„Piękna nieznajoma zawróciła mi w głowie. Zarzuciłem na nią romantyczny haczyk, na który tylko głupia nie poleci"

zakochany mężczyzna fot. iStock, South_agency
„Tak bardzo bym chciał się z Panią spotkać, jakbym o czymś ważnym musiał Pani powiedzieć. Może znaliśmy się w innym życiu i wtedy rozstaliśmy się, zanim to powiedziałem?” - pisałem pełen obaw. Co, jeśli Zosia sama uzna mój list za śmieszny?".
/ 17.07.2024 16:19
zakochany mężczyzna fot. iStock, South_agency

Nigdy wcześniej nie pisałem listu miłosnego. Ale też nigdy nie znałem dziewczyny, która by mnie do tego sprowokowała. Dopiero Zosia...

Michał, mój niespełna trzydziestoletni sąsiad, rozstał się ze swoją dziewczyną. Nawet nie przypuszczałem, że fakt ten zmieni nie jego, lecz moje życie. Natura nie znosi próżni, więc natychmiast wokół sąsiada pojawiły się nowe kobiety. O Michale musicie wiedzieć jedno.

Jest obrzydliwie bogaty

Jego apartament, w którym mieszka sam, nie licząc kolejnych kochanek, ma 180 metrów. Cały jest w marmurach i egzotycznym drewnie. W garażu Michał trzyma jaguara oraz jeepa, którym nocami szaleje po ulicach.

Do tego, żeby było jeszcze bardziej niesprawiedliwie, jest wysoki, dobrze zbudowany i przystojny. O sobie to ja może nie będę za wiele mówił. Jestem chyba głównie po to, żeby tacy jak Michał korzystnie przy mnie kontrastowali.

Myślę, że tak to właśnie Bóg sobie wymyślił. Musi być coś brzydkiego, żeby coś innego obok było przy nim ładne. W tym sensie tacy jak ja pełnią w przyrodzie rolę estetycznie pozytywną. Na studia przeprowadziłem się z rodzinnego Tczewa do Gdańska. Zamieszkałem w apartamentowcu tylko dlatego, że mój dziadek był w nim gospodarzem domu i stosunkowo niedrogo kupił tu kawalerkę.

Dostałem ją w spadku

Bo to jest taki dom, że bieda w nim nie mieszka. Nie licząc mnie, oczywiście, ale nie będę wam o biedzie marudził. Ta historia jest o czymś innym. Po odejściu byłej dziewczyny zaczął się u sąsiada casting. Ze dwadzieścia kobiet chciało być tą następną.

Co soboty przychodziły na wieczorne imprezy, które ciągnęły się do rana. Ubrane w spódniczki coraz krótsze i tylko kwestią czasu było, gdy pierwsza zjawi się w samej sznurówce. Coraz krótszym spódniczkom towarzyszyły coraz większe dekolty. Stroje się kurczyły i od góry, i od dołu.

Dla mężczyzn kuszenia nigdy za wiele, podobnie jak obnażonego ciała. Okno mojego mieszkania wychodzi na chodnik, więc się napatrzyłem. Zdziwicie się, ale nie podobały mi się dziewczyny, które przychodziły do Michała. Jakieś takie zepsute były. I to nie moralnie, bo na ten temat nic nie wiem, ale zepsute jak piękne jabłka, które za wcześnie upadły na ziemię.

Z urody każda mogła być piękna

Biusty obfite, bo Michał w małych nie gustował. Ale na tych twarzach za dużo pudru było, za mocne szminki, za dużo tuszu na przedłużanych rzęsach. Piersi silikonowe, co przecież widać, a włosy chemią palone na modną w tym sezonie platynę. Takie trochę sztuczne lale.

A każda na dwudziestocentymetrowym obcasie. Stu, stuk, stuk – bezustannie było słychać na klatce schodowej. No i każda z piwem w jednej ręce, z papierosem w drugiej. Słowem – dziewczyny zupełnie nie w moim guście.

Bo ja lubię skromne i naturalne. Takie jak Zosia, dziewczyna, która przyjeżdża tu na wakacje. Zosia jest siostrzenicą kobiety mieszkającej tuż obok Michała, znanej nie tylko w Gdańsku projektantki mody.

Odwiedza ciotkę co roku, zostaje na dwa, trzy tygodnie. Miła, otwarta, zawsze uśmiechnięta.

Przyjaźni się z Michałem

To u niego po raz pierwszy ją zobaczyłem. Ja z Zosią też się niby znamy, ale nasza znajomość to tylko powitalne gesty na schodach.

– Dzień dobry – kłaniam się każdego ranka.

– Witam pana – kiwa głową.

I tyle. Zosia to dziewczyna, z którą na miejscu Michała natychmiast bym się ożenił. Ma takie wesołe ogniki w oczach, że rozświetliłyby każdy smutek. A uśmiech tak ciepły, że nawet lody w zamrażarce nie mają szans.

Zosia skończyła Akademię Sztuk Pięknych. Jest malarką, ale dorabia jako modelka. W Gdańsku prezentuje zawsze nowe kolekcje swojej ciotki. A tak na co dzień to w ogóle nie ubiera się jak modelka. Dżinsy, podkoszulek, trampki.

Rude włosy związane w kucyk. Nie maluje ust ani nie pudruje twarzy, pokrytej piegami. Nie wiem, jak naprawdę wyglądała Ania z Zielonego Wzgórza, ale podejrzewam, że właśnie tak. Dla mnie Zosia to dziewczyna z marzeń.

