Wszystko zaczęło się z błahego powodu. Chyba tak to zawsze wygląda. Niby nic takiego, jakieś luźno rzucone zdanie, propozycja, która przechodzi bez echa, a potem okazuje się, że jest już po ptakach.
Lubiła się wtrącać
Nas to spotkało, gdy jedliśmy obiad u mojej przyszłej teściowej. Przy kotlecie ni stąd, ni zowąd, zapytała:
– To już wiecie, gdzie będzie przyjęcie?
Ślub z Pawłem mamy w planach dopiero za rok, ale bez szaleństw – skromnie, tylko z rodziną, w USC. Później jakiś dobry obiad w kameralnej restauracji, nic specjalnego.
– Po co mamy szukać lokalu, skoro nie będziemy wyprawiać wielkiego wesela – stwierdziłam.
– To nonsens – oznajmiła Teresa, nakładając sobie kolejną porcję ziemniaków. – Wesele musi być z pompą. Taka okazja trafia się wyłącznie raz na całe życie. I lepiej się pospieszcie, bo obecnie terminy są pozajmowane na parę lat w przód. Jest taki świetny lokal weselny, o którym mówiła mi koleżanka. Jej córka miała tam przyjęcie i była bardzo zadowolona.
Mój narzeczony nie odezwał się słowem, więc stwierdziłam, że szkoda drążyć ten temat. Teraz zdaję sobie sprawę, że popełniłam spory błąd.
Miała swoją wizję naszego ślubu
Pewnego dnia Teresa ni stąd, ni zowąd oświadczyła, że ma dla nas niespodziankę – wolny termin w lokalu na wesele, o którym kiedyś rozmawialiśmy. Zamurowało mnie na tę wieść.
– Że co? – spytałam zaskoczona, gdy wreszcie odzyskałam mowę.
– No wiesz, podjechałam tam, pogadałam z szefem. Powiedział, że mają jeszcze niezarezerwowany czerwcowy weekend w przyszłym roku, więc go dla was zabukowałam.
Wzrok Pawła był przyklejony do ekranu telefonu. W ogóle nie słuchał, co wygaduje jego matka.
– Trzeba wpłacić zadatek – oznajmiła z dumą Teresa.
– Ale przecież nie ustaliliśmy jeszcze terminu ceremonii – zauważyłam. – Poza tym nie planujemy hucznego przyjęcia!
– Oj, przestań – zbagatelizowała sprawę gestem dłoni. – Termin to tylko szczegół. Pawełkowi będzie wszystko jedno, zgadza się?
Narzeczony nie widział problemu
Mój narzeczony jedynie mruknął coś niewyraźnie. Poczułam, jak kipi we mnie złość, ale zanim zdążyłam wybuchnąć, przyszła teściowa już się ulotniła.
– Dobra, uciekam – powiedziała na odchodne.
Ledwo opuściła mieszkanie, a ja już zaczęłam robić Pawłowi wymówki. Przecież to nasze wesele i nasza decyzja, a tu teściowa wtrąca się i wybiera salę! W ogóle nie ma takiej potrzeby, bo planowaliśmy zaprosić tylko najbliższych na skromny obiad.
– Daj spokój, kochanie. Nie ma co robić z tego afery – uspokajał mnie Paweł. – W sumie to nawet dobrze, że mama załatwiła tę sprawę. Przynajmniej mamy to z głowy. Słuchaj, data nie ma aż takiego znaczenia. Czerwiec to fajna pora, bo już jest ciepło. Jak trochę ochłoniesz, to na pewno zmienisz zdanie. Poza tym wesele wcale nie jest głupim pomysłem. Wiesz, że nie planuję brać ślubu po raz drugi. To poważna decyzja na resztę życia, więc czemu by tego nie świętować?
Niepotrzebnie uległam
W końcu przystałam na jego propozycję, nie miało dla mnie większego znaczenia, w jakim miejscu i czasie staniemy na ślubnym kobiercu. Liczyło się tylko to, że go kocham i pragnę zostać jego żoną. Jeszcze w tym samym tygodniu wpłaciliśmy zadatek za salę weselną. Nie należała do najtańszych, ale prezentowała się bardzo ładnie. Pomyślałam sobie wtedy, że być może Teresa dobrze zrobiła... I wtedy wszystko zaczęło się toczyć jak lawina.
