„Ojciec nie pozwala mi iść na studia, bo to głupota. Mam być jego parobkiem, bo ziemia zawsze nas wykarmi”

dziewczyna na wsi fot. Adobe Stock, Alexandr
„– Chcę iść na studia. Nie mogę zostać tutaj na wsi na zawsze. Wiesz, że nie chcę takiego życia – powiedziałam. – Na studia? A po co? Chcesz być jedną z tych, co studiują, a potem szukają pracy latami? Patrz na mnie. Gospodarstwo zawsze cię nakarmi. A miasto? Wypluje cię i zostawi z niczym”.
/ 26.11.2024 19:30
dziewczyna na wsi fot. Adobe Stock, Alexandr

Gdybym miała mniej oleju w głowie, w ogóle nie myślałabym o lepszej i fajniejszej przyszłości. A tak czułam, że mogę więcej i z każdą rozmową z ojcem czułam, jak w gardle rośnie mi większa gula.

Chodziłam jak w zegarku

Każdy dzień wyglądał tak samo. Budziłam się o świcie, szłam do obory wydoić krowy, wypuszczałam kury, a potem prysznic, szybkie śniadanie i bieg na przystanek, żeby zdążyć na autobus do szkoły. Chodziłam jak w zegarku i nigdy się nie spóźniłam. Wiedziałam, że drugi kurs jest dopiero za dwie godziny, a osiem kilometrów pieszo to jednak wyzwanie. Po lekcjach wracałam, jadłam szybko obiad i znowu biegłam do prac w gospodarstwie. Nie miałam życia normalnej nastolatki.  Tu trzeba było posprzątać, tam skosić trawę, a czasem tylko stać i wysłuchiwać, jak ojciec coś tłumaczy. W ogóle mnie to nie interesowało.

Dopiero po wieczornym obrządku miałam czas, żeby usiąść do lekcji. Na szczęście, szybko się uczyłam. Rafał, mój młodszy brat za to ledwo przechodził  z klasy do klasy. W zeszłym roku udzielałam mu nawet korepetycji, żeby nie kiblował. Zobaczymy, jak będzie teraz. Czy jak przyjdzie wiosna, a w polu będzie więcej roboty, znajdziemy czas na naukę? Mi na tym zależy, bo chcę zdać dobrze maturę i iść na studia, ale wiem, że na moją głowę spadną dodatkowe wiosenne obowiązki, np. zadbanie o przydomowy warzywnik.

Zdenerwowałam ojca

Już kilka razy próbowałam gadać z rodzicami, zwłaszcza z ojcem na temat tego, o czym marzę, ale on nie chce słuchać albo od razu się złości. Mama zwykle milczy.

– Tato, muszę z tobą porozmawiać – zaczęłam pewnego wieczoru.

– Mów, tylko szybko – rzucił, odpalając papierosa.

Chcę iść na studia. Nie mogę zostać tutaj na wsi na zawsze. Wiesz, że nie chcę takiego życia.

Jego twarz najpierw wyrażała niezrozumienie, potem złość.

– Na studia? A po co? Chcesz być jedną z tych, co studiują, a potem szukają pracy latami? Patrz na mnie. Gospodarstwo zawsze cię nakarmi. A miasto? Wypluje cię i zostawi z niczym.

– Ale tato, ja się do tego nie nadaję! – Podniosłam głos, bo widziałam, że jego słowa niczego nie zmienią. – Chcę czegoś więcej! Mam prawo decydować o swoim życiu!

Zacisnął dłonie na kolanach. Widziałam, jak w nim się gotuje. W końcu wstał.

– Nie po to całe życie haruję, żebyś wydała wszystko na jakieś głupie marzenia! Nie zobaczysz ani grosza, jeśli będziesz się marnować w mieście! – wrzasnął i wszedł do domu, trzaskając drzwiami.

