Pierwszy dzień w nowej pracy – znanej agencji reklamowej. Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie krytycznie. Włosy upięte w schludny kok, bluzka świeżo wyprasowana, spódnica odpowiedniej długości. No! – zaaprobowałam swój wygląd, chwyciłam żakiet i torebkę, po czym zjechałam do garażu. Już na parkingu pod nowym biurem spostrzegłam, że moje auto wyróżnia się spośród innych. Jako jedyne było idealnie czyste. W biurze przeżyłam mały szok. Mężczyźni siedzieli przy komputerach w dżinsach i koszulkach polo, kobiety też poubierały się na sportowo. Może jedna czy dwie miały na sobie kolorowe spódnice, ale próżno by tam szukać kogoś w marynarce czy żakiecie.
– Ty jesteś pewnie Pola. Pierwszy dzień, co? Chodź, przedstawię cię ekipie – przywitała mnie asystentka działu, jeszcze młodsza ode mnie, z kokiem z blond dredów.
Zdziwiłam się, że już jesteśmy na „ty”, chociaż jeszcze nawet nie poznałam jej imienia. Po jakimś czasie zapytałam kogoś o możliwość zrobienia sobie kawy.
– O, chodźmy razem, też bym się napiła – uśmiechnęła się nowa koleżanka. – Jestem Ida. Przedstawiałam się, ale pewnie wszystkich nie zapamiętałaś. Fajna marynarka. Apaszka też ładna.
Spojrzałam na swój elegancki żakiet i nieco się speszyłam.
– W poprzedniej firmie wszyscy się tak ubierali – rzuciłam tonem usprawiedliwienia. – Tutaj chyba panuje większy luz…
– Oj, tak! Tu jesteśmy naprawdę wyluzowani! – roześmiała się. – W sumie to jesteśmy ekipą nie tylko z pracy. Po robocie chodzimy na kebab i piwo, czasem imprezujemy w weekendy. O, jutro może pójdziemy, co? Musisz się wkupić do zespołu, ha ha! To co? Powiem reszcie, że jutro ty stawiasz!
To mnie oszołomiło. Oczywiście, nieraz słyszałam, że powinnam być bardziej spontaniczna, ale to dla mnie za dużo i za szybko.
Chciałam się wpasować się w nową grupę
Wyjście do pubu okazało się przerażającym doświadczeniem. Nie dość że znowu ubrałam się zbyt formalnie, to jeszcze kompletnie nie umiałam dogadać się z ekipą.
– Ej, laska, ty się musisz wyluzować! – prychnęła Ida, kiedy zamawiałam dziewięć dużych piw i kieliszek białego wina dla siebie. – Czekaj, weźmiemy skrzydełka w ostrym sosie, zobaczysz, będzie jazda z ich jedzeniem!
Miała rację, o ile „jazda” oznacza niekontrolowane parskanie, dyszenie i wachlowanie dłonią otwartych ust. Tak zachowywali się moi nowi koledzy i koleżanki, jedząc trzymane w palcach tłuste skrzydełka w sosie. Czułam się tam koszmarnie.
– Coś ty taka drętwa? – zapytał mnie po jakichś dwóch godzinach jeden z kolegów. – Zostaw to wino i napij się normalnie z nami piwa. No weź, ja sobie zamówię następne!
Z tymi słowami podsunął mi swój, do połowy opróżniony kufel. Z tej imprezy zapoznawczej wróciłam do domu wykończona psychicznie. Kompletnie nie pasowałam do tego towarzystwa! Uważałam się za osobę dobrze wychowaną, powściągliwą i dość elegancką, a dla moich nowych współpracowników byłam po prostu sztywna i zasadnicza. Postanowiłam więc, że się dopasuję. Za dobrze mi płacili, żeby rezygnować z tej posady. Po weekendzie przyszłam do biura w fantazyjnej bluzce z cekinami i sztruksach. Włosy rozpuściłam, założyłam bransoletki.
– O, nasza Pola wreszcie się wyluzowała! – nagrodziły mnie pomruki aprobaty zza monitorów. – Super, laska, tak trzymać!
I tak się zaczęła moja przemiana – wymuszona okolicznościami, ale niezbędna, jeśli chciałam utrzymać się w nowej pracy. Kupiłam sobie topy, które normalnie założyłabym chyba tylko na imprezę, i zainwestowałam w spodnie z przetarciami, które nosiły niemal wszystkie dziewczyny w firmie. Za namową Idy poszłam do jej fryzjera.
