„Zamiast spadku po ojcu, dostałam w prezencie jego długi. Wszystko przez jego głupotę i nałóg”

córka, której ojciec zostawił w spadku ogromne długi fot. Adobe Stock, vectorfusionart
„Byłam późnym dzieckiem, jedynym, wyczekanym. Dlatego rodziców kochałam nad życie. Najpierw na raka zmarła mama. Potem nagle odszedł tata. Całe życie byłam w niego zapatrzona jak w obrazek. Był moim ukochanym tatuńciem. Jak się okazało, oszustem...”.
/ 26.10.2021 10:18
córka, której ojciec zostawił w spadku ogromne długi fot. Adobe Stock, vectorfusionart

Tej wiosny umarł mój tata. Pani Wiesia próbowała mnie pocieszyć (a siebie, jak sądzę, wytłumaczyć), mówiąc, że w jego wieku należało się tego spodziewać. Jakoś mnie to nie pocieszyło. Mniej by bolało, gdyby tata długo chorował, gdybym zdążyła się z myślą o jego śmierci zawczasu oswoić? Nie sądzę.

Mama dwa lata zmagała się z rakiem i towarzyszenie jej w tej walce było najtrudniejszym doświadczeniem w moim życiu. A tata mimo wieku był człowiekiem aktywnym, pogodnym i samodzielnym. Wciąż go widzę, jak siedzi w kuchni, ściska mnie za rękę, mruga porozumiewawczo i mówi: „Ty masz swoje życie, córcia, ja swoje. Chcę się nim nacieszyć, chcę jeszcze pożyć”. Zawsze tak mówił, gdy pytałam, jak się czuje, i czy nie przeprowadziłby się do nas. Nie mieszkaliśmy w jednym mieście, więc nie mogłam go odwiedzać tak często, jak bym chciała. Miałam z tego powodu wyrzuty sumienia (byłam późnym dzieckiem i bardzo rodziców kochałam).

Tata jednak zawsze mnie uspokajał tym swoim: „Nie martw się, córcia, na tamten się świat się na razie nie wybieram. Chcę jeszcze pożyć”. Niemniej prawie osiemdziesiątka na karku nieco mu ciążyła i pewne niedołęstwo ojca zaczynało się już uwidaczniać. Skoro moja stała obecność by go krępowała – czasem trudniej okazać słabość przed kimś bliskim niż obcym – wpadłam na pomysł, żeby wynająć mu „pielęgniarkę do towarzystwa”. Kogoś, kto przypilnuje, żeby tata odpowiednio się odżywiał, miał czyste ubranie, zażywał leki. Kogoś, kto pomagałby mu w zakupach, sprzątaniu, a w razie czego umiałby profesjonalnie zareagować.

Czułabym się spokojna, wiedząc, że ktoś nad nim czuwa

Zarabiałam na tyle dobrze, że stać mnie było na płacenie takiej osobie pensji. Od taty pieniędzy nie zamierzałam brać – wystarczyło, że utrzymywał się ze swojej emerytury. Ojciec z początku nie wydawał się zadowolony. Protestował, że nie jest dzieckiem i nie potrzebuje niańki, a tym bardziej strażnika. Rozumiałam jego upór, ale czasem trzeba schować dumę do kieszeni. Miał do wyboru: albo pielęgniarka, albo ja.

– W porządku, niech będzie ta... dama do towarzystwa. Przyda się choćby do rozwiązywania krzyżówek – uznał w końcu.

Pani Wiesia, którą zatrudniłam, pracowała ostatnio jako gospodyni księdza, a wcześniej jako pielęgniarka. Wdowa, osoba wcale jeszcze nie taka stara, skromna, cierpliwa, z nadmiarem wolnego czasu. Z tatą dogadali się od razu. Tak przynajmniej myślałam, bo żadne skargi ani od niej, ani od niego do mnie nie docierały. Niestety, nie wszystko da się przewidzieć…

Nawet nie przyszło mi do głowy, że tata umrze z powodu przeziębienia. Banalna z pozoru infekcja, zbagatelizowana przez tatę, niepostrzeżenie rozwinęła się w zapalenie płuc, i gdy trafił do szpitala, było już za późno. Nie udało się go uratować. Wpadłam w rozpacz. Obwiniałam siebie, panią Wiesię, wreszcie lekarzy, że w XXI wieku nie umieją wyleczyć zapalenia płuc. W końcu jednak musiałam się pogodzić z faktem, że się dokonało.

