„Dziadek wylał na mnie w spadku deszcz pieniędzy. Wystarczyło parę groszy, żebym z kwitkiem odprawiała rodzinne pielgrzymki”

zadowolona kobieta fot. iStock by Getty Images, Oliver Rossi
„– Spotkamy się w sądzie – warknęła Barbara. Wiedziałam, że nie żartuje. Patrzyłam na nich, jak ich twarze czerwieniały ze złości, i czułam mieszankę strachu i ulgi. Strachu, bo wiedziałam, że będą walczyć do końca. Ulgi, bo w końcu prawda wyszła na jaw”.
/ 20.11.2024 14:30
zadowolona kobieta fot. iStock by Getty Images, Oliver Rossi

Śmierć dziadka Jana spadła na nas jak nagły deszcz w środku pogodnego dnia. Niby spodziewaliśmy się tego – miał swoje lata, a zdrowie od dawna szwankowało – ale kiedy nadeszła ta wiadomość, dom mojej matki wypełniła cisza, jakby nikt nie potrafił znaleźć właściwych słów. Dla nich dziadek był symbolem: surowym, ale sprawiedliwym. Dla mnie? Był jedyną osobą, która w tej rodzinie patrzyła na mnie z ciepłem, nie z wyrzutem. 

Pogrzeb był… sztywny. Wszyscy ubrani na czarno, ze spuszczonymi głowami, ale ja wiedziałam, że to tylko gra. W ich spojrzeniach widziałam napięcie, obietnicę nadchodzących sporów. Zwłaszcza matka i ciotka Barbara zdawały się być bardziej zainteresowane przyszłością majątku niż wspomnieniami o dziadku. Tomasz, jak zwykle, trzymał się z boku, unikając opowiedzenia się po którejkolwiek stronie, choć widziałam, jak ukradkiem zerkał na mnie z cieniem podejrzliwości. 

Wszyscy czekali na testament

Nie minęła doba od pogrzebu, kiedy matka zwołała rodzinne spotkanie.

Trzeba ustalić, co dalej – powiedziała chłodno, nie wspominając nawet o żałobie.

Wszyscy wiedzieliśmy, co miała na myśli: testament. 

Dom dziadka wypełniał zapach kurzu i czegoś trudnego do określenia – może wspomnień? Rodzina zebrała się w salonie, gdzie Jan zawsze witał gości. Ale tym razem nie było ciepłej herbaty ani dźwięku jego basowego śmiechu. Zamiast tego krzesła ustawione w półokrąg tworzyły niepokojącą scenę, jakby zaraz miał odbyć się sąd rodzinny. 

Matka stanęła na środku z rękami skrzyżowanymi na piersi.

– Testament zostanie odczytany za tydzień, ale już teraz widzimy, że czegoś tu brakuje. Pieniędzy – zaczęła, celując wzrokiem w każdego po kolei. 

Barbara, zawsze gotowa do ataku, przejęła pałeczkę.

Jan musiał mieć oszczędności! A teraz zniknęły! Co to znaczy? 

Siedziałam w kącie, próbując zniknąć z ich pola widzenia, ale matka nie pozwoliła mi na to. Jej wzrok przeszył mnie jak lodowata igła.

– Aneta, może ty coś wiesz? Zawsze byłaś jego ulubienicą. Może to ty coś wzięłaś? 

Poczułam, jak żołądek zaciska mi się w supeł.

– Mamo, co ty insynuujesz? Nie mam nic wspólnego z pieniędzmi dziadka. 

Tomasz próbował uspokoić sytuację.

Może najpierw przeszukajmy dom? Może coś znajdziemy, zanim zaczniemy się oskarżać. 

– Przeszukać? – Barbara parsknęła. – Kto wie, co już ktoś zdążył ukryć? 

Każde słowo odbijało się echem w pustym domu, a ja czułam, że ich oskarżenia zaczynają przybierać na sile. Odwróciłam wzrok, ale wiedziałam jedno: to był dopiero początek.

