Któregoś dnia mąż Olek pojawił się w domu z wypełnionym kuponem totolotka. Wszystko zaczęło się tego poranka, kiedy oficjalnie zakończył swoją karierę zawodową
Byłam zaskoczona
Przyznam szczerze, że jego pomysł mnie zaskoczył, bo dotychczas ani ja, ani on nie mieliśmy w zwyczaju brać udziału w tego typu liczbowych loteriach. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że posiadanie pełnej miłości rodziny to najcenniejsza rzecz pod słońcem i ona stanowi nasz życiowy skarb. Jednak tamtego dnia, gdy zasiedliśmy do obiadu, Olek ni stąd, ni zowąd wyciągnął los i zaczął planować, co będziemy mogli kupić, jeśli uda nam się zgarnąć główną nagrodę.
– Na początek przelejemy trochę grosza naszej Alicji, żeby mogła się pozbyć kredytu na dom w tej jej Kanadzie. Dzięki temu skończy z tą harówką. Tyle samo prześlemy Romkowi, aby jego biznes w Szwecji wreszcie zaczął kwitnąć. A za resztę kasy wybierzemy się na wczasy gdzieś za granicą.
Jak zwykle, kiedy zaczęliśmy gadać o dzieciach, zrobiło mi się smutno i zatęskniłam. Nie uciekli na obczyznę ani za kasą, ani dlatego, że im się w Polsce nie wiodło. Po prostu mieliśmy pecha, że ich drugie połówki pochodziły z innych państw.
Nie miałam tyle optymizmu co mąż
Ale do rzeczy – Aleksander był podekscytowany i nie mógł się doczekać następnego losowania. Kiedy obserwowałam, jak niecierpliwie przestępował z jednej nogi na drugą, przeszło mi przez myśl, że stoi przede mną mały brzdąc, święcie wierzący, iż lada moment spełni się jego marzenie i rodzice wręczą mu wymarzonego lizaczka.
– A co, jeśli będzie pudło? – rzuciłam pytanie.
– Nie kracz – uciszył mnie.
Zamilkłam, bo byłam przekonana, że jeżeli Olkowi się nie uda, to zrzuci winę na mnie. W końcu wyraziłam swoje obawy w nieodpowiednim momencie.
Wygrana nie była mu pisana
Dwa dni później nadszedł wielki dzień losowania. Podczas gdy ja zajmowałam się myciem naczyń po całym pracowitym dniu, Olek oglądał telewizję w pokoju. Nagle usłyszałam jego pełen entuzjazmu okrzyk: „Cholera!" Po chwili w progu kuchni stanął Olek ze smutną miną.
– Marzenka, nie udało się. A myślałem, że wygram parę stówek i już z górki będzie – powiedziała wyraźnie rozczarowany.
Jak można się domyślić, nic z tego nie wyszło i mój małżonek zaczął raz za razem przegrywać. Jednak za każdym razem, kiedy wracał do mieszkania z wypełnionym kuponem, wciąż od nowa planował, co komu kupi. W końcu, po kolejnej przegranej, Aleksander stwierdził, że ewidentnie ci goście z punktu totolotka go po prostu oszukują.
– Prosisz o losowy kupon, a gość w budce daje ci tylko taki na niby. Chodzi o to, że automat dobiera takie cyfry, które na sto procent nie wypadną w następnym losowaniu.
Wolałam nie wdawać się z ukochanym w polemikę na temat niuansów tej cyferkowej zabawy, gdzie szansa na zwycięstwo wynosi jakieś jeden do prawie czternastu milionów. Dobrze znałam ten jego ośli upór, kiedy to nic nie było w stanie do niego dotrzeć. Ponieważ w Olku rosła jeszcze taka delikatna mania podejrzliwości, to sam zaczął wypełniać te wszystkie kupony. No i później wymyślił sobie taki system, który niby miał mu dać murowaną wygraną. I to za każdym razem, gdy było losowanie!
Nie liczyło się nic innego
Ostatecznie ludzie, kiedy zaczynają emeryturę, zajmują się ogródkiem, uczestniczą w zajęciach uniwersytetu trzeciego wieku, oddają się lekturze, łowią ryby albo po prostu godzinami siedzą przed telewizorem, jakby przyklejeni do sofy. Olkowi z kolei zachciało się wymyślić jakiś genialny system, który ma nam zapewnić bezpieczną przyszłość. Mogło być jeszcze gorzej – tak wtedy pomyślałam.
