Z Krzysztofem byliśmy takim zgodnym małżeństwem! Po jego śmierci wydawało mi się, że już nigdy nikogo nie pokocham. Bo gdzie znajdę drugiego tak dobrego człowieka? A jednak kogoś sobie znalazłam. Tylko wcale nie dobrego…
Mój mąż odszedł nagle
Mam nastoletniego syna i jestem wdową. Adaś był bardzo przywiązany do swojego ojca, więc każdego mężczyznę z nim porównuje i zwykle jest rozczarowany, bo jak dotąd nie spotkał takiego, który mógłby się z nim równać.
Krzysztof zmarł trzy lata temu. Odszedł nagle. Nikt nie wiedział, że ma wadę serca, więc się nie leczył i nie oszczędzał. Niestety, pierwszy zawał okazał się śmiertelny. Lekarze potem mówili, że nie było szans, aby go uratować.
Pobraliśmy się z miłości i byliśmy dobrym małżeństwem. Stworzyliśmy dostatni, spokojny dom i założyliśmy firmę, którą prowadziliśmy wspólnie, choć jej mózgiem i sercem był mąż. Po jego odejściu musiałam się sama ze wszystkim zmierzyć i przyznaję, nie było to łatwe.
Oboje z mężem byliśmy spokojni i rozsądni. Tak samo wychowywaliśmy naszego syna, co przychodziło łatwo, bo odziedziczył po nas charakter i od małego nie wplątywał się w żadne awantury, nie psuł zabawek, nie marudził przy jedzeniu, czyli należał do tak zwanych łatwych dzieci. Wszyscy go lubili, choć tacy grzeczni chłopcy na ogół mają prześladowców, ale mój Adaś nie miał wrogów; akceptowały go nawet największe łobuziaki z osiedla.
Po śmierci Krzysztofa myślałam, że już na zawsze zostanę sama, ale po dwóch latach wdowieństwa poznałam Mateusza i szybko się w nim zakochałam. Dla mnie samej to była niespodzianka, bo nie jestem specjalnie uczuciowa, więc fascynacja nowym mężczyzną była czymś niezwykłym. Tym bardziej że stanowił on moje przeciwieństwo: żywy, energiczny, zaskakująco nieprzewidywalny i niełatwy do rozgryzienia. Był po rozwodzie. Wtedy nie wiedziałam, że już drugim…
Syn od początku miał wątpliwości
Adam od początku go nie lubił. Widziałam, że przeżywa ciężkie chwile, patrząc na moją zażyłość z Mateuszem. Po raz pierwszy w życiu okazywał, że nie podoba mu się to, co robię, i pozwalał sobie nawet na bunt. Na przykład oświadczył, że nie będzie z nami jadł kolacji i że nie życzy sobie, aby Mateusz wchodził do jego pokoju i korzystał z komputera. Zrobił prawdziwą awanturę, kiedy się okazało, że Mateusz z jego komputera wysłał jakiegoś maila do swojej pracy. Tłumaczyłam, że to było ważne i nie mogło czekać, a jego akurat nie było w domu.
– Ma internet w komórce – powiedział Adam. – Niech sobie pisze. Nie musi mieć kompa.
– Ale co ci szkodzi? – pytałam – Czemu zachowujesz się tak niegrzecznie?
– To on jest niegrzeczny – usłyszałam.
– Tylko ty tego nie widzisz. Co to za zwyczaje, żeby grzebać w cudzym komputerze? Sama mi kiedyś mówiłaś, że to tak, jakby się otwierało cudze listy.
To był początek prawdziwej wrogości. Ale problem zaczął się dopiero wtedy, gdy zaczął nas odwiedzać syn Mateusza i okazało się, że jest prawie w tym samym wieku co Adam. Myślałam, że to ułatwi chłopcom kontakty, ale bardzo się myliłam.
Ten Patryk od razu zdominował Adama, a przynajmniej próbował to zrobić. Był silny, wysportowany, wyższy od Adama o głowę i bardzo pewny siebie. Nie pytał, czy mu wolno, tylko kładł się z butami na kanapie albo bez pytania przełączał kanały w telewizorze, nie interesując się tym, czy my chcemy oglądać to co on.
Mateusz nie reagował. Był wyraźnie dumny ze swego jedynaka i na każdym kroku podkreślał jego fizyczną sprawność i siłę. Adama to wyraźnie denerwowało, ale jedyne, co mógł zrobić, to unikać kontaktów z Mateuszem i jego synem. Doszło do tego, że kiedy tamci mieli przyjść, Adam znikał i wracał późno w nocy albo dzwonił, że zanocuje u kolegi ze szkoły.