Pamiętałam rozmowę z dziadkiem

Po tym, jak atmosfera w salonie niemal eksplodowała od wzajemnych oskarżeń, wyszłam na werandę. Potrzebowałam oddechu. Wieczór był chłodny, a powietrze pachniało deszczem, jakby świat chciał zmyć brud tych rozmów. Oparłam się o poręcz i spojrzałam na ogród, który dziadek pielęgnował przez lata. W jego starannie przyciętych krzewach i równych grządkach widziałam echo jego spokoju, jego cierpliwości. 

Przymknęłam oczy, a w głowie powróciły obrazy z tamtego lata, kiedy dziadek po raz pierwszy opowiedział mi o swoich planach. Siedzieliśmy tutaj, na tej samej werandzie. 

– Wiesz, Aneciu, człowiek nie zabiera nic ze sobą na tamten świat – powiedział wtedy, patrząc gdzieś daleko. – Pieniądze to tylko narzędzie. Najważniejsze, by zrobić z nich coś dobrego. 

– Ale co masz na myśli, dziadku? – zapytałam. 

Spojrzał na mnie z uśmiechem, który rozświetlił jego pooraną zmarszczkami twarz.

– Kiedyś zrozumiesz. Ale pamiętaj, że to serce, a nie portfel, czyni człowieka bogatym

Teraz te słowa wydawały się jasne jak nigdy wcześniej. Byłam jedyną osobą, której dziadek ufał. Tylko czy miałam odwagę zrobić to, co powierzył mi w sekrecie? Patrząc na chaos w rodzinie, czułam, że jego decyzja była słuszna. Ale jak miałam zmierzyć się z ich gniewem?

Szukali kasy 

Rodzina zebrała się ponownie, tym razem w gabinecie dziadka. Szukali czegoś, czego nie mogli znaleźć – odpowiedzi, pieniędzy, może i winowajcy. Stosy dokumentów leżały na biurku, książki były wyciągane z półek, a Maria z Barbarą niemal rywalizowały w przetrząsaniu szuflad. Tomasz stał z boku, jak zwykle, próbując nie angażować się zbyt mocno, choć w jego spojrzeniu było napięcie. 

Ja siedziałam w kącie, trzymając w rękach pewną książkę. Wiedziałam, że w środku jest list od dziadka. Moje dłonie zaciskały się na okładce, serce waliło jak młot. 

Aneta, co ty tam masz? – Barbara zauważyła mnie pierwsza, wskazując na książkę jak na dowód zbrodni. 

– Nic, co by was interesowało – odpowiedziałam, próbując brzmieć spokojnie. 

– Nic? – Maria podeszła bliżej, niemal wyrywając książkę z moich rąk. – Zawsze coś ukrywasz! Dziadek dał ci coś przed śmiercią, prawda? 

Nie wytrzymałam.

– Dziadek dał mi coś, czego nigdy nie zrozumiecie. Zaufanie. 

Przeczytałam im list

Ich oczy rozszerzyły się w zdumieniu, a ja poczułam, jak fala gniewu i ulgi przepływa przez moje ciało. Wyciągnęłam list i po raz pierwszy odczytałam go na głos: 

„Aneciu, wiem, że tylko ty zrozumiesz, co chcę osiągnąć. Te pieniądze nie są dla nich – nigdy nie były. Pragnę, byś zrobiła coś, co zmieni świat na lepsze. Masz serce, które widzi więcej. Wierzę w ciebie.” 

Kiedy skończyłam, w pokoju zapadła cisza. Była to cisza, która trwała zaledwie chwilę, zanim wybuchł prawdziwy chaos. 

– Co to za bzdury?! – wrzasnęła Maria, rzucając mi pełne złości spojrzenie. – To manipulacja! 

Barbara wtórowała jej, podsycając napięcie:

– Pewnie zmusiłaś go do tego!

