„Zamiast grzybów, w lesie znalazłam koniec mojego małżeństwa. Po 20 latach mąż stchórzył i uciekł do innej kobiety”

Kobieta w żółtej kurtce w lesie fot. iStock by Getty Images, ilona titova
„Nie martwiłam się początkowo – znałam go i wiedziałam, że zawsze wracał. Ale gdy minęła godzina, a jego nie było, zaczęłam czuć niepokój. Wołałam jego imię, ale odpowiedziała mi jedynie cisza lasu. Z każdą minutą narastała we mnie panika”.
/ 30.09.2024 18:30
Kobieta w żółtej kurtce w lesie fot. iStock by Getty Images, ilona titova

Zawsze myślałam, że nasze małżeństwo jest niezachwiane. Marek i ja jesteśmy razem od ponad dwudziestu lat. Razem przeszliśmy przez wzloty i upadki życia codziennego, a nasz związek był dla mnie ostoją. Dlatego, gdy Marek zaproponował weekend na wsi, żeby chodzić na grzyby, byłam zachwycona. Przepełniały mnie radość i oczekiwania. To miał być nasz czas na oderwanie się od zgiełku miasta i spędzenie chwili na łonie natury.

– Ewa, co powiesz na weekend na wsi? Pomyślałem, że moglibyśmy pójść na grzyby, jak za dawnych czasów – zaproponował Marek pewnego wieczoru.

– To wspaniały pomysł, Marek. Przyda nam się odpoczynek od miasta i codziennych obowiązków – odpowiedziałam z entuzjazmem.

Poczułam, że ten wyjazd może być dla nas szansą na zbliżenie się do siebie, przypomnienie sobie, jak to było na początku naszego związku. Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.

Cieszyłam się na myśl o relaksie w lesie

Pierwszego ranka po przyjeździe wstaliśmy wcześnie. Czułam zapach świeżo parzonej kawy, a Marek z entuzjazmem opowiadał o miejscach, gdzie jako dziecko chodził na grzyby.

– Pamiętam, jak z ojcem chodziliśmy na grzyby w te same miejsca. Znajdowaliśmy tam mnóstwo prawdziwków i podgrzybków – mówił, nalewając kawę do kubków.

– Brzmi wspaniale, nie mogę się doczekać – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. Był to uśmiech pełen nadziei i oczekiwania na wspólne chwile.

Razem przygotowaliśmy koszyki i ruszyliśmy do lasu. Słońce ledwie wychylało się zza horyzontu, a powietrze było rześkie i pełne zapachu lasu. Po chwili Marek oddzielił się ode mnie, twierdząc, że widział jakieś dobre miejsca na grzyby.

– Idę sprawdzić tamten zagajnik, może znajdę coś ciekawego – powiedział, znikając między drzewami.

– Dobrze, tylko nie oddalaj się za bardzo – zawołałam za nim.

Nie martwiłam się początkowo – znałam go i wiedziałam, że zawsze wracał. Ale gdy minęła godzina, a jego nie było, zaczęłam czuć niepokój. Wołałam jego imię, ale odpowiedziała mi jedynie cisza lasu. Z każdą minutą narastała we mnie panika.

– Marek! Gdzie jesteś? – krzyczałam, próbując go odnaleźć. Cisza była przerażająca. Las, który na początku wydawał się przyjazny i spokojny, nagle stał się labiryntem, w którym nie mogłam odnaleźć wyjścia.

Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej, a myśli krążyły wokół najgorszych scenariuszy. Gdzie mógł się podziać? Czy coś mu się stało?

Próbując zapanować nad emocjami, postanowiłam wrócić na ścieżkę, którą przyszliśmy, i poszukać pomocy we wiosce.

Nie mogłam odnaleźć męża

Moje poszukiwania doprowadziły mnie do drogi prowadzącej do wioski. Spotkałam tam Katarzynę, naszą sąsiadkę. Zawsze wydawała mi się miła i uczynna.

– Ewa, co się stało? Wyglądasz na przerażoną – zapytała, zauważając moje zdenerwowanie.