Tata odszedł na zawsze i już nigdy nie usłyszę od niego: „Chcę jeszcze pożyć, córcia”… Zanim z mężem załatwiliśmy wszystkie formalności i sprawy spadkowe, trochę czasu upłynęło. Dopiero jesienią podjęliśmy ostateczną decyzję o sprzedaży mieszkania po ojcu; do tego czasu lokal stał pusty. Rzadko tam zajeżdżaliśmy – dwa razy krótko po śmierci taty, a potem wcale. No ale skoro mieliśmy je niebawem sprzedać, należało je przygotować, posprzątać.

Skrzynka na listy pękała od korespondencji. Myślałam, że to jakieś reklamy. Kiedy jednak wyjęliśmy wszystkie koperty – zaniemówiłam. Spojrzałam na męża: też wyglądał na zaszokowanego. Oboje staliśmy jak ogłuszeni, wpatrując się się w plik listów z czerwonymi pieczątkami, najwyraźniej pism windykacyjnych.

Niepojęte! Przecież tata nie żadnych miał długów!

Może to jakaś pomyłka?! Niestety każda z tych „pomyłek” miała na kopercie imię i nazwisko mojego ojca.

– Chodźmy na górę – zaproponował wreszcie Darek.

W drzwiach mieszkania czekały na nas kolejne niemiłe przesyłki adresowane do mojego nieżyjącego taty: kartki z prośbą o kontakt, monity, ostrzeżenia, upomnienia, wezwania przedsądowe do zapłaty. Weszliśmy do środka. Ułożyliśmy na stole wszystkie pisma i zaczęliśmy je segregować.

– Firmami – zarządził maż. – Na początek najstarsze, na samą górę najmłodsze.

Głównie sortował Darek, bo ja kompletnie nie mogłam się skupić. Jak tata mógł aż tak się zadłużyć? W co on się wpakował? Niczego nie podejrzewałam, bo dlaczego miałabym cokolwiek podejrzewać? Zanim trafił do szpitala, kilka dni wcześniej rozmawiałam z nim. Wydawał się zadowolony, żartował, opowiadał anegdotki. Boże, o co w tym wszystkim chodzi?!

– Otwieram te najświeższe – głos męża przerwał moje chaotyczne rozmyślania.

Spojrzałam na stół. Na blacie leżało osiem stosików dokumentów.

– Po nadawcach sądząc, to są kredyty albo pożyczki. Pocieszające, że nie ma nic od komornika.
– Ale po co ojcu jakieś kredyty? I gdzie są te pieniądze? Na koncie nie było żadnej większej kasy. Więc co z nią zrobił?
– Trzeba iść do banku i poprosić o historię konta – uznał mąż.
– Tylko czy nam ją wydadzą, jeśli konto taty zostało już zlikwidowane? Może być za późno... – powiedziałam bezradnie.
– Przecież to nieważne, czy to konto działa, czy już nie, historię muszą przechowywać – zauważył.
– To chodźmy – poderwałam się od stołu. – Nie ma na co czekać.
– Nie tak prędko – zatrzymał mnie. – Wzięłaś spadek? Wzięłaś. Więc i tak musisz spłacić wszelkie zaległości. Nie ma wyjścia.

Opadłam na krzesło jak szmaciana lalka. Nie to chciałam usłyszeć. Jednak Darek miał rację: spadek przejmuje się ze wszystkim, z długami również, albo wcale. Przejęłam go, niczego nie podejrzewając, bo do głowy mi nie przyszło, że ojciec mógłby mieć jakiekolwiek długi, o tak licznych nie wspominając.

O co tu chodzi? Jaką tajemnicę ukrywał tata?

On, taki zawsze rozsądny, poukładany... Przecież gdyby mu brakowało pieniędzy, dostałby je ode mnie, pod warunkiem, że powiedziałby o swoich kłopotach. Czemu milczał? A jeśli się wstydził? No tak, to mógł być powód... I znowu wracało pytanie: w co on się, do diabła, wpakował?!