Po upływie miesiąca przyszła teściowa spytała, czy zamówiliśmy już zaproszenia ślubne. Owszem, wybrałam parę wzorów, ale nie podjęliśmy jeszcze decyzji, nie musieliśmy się spieszyć. Najwyraźniej Teresa widziała to inaczej, gdyż pewnego dnia dostaliśmy przesyłkę kurierską z gotowymi zaproszeniami. Co więcej, były już opłacone.
Nie podobało mi się to
– Spokojnie, nie ma powodu do zdenerwowania – Paweł starał się mnie udobruchać. – Moim zdaniem są naprawdę ładne. Tobie się nie podobają?
– Nie o to chodzi – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo faktycznie mi się spodobały. Teresa potrafiła wybierać gustowne rzeczy, choć niezbyt tanie. – Po prostu liczyłam na to, że sama coś wybiorę.
– Rozumiem... Ale wiesz, odkąd tata odszedł, ona czuje się samotna i nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Słoneczko, bardzo cię proszę, pozwól jej zaangażować się w przygotowania do naszego ślubu. Dla niej ten dzień jest prawie tak samo istotny jak dla nas.
Zgodziłam się, ale nie byłam do końca przekonana. Sprawa zaczynała się wymykać spod kontroli. Zdążyła już nas namówić na zorganizowanie wesela, a nawet sama zdecydowała, jakie mają być zaproszenia. Strach pomyśleć co będzie następne.
Wybierała gości na wesele
Przyszedł czas na przygotowanie listy zaproszonych. Ja planowałam zaprosić mniej więcej dwadzieścia osób, mój narzeczony także. Jednak jego kochana mamuśka wymieniła prawie sześćdziesięciu rzekomo najbliższych członków familii po swojej stronie! Łącznie z kuzynem Jarkiem, jego żoną i gromadką ich czworga pociech. Widywałam go sporadycznie na rodzinnych spotkaniach i szczerze za nim nie przepadałam. To typowy małostkowy, zazdrosny dupek. Nie wyobrażałam sobie, aby ktoś taki pojawił się na moim weselu.
– Daj spokój, to stek bzdur! – Teresa nie przebierała w słowach. – Jarek wraz z bliskimi na pewno się pojawią. Nie dopuszczam do siebie innej myśli.
– A ja uważam inaczej – nie ustępowałam.
Liczyłam na to, że narzeczony mnie wesprze. Niestety, nic z tego nie wyszło.
– Pamiętam, jak super spędzaliśmy czas, gdy byliśmy mali. – powiedział pod nosem. – Fajnie by było, jakby przyszedł na naszą uroczystość.
Odpuściłam. Czułam się bezsilna w starciu z Teresą. Paweł, który miał być moim wsparciem, znowu się wycofał. Nasze marzenia o wspólnej przyszłości, kiedyś tak pełne nadziei, powoli zaczęły się rozwiewać. Wszystko wskazywało na to, że będziemy skazani na trójkąt, bo Paweł spełni każdą zachciankę Teresy, nawet jeśli byłoby to przeciwko mnie. Czy tak ma wyglądać nasze życie? Ja sama przeciwko nim?!
Skrytykowała moją sukienkę
Perspektywa nadchodzącego ślubu, która do niedawna napawała mnie szczęściem, obecnie zaczęła wywoływać u mnie nieprzyjemne uczucie w żołądku. Kurczowo trzymałam się wiary, że może po ceremonii wszystko się unormuje i na nowo zacznie funkcjonować tak jak dawniej. Oby tylko dało się jakoś przetrwać ten jeden dzień.
Mogło się zdawać, że po wygranej walce o listę gości Teresa spoczęła na laurach i przestała się angażować w dalsze przygotowania. I tak sprawy miały się aż do momentu, gdy przyszedł czas na wybór sukienki.