Syn zszedł na drugi plan
Wstyd mi się przyznać, ale byłam tak zauroczona Mateuszem, że nawet było mi to na rękę. Mogliśmy być sami, bo szybko odwoził Patryka i wracał tak czuły i stęskniony, jakbyśmy się nie widzieli cały miesiąc. Nigdy sobie tego nie daruję, ale Adam zszedł na drugi plan. Był Mateusz i nasza nagła, późna i namiętna miłość.
Nie dostrzegłam również tego, że Adam ma gorsze oceny w szkole. Zawsze był dobrym uczniem, nikt z nauczycieli nie miał uwag co do jego zachowania, a tu nagle zaczęłam być wzywana do wychowawczyni i informowana o wyskokach syna – że zrobił się arogancki, że opuszcza lekcje bez usprawiedliwienia, że pyskuje i że w ogóle się zmienił nie do poznania.
Próbowałam z nim rozmawiać, ale to nic nie dało. Zwierzyłam się z tych kłopotów Mateuszowi i to było najgorsze, co mogłam zrobić, bo Mateusz zaczął Adama wychowywać, jak mówił, „po męsku”. Nie wiem, jak mogłam do tego dopuścić.
Mój zmarły mąż był zawsze spokojny i nigdy na Adama nie podnosił głosu, a Mateusz zaczął się drzeć i Adama wyzywać od głupków i nieuków, więc to się nie mogło dobrze skończyć. Próbowałam go uspokoić, ale się coraz bardziej nakręcał. W końcu zagroził Adamowi, że jeśli jeszcze raz zdenerwuje matkę, to dostanie lanie.
– Spróbuj tylko mnie dotknąć – usłyszałam głos Adama. Potem trzasnęły drzwi wejściowe i mój syn zniknął.
Wszyscy go szukali, policja także, ale przepadł jak kamień w wodę. Szalałam z rozpaczy i niepokoju, wyobrażałam sobie wszystko, co najgorsze, ale co mogłam zrobić? Rozwieszałam ogłoszenia, wypytywałam każdego, kto mógł cokolwiek wiedzieć, ale nic to nie dało.
Cóż, dopiero dużo później dotarło do mnie, że to wszystko mogła być moja wina, bo tak byłam zajęta swoją nową miłością, że zapomniałam o macierzyństwie. Ale wtedy jeszcze nie docierało do mnie, co właściwie robię, bo nadal zachowywałam się jak oczadziała: z jednej strony cierpiałam, z drugiej – bałam się, że Mateusz zmęczony i zniecierpliwiony moją sytuacją i tym, że poświęcam mu mniej czasu, w końcu się mną znudzi i odejdzie.
Zupełnie go nie poznawałam
Wreszcie dostałam wiadomość, że Adam jest bezpieczny, że nic mu się nie stało i że przebywa u swojej matki chrzestnej mieszkającej pod miastem. Natychmiast chciałam tam pojechać, ale dowiedziałam się, że nie powinnam tego robić, bo Adam przysiągł, że jeśli przyjadę i będę chciała go zabrać, ucieknie tak daleko, że nikt go nigdy nie znajdzie.
– Chcesz słuchać szantażu smarkacza? – znowu krzyczał Mateusz, tym razem na mnie. – Powinnaś go stłuc na kwaśne jabłko! Jeszcze brakuje, żeby on ci rozkazywał i mówił, co masz robić. Rozpuściliście gówniarza i macie rezultaty własnej głupoty. Ja bym go tak sprał, że przez tydzień nie mógłby usiąść na tyłku. Wsiadaj w samochód i jedziemy po niego. Potem zabierasz komórkę, komputer i wszystko, co tam ma. Zero wychodzenia, zero telewizji, niech siedzi w chacie i się uczy. Tak ma być, bo inaczej będzie robił z tobą, co będzie chciał. Rozumiesz?
Patrzyłam na niego i nagle spadły mi łuski z oczu. „To przez tego durnia o mało nie straciłam własnego dziecka?” – myślałam. Boże drogi, przebacz mi to zaćmienie. Na szczęście się obudziłam. Mam nadzieję, że nie za późno.
– Oddaj mi moje klucze i zapomnij, gdzie mieszkam – warknęłam. – Zapomnij, że istnieję, tak jak ja zapomnę o tobie. Spadaj stąd, rozumiesz? No, już! Natychmiast. Zamknij drzwi z drugiej strony. Wynocha!
Renata, 44 lata
Czytaj także:
„Na wakacjach w Hiszpanii mąż pokazał drugą twarz. Nigdy mu nie wybaczę tego, co chciał zrobić”
„Mąż wysłał mnie na kurs wspinaczki, a sam leżał przed telewizorem. Wróciłam z nowymi umiejętnościami i kochankiem”
„Córka mną gardzi, bo mój portfel świeci pustkami. Teściowie i mąż ją sponsorują, więc biedna matka poszła w odstawkę"