– Jak tu pięknie – powiedziałam pełna zachwytu, gdy wjeżdżaliśmy do niewielkiego miasteczka w Hiszpanii.
– Uhm… - odparł Wojtek bez entuzjazmu, nie odrywając wzroku od drogi.
– Może tu zostaniemy na noc? – zaproponowałam.
Coś się między nami psuło
Ta podróż do Hiszpanii to był mój pomysł. W naszym małżeństwie coś nie było w porządku od jakiegoś czasu. Wojtek coraz rzadziej był w domu, coraz mniej ze sobą rozmawialiśmy, a i tematów nam brakowało. Stopniowo, lecz nieodwołalnie oddalaliśmy się od siebie. Nie chciałam tego.
Od liceum szalałam za Wojtkiem i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Dlatego pomyślałam, że wspólna podróż będzie szansą na naprawienie tego, co się popsuło. W głębi serca marzyłam też o dziecku. Choć odkładaliśmy tę decyzję na później, ja czułam, że czas już nadszedł.
Kilka tygodni przed wyjazdem przestałam brać pigułki. Ciepłe morze, wino, słońce i wspólna sypialnia. A także wspólne łóżko, które w domu od dawna stało się naszym obcym miejscem… To budziło moje nadzieje.
Byłam dobrej myśli
To miejsce było niesamowite. Zatrzymaliśmy się w centrum, gdzie niewielki rynek był cały obsypany kwiatami. W powietrzu unosił się upajający, słodki zapach. Kilka starych drzew sięgało ku niebu, a na ławeczkach życie towarzyskie kwitło, podkreślone złotymi promieniami zachodzącego słońca. Kochałam tę tzw. „złotą godzinę”. Wyciągnęłam aparat i zrobiłam kilka zdjęć.
– Chodź, pójdziemy na spacer – powiedziałam, ciągnąc Wojtka za sobą.
Po godzinie stwierdziliśmy, że zobaczyliśmy najważniejsze miejsca. Z ulgą usiedliśmy w małej restauracyjce, pod parasolem. Na powitanie dostaliśmy po kieliszku białego wina.
– Jest cudownie – wciągnęłam głęboko powietrze. – Prawda? Powinniśmy częściej organizować sobie takie wypady.
– Masz rację – zgodził się mój mąż.– Jest bardzo przyjemnie – odpowiedział mi z wymuszonym uśmiechem.
No cóż, to nie było dokładnie to, czego się spodziewałam.
To było magiczne miejsce
Po kolacji wróciliśmy do samochodu. Okazało się, że zaparkowaliśmy przed niewielkim hotelikiem. Był przepiękny, wyglądał jakby został żywcem wyciągnięty z bajki lub z minionego stulecia.
– Chcę tu zostać – zawołałam, klaskając w dłonie.
– Nie wiem, czy mają tu wi-fi – powiedział Wojtek z lekkim powątpiewaniem.
– Ach, nie martw się, przetrwasz tę jedną noc – stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
Weszliśmy do środka. Recepcjonista przywitał nas szerokim uśmiechem. Zapytałam go o pokój.
– Myślę, że coś się znajdzie – odpowiedział płynnie po angielsku i zaczął stukać w klawiaturę schowaną pod blatem. – Hm… niestety, mamy tylko ostatni pokój na poddaszu. Jest komfortowy, ale niestety brak windy, więc… – rozłożył ręce.
– Bierzemy – skinęłam głową.
Miałam nadzieję na przyjemne chwile. Na poddasze prowadziły strome, skrzypiące schody. Pokój był niezwykle uroczy. Centralnym elementem było ogromne łóżko z baldachimem. Pod jednym ze skosów dachu znajdowała się szafa, a pod drugim, pod oknem, stał mały stolik z dwoma krzesłami o wygiętych nóżkach. Obok był mały pokój kąpielowy. Po obejrzeniu pokoju zeszłam do recepcji.
Liczyłam na upojną noc
– Czy byłaby możliwość zamówienia butelki białego wina do pokoju? – zapytałam.
– Oczywiście – odpowiedział recepcjonista z uśmiechem.
Miałam plan, że tej nocy wreszcie, po dłuższym czasie, uda mi się uwieść własnego męża. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nasze życie intymne zanikło. Wcześniej nie mieliśmy takich problemów. Wręcz przeciwnie, nie mogłam zrozumieć koleżanek, które mówiły, że uprawiają seks raz w tygodniu albo nawet rzadziej i były z tego zadowolone. Ale to było kiedyś.
Wojtek przyniósł nasze bagaże. Wzięłam kąpiel i ubrałam się w seksowną koszulkę nocną, którą specjalnie kupiłam na ten wyjazd. Kelner z restauracji dostarczył nam wino. Wieczór zapowiadał się interesująco. Choć mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby mój mąż oderwał się od komputera i zainteresował się mną.
– Zamierzam wziąć prysznic – oznajmił po chwili.
– Będę tu czekać – odparłam, uśmiechając się.
Leżałam na łóżku, popijając wino. Księżyc rzucał swoje promienie do pokoju przez uchylone okno, zaś na zewnątrz słychać było cykady, a cisza zawładnęła miasteczkiem, które powoli zapadało się w sen. Ja również przymknęłam na moment oczy i... zasnęłam. Musiało mi się przyśnić coś złego, bo krzyknęłam i obudziłam się.
