„Pożyczyłem narzeczonemu córki 50 tysięcy na mieszkanie. Żałuję, ze zrobiłem to na gębę, bo mnie wydoił i zwiał”

zmartwiony mężczyzna fot. Adobe Stock, inesbazdar
„Basia wróciła do domu strasznie markotna, po czym zaczęła nam płakać po kątach. Wreszcie przyciśnięta do muru przez żonę wyznała, że Bartek z nią zerwał! Nie mieściło nam się to w głowie. Tak po prostu? Ten chłopak był jakby naszą rodziną! No i miał moje 50 tysięcy! Odda – łudziłem się jeszcze, ale Bartek przepadł jak kamień w wodę”.
/ 20.11.2024 13:56
zmartwiony mężczyzna fot. Adobe Stock, inesbazdar

Bartek był dla nas jak rodzina, a moja żona świata poza nim nie widziała. Najchętniej by go już synkiem nazywała, choć jeszcze nie byli z Basią zaręczeni. Ale chodzili ze sobą od ponad roku i oboje deklarowali, że myślą o sobie poważnie. Na razie nie mieli gdzie mieszkać, więc jak tu myśleć o ślubie?

Podobało mi się, że jest taki obrotny

Dlatego kiedy pewnego dnia Bartek przyszedł do mnie z pytaniem, czy bym mu nie pożyczył 50 tysięcy złotych na mieszkanie, postanowiłem go wysłuchać.

– To będzie wkład własny, na resztę już wezmę kredyt i wtedy wreszcie będę się mógł oświadczyć Basi. Za pana pozwoleniem oczywiście – oznajmił.

– Mówisz więc, że to na wasze wspólne mieszkanie? – upewniłem się.

– Tak, ale ja wszystko oddam! – zapewnił mnie. – Najdalej za pół roku!

– Narzeczonemu córki to bym dał… – zagrałem, jak sądzę, uczciwie.

Bartek tylko głową kiwnął, uśmiechnął się i następnego dnia pojawił się u nas z pierścionkiem zaręczynowym! Basia z radości kraśniała, moja żona się popłakała, a i ja byłem wzruszony. Nie co dzień się przecież córkę jedynaczkę wydaje za mąż, prawda?

Miałem odłożone 50 tysięcy złotych na nowy samochód, postanowiłem jednak wesprzeć młodych. Zresztą podobało mi się w Bartku to, że nie zamierza tych pieniędzy wziąć, tylko chce oddać. Ja też się wszystkiego sam dorabiałem i na dobre mi to wyszło.

To brzmiało rozsądnie

Zaraz po zaręczynach młodzi na poważnie zaczęli myśleć o wspólnej przyszłości. Bartek miał pomysł na biznes. Kiedyś prowadził już działalność gospodarczą, ale z jakichś powodów musiał ją zamknąć. Namawiał więc Basię, aby to ona założyła firmę, bo jako nowicjusz  będzie miała mniejszą składkę do ZUS.

– W ten sposób zaoszczędzimy miesięcznie prawie 500 złotych – dowodził.

– No nie wiem, nigdy nie prowadziłam firmy – Basia się broniła, ale narzeczony zapewnił ją, że to nie jest specjalnie trudne.

– Kochanie, nadal to ja będę się wszystkim zajmował, jak dotychczas. Twoja rola to tylko firmowanie mojej działalności swoim nazwiskiem.

Sam byłem za tym, aby córka ustąpiła i założyła tę firmę. Wydawało mi się, że Bartek wykazuje się rozsądkiem i doskonale dba o ich wspólne finanse. W sumie na początku wszystko działało bardzo sprawnie, ale termin spłaty 50 tysięcy, które Bartek pożyczył ode mnie, ciągle się przesuwał. Nie miałem pretensji, mój stary samochód radził sobie nadal całkiem dobrze, a młodzi musieli rozwinąć skrzydła. Zdziwiło mnie tylko, że mój przyszły zięć sam zaczął jeździć wkrótce nowym samochodem.

– Kumpel wyjechał za granicę i zostawił mi brykę – wyjaśnił.

Gdybym ja miał taki samochód, tobym go wolał trzymać w garażu, niż dać nawet najlepszemu przyjacielowi. Ale podobno facet był mu winien przysługę… W każdym razie moja córka była zadowolona i twierdziła, że interesy idą im całkiem dobrze.

