„Odziedziczyłam po babci rozwalający się dom na odludziu. W tej ruderze znalazłam swój kąt i miłość mojego życia”

dziewczyna fot. Getty Images, John P Kelly
„Na miejscu okazało się, że stan «do remontu» to mało powiedziane. Niekoszone od dawna podwórko całe zarosło pokrzywami, furtka spadła z zawiasów, płot zaczął się walić. Przez brudne okna niemal nie dało się zajrzeć do środka, drzwi były obdarte”.
/ 09.06.2024 13:15
dziewczyna fot. Getty Images, John P Kelly

Mój związek z Marcinem właśnie rozpadł się z hukiem. Przypadkiem odkryłam, że chłopak, z którym wiązałam swoje plany na przyszłość i poważnie myślałam o dalszym życiu, zdradza mnie z jakąś młodą studentką, która przyszła do ich firmy na staż.

Przyjaciółka coś podejrzewała

– A to szuja. Nie obraź się Kaśka, ale on od zawsze mi się nie podobał. Pamiętasz, jak narzekałaś, że mam coś przeciwko twojemu partnerowi? Miałam, ale ze wzgląd na ciebie starałam się go zaakceptować

Ewka, do której pojechałam, gdy dowiedziałam się o tej całej Malwinie, nie miała litości dla Marcina.

– Tak, pamiętam. Wtedy byłam na ciebie bardzo zła i sądziłam, że zwyczajnie zazdrościsz mi szczęścia – już nieco bełkotałam, bo przyjaciółka od razu poratowała mnie butelką wina i wielkim pudełkiem lodów czekoladowych.

– On od razu wydał mi się jakiś śliski. Wiesz, taki typ cwaniaczka, który zawsze wie, co powiedzieć, ale już niekoniecznie przejmuje się uczuciami innych ludzi.

U Ewy spędziłam cały weekend. W poniedziałek wróciłam do naszego mieszkania i spakowałam swoje rzeczy w trzy wielkie walizki. Wiedziałam, że Marcin na pewno będzie w pracy. Trochę ciuchów, kosmetyków, książek i innych bibelotów.

Zostałam bez dachu nad głową

Po telewizor, pralkę, mikrofalówkę i resztę sprzętu miał przyjechać Grzesiek – narzeczony Ewki. Ja sama nie chciałam już mieć nic wspólnego z tym zdrajcą. Napisałam mu jedynie SMS-a, że o wszystkim wiem i nie chcę słuchać jego tłumaczeń. Mój wiarołomny były chłopak cały czas wydzwaniał, ale odrzucałam połączenia.

I tak zostałam nie tylko bez partnera, ale i bez dachu nad głową. Mieszkanie, w którym spędziłam ostatnich pięć lat życia, należało do ciotki Marcina. To nic, że włożyłam całe serce w urządzanie tych dwóch pokojów, a przytulna kuchnia z oknem wychodzącym na park dotychczas była głównie moim królestwem. Wynajem był na niego i to ja musiałam się wynieść.

– I co ja teraz zrobię? Ceny wynajmu są kosmiczne, a przecież nie zarabiam żadnych kokosów. Nie mam ochoty wynajmować pokoju w mieszkaniu dzielonym ze współlokatorami. Jestem na to stanowczo za stara – żaliłam się przyjaciółce przy kubku zielonej herbaty.

– Spokojnie, nie zostawię cię w potrzebie. Na razie możesz pomieszkać z nami, a później poszukasz czegoś do wynajęcia. Może akurat trafi ci się jakaś przytulna kawalerka w niewygórowanej cenie – Ewka była dobrej myśli, ale ja wiedziałam, że łatwo nie będzie.

Na pomoc rodziców nie mogłam liczyć

Do matki nie chciałam wracać. Gdy tylko zdałam maturę, rozwiodła się z ojcem, twierdząc, że już wystarczająco długo czekała, aż dziecko wyjdzie z domu. Dziecko, czyli ja. Teraz przeżywa swoją drugą młodość u boku nowego męża, z którym ma synka.