– Wszystko w porządku? – Wojtek stał nade mną zaniepokojony.
– Wydaje mi się, że musiałam mieć dziwny sen – przecierałam dłonią oczy. – A ty idziesz już spać? – zapytałam.
– Zaraz – odburknął. – Jeszcze muszę sprawdzić pewną rzecz.
Nic z tego nie wyszło
Ponownie zamknęłam oczy, ale tym razem nie przyśniło mi się nic. Spałam dosyć długo, ale obudziłam się niezwykle zmęczona. Moje powieki były ciężkie, głowa mnie bolała, a każdy mięsień miał zakwasy, jakbym całą noc ćwiczyła. Spojrzałam na drugą stronę łóżka. Wojtek już nie spał. Pracował na komputerze. Nawet na urlopie nie mógł odpuścić.
– Źle spałam – oznajmiłam.
– Co? – spojrzał na mnie bez wyrazu.
Westchnęłam z rezygnacją. Ostatnio mój mąż wydawał się bardziej zainteresowany komputerem niż mną. Czasami próbowałam zerknąć mu przez ramię, ale wyglądało na to, że był zajęty. Przeglądał jakieś wykresy, pisał e-maile i w ogóle był oderwany od rzeczywistości.
To były sekundy
Pół godziny później byliśmy już spakowani do dalszej drogi. Zaczęliśmy schodzić na dół. Schody były wąskie i strome. Szłam pierwsza, trzymając torbę i kuferek z kosmetykami, za mną Wojtek dźwigał resztę bagażu.
Gdy postawiłam stopę na kolejnym stopniu, nagle poczułam silne pchnięcie w plecy. Krzyknęłam zaskoczona i zaczęłam lecieć w dół. Nie miałam gdzie się złapać, bo miałam zajęte ręce, a z boku była gładka ściana. Nie wiem, co by się stało, gdybym spadła na sam dół. Na szczęście zsunęłam się tylko o kilka stopni.
– O mój Boże! Nic ci nie jest? – Wojtek natychmiast podbiegł do mnie.
– Zepchnąłeś mnie ze schodów! – krzyknęłam, zanim zdążyłam się zastanowić.
– O czym ty mówisz? To nieprawda – zaprzeczył natychmiast, ale wiedziałam, że kłamie. Znałam go od lat.
– Dlaczego to zrobiłeś? – szepnęłam zszokowana.
Potrzebowałam pomocy
Nie zdążył odpowiedzieć. Na schodach pojawili się pracownicy hotelu. Zrobił się gwar, ktoś pomógł mi wstać, ktoś inny wezwał pogotowie. Okazało się, że poza złamaną ręką i kilkoma siniakami na szczęście nic poważniejszego mi się nie stało. Lekarze postanowili jednak zatrzymać mnie dwa dni na obserwacji. Było mi wszystko jedno. Zdawałam sobie sprawę, że wakacje w Hiszpanii są już stracone.
Doskonale pamiętałam to silne pchnięcie i wyraz twarzy Wojtka. Mój mąż chciał mi zrobić krzywdę. Musiałam się z tym zmierzyć.
– Jest nam strasznie przykro, że w naszym hotelu doznała pani tak poważnego urazu – po południu pojawił się u mnie sam właściciel. Przyniósł olbrzymi bukiet kwiatów.
– Nie pozwę pana, niech się pan nie martwi – powiedziałam, a on odetchnął z ulgą.
Mąż udawał głupka
Nie mogłam już znieść obecności męża i jego udawanej troski. Gdy wyszłam ze szpitala, wróciłam do domu sama. Nie chciałam przebywać w towarzystwie Wojtka ani chwili dłużej. W domu spakowałam jego rzeczy i wystawiłam na korytarz.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – oznajmił z urazą, zbierając swoje rzeczy z klatki schodowej, gdy wrócił dwa dni później.
– Nie? Próbowałeś mnie skrzywdzić!
– Cicho… – szepnął, zauważając sąsiada wpatrującego się w nas z zainteresowaniem. – Nie wiem, o czym mówisz. Prawdopodobnie masz jakieś urojenia. Powinnaś się leczyć.
Nie było sensu z nim rozmawiać. Doskonale pamiętałam silne pchnięcie i widok jego twarzy, gdzie rozczarowanie mieszało się z poczuciem winy. Złożyłam pozew o rozwód bez winy. Chciałam jak najszybciej zamknąć ten rozdział mojego życia.
Po kilku tygodniach dotarły do mnie plotki. Okazało się, że Wojtek od dłuższego czasu miał romans. To, co na początku wydawało się być tylko przygodą, ucieczką od monotonii małżeńskiej i codzienności, niespodziewanie przybrało bardzo poważny obrót. Jego partnerka zaszła w ciążę. Naciskała na ślub. A on w akcie desperacji próbował się mnie pozbyć, zamiast po prostu się rozwieść. Nie wybaczę mu tego.
Kamila, 35 lat
Czytaj także: „Moja siostra trzymała się męża, który miał słabość do kieliszka i ciężką rękę. Nikt się nie spodziewał tego, co w końcu zrobiła”
„Mój teść patrzy na mnie z góry, bo jestem sierotą. Postanowiłam z nim walczyć jego własną bronią”
„Z taką rodziną jak moja nawet na zdjęciu nie wychodzi się dobrze. Musiałam wziąć się w garść i wiać, gdzie pieprz rośnie”