– Jesteśmy z agencji kreatywnej, musimy wyrażać siebie wyglądem, no nie? – mówiła, a ja przytaknęłam machinalnie.
Cóż, w agencji faktycznie dominowały nietuzinkowe fryzury
Jedna dziewczyna miała dredy, inna niebieskie pasemka, a kolega odpowiedzialny za najlepszą kampanię roku formował sobie włosy w coś w rodzaju kolców. Ida miała asymetryczną blond fryzurkę, była podgolona nad skroniami z lewej strony, z prawej kosmyki opadały jej na ramię.
– Też powinnaś podgolić włosy – zasugerowała. – Będziesz wyglądać super!
No nie wiem… Byłam starsza od ludzi z mojego zespołu o kilka lat. Co pasowało dwudziestoparolatkom, niekoniecznie było odpowiednie dla kobiety, która przekroczyła już trzydziestkę. A jednak poprosiłam fryzjera, żeby podgolił mi włosy nad uszami. Włosy z czubka głowy doradził mi wiązać w niechlujny koczek. Przekonywał, że tak jest teraz modnie. Wszyscy zachwycili się moim nowym wyglądem. Szkoda tylko, że ja spędziłam cały wieczór w łazience, zalewając się łzami.
Było mi żal ściętych włosów, do tego uważałam, że w moim wieku taka fryzura wygląda żałośnie… Oczywiście nadal chodziłam z ekipą na piwo czy kebab po pracy. Szef to aprobował, wręcz zachęcał – dawał nam służbową kartę kredytową, bo jego zdaniem takie wyjścia sprzyjały integracji. Faktycznie, nasz zespół był jednym z najlepszych w mieście. Nasze kampanie reklamowe zbierały nagrody, a klienci cenili nas za kreatywność i oryginalność. Ja wprawdzie nie byłam ich twórcą, a jedynie zarządzałam systemem zleceń i opiekowałam się kluczowymi klientami, ale w firmie wszyscy byliśmy traktowani jak autorzy sukcesów. Podczas tych wyjść na piwo często rozmawialiśmy na tematy osobiste.
Młodzi ludzie uwielbiają gadać o seksie i swoich przygodach, mnie natomiast krępowały takie rozmowy. Nie zamierzałam się nikomu zwierzać, że jestem dziewicą. To była moja prywatna sprawa. A jednak wszyscy się o to dopytywali.
– Pola, przyznaj, ty jesteś taka cicha woda, co? – rzucali, puszczając do mnie oko. – Niby taka wycofana, ale pewnie potrafisz nieźle zaszaleć! To kto jest w twoim typie? Ja lubię na przykład brodatych. Taki jak cię zacznie miziać brodą, to od razu…
Uśmiechałam się wtedy z przymusem i odpowiadałam coś wymijająco. Ale w końcu zrozumiałam, że to na nic. Jeśli chciałam nadal być akceptowana w grupie, musiałam być taka jak oni. Zrobiłam więc coś idiotycznego. Wymyśliłam sobie chłopaka.
– Nasza Pola wreszcie zaliczyła! – skwitowały tę nowinę dziewczyny. – Dobra, jaki on jest? Dużego ma? No, opowiadaj!
Opowiadałam więc to, co udało mi się zmyślić. Wszyscy mieli mnie za wyluzowaną i spontaniczną, szczególnie Ida, która chyba uważała się za moją bliską przyjaciółkę.
– Słuchaj, może pójdziemy do SPA w sobotę? – zaproponowała raz, a ja się zgodziłam, bojąc się odmówić.
Nie minęła godzina od wejścia do kompleksu, który kusił basenem i saunami, a już mogłam oglądać moją koleżankę z pracy taką, jak ją Pan Bóg stworzył. Do sauny przecież nie wchodzi się w kostiumie… W poniedziałek Ida opowiadała wszystkim jako świetną anegdotę, że w saunie siedziałam okutana ręcznikiem jak mumia. Ludzie znowu zaczęli mi doradzać ze śmiechem, żebym się wyluzowała.
