„Ojciec ładował kasę w brata, a mnie uważał za nieuka. Nigdy nie przypuszczał, że tak się przejedzie na ukochanym synku”

uśmiechnięty mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Choroba ojca spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Podczas rutynowych badań okazało się, że jedna z nerek nie funkcjonuje w prawidłowy sposób. I chociaż początkowo wydawało się, że problem uda się rozwiązać farmakologicznie, to z czasem okazało się, że nie będzie to takie proste”.
/ 13.10.2024 07:15
uśmiechnięty mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Mówi się, że każdy rodzic wszystkie swoje dzieci kocha jednakowo. Ale ja wiem, że tak nie jest. I przekonywałem się o tym od wczesnego dzieciństwa. Mój ojciec całą swoją uwagę i pieniądze kierował w stronę mojego brata, a mnie uważał za nieuka i nieudacznika. Pewnie nigdy w życiu nie przypuszczał, że tak bardzo przejedzie się na swoim ukochanym synku i będzie musiał zwrócić się o pomoc do tego, którego przez całe życie uważał za gorszego.

Byłem uważany za gorszego

Kiedy na świat przyszedł mój młodszy brat, to cała uwaga rodziców skupiła się właśnie na nim. Początkowo mi to nie przeszkadzało, ale z czasem zaczynało mi brakować uczucia i zainteresowania ze strony matki i ojca.

– On jest delikatny i dlatego potrzebuje naszej uwagi – mama próbowała tłumaczyć swoje postępowanie. I takie argumenty mogłem przyjąć do wiadomości. Michał faktycznie był chorowity i przez większość szkoły podstawowej potrzebował zwiększonej opieki rodziców.

Jednak ojciec nie był taki dyplomatyczny. Zwłaszcza gdy chodziło o to, który z nas jest mądrzejszy i bardziej bystry.

– Michał przynajmniej rokuje na przyszłość – powiedział mi któregoś razu. – A ty jesteś zwykłym leniem i nieukiem – dodał. A cała rozmowa dotyczyła finansowania dodatkowych lekcji angielskiego. Ojciec stwierdził, że nie opłaca się ich wykupywać dla mnie, bo i tak nic z tego nie będzie. Zupełnie inaczej niż w przypadku Michała, który od samego początku szkoły uczył się dużo lepiej ode mnie.

– Ale to właśnie dlatego potrzebuję korepetycji – próbowałem tłumaczyć swoje gorsze wyniki w nauce. Owszem, w szkole nie byłem orłem, a nauka od zawsze sprawiała mi sporo problemów. Ale wiedziałem, że gdybym miał prywatne lekcje, to byłoby mi dużo łatwiej.

– Marek ma rację – mama mnie wspierała. – Dodatkowe korepetycje na pewno sporo by pomogły – próbowała przekonywać ojca.  Ale on był nieugięty. Za każdym razem twierdził, że inwestowanie pieniędzy we mnie to zupełnie niepotrzebny wydatek.

– Nie będę wydawał ciężko zarobionych pieniędzy na kogoś, kto po prostu nie chce się uczyć – powtarzał. A jego wzrok od razu biegł w stronę Michała. – W tym przypadku przynajmniej będą jakieś rezultaty – powtarzał. I za każdym razem finansował młodszemu bratu dodatkowe lekcje angielskiego, treningi piłki nożnej czy korepetycje z matematyki. I nigdy nie żalił się, że są to pieniądze wyrzucone w błoto.

Brat perfidnie korzystał z pomocy 

Szybko przekonałem się, że nie mogę liczyć na żadną pomoc rodziców. Dlatego od razu po skończeniu szkoły znalazłem sobie pracę i wyprowadziłem się z domu. A gdy mój młodszy brat narzekał na nadopiekuńczość mamy i ojca, to radziłem mu, aby zrobił to samo.

– Pójdziesz do pracy i będziesz niezależny – mówiłem mu. Ale on nie chciał skorzystać z takiego rozwiązania. Wolał tkwić pod skrzydłami rodziców i korzystać z ich pomocy finansowej.