Rozpętała się awantura

Tomasz próbował ich uspokoić, ale jego głos ginął w zgiełku. Wiedziałam, że ta walka dopiero się zaczyna, ale czułam jedno: dziadek wierzył we mnie, a ja nie mogłam zawieść jego zaufania.
Awantura rozpętała się na dobre. Matka krzyczała, ciotka rzucała oskarżenia, a Tomasz próbował uciszyć wszystkich naraz, co było równie skuteczne jak gaszenie pożaru benzyną. Ja stałam na środku pokoju, trzymając list, który teraz zdawał się ważyć tonę. 

– To absurd! – Maria niemal syczała. – Twój dziadek nigdy nie zrobiłby czegoś takiego! Zawsze dbał o rodzinę, nie o jakieś tam... bzdury! 

Dbał o rodzinę, która go rozumiała – odpowiedziałam, próbując utrzymać głos w ryzach, choć drżał. – A was interesowały tylko jego pieniądze. 

Czułam na sobie ich gniew

Barbara wybuchnęła gorzkim śmiechem.

– Mówisz to ty, która właśnie przyznała się, że wzięła wszystko dla siebie! 

– Nie „dla siebie” – odparłam ostro. – Dla jego marzenia. Chciał, żebym otworzyła schronisko dla zwierząt. Żebym zrobiła coś, co ma sens. 

Matka rzuciła się w moją stronę, a Tomasz musiał ją powstrzymać.

– Uspokójcie się wszyscy! – powiedział, choć jego ton zdradzał, że sam ledwo trzyma nerwy na wodzy. – To dziadek podjął decyzję. Możemy się z tym nie zgadzać, ale nie zmienimy tego. 

– Zobaczymy – warknęła Barbara. – Spotkamy się w sądzie

Wiedziałam, że nie żartuje. Patrzyłam na nich, jak ich twarze czerwieniały ze złości, i czułam mieszankę strachu i ulgi. Strachu, bo wiedziałam, że będą walczyć do końca. Ulgi, bo w końcu prawda wyszła na jaw. 

Tej nocy leżałam w łóżku, słuchając ciszy, która zdawała się aż dzwonić w uszach. Myślałam o dziadku, o jego sile i spokoju. Czułam, że muszę być taka jak on. Dla niego, dla siebie, dla jego marzenia. To dopiero początek. 

Zamierzałam spełnić wolę dziadka

Kilka tygodni później stałam przed bramą opuszczonego budynku na skraju miasta. To tutaj miało powstać schronisko, o którym marzył dziadek. W rękach trzymałam klucz – symbol zarówno jego zaufania, jak i mojej odpowiedzialności. 

Rodzina przestała się do mnie odzywać. Matka próbowała jeszcze podważyć testament, ale Adam, notariusz, jasno stwierdził, że decyzja dziadka jest niepodważalna. Tomasz dzwonił raz, niepewnym głosem próbując nawiązać rozmowę, ale rozmowa szybko się urwała. Zostałam sama – i choć to bolało, czułam też spokój. 

Wciągnęłam głęboko powietrze, patrząc na budynek. W głowie słyszałam słowa dziadka: „Oddasz te pieniądze światu, Aneciu. Nie im.” Wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. 

Zrobiłam pierwszy krok przez próg, czując, że zaczynam coś nowego. Coś większego niż ja. Byłam gotowa, by spełnić marzenie dziadka – i w końcu poczułam, że żyję naprawdę. 

Aneta, 26 lat

Czytaj także: „Pomogłam bezdomnemu w potrzebie i uratowałam mu życie. Nigdy bym nie pomyślała, w jaki sposób mi się za to odwdzięczy”
„Przyszli teściowie mieli mnie za brudasa, bo jestem mechanikiem. Nieokrzesany burak zhańbi ich sterylną córkę lekarkę”
„Moja wnuczka wiecznie ma fochy. Usługuję jej na każdym kroku, a ona potrafi pluć moimi pierogami”

 

Redakcja poleca

REKLAMA