Marek zniknął w lesie. Szukaliśmy grzybów, ale nagle straciłam go z oczu i nie mogę go znaleźć – odpowiedziałam, ledwo powstrzymując łzy.

– Spokojnie, na pewno się znajdzie. Chodź, pomożemy ci go poszukać – powiedziała, kładąc rękę na moim ramieniu.

Mimo jej uśmiechu w jej zachowaniu było coś niepokojącego. Patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, który nie potrafiłam odczytać. Miałam wrażenie, że ukrywała coś przede mną.

– Znam ten las jak własną kieszeń, pomogę ci – dodała, a ja poczułam niepokój.

Razem ruszyłyśmy do lasu, wołając Marka. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie mogłam dokładnie określić, co. Katarzyna wydawała się zbyt spokojna, jakby wiedziała coś, czego ja nie wiedziałam.

– Marek! Marek! – wołałyśmy razem, ale odpowiedziała nam tylko cisza.

Gdy minęło kilka godzin bezowocnych poszukiwań, zaczęłam tracić nadzieję. Wróciłam do naszego domku letniskowego, pełna niepokoju i wątpliwości.

Znalazłam coś zupełnie innego

Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań wróciłam do naszego domku letniskowego. Przez przypadek odkryłam ścieżkę prowadzącą do starej szopy za domem. Moje serce biło szybciej, kiedy zbliżałam się do budynku. Coś wewnętrznie mówiło mi, że powinnam tam zajrzeć.

Wchodząc do środka i zobaczyłam, że ktoś tam regularnie bywał. Na stole leżały listy miłosne, wspólne zdjęcia i drobiazgi, które nie mogły należeć do nikogo innego, jak tylko do Marka i Katarzyny.

Co to wszystko znaczy? – zapytałam siebie na głos, czując jak grunt usuwa mi się spod stóp.

Każda fotografia, każdy list były jak cios prosto w serce. Zdjęcia przedstawiały Marka i Katarzynę w intymnych sytuacjach, szczęśliwych i zakochanych. Listy pełne były miłosnych wyznań i planów na przyszłość.

„Jak mogłam być tak ślepa?” – zastanawiałam się, przeglądając kolejne dowody ich romansu. „Jak mogłam nie zauważyć, że Marek ma romans?”.

Czułam, jak ogarnia mnie gniew i ból. Wszystkie wspomnienia, które wydawały się szczęśliwe i pełne miłości, teraz były niczym więcej jak iluzją. Każdy uśmiech Marka, każde jego słowo teraz nabierały nowego, gorzkiego znaczenia.

– Jak mogłeś mi to zrobić? – szeptałam, trzymając w rękach jedno z ich zdjęć, na którym Marek obejmuje Katarzynę z miłością, której dawno nie widziałam w jego oczach.

Nie mogłam dłużej tego znosić. Czułam, że muszę skonfrontować się z Katarzyną, dowiedzieć się prawdy, zrozumieć. Zbierałam siły na tę trudną rozmowę, gotowa stawić czoła swojej nowej rzeczywistości.

Wszystko było częścią pokręconego planu

Nie mogłam dłużej tego znosić. Poszłam do domu Katarzyny, gotowa na konfrontację. Drzwi otworzyła mi z uśmiechem, jakby wiedziała, dlaczego przyszłam.

– Cześć, Ewa. Co się stało? – zapytała, ale w jej oczach widziałam cień triumfu.

Wiedziałaś, że Marek zniknął – zaczęłam, starając się opanować gniew.

Katarzyna nie zaprzeczała. Jej spokój tylko jeszcze bardziej mnie irytował.

– Dlaczego to zrobiłaś? – pytałam, a ona, zamiast wyjaśnień, tylko wzruszyła ramionami.

– Marek mógł uciec, aby uniknąć konfrontacji. Może bał się, że wszystko wyjdzie na jaw – odpowiedziała z zimnym uśmiechem.

Każde jej słowo było jak nóż w moim sercu. Czyżby wiedziała więcej, niż chciała przyznać?

Ty... Ty go kochasz? – zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.