– Po co mam iść do pracy? – roześmiał się, gdy właśnie to mu zaproponowałem. – Dopóki będę się uczył, to ojciec nie będzie żałował mi pieniędzy. A ja będę sobie wygodnie żył na jego koszt – dodał. Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.

– I jak długo zamierzasz tak żyć? – zapytałem zdziwiony. Zawsze wiedziałem, że mój młodszy brat jest leniwy i wygodny, ale takie podejście zaskoczyło nawet mnie.

– Tak długo jak się da – powiedział ze śmiechem. A potem szybko się pożegnał, bo miał spotkanie z kolegami.

Michał studiował przez kolejna lata, biorąc dziekankę za dziekanką. I ani myślał o skończeniu nauki, usamodzielnieniu się i pójściu na swoim. A gdy próbowałem wytłumaczyć rodzicom, że mój młodszy brat ich wykorzystuje, to spotkałem się z ciężką ripostą.

– Jesteś po prostu zazdrosny – wypalił ojciec. – Michał ma szansę na dobry zawód i dobrą pracę. Jako pierwszy w rodzinie będzie miał dyplom wyższej uczelni. A ty co? Jesteś zwykłym mechanikiem bez wykształcenia. Zresztą nigdy nie garnąłeś się do nauki. I takie są tego skutki – westchnął. A ja nie miałem ochoty wchodzić z nim w dyskusję. Lubiłem swoją pracę i wcale nie uważałem, że jest się czego wstydzić. A poza tym zarabiałem więcej, niż kiedykolwiek zarabiał mój ojciec.

– Ale on nie zamierza kończyć tych studiów – próbowałem jeszcze przemówić rodzicom do rozsądku. – On po prostu wygodnie sobie żyje na wasz koszt.

Jednak nie przyniosło to żadnych rezultatów. Ojciec uparcie twierdził, że to ja jestem nieukiem, który zazdrości sukcesu swojemu młodszemu bratu. Ale kiedy zapytałem, co tak naprawdę osiągnął Michał, to tylko się zdenerwował i kazał mi opuścić swój dom. Cóż było robić – zabrałem swoją kurtkę i wyszedłem bez pożegnania.

Ojciec potrzebował pomocy najbliższych

Choroba ojca spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Podczas rutynowych badań okazało się, że jedna z nerek nie funkcjonuje w prawidłowy sposób. I chociaż początkowo wydawało się, że problem uda się rozwiązać farmakologicznie, to z czasem okazało się, że nie będzie to takie proste.

– Najprawdopodobniej będzie potrzebny przeszczep – powiedział lekarz podczas jednej z rozmów. Ojciec właśnie trafił do szpitala w ciężkim stanie i przy życiu trzymały go jedynie codzienne dializy.

– Przeszczep? – zapytałem przerażony. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jak dużo osób w Polsce czeka na organy i jak duży odsetek z nich nie jest w stanie doczekać operacji. – Nie ma innego wyjścia? – wyszeptałem po chwili.

Lekarz spojrzał na nas współczująco i po kilku sekundach powiedział, że jest mu przykro.

– Wpiszemy pana Henryka na listę oczekujących – dodał jeszcze. Ale w jego głosie nie było entuzjazmu. Pewnie też zdawał sobie sprawę, że doczekanie nowej nerki będzie równoznaczne z cudem.

Stan ojca pogarszał się z tygodnia na tydzień. Po kilku miesiącach nieskutecznego oczekiwania na dawcę zaczynaliśmy myśleć o najgorszym.

– Jest coś, co możecie państwo zrobić – powiedział lekarz, którego zapytaliśmy czy naprawdę nie ma żadnej szansy na ratunek.

– Tak? – zapytałem przekonany, że chodzi o jakiś zabieg w zagranicznej klinice, który będzie kosztował ogromne pieniądze.