Żeby zgłębić sekrety wygranej, a jednocześnie uniknąć pułapek, o które rozbili się inni fantastycy tacy jak on, mój mąż zainwestował w komputer i opanował jego obsługę. Potem szperał w internecie, szukając wszelkich możliwych opcji, które umożliwiłyby mu stworzenie systemu/
Jak co tydzień, dwa razy obstawiał zakłady, które uważał za kluczowy element swojej taktyki. Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodzi, ale pewnego razu z niepokojem dostrzegłam, że Olek zaczął przeznaczać coraz większe kwoty na kolejne gry. Moment, w którym zasiadał przed telewizorem, by obejrzeć następne losowanie, stał się dla niego czymś wyjątkowym. Co więcej, zaczął nagrywać każde kolejne losowanie kulek z numerkami, aby później móc je dokładnie przeanalizować i mieć pewność, że nikt nikogo nie oszukał!
Wydawał ostatnie pieniądze
Mój mąż po dwóch latach całkowicie oszalał na punkcie gier liczbowych. Nie chodziło już tylko o skreślanie 49 liczb. Zaczął brać udział w innych loteriach. Początkowo był w stanie zrozumieć, że jeśli przekroczymy ustalony budżet, to zabraknie nam pieniędzy na leki i nie będziemy mogli zrobić odpowiednio dużych zakupów. Mimo to, pewnego razu zamiast stówy w portmonetce było zaledwie dziesięć złotych.
– Powiedz, wziąłeś te pieniądze?
Aleksander głęboko odetchnął, po czym przytaknął.
– Ale posłuchaj – w jego oczach pojawił się blask – lada moment odbijemy sobie wszystko z nawiązką. Wkrótce na bank uda nam się zgarnąć okrągłą sumkę.
Rzecz jasna, znowu nic z tego nie wyszło. Tamtego dnia przeprowadziłam z Olkiem poważną rozmowę.
– Ciągle gadasz o tym, że gdy tylko trafisz szóstkę w totka, to sypniesz kasą Alicji na to, a Romkowi na siamto. Ale czy masz w ogóle pojęcie, jak naprawdę wygląda ich sytuacja? Uroiłeś sobie, że ledwo wiążą koniec z końcem i jedynie ty jesteś w stanie wyratować ich z finansowej zapaści. A prawda jest taka, że to oni podrzucają nam co miesiąc trochę grosza, żebyśmy mogli jako tako funkcjonować za te nasze, powiedzmy sobie szczerze, marne emerytury po dziesiątkach lat harówki.
– No dobra, racja po twojej stronie – Olek w końcu to przyznał, robiąc przepraszającą minę. – Faktycznie przesadziłem. Daję słowo, że od teraz będę brał jedynie dwa kupony z minimalnym zakładem.
Mąż miał duże problemy z sercem
Po tej rozmowie z Olkiem powinnam była zauważyć, że gdzieś wyparowały z niego cała pozytywna energia i zapał do zmagania się z codziennością. Sprawiało to wrażenie, jakbym przebiła szpilką jego balonik nadziei. Po paru dniach zadzwoniłam po karetkę. Olek doznał poważnego ataku serca. Medycy zdecydowali o wprowadzeniu go w stan śpiączki farmakologicznej. Obydwoje przekroczyliśmy już siódmą dekadę życia i okazało się, że Olek nie jest odpowiednim kandydatem do pilnej transplantacji.
Inni pacjenci, którzy byli w kolejce do przeszczepu przed nim, nie mieli tylu lat. Jeśli chodzi o sytuację mojego ukochanego, to nie było dla niego ratunku, ponieważ jego serce było w tak kiepskiej kondycji, że nawet wszczepienie rozrusznika nie wchodziło w grę. Byłam wdzięczna lekarzowi za szczere rozmowy, podczas których nie owijał w bawełnę i nie próbował mnie na siłę pocieszać, tylko mówił wprost, jak naprawdę wygląda stan zdrowia mojego męża i jakie są rokowania.