– Czyli od czego zaczynamy?
– Od telefonów i ugody z tymi... tu – Darek wskazał listy leżące na blacie. – Im szybciej to zrobimy, tym lepiej.

Zaczął dzwonić, po kolei, do każdego z wierzycieli. Nie były to miłe rozmowy, bo należności taty mocno się już przeterminowały. Ostatecznie, kiedy zsumowaliśmy je wszystkie z grubsza, wyszło około czterdziestu tysięcy złotych! A miało być jeszcze więcej, bo dwie firmy w ogóle nie chciały z nami rozmawiać bez dokumentów. W banku nasze prośby też nie zdały się na nic. Myśleliśmy, że odejdziemy zupełnie z niczym, ale w drzwiach zatrzymała nas jakaś kobieta.

– Niechcący słyszałam państwa rozmowę – powiedziała. – Jakiś czas temu miałam podobny problem. Bank nie chciał udostępnić mi historii konta mojej matki. Stąd wiem, że nie ma sensu tracić czasu na pisanie podań czy próśb. Jedyne, co możecie zrobić, to złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, art. 284 par. 1 kk. I wtedy prokuratorowi, który będzie prowadzić śledztwo, bank musi te dane udostępnić. Takie jest prawo bankowe.

Posłuchaliśmy rady i złożyliśmy zawiadomienie na policję. Nie mieliśmy czasu rozmyślać, czy się uda, czy nie, bo czekała nas sprzedaż całkiem nowego samochodu i gromadzenie pieniędzy na spłatę długów ojca, które rosły w zastraszającym tempie. To nie były kredyty, tylko pożyczki pozabankowe, oprocentowane po lichwiarsku. Ze zgrozą zaczęłam się zastanawiać, czy tata na stare lata rozum stracił. Zawsze twierdził, że kredyty to zło, że trzeba uważać, trzymać się od nich z daleka...

Więc co mu strzeliło do głowy?!

Ktoś go namówił, oszukał...? Co tu jest grane?! Odetchnęłam, gdy uregulowaliśmy te przeklęte pożyczki. Oczywiście o dobrym nastroju nie mogło być mowy, ale cieszyłam się, że komornik nas nie zlicytuje. Tak, bałam się tego. Ów spokój kosztował nas sześćdziesiąt cztery tysiące dwieście złotych. I utratę auta. Zastanawiałam się, co na to wszystko powie pan prokurator. Okazało się, że na koncie bankowym taty z tych sześćdziesięciu tysięcy (no, czterdziestu, bo bez odsetek), śladu nie było. Wpłaty pochodziły tylko z ZUS-u (emerytura).

A wypłaty co miesiąc się powtarzały: czynsz, prąd, gaz, woda, śmieci, internet, drobne sumy na sprawunki. Opiekunce płaciłam ze swojego konta. Właśnie, opiekunka! Może to jest jakiś ślad? Od razu się wybrałam do pani Wiesi. No i dowiedziałam się od jej sąsiadów, że po śmierci mojego ojca przeniosła się do Niemiec, do syna. Jej mieszkanie wynajął już ktoś inny. Najwyraźniej nie planowała powrotu. Czyżby miała coś do ukrycia?

Może to ona, posługując się dokumentami taty, wyłudziła te pieniądze? A jeszcze ta jego nieoczekiwana śmierć!... Podzieliłam się podejrzeniami z mężem.

– Coś w tym może być, ale nie musi – odparł po krótkim namyśle. – Nie wyglądała na złodziejkę... Z drugiej strony, niby skąd mamy wiedzieć, jak wygląda złodziej? Referencje też mogła sfałszować, przecież ich nie weryfikowaliśmy. Tylko... naprawdę myślisz, że mogłaby mu celowo zrobić krzywdę? Niby jak?
– Nie informując nas o stanie jego jego zdrowia. Trafił do szpitala za późno.
– Agnieszko, ona była jego dochodzącą opiekunką, nie żoną! Nie mieszkała z nim. A on świetnie udawał dobre samopoczucie. Ty też się nie zorientowałaś.
– Nie wiem... – jęknęłam – Już nic nie wiem. Ale muszę zrozumieć, o co tu chodzi. Inaczej spokoju mi to nie da.

Mój mąż zadumał się na dłuższą chwilę.

– Laptop ojca. Musimy go wreszcie sprawdzić. Może tam jest coś ciekawego.

