać ze mną jak na mężczyznę przystało.
Czułam się jakbym dostała w twarz, nie dość, że straciłam ukochanego, to jeszcze w taki sposób! Miotałam się między nienawiścią do Piotrka i nadzieją, że to jednak pomyłka, złośliwość kuzyna. Nie miałam dokąd pisać, ale co dzień wyglądałam listu, co się dzieje z Piotrem i gdzie mam go szukać. Miałam przeczucie, że wyprowadził się od kuzyna i niedługo się odezwie, ale minęły miesiące i nawet ja musiałam porzucić nadzieję i przyjąć do wiadomości, że Piotrek się ulotnił. Zniknął z mojego życia bez słowa, wstydząc się powiedzieć, dlaczego mnie zawiódł. Przyjaciółki twierdziły, że musiała stać za tym inna dziewczyna, ale ja nie chciałam w to uwierzyć. Piotrek by mnie nie zdradził, za bardzo się kochaliśmy.
Siedząc samotnie w czterech ścianach zagłębiałam się w idiotyczne rozważania, snułam wybielające Piotrka scenariusze wydarzeń, ale w końcu się załamałam. Wtedy wkroczyły na scenę dziewczyny, wyciągając mnie na imprezę, która miała mnie rozweselić. Artur świętował ukończenie Akademii Medycznej, a właściwie świętowali jego znajomi, a on siedział w kącie z lampką wina i z zadowoleniem obserwował jak ludzie się bawią. Przycupnęłam obok, posunął się gościnnie i podniósł w górę kieliszek przyglądając mi się przez szkło.
Poznałam Artura
– Widzisz szczęśliwego faceta – oznajmił, trochę zbyt dokładnie wymawiając każde słowo. – Mam dyplom i załapałem się na ciekawy staż, czy może być lepiej? Twoje zdrowie.
– Nie mam drinka – rozłożyłam ręce.
– To niewybaczalne zaniedbanie – poderwał się rozlewając wino. – Zaraz ci przyniosę, sobie zresztą też. Dziś jest wielki dzień, uczcijmy go, tak żeby nie zapomnieć. Zaczekaj tu, zaraz wracam.
Odżeglował chwiejnie, na skrzydłach radosnego uniesienia, był przy tym tak sympatyczny i zabawny, że się uśmiechnęłam, pierwszy raz od dawna. Niech się cieszy! Ja co prawda miałam potężnego doła, ale zawsze to przyjemnie spotkać szczęśliwego człowieka. Przesiedziałam z nim w kącie cały wieczór, upiliśmy się, ja na smutno, on na wesoło. Opowiedziałam mu historię swojego życia, on mnie pocieszał i tak jakoś się stało, że niebacznie wypowiedziane słowa spełniły się co do joty, żadne z nas nigdy nie zapomniało tego dnia.
Dziewięć miesięcy później urodziłam Milenę, Artur zachował się przyzwoicie, nie wyparł się ojcostwa, wspierał mnie, ale kiedy spytał jak wyobrażam sobie dalej nasze życie, wyczułam, że myśli podobnie jak ja. Nie kochałam go, on mnie też, nie chcieliśmy się wiązać, ale łączyło nas dziecko. Co robić?
– Ty zdecyduj, zrobimy tak jak zechcesz – Artur po dżentelmeńsku oddał sprawy w moje ręce.
Gdybym cokolwiek do niego czuła, wyszłabym za niego, ale w tej sytuacji… Nie, to byłoby nie fair wobec siebie. I niego.
– Moglibyśmy mieszkać osobno, ale dziecko próbować wychowywać razem – zaczęłam z wahaniem, niepewna, czy dobrze robię pozbawiając Milenki szans na dom z mamą i tatą.
– Dziękuję ci bardzo – powiedział Artur z wdzięcznością. – Jesteś wyjątkową dziewczyną, nie zapomnę ci tego. Możesz na mnie liczyć, zawsze będę obok Milenki.