– Słuchajcie, moi drodzy… – odezwałam się następnego dnia do słuchawki, łącząc się przez Skype'a na wideorozmowie z moimi dziećmi. – Sytuacja z tatą wygląda marnie, a prognozy na przyszłość są jeszcze bardziej ponure.
– Być może uda mi się przetransportować go tutaj, do Kanady – z desperacją w głosie zasugerowała Ala. – Razem z Nickiem uzbieraliśmy 60 tysięcy. Pożyczymy trochę kasy i…
– Kotku, to się kompletnie mija z celem – przerwałam jej w pół zdania. – Zdaję sobie sprawę, że zdobyłabyś fundusze, ale doktor jasno stwierdził, że z uwagi na metrykę i kondycję nie ma takiej opcji.
Miałam pewien pomysł
Po tych słowach zapadła cisza, która trwała kilka chwil. W końcu zdecydowałam się odezwać:
– Zrobię wszystko, aby wasz tata był jeszcze szczęśliwy przed śmiercią.
– Myślisz, że powinniśmy przyjechać?
– Słuchajcie, przyszło mi coś do głowy. Tata szaleje na punkcie tych gier liczbowych... Dobrze, że zaczęło się to dopiero, gdy przeszedł na emeryturę. Ostatnimi czasy jedyne, o czym marzył, to trafienie szóstki w totka. Ciągle gadał, że Ali trzeba dać taką sumę, żeby w końcu spłaciła kredyt hipoteczny, a Romkowi wystarczająco dużo, by rozkręcił swój interes. I tak w kółko puszczał kupony…
– Dałam mu znać, że spłata kredytu za dom już za nami! – córka była totalnie zaskoczona.
– No a ja mu zakomunikowałem, że mój biznes w Sztokholmie ma się wyśmienicie – syn dorzucił swoje trzy grosze.
– Tata jest przekonany, że te wieści miały na celu jedynie ukoić jego nerwy.
– No i co teraz? – w tonie głosu Ali dało się wyczuć bezsilność.
– Tak jak mówiłam wcześniej, mam pewien pomysł. Posłuchajcie uważnie…
Okłamałam męża
Po dwóch tygodniach medycy zdecydowali o wybudzeniu Olka ze śpiączki Czuł się fatalnie i ledwo mógł wydusić z siebie słowo. Jego oczy przepełniał żal i strach.
– Nic nie mów – musnęłam dłonią jego dłoń – po prostu posłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia. – Wiem, że nie powinnam była zaglądać do twoich notatek z cyferkami, ale przyśniła mi się moja mama i kazała mi koniecznie do nich zajrzeć. No i zrobiłam tak, jak tam było napisane i wypełniłam ten kupon. Trochę się obawiałam, że gdzieś się pomylę, ale wszystko było tak precyzyjnie opisane, że jakoś sobie z tym poradziłam – w oczach mojego męża coś rozbłysło. – Udało ci się wygrać, skarbie.
Olek miał wesołe spojrzenie, które jednak szybko zgasło, zastąpione przez podejrzliwość. W tym momencie wsadziłam rękę do kieszeni i wydobyłam z niej los na loterię. Następnie zaprezentowałam wycinek z gazety, na którym widniały takie same cyferki. Olek ujął moją rękę w swoją, lekko ją ściskając.
Spełniłam jego marzenie
– Teraz już wiem, że miałeś rację – mruknęłam pod nosem.
– Kobiety zawsze muszą być takie uparte, co? – odparł cicho, uśmiechając się lekko. – No dobra, a powiedz mi, czy pamiętasz, ile kasy masz dać Alce i Romkowi? – dorzucił na koniec.
Skinęłam potwierdzająco głową. Olek odszedł tej nocy. Cieszę się, że mogłam mu dać poczucie wygranej w ostatnich momentach jego życia. Nie zdawał sobie sprawy, że rzekomo zwycięski los został spreparowany przez naszego syna na komputerze, a ja go wydrukowałam na naszej drukarce.
Marzena, 73 lata
Czytaj także: „Córka pomiatała mną, zamiast się opiekować. Dopiero w domu starości w końcu zaczęłam żyć godnie”
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”
„Chciałam się pozbyć nudnego męża. Gdy odkryłam jego sekret, wiedziałam, że zawalczę o rozwód kościelny”