Mówię jej „dzień dobry”

Nie potrafię nic więcej powiedzieć. Nawet mnie to nie dziwi. Człowiek w stosunku do swoich marzeń nigdy nie jest rozmowny. Po prostu – o marzeniach się myśli, a nie rozmawia z nimi. Jak widzicie, prawda jest taka, że Zosia kompletnie zawróciła mi w głowie.

Odkąd ją zobaczyłem, nie potrafię myśleć o innej. Nie mam pojęcia, co taka dziewczyna jak Zosia może robić na imprezach u Michała. A wiem, że przychodzi do niego, tak jak te wymalowane panienki. Pewnej soboty usłyszałem jak rozmawiają. Stały na chodniku pod moim oknem. Dwie wymalowane lale i Zosia. Lale paliły papierosy.

– Spałaś już z Michałem? – spytała jedna lala drugą.

– Jasne! – przytaknęła druga lala. – A ty? – zwróciła się do pierwszej.

– Jasne! – zapewniła pierwsza. – A ty? – zapytała Zosi.

Brzmiało to tak, jakby spanie z Michałem było oczywiste i należało do lokalnego zwyczaju. Wstrzymałem oddech, czekając na odpowiedź Zosi.

– Nie i nie zamierzam – rzuciła krótko.

A ja poczułem jak kamień wielkości czteropiętrowej kamienicy spada mi z serca. Lale były zdziwione.

– Nie podoba ci się Michał? – zapytały równocześnie. – Widziałaś jaką ma klatę? – dorzuciła pierwsza. – A samochody? – uzupełniła druga.

I wtedy Zosia zaczęła mówić. O tym, że czeka na tego jedynego, który ją pokocha, a ona pokocha jego. Wówczas niczego więcej od życia nie będzie chciała. Jej uczucie będzie tak gorące, że nawet słońcu może z zazdrości serce pęknąć. A jak nastąpi koniec świata, to powietrze nie będzie jej potrzebne, bo będzie oddychać miłością.

Wie, że niebawem swoją miłość spotka

Może nawet już ją spotkała? Może minęła swojego mężczyznę, jeszcze go nie rozpoznając? Może na razie tylko on ją rozpoznał i teraz pisze do niej, pewnie w cierpieniu, listy miłosne? Może jest niepoprawnym romantykiem i marzycielem i może listy te wkłada do butelek, tak jak na filmach, i rzuca je w morską toń? Zosia codziennie rano biega wzdłuż plaży.

Często myśli wtedy o tych listach. O listach romantycznych kochanków. Wierzy, że i do niej ktoś kiedyś taki list napisze. Na razie jej dusza pełna jest smutku jak ciemny ocean, w którym zatonęły listy tych kochanków. Zosia mówiła to tak żarliwie i pięknie, że nawet lale przez chwilę zaniemówiły ze wzruszenia. A ja przez całą noc nie mogłem zasnąć.

Nad ranem usiadłem przy stole, wziąłem kartkę i napisałem pierwszy w swoim życiu miłosny list:

Tak bardzo bym chciał się z Panią spotkać, jakbym o czymś ważnym musiał Pani powiedzieć. Może znaliśmy się w innym życiu i wtedy rozstaliśmy się, zanim to powiedziałem? Na przykład zapomniałem powiedzieć, że to ja byłem tym chłopakiem z grzywą falujących włosów, który kradł jabłka z sadu Pani ojca, wtedy w 1857, a potem dręczyły mnie wyrzuty sumienia i ból brzucha? - pisałem.

Przemknęła mi przez głowę myśl, że to chyba najbardziej niedorzeczny pomysł, jaki miałem w życiu, ale pisałem dalej.

Albo miałem powiedzieć, że nieważne co się z nami stanie, że mój ojciec mnie wydziedziczy za to, że kocham dzieciaka z biednej rodziny (którym byłaś w 1899), uciekniemy razem i zamieszkamy w leśniczówce, będziemy się żywić leśnymi owocami, grzybami, orzechami laskowymi, aż nam się znudzi i pojedziemy do Paryża, gdzie ja będę pisał książki, a Pani dostarczy mi natchnienia. Coś Pani chciałem powiedzieć, ale widzi Pani, jak to jest z mężczyznami...

Co, jeśli Zosia sama uzna mój list za śmieszny? Albo uzna, że robię sobie z niej żarty? Nie dowiem się, póki nie spróbuję, więc pisałem dalej.

”Także i dziś nabieram w płuca powietrza, po brzegi, wiedząc, że nie ma miejsca na zapas ani na brak, nabieram w serce odwagi, choć boję się bardziej niż kiedykolwiek przedtem i zanurzam się w słoną od łez duszę. Pani duszę jak ocean, o dnach głębokich, ciemnych i zimnych, gdzie zatonęły statki Pani dawnych miłości, które miały płynąć do bezpiecznego portu. Pani duszę jak ocean, w którym nie bacząc na los poprzedników, pragnę utonąć…”.

Może to nie jest najlepszy list miłosny

Ale taki, a nie inny napisał mi się sam, z głębi serca. Zamierzam włożyć go do butelki i o świcie, tuż przed Zosią, pójść na brzeg morza. Gdy nadbiegnie, mój list będzie już na nią czekał. A jeśli coś się w związku z tym wydarzy, to na pewno wam kiedyś opowiem.

Maciej, 24 lata

Czytaj także:
„Na 18-stce córki przypadkiem podsłuchałam jej rozmowę z kolegą. Byłam w szoku, że tak wychowałam własne dziecko”
„Mąż zaskakiwał mnie kwiatami, aż któregoś dnia przyniósł inną niespodziankę. Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać”
„Przegapiłem dzieciństwo córki i zostałem z dorastającą panną. Szkoda, że do nastolatek nie dają instrukcji obsługi”

Redakcja poleca

REKLAMA