Kacperek jest ode mnie dokładnie o dwadzieścia lat młodszy. Matka urodziła mnie młodo, miała wówczas zaledwie osiemnaście lat. Często powtarzała, że za wcześnie wpakowała się w pieluchy. Teraz o wiele chętniej zajmuje się dzieckiem i widzę, że do mojego młodszego brata podchodzi zupełnie inaczej niż do mnie.

Ojciec wyjechał na stałe do Niemiec, gdzie również ułożył sobie życie. Jestem więc skazana na siebie i oprócz Ewki tak naprawdę nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc.

Usłyszałam o śmierci babci

Razem z narzeczonym mieszkali w niewielkim M3 i w najbliższym czasie planowali ślub. Najpewniej także powiększenie rodziny. Nie zaczyna się nowej drogi życia z samotną koleżanką na głowie, prawda?

I właśnie w takim momencie spadła na mnie ta wiadomość. Zadzwoniła do mnie ciotka z wiadomością o śmierci babci ze strony ojca. Staruszka ostatnich kilka lat spędziła u swojej córki, ponieważ nie radziła sobie już z samotnym życiem na wsi.

Babcia Helenka mieszkała na skraju niewielkiej wioski na Podlasiu. W dzieciństwie bardzo lubiłam odwiedzać to ciche miejsce. Zawsze biegałam do kur i królików, które karmiłam wspólnie z dziadkiem.

Pamiętam też niesamowity smak pieczonego przez babcię chleba. Wyjmowała go z dużego pieca chlebowego, który zajmował niemal jedną trzecią niewielkiej kuchni. Później smarowała go masłem własnej roboty i układała na kromkach plasterki rzodkiewki  lub ogórków zerwanych prosto z grządki. Nigdy później nie odnalazłam tego smaku. 

Zatęskniłam za nią

Warzywom kupowanym na naszym lokalnym bazarku wiele brakowało do tych z babcinego ogródka. Nie mówiąc już o chlebie. Kromki z domowym smalcem sprzedawane na festynach czy jarmarkach jako własnej roboty nawet nie umywały się do chleba wypiekanego w tym starym podlaskim piecu.

Gdy zaczęłam dorastać, miałam jednak swoje własne sprawy i przestałam odwiedzać dziadków. W wakacje wolałam jechać ze znajomymi pod namiot lub w góry. Później dziadek umarł, a babcia Helenka zaczęła podupadać na zdrowiu. W końcu przeniosła się na stałe do miasta, do cioci Marysi.

Wiadomość o śmierci babci bardzo mnie zaskoczyła. Podczas naszej ostatniej rozmowy przez telefon staruszka dopytywała się, jak mi się układa z Marcinem i kiedy znowu ją odwiedzimy.

No cóż, teraz nie było ani babci, ani Marcina, a ja musiałam wyruszyć na pogrzeb. Na ceremonię przyjechał nawet mój ojciec z Niemiec, który przywiózł ze sobą jakąś Wandę. Jego nowa miłość zupełnie nie przypadła mi jednak do gustu.

Dostałam spadek

Babcia zapisała mi w spadku swój domek na wsi. Gdy ciotka mnie o tym poinformowała, przeżyłam prawdziwy szok, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.

– Kasiu, widzę, że obawiasz się naszej reakcji. Ale my z wujkiem nie mamy nic przeciwko decyzji mamy. Ona jeszcze za życia rozmawiała ze mną o tym i przyznałam jej rację, że ten domek tobie najbardziej się przyda. Obie wiedziałyśmy, że wynajmujesz mieszkanie i nie bardzo możesz liczyć na pomoc rodziców – tłumaczyła mi spokojnie, a ja po prostu rozpłakałam się ze wzruszenia, że w ogóle ktoś o mnie pomyślał.

–  Ale może Bartek… – zaczęłam dukać.

– Nasz syn mieszka w Anglii i nie planuje wracać do kraju. Jemu nie jest potrzebne to miejsce. My z wujkiem również mamy mieszkanie i działkę blisko miasta, gdzie jeździmy na weekendy. Ta chatka byłaby dla nas po prostu utrudnieniem – mówiła, a ja otwierałam szeroko oczy ze zdumienia. – Tylko wiesz, ona przez kilka ostatnich lat była niezamieszkana, wymaga gruntownego remontu. Ale myślę, że z tym dasz sobie radę.