Coś mi tu śmierdziało

Pewnego dnia jednak Bartek rozbił auto „kolegi”, zbytnio szarżując podczas deszczu. Sądziłem, że będzie musiał ponieść konsekwencje finansowe i strasznie się tym zdenerwowałem, jednak on przyjął to ze spokojem, a nawet na luzie.

– Auto jest ubezpieczone – stwierdził.

Nie wiem, jak załatwił sprawy papierkowe, może kumpel odesłał ubezpieczycielowi podpisane dokumenty pocztą, w każdym razie samochód wstawił do warsztatu i stwierdził, że go naprawiają. Więcej się nie dopytywałem.

Minęło kilka dni, Basia wróciła do domu strasznie markotna, po czym zaczęła nam płakać po kątach. Wreszcie przyciśnięta do muru przez żonę wyznała, że Bartek z nią zerwał!

Nie mieściło nam się to w głowie. Tak po prostu? Po zaręczynach?! Ten chłopak był jakby naszą rodziną! No i miał moje 50 tysięcy! Odda – łudziłem się jeszcze, ale Bartek przepadł jak kamień w wodę. A potem zaczęły wyłazić rozmaite kwiatki.

Nie mogłem w to uwierzyć

Po pierwsze, zadzwonili do mojej Basi z warsztatu samochodowego, domagając się pieniędzy za zreperowanie auta. Kiedy próbowała ich przekonać, że nie ma z tym pojazdem nic wspólnego, oburzony właściciel warsztatu kazał jej przestać ściemniać, bo przecież samochód został wzięty w leasing na jej firmę, co miał zapisane w papierach.

Basia z płaczem przyleciała do mnie, a ja, choć w dokumentach także jestem kiepski, kazałem jej sprawdzić księgę podatkową firmy. I okazało się, że ona nawet nie wie, gdzie ta księga jest! W końcu jakoś udało się nam ją odszukać. A tam jak byk, czarno na białym, że Basia leasing podpisała!

– To ja wzięłam samochód? A Bartek mi powiedział, że w ten sposób tylko wciąga go na stan naszej firmy, abyśmy mogli sobie rachunki za benzynę odliczać! – jęknęła córka, popisując się straszną lekkomyślnością.

Ale nie mogłem jej robić wyrzutów, w końcu sam temu facetowi dałem na gębę 50 tysięcy!

Nie odzyskam już tych pieniędzy

Sprawa z samochodem na żądaniu zapłaty warsztatowi wcale się nie skończyła. Okazało się bowiem, że moja Basia nie tylko podpisała dokumenty leasingowe, ale także pozwolenie na wypłatę odszkodowania z tytułu OC na swoje firmowe konto, do którego Bartek miał swobodny dostęp.

Jej były narzeczony wypłacił więc te pieniądze i się z nimi ulotnił. Przy okazji zabrał także 5 tysięcy reszty firmowej gotówki. Basia została goła jak święty turecki! Wychodzi na to, że ten oszust okradł naszą rodzinę na 50 tysięcy złotych.

Co gorsza, są one nie do odzyskania, bo przecież ode mnie dostał kasę „do łapy”, a Basia dała mu upoważnienie do konta, więc miał prawo wypłacić z niego pieniądze. Ponadto córka podpisała dokumenty leasingowe wraz z oświadczeniem dla ubezpieczyciela z własnej woli. A że ich nie przeczytała? No, to głupia była! I ja także.

Krew mnie zalewa na myśl o tym, jak wygodnie pożyje sobie Bartek za nasze pieniądze. Albo wpłaci kasę na wkład własny na mieszkanie. Ale nie na to, którym mnie omamił, pożyczając ją. W biurze tamtego dewelopera nie widzieli Bartka na oczy. Sprawdziłem!

Zbigniew, 52 lata

Czytaj także: „Brat poczuł zapach kasy i zmienił się w wyniosłego dorobkiewicza. Zamiast pomóc rodzinie trwoni pieniądze na panienki”
„Mąż wygrał 200 tysięcy i zgłupiał. Zafarbował włosy, baluje całymi nocami i migdali się z młodymi dziewczynami”
„Mąż kiedyś był biedakiem i teraz pilnuje każdej złotówki. Żałuje córce kasy nawet na jesienne buty”

Redakcja poleca

REKLAMA