– Marek i ja... – zaczęła Katarzyna, ale przerwałam jej.

– Przestań. Nie chcę słuchać twoich kłamstw. Chcę tylko wiedzieć, gdzie on jest – mówiłam, starając się zapanować nad łzami.

Katarzyna spojrzała na mnie z mieszanką współczucia i wyższości.

– Ewa, on naprawdę mógł po prostu uciec. Może teraz siedzi gdzieś w lesie, zastanawiając się, co zrobić ze swoim życiem – powiedziała. – Ja… kazałam mu wybrać jedną z nas.

Nie mogłam jej dłużej słuchać. Wybiegłam z jej domu, czując, że tracę grunt pod nogami. Katarzyna nie dała mi żadnych odpowiedzi, tylko jeszcze więcej pytań i bólu.

Czułam się oszukana

Postanowiłam wrócić do lasu, aby kontynuować poszukiwania Marka. Przez całą drogę myślałam o naszym wspólnym życiu, o chwilach szczęścia i radości. Każde wspomnienie teraz wydawało się skażone zdradą, ale musiałam go znaleźć.

Gdy w końcu go znalazłam, siedział pod drzewem, zagubiony i wyczerpany. Jego spojrzenie pełne było bólu i winy.

– Marek... – zaczęłam, ale nie wiedziałam, co dalej powiedzieć.

– Ewa, przepraszam. To była chwila słabości. Kocham cię i żałuję, że stchórzyłem i uciekłem – mówił, a w jego głosie słychać było prawdziwe zrozumienie i skruchę.

– Dlaczego? – zapytałam, a jego odpowiedź była pełna wątpliwości i próśb o wybaczenie.

Nie wiem, co mnie skłoniło do tego wszystkiego. Może to była potrzeba ucieczki, może chwilowy brak rozsądku. Ale kocham cię, Ewa. Proszę, wybacz mi – mówił, a w jego oczach widziałam łzy.

Czy mogłam mu uwierzyć? Czy mogłam wybaczyć?

– Nie wiem, Marek. To wszystko jest zbyt trudne – odpowiedziałam, czując, że moje serce jest rozdarte na pół.

Jego prośby i wyznania były pełne bólu, ale ja sama nie wiedziałam, co czuć. Czy nasze małżeństwo miało jeszcze sens? Czy mogłam zaufać mu po tym wszystkim, co odkryłam?

Ten dzień zmienił wszystko

Teraz, stojąc przed wyborem, zastanawiam się, co zrobić. Czy mogę wybaczyć zdradę i próbować naprawić nasze małżeństwo? Czy może lepiej zakończyć ten związek i zacząć nowe życie? Te pytania krążą w mojej głowie, a odpowiedzi wydają się nieuchwytne.

Przez ostatnie dwadzieścia lat Marek był moją ostoją, kimś, na kogo zawsze mogłam liczyć. Ale teraz ten fundament wydaje się być podkopany, niestabilny. Jak mogę zaufać komuś, kto mnie zdradził?

– Potrzebuję czasu. Nie mogę teraz podjąć decyzji – powiedziałam, czując, że to jedyne, co mogę zrobić.

Spojrzał na mnie z bólem w oczach, ale nie protestował.

– Rozumiem. Cokolwiek postanowisz, będę musiał to uszanować – odpowiedział.

Zostawiam tę decyzję otwartą, niepewna, co przyniesie przyszłość. Każdy dzień będzie dla mnie próbą, zmaganiem się z bólem i nadzieją na lepsze jutro. Ale jedno jest pewne: życie nigdy nie będzie już takie samo.

Ewa, 45 lat

Czytaj także:
„Wyjazd integracyjny do lasu zmienił wszystko. Nasze palce zetknęły się podczas grzybobrania”
„Tegoroczne grzybobranie było wyjątkowo owocne. Poza prawdziwkiem, do mojego koszyka wpadł też przystojny leśniczy”
„Pojechałam jako opiekunka na zieloną szkołę córki. Tamtej jednej nocy z nauczycielem matematyki nie zapomnę nigdy”

Redakcja poleca

REKLAMA