Czekał mnie wielki remont

Ten spadek spadł mi niczym gwiazda z nieba. W momencie, gdy najbardziej go potrzebowałam. Już w kolejny weekend wybrałam się na swoje włości, jak zaczęłam nazywać domek podarowany mi przez babcię. Ewa i Grzesiek pojechali ze mną.

Na miejscu okazało się, że stan „do remontu” to mało powiedziane. To była zwyczajna rudera. Niekoszone od dawna podwórko całe zarosło pokrzywami, furtka spadła z zawiasów, płot zaczął się walić. Przez brudne okna niemal nie dało się zajrzeć do środka, drzwi były obdarte. Byłam przerażona.

Jednak Grzesiek, który jest budowlańcem, zrobił drobny rekonesans budynku i orzekł, że nie jest najgorzej.

– Ściany są całe, nie ma grzyba. Dach też jest cały, dlatego woda nie wlewa się do środka. Reszta jest do zrobienia – powiedział, a ja niemal zaczęłam skakać z radości.

Postawiłam wszystko na jedną kartę

Doszłam do wniosku, że nie szukać już kawalerki do wynajęcia. Pierwszym krokiem była rozmowa z szefem na temat możliwości pracy zdalnej. Byłam księgową, więc teoretycznie mogłabym wykonywać swoje obowiązki z domu. Zwłaszcza że kilka współpracowniczek z mojego działu pracowało w ten właśnie sposób. Dyrektor wyraził zgodę. Miałam jedynie przyjeżdżać raz w miesiącu do biura na spotkanie.

Koszenie podwórka zajęło nam cały dzień. Gdyby nie Grzesiek, najpewniej nie poradziłabym sobie z tym zadaniem. Wujek i ciotka zrobili mi niespodziankę – przyjechali z ekipą i farbami do malowania. Pomalowali kuchnię, pokój i korytarzProwizoryczna łazienka na razie została nie tknięta. Ale tutaj i tak planowałam układanie płytek oraz wymianę całej instalacji.

Następny weekend wspólnie z przyjaciółką spędziłam na gruntownym sprzątaniu. W szafach były jeszcze rzeczy babci, które nadszarpnął ząb czasu. W niedzielę pod wieczór udało się nam jednak ze wszystkim uporać. Wyszorowałyśmy podłogi i meble. Szyby były umyte, w oknach zawiesiłam firanki, które przywiozłam, na kuchennym stole ułożyłam kolorową ceratę.

No to mogę się wprowadzać – szepnęłam, zerkając na nasze dzieło.

– W sumie… – Ewa zawiesiła głos, ale nie pozwoliłam, żeby zaraziła mnie swoim pesymizmem.

– Mieszkać się tutaj da. Szczególnie do zimy, bo nie wiem, co z centralnym ogrzewaniem. Z czasem będę remontować całość po kawałku – powiedziałam z entuzjazmem i wyszłam na ganek, zwabiona przepięknym śpiewem ptaków.

Chyba się zakochałam

Przeprowadziłam się błyskawicznie i właśnie tutaj, w tej chatce po babci, znalazłam swoje miejsce na ziemi. Domek wymaga jeszcze wiele pracy. Jednak jestem bardzo szczęśliwa.

Zwłaszcza, że jakiś czas temu poznałam miejscowego listonosza, który okazał się świetnym kompanem do rozmów. Z Hubertem spotykamy się już od jakiegoś czasu i myślę, że to jest właśnie ten jedyny. Nigdy nie spodziewałam się, że miłość życia znajdę gdzieś pośród podlaskich lasów i łąk. Dziękuję, babciu.

Kasia, 29 lat

Czytaj także:
„Brat chciał wesela bez dzieci i problemów, a ja jestem samotną matką. Wściekł się, bo przyszłam z synem”
„Wyszłam za mąż z rozsądku za nudziarza. Gdy kochanek się mną zabawił, doceniłam mojego pantoflarza”
„Szef pomógł mi zmienić koło w aucie, a potem zrobił mi dziecko. Zapomniał tylko wspomnieć, że ma żonę”

Redakcja poleca

REKLAMA