Dotąd odczuwałam silny opór przed grzebaniem w komputerze osobistym taty. To były jego prywatne sprawy, może intymne. Ja bym na przykład nie chciała, żeby ktoś bez mojej zgody i cenzury przeglądał moje maile, ulubione strony internetowe, zapiski, zdjęcia. Niemniej, ponieważ prywatne tajemnice taty w dość drastyczny sposób wpłynęły na nasze obecne życie, uznałam, że trzeba się przełamać. I tu trafiliśmy na kolejny problem, bo nie znając hasła, nie mogliśmy się dostać do danych w laptopie. Próbowaliśmy różnych kombinacji słów i cyfr, które mogły coś dla ojca znaczyć – daremnie.

Tata należał do tych nowoczesnych seniorów

Po śmierci mamy zapisał się na zajęcia komputerowe prowadzone na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, dzięki czemu sprawnie posługiwał się internetem, a także opanował podstawowe programy. Nie sądziłam jednak, że okaże się aż tak sprawny. Co takiego miał w tym komputerze, że chronił go niczym sejf? Tymczasem prokurator umorzył śledztwo. Wcale go nie zastanowiło, że musimy spłacać kwotę, której nikt na oczy nie widział.

Jeszcze złośliwie skomentował naszą nieszczęsną sytuację, że nie zawsze można się po rodzicach nachapać. Darek się wtedy bardzo się zdenerwował i zapowiedział, że nie popuści. Że stanie na głowie, ale znajdzie tę cholerną kasę. I wynajął detektywa. Ten zaczął pracę od... laptopa taty. Zabrał go – domyślam się, że do jakiegoś hakera – a gdy wrócił... Tak, poznałam wreszcie prawdę. Jednak czasem tego żałuję. Chyba wolałabym pozostać w nieświadomości.

Okazało się bowiem, że w ogóle nie znałam swojego ojca. Detektyw odkrył, że tata posiadał drugie konto w innym banku. Potwierdził też, że umowy pożyczkowe zawierał osobiście mój ojciec; miał ich kopie w komputerze. Na co poszły te pieniądze? Odpowiedź porażała. Opiekunka nie miała z tym nic wspólnego. Niestety. Łatwiej byłoby mi się pogodzić z myślą, że pani Wiesia go okradała, niż dowiedzieć się, że mój ukochany tata był… hazardzistą. Oszukiwał nas wszystkich.

Mnie, panią Wiesię, pewnie nawet samego siebie... Boże, to on tak rozumiał swoje sztandarowe: „Chcę jeszcze pożyć”?! Tata po śmierci mamy (pewnie szukając ucieczki przez smutkiem i samotnością) zaczął przesiadywać w internecie – grać w pokera. Ta rozrywka stopniowo zmieniła się w nałóg. Zabawa stała się jego drugim, tajemnym życiem. Grał od dawna, ze zmiennym szczęściem, wychodząc mniej więcej na zero. Ale pod koniec życia głównie przegrywał. Coraz więcej i więcej. Zamiast przestać, grał dalej i brnął w kolejne pożyczki.

Wreszcie się wyjaśniło, czemu był taki niechętny temu, aby zamieszkać z nami, a także czemu protestował przeciwko zatrudnieniu pielęgniarki… Nie życzył sobie kontroli! Bał się, że jego nałóg się wyda. Ustąpił, bo musiał. Niemniej obecność opiekunki utrudniła mu granie, a stres związany z długami i ciągłą koniecznością maskowania się na pewno go osłabił. Nic dziwnego, że jego organizm nie poradził sobie z przeziębieniem… Mam do siebie pretensję, że nic nie zauważyłam. Dręczy mnie potężne poczucie winy, ale... mam jeszcze większy żal do taty.

Nie chodzi o pieniądze, samochód, o kłopoty, jakie mieliśmy w związku z jego długami. Myślałam, że to duma i pragnienie bycia niezależnym każe mu mieszkać samemu, trzyma z dala od wnuków i jedynej córki... Jakże się pomyliłam! Zamiast nas wybrał pokera. Może kiedyś to zrozumiem, może kiedyś mu wybaczę. Teraz czuję rozczarowanie, które boli równie mocno jak śmierć taty. 

Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce

Redakcja poleca

REKLAMA