„Ożeniłem się, żeby zrobić na złość miłości mojego życia. Swoją żonę znałem przed ślubem 4 tygodnie”

Nieszczęśliwy mąż fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Przez kolejny rok, niemal każdego dnia, wmawiałem sobie i innym, jakim jestem szczęśliwym facetem. Z każdym dniem naszego małżeństwa stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy i wrodzy”.
/ 29.10.2021 17:10
Nieszczęśliwy mąż fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Jak to się żenisz? – Ula spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Tak nagle? Nie mówiłeś nawet, że kogoś masz…
– Agę poznałem niedawno… Ale od razu wiedzieliśmy, że chcemy się pobrać.
– No rozumiem, tylko po co ten pośpiech – irytowała się. – Ona jest w ciąży?
– Nie, nie jest w ciąży.
– To dlaczego się spieszysz?
– Ula, ja mam już 35 lat…
– Dopiero! Według najnowszych badań przeżyjesz pewnie jeszcze dwa razy tyle.
– Może i tak. Ale na zostanie ojcem to ostatni gwizdek.
– A ona ile ma?
– Jest 10 lat młodsza. Ale też już chce mieć dzieci. A ja, jak jeszcze poczekam parę lat, to będę dla moich dzieci bardziej dziadkiem niż tatą…
– Przesadzasz! I powiem ci, że głupio robisz – zdenerwowała się Ula. – Na twoim miejscu jeszcze bym się zastanowiła nad tą decyzją, Sebastian. I nawet mnie nie proś, żebym przyszła na twój ślub.

Ula nie była zachwycona moją decyzją

Wiedziałem, że Ula nie będzie zachwycona moją decyzją, ale nie myślałem, że zareaguje tak nerwowo, jakbym swoim ożenkiem wyrządzał jej osobistą krzywdę albo złamał niepisany układ. A przecież ja jej niczego nie obiecywałem.

To prawda, znaliśmy się od lat, kiedyś nawet byliśmy ze sobą. Ale potem rozstaliśmy się, bo stwierdziliśmy, że nie nadajemy się na parę. No chyba że na parę przyjaciół, bo mieliśmy wspólne zainteresowania i równie szalone charaktery. Dlatego mimo że nie byliśmy już ze sobą, pozostawaliśmy w kontakcie. Często też wybieraliśmy się gdzieś wspólnie i to na całkiem dalekie wyprawy.

Razem zwiedziliśmy południe Afryki, peruwiańskie Andy i pustynię Gobi. Na czas tych wyjazdów znów zmienialiśmy się w parę, ale po powrocie wszystko było po staremu. Każde z nas miało swoje życie, znajomych. Wydawało się więc naturalne, że kiedyś ścieżki naszego życia rozejdą się na dobre.

Czyżby jednak Ula tak nie uważała? Może ona jednak myślała, że kiedy oboje się już wyszalejmy, to jednak połączy nas coś więcej? To tłumaczyłoby jej reakcję, ale z drugiej strony nie mieściło mi się w głowie. Nigdy bowiem nie wyczułem z jej strony jakiegokolwiek sygnału, nie dostrzegłem żadnego znaku, który mógłby świadczyć o zazdrości o mnie.

A może coś przegapiłem? Tylko co z tego, jeśli nawet tak było? Za miesiąc był mój ślub z Agnieszką, w której byłem bardzo zakochany. Tak sądziłem zaledwie po 4 tygodniach naszej znajomości. Może więc rzeczywiście trochę się spieszyłem i mogło mi przepaść coś mającego znacznie trwalsze podstawy?

Ta myśl nie dawała mi spokoju

Czułem, że muszę sobie odpowiedzieć na dręczące mnie pytanie przed ślubem. Tylko nie miałem pojęcia, co z tą odpowiedzią zrobię.

Z każdym dniem ogarniały mnie coraz większe wątpliwości, ale wciąż przygotowywałem się do ślubu, nie rozmawiając z Ulą. Aż do mojego wieczoru kawalerskiego.