Życie płynęło dość dziwnie
Miałam poważne wątpliwości, żałowałam, że tak łatwo pozwoliłam mu się wywinąć, pozbawiając Milenkę ojca. Nie wierzyłam w Artura, ale czas pokazał, że nie doceniłam go. Był nie tylko tatą stawiającym się na każde wezwanie, zrobił też znacznie więcej. Czas biegł, nasza córeczka zaczęła chodzić, kiedy Artur powiedział mi, że się żeni.
– Obie jesteście zaproszone, należycie do rodziny, a Milusia będzie naszą druhną – oznajmił beztrosko, jakby to była najoczywistsza sprawa.
– To nie jest dobry pomysł, spytaj narzeczonej, na pewno powie ci to samo – odparłam.
– Ewa chce was poznać, to ona uświadomiła mi, że nasze dzieci będą przyrodnim rodzeństwem Milenki. A ja jestem jej tatą, więc wszystko gra. Takie pozszywane rodziny, jeśli ludzie się postarają, funkcjonują nawet lepiej niż tradycyjne. Wszystko zależy od nas, możemy żyć w przyjaźni, żeby nasze dzieci miały kiedyś w sobie oparcie.
– Nie wiem, czy jestem gotowa na takie przyszłościowe myślenie.
– Postaraj się, dla Milenki – powiedział krótko.
Zrobiłam to, przełamałam uprzedzenia, i teraz jestem zadowolona. Milena ma młodsze rodzeństwo, brata i siostrę, których nie widuje tylko od święta. Ja zresztą też nie, bo Jakub i Natalka często u nas bywają. Lubię te dzieciaki, są przyjazne i otwarte jak ich ojciec, nie widzą problemów tam, gdzie ich nie ma. Cała trójka jest bardzo zżyta, dziewczyny często wychodzą razem, czasem nawet dołącza do nich Kuba z kolegami. Artur miał rację, warto było się postarać dla naszych dzieci.
Musiałam się upewnić
Kilka dni później wiedziałam już wszystko o tajemniczej fundacji ze Szwecji, sprawdziliśmy ją wszyscy troje, Ewa, Artur i ja. Istniała i rzeczywiście prowadziła program stypendialny, ale dlaczego wysłano propozycję właśnie do mnie? Zaczęłam mieć pewne podejrzenia. Po wielu wahaniach wysłałam list. Obiecywałam sobie, że już nigdy tego nie zrobię, ale teraz musiałam. Dla Milenki. Zaadresowałam go do fundacji, dopisując nazwisko Petera Woznaka, a do koperty włożyłam kartkę, na której napisałam swoje imię i numer telefonu. Jeśli to on, będzie wiedział co robić, a jeśli nie, no cóż, uzna, że to głupi dowcip.
Zadzwonił, od razu poznałam jego głos. Piotrek, po tylu latach! Chciałam porozmawiać z nim spokojnie, ale zalała mnie fala wspomnień. Zrobiło mi się gorąco, nie sądziłam, że tak zareaguję.
Milczałam, starając się odzyskać zimną krew, a potem wypaliłam:
– Piotrek, dlaczego?
Próbował się tłumaczyć
Zmieszał się, chrząknął, wziął głęboki oddech.
– Jeśli mówisz o tamtym… Jak rany, to już tyle lat, nagle poczułem się jak chłopak – próbował mnie zagadać, ale ja nie odpuściłam.
– Powiedz, co się wtedy stało, muszę wiedzieć – zażądałam.
– Byłem młody, głupi, tak wyszło. Przykro mi – zawahał się, chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zmienił temat. – Dostałaś list i prospekt? I co ty na to?
Zaśmiałam się odrobinę histerycznie.
– Chyba nie sądzisz, że rozpocznę u was studia? Po tylu latach? – dodałam parafrazując jego nędzne tłumaczenie.
– To propozycja dla twojej córki, bo masz córkę, prawda?
– Skąd wiesz? – zrobiłam się czujna.
– Czysty przypadek, niedawno spotkałem kogoś z dawnych znajomych, sporo Polaków tu mieszka.
– I tak od razu przyszło ci do głowy, że zaprosisz moje dziecko do Szwecji i dasz jej stypendium?