Postawiłam na prostą kreację sięgającą przed kolano, licząc na to, że pogoda dopisze. Nic wyszukanego, ale za to komfortowa i ładna. Do kompletu dobrałam welon i białe szpilki. Wszystkie szczegóły ustaliłam z krawcową, odbyły się też niezbędne przymiarki. Pokazałam Pawłowi w katalogu suknię podobną do mojej i zapytałam go o opinię. Stwierdził, że bardzo mu się podoba. Niedługo potem wysłał zdjęcie swojej mamie. Po chwili zadzwoniła do mnie i zaczęła krzyczeć:
– W tym chcesz składać przysięgę małżeńską przed ołtarzem?! Będziesz wyglądać jak jakaś niemoralna kobieta z tymi odsłoniętymi kolanami!
Byłam wściekła
Słowa ugrzęzły mi w gardle, a ja zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. W końcu po prostu się rozłączyłam. Opadłam bezsilnie na sofę i zalałam się łzami. Wkrótce szlochałam jak dziecko. Kiedy wreszcie łzy przestały płynąć, a ja odzyskałam jako taki spokój, nalałam sobie lampkę wina i zaczęłam wszystko dokładnie analizować. W takim stanie zastał mnie mój ukochany.
– Pawełku, z kim właściwie biorę ten ślub? – z miejsca przeszłam do sedna sprawy, gdy ledwo zdążył wejść do domu.
– Słucham? O co ci chodzi?
– No, powiedz szczerze, kto będzie twoją żoną – ja czy twoja matka?
– Jak to, no oczywiście, że ty...
– A jak ci się wydaje, czy powinniśmy stanąć przed ołtarzem? – nagle zaczęłam zupełnie inny wątek.
Wzięłam sprawy w swoje ręce
Ślub kościelny nie był w naszych planach, zawsze myśleliśmy tylko o cywilnym. Intrygowało mnie jednak, czy cokolwiek w tej materii uległo zmianie.
– Sądzisz, że to kiepski plan? – zagaił ostrożnie, lecz ja już uzyskałam pożądaną informację.
– Od samego początku nie planowaliśmy ślubu kościelnego. Mieliśmy brać tylko cywilny.
– No tak, ale...
– A potem kameralna kolacja tylko dla nas i paru członków rodziny – przerwałam mu w pół zdania. – Żadnego przyjęcia weselnego na sto dwadzieścia osób, żadnych zaproszeń i twojego kuzyna, którego nie trawię. Teraz ci powiem, co się wydarzy. Pójdziesz do swojej mamy i oznajmisz jej, że rezygnujemy ze ślubu w kościele i imprezy. Anulujecie zaproszenia – i mnie nie interesuje, w jaki sposób to zrobicie. Bo wiesz, ja marzę o związku, w którym jesteśmy tylko ty i ja. Twoja mama może być obok, nawet blisko, ale bez wtrącania się, bo nie zamierzam brać udziału w jakiejś chorej relacji we trójkę.
Kazałam narzeczonemu wybrać
Paweł stał w bezruchu. Najwyraźniej w tej chwili uświadomił sobie powagę sytuacji. I to, jakie mogą być jej konsekwencje.
– Czas podjąć decyzję, skarbie – mówiłam opanowanym tonem. – Musisz zdecydować: ja czy twoja matka.
Postawiony przed tym wyborem, w końcu się określił i porozmawiał z matką. Najpierw się obraziła, ale potem przystała na naszą wizję ślubu i wesele.
Dziś, po ponad roku, od czasu do czasu wpada nas odwiedzić, głównie po to, by spędzić trochę czasu z naszym synkiem. Zdarza się też, że to my zaglądamy do niej na obiad.
Nasze relacje są w porządku. Nie ma między nami jakiejś wielkiej zażyłości, ale też nie ma chłodu. Odnosimy się do siebie z szacunkiem, ale jednocześnie trzymamy pewien dystans. Bardzo zależy nam na tym, żeby mama Pawła nie wtrącała się zanadto w nasze sprawy. I póki co to się udaje.
Kinga, 30 lat
Czytaj także: „Mąż poszedł w ślady ojca i traktuje mnie jak służącą. Zdziwi się, gdy zamiast obiadu dostanie papiery rozwodowe”
„Odkryłem, że żona ma kochanka. Czekam, aż się wyszaleje i wróci na kolanach, bo przecież tylko mnie kocha”
„Siostra wpadła w szał, bo ojciec przepisał mi mieszkanie. Całe życie miała go gdzieś, a teraz paniusia ma pretensje”