To były jego argumenty, z którymi nie mogłam dyskutować. Ojciec widział mnie na wsi i koniec. Wiedziałam, że w mieście nie jest lekko, ale jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem. Naszej kuzynce się jakoś udało i teraz po studiach ma dobrą pracę i jeszcze podsyła kasę swoim rodzicom. Mój ojciec ma jednak klapki na oczach. Mam żal do niego i do mamy, że nie staje w mojej obronie. Słowo ojca jest święte. Nie mam co liczyć na wsparcie rodziców, więc będę kombinować.

Pracuję zamiast się bawić

Tak naprawdę, skończyłam 18 lat i nie mam nic z życia. Ba, nawet nie mogę decydować o sobie. Moim znajomi jeżdżą do miasta: do kina i na dyskoteki, a ja gniję w gospodarstwie. Czasem zapraszali mnie, żartując, że w końcu powinnam się trochę rozerwać. Ale co im miałam powiedzieć? Że jak wrócę, to o pierwszej w nocy będę jeszcze szorować podłogi, bo ojciec wkurzy się, że zostawiłam w domu bałagan? Nie chodziło mi tylko o te dyskoteki. Moi znajomi mieli czas na życie. Spotkania, zabawy, nawet głupie chodzenie po miasteczku. A ja? Tylko praca, od świtu do nocy. Zazdrościłam im tej wolności.

Ojciec twierdzi, że podobno nie jestem wystarczająco dorosła, żeby decydować o sobie, a co dopiero szlajać się po mieście. Za to nie ma problemu, żebym harowała na równi z jego pracownikami sezonowymi. Tam mnie to wkurzało, że zawołałam kasę od niego. Prawie mi przyłożył ze złości. Wtedy postanowiłam, że naprawdę muszę coś zrobić sama.

Obmyśliłam plan

Zaczęłam odkładać pieniądze, które ojciec czasem łaskawie dał. Każdy grosz był na wagę złota. Miałam plan: po maturze wyjadę za granicę, choćby do Niemiec. Zatrudnię się do jakiejś sezonowej pracy przy zbiorze owoców i warzyw i uzbieram wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zacząć w mieście od zera i pójść na studia. Może później, ale pójść. Mój plan nie był idealny, ale dawał mi nadzieję.

Wieczorami, gdy ojciec już spał, korzystałam z jego laptopa, żeby szukać ofert pracy za granicą. Niemcy wydawały się najrozsądniejszym wyborem – dużo ludzi pisało na forach, że można tam dobrze zarobić przy sezonowym zbiorze papryki. Zapisałam kilka adresów agencji i zaczęłam uczyć się podstawowych niemieckich zwrotów. Koleżanka obiecała, że pomoże mi z formalnościami.

Brat mnie wspiera

Nie mogłam powiedzieć o swoich planach mamie. Była zbyt uległa wobec ojca, a jakikolwiek bunt z mojej strony kończył się jej łzami i błaganiami, żebym nie pogarszała sytuacji w domu. Z kolei brat wiedział o wszystkim. Kiedy opowiedziałam mu o swoich zamiarach, spojrzał na mnie z podziwem.

Serio to zrobisz? – zapytał.

– Muszę – odparłam. – Inaczej zostanę tu na zawsze.

Damian obiecał, że będzie krył mnie przed ojcem, gdyby cokolwiek wyszło na jaw. Był w tym wszystkim jedynym sojusznikiem, choć wiedziałam, że zostawienie go samego z gospodarstwem będzie dla niego ciężarem. Przysięgałam sobie, że kiedy się już urządzę, pomogę mu wyrwać się z tego więzienia, jakie zafundował nam ojciec.

Boję się tego, co mnie czeka, ale jeszcze bardziej przeraża mnie, co stanie się, jeśli zostanę.

Matylda, 18 lat

Czytaj także: „Rodzeństwo miało mnie za egoistkę, bo nie chciałam zająć się starym ojcem. Już zapomnieli, co nam zrobił”
„Dziadek wylał na mnie w spadku deszcz pieniędzy. Wystarczyło parę groszy, żebym z kwitkiem odprawiała rodzinne pielgrzymki”
„Pożyczyłem narzeczonemu córki 50 tysięcy na mieszkanie. Żałuję, ze zrobiłem to na gębę, bo mnie wydoił i zwiał”

Redakcja poleca

REKLAMA