„Usłyszałam, że ciąży najprawdopodobniej nie ma, i że trzeba będzie oczyścić macicę. Byłam w szoku, płakałam jak bóbr”

historia o ciąży fot. Adobe Stock
Miałam oddać krew do analizy i zgłosić się za tydzień. Nie wiem, jak dojechałam do domu. Cały czas płakałam. Bo jeszcze wczoraj rozpierało mnie szczęście, a dziś dowiedziałam się, że stracę dziecko.
/ 27.10.2020 06:57
historia o ciąży fot. Adobe Stock

Mniej więcej miesiąc po naszym ślubie wybieraliśmy się z mężem na wesele mojego kuzyna. Cały zeszły rok obfitował w podobne uroczystości, więc miałam kilka nowych sukienek. Przymierzałam jedną po drugiej. Wszystkie były za ciasne w biuście! Wtedy jeszcze nie przyszło mi do głowy, że powiększone i obolałe piersi oznaczają, że wkrótce zostanę mamą. Ubrałam najluźniejszy ciuszek i poszłam się bawić. Test ciążowy zrobiłam dopiero po weselu, w poniedziałek rano.

Nie spodziewałam się żadnych ekscytujących wieści, więc nie czekając na wynik, zabrałam się za pranie i porządki. Gdy w południe wróciłam do łazienki, nie mogłam uwierzyć własnym oczom: zobaczyłam dwie kreseczki! Zrobiłam kolejny test. Wynik był identyczny Oszalałam z radości!

Popędziłam do sklepu z rzeczami dla niemowląt i wybrałam najpiękniejsze skarpeteczki, jakie udało mi się znaleźć. Gdy po najdłuższych trzech godzinach w moim życiu mąż wrócił, pokazałam mu je wraz z testem, oznajmiając: „Jestem w ciąży, kochanie. Będziesz tatą!”. Oboje płakaliśmy jak dzieci, ze szczęścia.

Badanie USG odebrało mi radość

Nazajutrz pojechałam do lekarza, by dowiedzieć się w którym jestem tygodniu. Ginekolog zrobił mi USG i... nie znalazł pęcherzyka ciążowego. Usłyszałam, że to najprawdopodobniej ciąża pozamaciczna i że trzeba będzie wywołać poronienie. Miałam oddać krew do analizy i zgłosić się za tydzień. Nie wiem, jak dojechałam do domu. Cały czas płakałam. Bo jeszcze wczoraj rozpierało mnie szczęście, a dziś dowiedziałam się, że stracę dziecko! Badanie krwi potwierdziło, że jestem w ciąży, jednak nadal nie było wiadomo, czy jest ona prawidłowa. Przez tydzień żyłam w niepewności.

Kolejna wizyta, kolejne badanie. I co? Okazało się, że pęcherzyk jednak jest! Przed tygodniem był tak maleńki, że po prostu nie było go widać. Po wizycie pojechaliśmy do rodziców. Cieszyli się razem z nami. Niestety, na początku listopada, po trzech dniach nieustannych wymiotów, lżejsza o pięć kilogramów trafiłam do szpitala. Byłam odwodniona i słaba. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że dziecku nic się nie stało. Po tygodniu mogłam wyjść do domu.

 

Brzuszek zaokrąglał się z tygodnia na tydzień. Wymioty męczyły mnie aż do lutego. Później było przyjemniej, miałam za to nieustanną ochotę na rosół, a paprykę mogłam jeść tonami! Chodziłam na badania, a każde z nich było niezwykle wzruszające. Gdy lekarz powiedział nam, że prawdopodobnie będziemy mieli syna, płakałam ze wzruszenia...

Z powodu nieregularnych miesiączek lekarz wyznaczył mi dwa terminy porodu, na trzeciego czerwca i trzy tygodnie później. Pod koniec maja rodzina i znajomi zaczęli dzwonić i pytać: „Masz już skurcze?”. A skurczy wciąż nie było. Poczułam je wreszcie piątego czerwca. Od razu pojechałam do szpitala. Zrobiono mi badania i kazano zostać. Przeleżałam tam pięć dni, ale Kubuś wciąż nie zamierzał się urodzić. Wróciłam więc do domu.

Czułam się dobrze, ale troskliwe pytania powodowały, że zaczynałam się denerwować

Nawet lekarz, do którego pojechałam na wizytę kontrolną, zdziwił się na mój widok. „Myślałem, że już pani urodziła!”– powiedział. Nazajutrz pojechałam do szpitala, by zrobiono mi KTG.

Gdy czekałam w kolejce na badania, dowiedziałam się, że dziecko dziewczyny, która była tu przede mną, nie żyje – jego serduszko przestało bić. Jaka ja byłam przerażona, gdy chwilę później okazało się, że tętno mojego synka słabnie! Błagałam lekarza, by zrobił coś, żebym urodziła jeszcze dziś. Chciałam mieć pewność, że dziecku nic się nie stanie.

Niecałe dwie godziny później dzięki cesarskiemu cięciu przyszedł na świat nasz syn, Jakub. Ważył 3620 g i dostał 10 pkt w skali Apgar. Gdy usłyszałam jego pierwszy krzyk, płakałam razem z nim. To był najpiękniejszy moment w moim życiu! Dziś mój synek Kubuś ma już osiem miesięcy. Jest ślicznym, zdrowym, mądrym, wesołym i kochanym chłopcem, a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Fanaberie, nie żadna depresja. Żona stała już na balkonie z córką na rękach...
Mąż zdradzał mnie 10 lat. Miał z kochanką dziecko, a ze mną nie chciał
Postanowiłam oddać mamę do hospicjum. Wreszcie odetchnę
Nie lubiłam drugiej żony mojego ojca i nie ukrywałam tego
Matka była ze mną tylko tylko 3 dni po urodzeniu

Redakcja poleca

REKLAMA