Zabawa była przednia, tyle że po północy zrozumiałem, iż to ostatnia chwila i ostatnia możliwość rozwiania wątpliwości. Byłem wystarczająco „wstawiony”, żeby nie bać się zadawania trudnych pytań. Urwałem się więc kolegom, wziąłem taksówkę i pojechałem prosto do Uli.
– Wieczór kawalerski? – domyśliła się moja przyjaciółka, gdy zobaczyła, w jakim jestem stanie.
– Dokładnie tak, koteczku.
– I po co tu przyjechałeś? Zabawić się ostatni raz przed ślubem?
– Jeśli nie masz nic przeciwko…
– Daj spokój – wpuściła mnie i zamknęła za mną drzwi. – Za porządny jesteś na takie zabawy. Nigdy nie chciałeś pójść ze mną do łóżka, kiedy z kimś byłeś.
– Starzeje się, zmieniam...
– Dobra, powiedz prawdę.
– No tak po prawdzie… To wiesz… jak się zdenerwowałaś… to znaczy – cała moja odwaga gdzieś uleciała, jakbym był zupełnie trzeźwy.
Pewnie zastanawiasz się, czy jestem w tobie zakochana na śmierć i życie, skoro tak się wkurzyłam, jak dowiedziałam się o ślubie? – odwagi wystarczyło mi, żeby pokiwać twierdząco głową. – Nie, to nie o to chodziło. Ja naprawdę uważam, że się za bardzo spieszysz. Że dopadła cię panika, że nie zdążysz się ożenić i mieć dzieci, o których marzysz.
– A co cię to obchodzi?! – zdenerwowałem się. Chyba po cichu jednak liczyłem, że moje przypuszczenia są prawdziwe i byłem zły, że tak się „odkryłem”.
– Bo się przyjaźnimy. A to, że jesteś tu, najlepiej świadczy o tym, że masz problem. Bo to znaczy, że masz wątpliwości i chciałbyś znaleźć jakiś powód, żeby się wycofać z tego małżeństwa.
– Mylisz się! Nie mam wątpliwości! – ruszyłem do wyjścia i zatrzymałem się dopiero przed drzwiami; odwróciłem i rzuciłem na pożegnanie Uli. – Za tydzień się ożenię i będę najszczęśliwszym facetem na świecie.

Swoją „groźbę” spełniłem

Ożeniłem się z Agnieszką i przez kolejny rok, niemal każdego dnia, wmawiałem sobie i innym, jakim jestem szczęśliwym facetem. Musiałem to robić, bo prawda była zupełnie inna.

Dopiero po ślubie okazało się, że Agnieszka wprawdzie marzy o dzieciach, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości. I tak w ogóle, to nie ma ochoty robić rzeczy, o których mówiła wcześniej, że chętnie ich spróbuje ze względu na mnie. Dlatego z każdym dniem naszego małżeństwa stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy i wrodzy.

Pierwszy raz zauważyłem to po roku od ślubu. Po dwóch latach byliśmy już po rozwodzie.

Kilka dni później zapukała do mnie Ula

Nie napawała się swoim tryumfem. Przyszła mnie pocieszyć.
– Jak się trzymasz?
– Kiepsko. Mam poczucie dwóch najbardziej straconych lat mojego życia. A miałem nadzieję, że w tej chwili będę już przewijał swojego syna.
– A ja miałam nadzieję, że to będzie nasz syn...
– Słucham?
– Miałam nadzieję, że zaczekasz na mnie i…
– To dlaczego nie powiedziałaś mi tego dwa lata temu?
– Uznałam, że nie mogę na ciebie tak naciskać. Że jeśli masz zrezygnować z tego ślubu, to musi to być twoja decyzja. Zresztą ja wtedy nie byłam jeszcze gotowa na dzieci. Chciałam ci to powiedzieć już wcześniej, ale ktoś mi doniósł, że wprost promieniejesz w tym małżeństwie.
– Udawałem… Co teraz zrobimy?
– Poudajemy, że chcemy ze sobą być?
– Ale nie licz na szybki ślub – uśmiechnąłem się. – Nie jestem na to gotowy.
– Ja też. Zresztą uważam, że jest coś, co łączy ludzi bardziej niż ten papierek…

Tym czymś miały być, według Uli, dzieci.

Po tygodniu zamieszkaliśmy ze sobą i rozpoczęliśmy starania o potomstwo. Los nam sprzyjał, bo mały Kajtek urodził się po roku, a jego młodsza siostrzyczka, Ilona, dwa lata później.

Wszyscy namawiali nas na ślub. Skoro już mamy dzieci i mieszkamy ze sobą, to czemu by nie sformalizować tego związku? Ale my postanowiliśmy się nie spieszyć i dobrze przygotować do tej ceremonii. Wiemy już zresztą, kiedy się odbędzie. Zaplanowaliśmy się pobrać po naszych pięćdziesiątych urodzinach. Dzięki temu nasze dzieci będą już wystarczająco duże, żeby bawić się na weselu rodziców i przeżywać z nami wspólnie te wspaniałe chwile.

Czytaj także:Zamiast spadku po ojcu, dostałam jego długi. Wszystko przez jego głupotęWymyśliłam sobie chłopaka, żeby zabłysnąć przed znajomymi w pracyTo, że jestem wdową, nie znaczy że umarłam za życia

Redakcja poleca

REKLAMA