– Jestem w radzie fundacji, przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić. Jak ona ma na imię?
Myślał, że to jego córka
Dlaczego tak się interesował przyszłością Mileny? Porzucił mnie wiele lat temu, nie szukał kontaktu, a teraz naciska i wyraźnie mu zależy.
– Czego od niej chcesz?
– Ależ niczego, nie roszczę sobie żadnych praw – powiedział pojednawczo. – Mam żonę, nie szukam kłopotów. Ona nic nie wie ani o tobie, ani o dziecku, zresztą do niedawna ja też nie wiedziałem, że mam córkę.
– Że co? – podniosło mnie z miejsca. – Nie masz córki, w każdym razie nie ze mną. A nawet gdyby Milena była twoja, nic bym ci nie powiedziała. Nie nadajesz się na ojca.
– Masz prawo się złościć – tonował moja wściekłość – ale zrozum, różnie się w życiu układa. Wtedy… Byłem zbyt młody, nie gotowy na prawdziwy związek. Zrozumiałem to będąc daleko od domu i od ciebie, nie umiałem ci tego powiedzieć, więc pomyślałem, że przeczekam. A potem jakoś rozeszło się po kościach, byłem zajęty walką o przetrwanie, wyjechałem ze Stanów i osiadłem w Szwecji. Fundacja jest pomysłem mojego teścia, oboje z żoną w niej pracujemy. Pomyślałem, że gdyby nasza córka zaczęła tu studiować, poznalibyśmy się bliżej, mógłbym ją przedstawić Agnethcie. Na pewno ją polubi, my nie mamy dzieci.
– A gotowa, odchowana i w dodatku bardzo zdolna córka spada ci wprost z nieba. Niewiarygodne!
– Jesteś oburzona, rozumiem. Mógłbym nadal siedzieć cicho, ale ktoś musi zrobić pierwszy krok.
– Milena ma ojca, którego nazwisko nosi.
– Ma na imię Milena? Ładnie. Nie dziwię się, że wyszłaś za mąż, ale to niczego nie zmienia. Moja propozycja jest wciąż aktualna, stypendium czeka. Już nie mogę doczekać się spotkania.
Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam się śmiać. I to był ten Piotrek, za którym tyle lat tęskniłam? Co za palant, jak mogłam kochać kogoś takiego. W ogóle nie słuchał, co mówię, nie przyjmował do wiadomości, że Milena nie jest jego córką. Uparł się czy zwariował? Jakby policzył na palcach, to by zrozumiał, dlaczego to niemożliwe. Kiedyś do tego dojdzie, a tymczasem, czemu by nie skorzystać z jego propozycji? Milena mogła na tym tylko wygrać, więc przestałam wyprowadzać go z błędu.
Milena zdobyła stypendium
Opowiedziałam o wszystkim Milenie, ona wtajemniczyła ojca, a ten Ewę. Uważali, że trzeba spróbować. Tylko ja miałam wątpliwości, ale zostałam przegłosowana.
– Szwecja nie leży na końcu świata, jak mi się nie spodoba, wrócę – oznajmiła Milena.
– A jeśli będzie chciał przedstawić cię żonie? On ciągle myśli, że jesteś jego córką. To bardzo niezręczna sytuacja.
– Powiem, kiedy mam urodziny, to mu da do myślenia – wzruszyła ramionami. – Nie martw się, dam sobie radę z twoim chłopakiem. A wiesz, jestem bardzo ciekawa, jak wygląda człowiek, którego tak bardzo kochałaś.
Joanna, 44 lata
Czytaj także: „Zaszłam w ciążę, gdy mąż był za granicą. Nie wierzy mi, że to jego dziecko i szuka w nim podobieństwa do sąsiada”
„Chciałam pogodzić się z facetem na mchu i paproci, ale odkryłam jego grzeszki. Spacery po lesie straciły swój urok”
„Uwierzyłam, że mąż od lat zdradza mnie z kochanką. A okazało się, że we troje jesteśmy ofiarami podłego manipulatora”