– Być może jedno z państwa mogłoby zostać dawcą – powiedział i zawiesił głos. Pewnie czekał, aż dotrze do nas to, co miał na myśli. – Badania zgodności możemy zrobić w każdej chwili – dodał po chwili.

Wszyscy spojrzeliśmy na siebie, a potem utkwiliśmy wzrok w podłodze. Nikt nie chciał odezwać się jako pierwszy.

– Decyzję pozostawiam państwu – powiedział cicho lekarz. A potem pożegnał się i dodał, że zostało coraz mniej czasu.

Pierwszy ocknął się ojciec. Spojrzał najpierw na mnie, a potem przeniósł wzrok na Michała.

– I co o tym myślicie? – zapytał w końcu.

Ja już wcześniej podjąłem decyzję. Ale widziałem, że mój młodszy brat nie za bardzo ma ochotę na pomaganie ojcu. Ojcu, który oddał mu niemal wszystko. Gdy trzeba było podjąć trudną decyzję, to ulubieniec ojca nie stanął na wysokości zadania.

Wychowali sobie egoistę

Kilka dni po rozmowie z lekarzem razem z bratem zgłosiliśmy się na badania zgodności.

– Pewnie okaże się, że moja nerka nie pasuje staruszkowi – powiedział Michał. Jednak w jego głosie wyczułem lekką panikę i nadzieję, że tej zgodności faktycznie nie będzie.

– Nie chciałbyś pomóc własnemu ojcu? – zapytałem. Na odpowiedź nawet nie musiałem czekać, bo była ona wypisana w oczach mojego młodszego braciszka. Dla niego liczył się tylko on sam.

Wyniki badań okazały się jednoznaczne. Każdy z nas mógł być dawcą nerki dla ojca, ale to pobranie organu od Michała dawało większe szanse na powodzenie.

– Pomożesz mi? – zapytał go ojciec kilka dni później. Na twarzy Michała odmalował się czysty strach.

– A nie może to być Marek? – zapytał po kilku minutach.

– W twoim przypadku zgodność jest wyższa – cicho zauważył ojciec. I popatrzył błagalnie na młodszego syna, tak jakby chciał zachęcić go do podjęcia jedynej słusznej decyzji.

Przeliczył się.

– Ja nie mogę – wydukał Michał. – Po prostu nie mogę oddać ci swojej nerki – dodał. I nawet gdy ojciec popatrzył na niego ze smutkiem i rozczarowaniem, to nie wpłynęło to na zmianę jego decyzji. – Nie zaryzykuję własnego życia – dodał i szybko wyszedł z sali szpitalnej.

Nie odezwałem się ani słowem, chociaż na usta cisnęło mi się a nie mówiłem. Mój młodszy brat został wychowany na egoistę i nawet sytuacja zdrowotna naszego ojca nie mogła tego zmienić.

– Ja poddam się operacji – powiedziałem po chwili. A gdy ojciec spojrzał na mnie z zaskoczeniem, to w jego oczach zobaczyłem wdzięczność. Nie potrzebowałem jej. Chciałem jedynie, aby mój ojciec przeżył.

Operacja miała miejsce kilka dni później. Lekarz powiedział, że wszystko się udało. Michał do tej pory nie pojawił się w szpitalu. Ale wcześniej czy później ojciec będzie musiał zmierzyć się ze świadomością, że jego ukochany syn nie sprostał największemu w swoim życiu wyzwaniu.

Marek, 32 lata

Czytaj także:
„Zamiast grzybów, w lesie znalazłam koniec mojego małżeństwa. Po 20 latach mąż stchórzył i uciekł do innej kobiety”
„Siostra organizowała nasze wesele, wybrała imię dla dziecka i meble. Mojemu mężowi chyba ciężko zrozumieć naszą więź”
„Pokochałam wrażliwca, który okazał się nie śmierdzącym groszem Piotrusiem panem. Musiałam kupować mu nawet gacie”

Redakcja poleca

REKLAMA