Zaczynałam już mieć bóle brzucha z tego powodu… Poza aspektem towarzyskim, w pracy szło mi doskonale. Dostałam premię, szef mnie cenił. Spłacałam kredyt mieszkaniowy i ta świadomość powstrzymywała mnie przed tym, co coraz częściej przychodziło mi do głowy: żeby stamtąd odejść. Jak tylko słyszałam powtarzane tak często, jakby były sloganem jakiejś kampanii reklamowej, słowa „wyluzuj, laska”, miałam serdecznie dość. Mogłam udawać spontaniczną i młodą duchem, ale tylko ja wiedziałam, jak wiele mnie to kosztuje…
Któregoś dnia Ida zaprosiła mnie do siebie do domu
To miała być jakaś specjalna okazja, oznajmiła mi tajemniczo. Jak zwykle nie umiałam jej odmówić, więc posłusznie stawiłam się o wyznaczonej godzinie. Koleżanka najpierw poczęstowała mnie winem, potem zaczęła mówić, że od dawna jej imponuję i chciałaby być taka jak ja. Czułam się tym nieco skrępowana, więc sięgnęłam po kolejną lampkę wina. Czułam, że Ida do czegoś zmierza.
– Wiesz, Pola, bardzo się zmieniłaś, od kiedy do nas przyszłaś – powiedziała przymilnym głosem. – Jesteś teraz taka… naturalna… Podoba mi się to. I wiesz co? Chciałabym ci zaproponować coś zupełnie szalonego. Wiem, że masz w sobie to szaleństwo, tylko musisz je obudzić…
Alkohol lekko szumiał mi w głowie, nie słuchałam dalej. W sumie to było miłe, że ktoś wreszcie nie uważał mnie za sztywnego dziwoląga, tylko za spontaniczną i może nawet lekko szaloną.
– …mój chłopak, Adam – kontynuowała myśl Ida. – Jeśli się zgodzisz, zadzwonię do niego i zaraz tu będzie. To jak? Chcesz spróbować? To będzie odlotowe!
– Zaraz, ale czego spróbować? – zapytałam z lekkim zawrotem głowy.
– No, przecież mówiłam. Trójkącika z nami! Ty, ja i Adam! Od dawna chcieliśmy spróbować, ale dopiero teraz znaleźliśmy właściwą osobę, czyli ciebie, ha ha! To jak, wchodzisz w to, śliczna?
W tym momencie błyskawicznie wytrzeźwiałam. Wstałam i sięgnęłam po swój awangardowy sweter z piórkami, który kupiłam wbrew sobie, a za namową dziewczyn z pracy.
– Wiesz co? – rzuciłam, podejmując nagle decyzję. – Taka wyluzowana to ja nie jestem! W zasadzie to w ogóle nie jestem zakręcona, jak wy chcecie to widzieć. Starałam się tylko do was dopasować, ale teraz widzę, że to bez sensu. Jestem tym, kim jestem, i nie będę się na siłę zmieniać dla innych. Wychodzę, cześć.
Następnego dnia porozmawiałam z szefem. Powiedziałam, że albo przydzieli mnie do innego zespołu, albo będę musiała zrezygnować z pracy. Kamień spadł mi z serca, gdy powiedział, że bardzo ceni moją pracę i dlatego skieruje mnie do administracji w firmie należącej do naszej agencji.
– Dzień dobry – jeszcze nie zdążyłam wypowiedzieć tych słów pierwszego dnia w nowej pracy a już mogłam odetchnąć z ulgą.
Jedno spojrzenie dało mi nadzieję, że tutaj będę pasowała. Nie, w mojej nowej pracy też nikt nie chodzi w żakietach, ale sweterek z piórami wywołałby sensację. Większość ekipy to kobiety koło czterdziestki i starsze plus jeden pan księgowy tuż przed emeryturą. Jesteśmy wszyscy na „ty”, ale nie rozmawiamy na osobiste tematy i nie spotykamy się po pracy. I to mi odpowiada.
Postanowiłam, że nigdy więcej nie będę udawała kogoś innego niż jestem, żeby zdobyć akceptację grupy. To jest dobre, kiedy ma się kilkanaście lat, a nie kiedy jest się świadomą kobietą. Bo moim zdaniem właśnie na tym polega kobiecość: na akceptowaniu siebie i nie przejmowaniu się opinią innych. „Kobieta świadoma” – dla mnie to brzmi naprawdę dumnie!
Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce