„Szef pomógł mi zmienić koło w aucie, a potem zrobił mi dziecko. Zapomniał tylko wspomnieć, że ma żonę”

kobieta z dzieckiem fot. Getty Images, Westend61
„Nie czuliśmy potrzeby, by się gdziekolwiek spieszyć. Mimo to w głębi dusz wiedzieliśmy, do czego to zmierza. W pracy pełnił rolę mojego przełożonego, co utrudniało naszą relację, ale po zakończeniu dnia zdecydowanie przestawał być moim szefem”.
/ 05.06.2024 14:30
kobieta z dzieckiem fot. Getty Images, Westend61

Maluch znów upomina się o jedzenie. Nie jestem w stanie znaleźć nawet paru minut na prysznic, poranny kubek kawy czy ogarnięcie bałaganu. Przydałoby się solidnie wyspać, ale nie ma nikogo, kto mógłby mnie zastąpić w opiece nad bobasem. Nadąsani dziadkowie w ogóle się nie odzywają, a ojciec dziecka nie wesprze mnie, ponieważ… jest zajęty własną rodziną.

Tylko on mi pomógł

Moje życie wywróciło się do góry nogami przez zupełny zbieg okoliczności, sprawiając, że ruszyłam nową drogą. Tamtego dnia, gdy wracałam z domu rodziców, złapałam gumę. Zima co prawda już odpuszczała, ale lodowaty wiatr skutecznie utrudniał mi zmianę koła. Moje dłonie kostniały z zimna, a oczy zaczynały łzawić.

Ruch na tej trasie był niewielki, obok mnie przejechały tylko dwa samochody, których kierowcy nawet nie zwolnili, widząc moją sytuację. Dopiero Mirek postanowił się zatrzymać. Ten facet w eleganckim, lśniącym aucie, ubrany w garnitur i wełniany płaszcz w ogóle nie przejął się tym, że może sobie pobrudzić ręce i ubranie.

– Ale miała pani pecha – rzekł. – Ruch na tej drodze jest niewielki. Właśnie dlatego lubię tędy jeździć, żeby uniknąć stania w korkach.

– Miałam w takim razie ogromne szczęście, że akurat pan tędy przejeżdżał – odpowiedziałam z uśmiechem. – Jestem panu ogromnie wdzięczna. Gdyby nie pana pomoc, pewnie zmieniałabym koło nie wiadomo ile czasu, albo czekała godzinami na pomoc drogową, a niedługo zrobi się ciemno.

Mężczyzna odpowiedział uśmiechem.

Zaprosiłam go na herbatę

– Cieszę się, że mogłem pomóc. Tym bardziej, że wygląda na to, iż porządnie pani przemarzła – stwierdził. No tak, gdy temperatura spadała, moja blada cera przybierała czerwonawy odcień. Mój nos zapewne przypominał już dojrzałą czereśnię. – Niedaleko stąd, jakieś parę kilometrów, jest karczma, może wpadniemy na herbatkę?

– W takim razie to ja pana zapraszam! – odparłam. – I z wielką przyjemnością napiję się czegoś na rozgrzanie.

Zachowywał się jak na dżentelmena przystało, nic poza tym. Moje niedawne rozstanie sprawiło, że podchodziłam do mężczyzn z dystansem, ale jednocześnie nie traktowałam ich z góry jak przeciwników. Mirek okazywał mi zwykłą życzliwość, bez żadnych ukrytych intencji.

Dobrze nam się rozmawiało

Zatrzymaliśmy auta tuż przy drzwiach gospody, po czym weszliśmy do środka, żeby napić się rozgrzewającej, aromatycznej herbaty. Zamówiliśmy do tego wielgachne porcje gorącej szarlotki. Niebo w gębie!

Nie rozmawialiśmy jak dwójka nieznajomych, których los przypadkowo zetknął ze sobą, ale raczej jak dawni kumple, którzy od dłuższego czasu się nie widzieli i próbują teraz nadgonić stracony czas. Mirek uparł się, żeby uregulować rachunek, mimo że to ja byłam inicjatorką spotkania. Jednak później, kiedy już mieliśmy się rozstać na parkingu, wyszedł z propozycją:

– A może byśmy tak wymienili się numerami komórek?

Przez chwilę się zastanawiałam. Zauważył moje niezdecydowanie i od razu zareagował, unosząc ręce w obronnym geście.

– W porządku, chyba trochę za bardzo się pospieszyłem. W każdym razie życzę ci udanego dnia i wszystkiego dobrego, Aniu.

– Wzajemnie i bardzo dziękuję.

Byłam zaskoczona

Po tych słowach wskoczył do swojego luksusowego auta i zniknął z pola widzenia. Z ust wyrwało mi się westchnienie. Niezwykle przyjemna rozmowa, ale koniec końców nic więcej z tego nie wyniknie.

Trzy tygodnie później, gdy zobaczyłam go w mojej pracy, o mały włos nie zemdlałam. Co on tutaj robi? Czyżby mnie szukał? Serduszko zaczęło mi mocniej bić, policzki oblały się rumieńcem i sama nie byłam pewna, czy bardziej się cieszę, czy jednak wolałabym się pod ziemię schować.

Cóż za niespodzianka! Kogóż ja widzę? – dotarło do moich uszu, kiedy siedziałam za biurkiem, starając się wtopić w otoczenie. 

Wyszło na jaw, że Mirek objął stanowisko dyrektora do spraw operacyjnych w naszej firmie i teraz będziemy razem pracować.

Został moim szefem i partnerem

– Nasze pierwsze spotkanie to był totalny zbieg okoliczności, ale kolejne traktuję jak zrządzenie losu – powiedział z uśmiechem. – Może się skusisz na małą kawkę?

Przytaknęłam. Wciąż pamiętałam, jak swobodnie toczyła się nasza rozmowa. Teraz atmosfera była równie sympatyczna. Łączyły nas podobne pasje, bo on również był wielkim fanem kosza i potrafił całe dnie spędzać na oglądaniu duńskich produkcji kryminalnych.

Sprawy potoczyły się tak, jak można było się spodziewać, chociaż nie czuliśmy potrzeby, by się gdziekolwiek spieszyć. Mimo to w głębi duszy wiedzieliśmy, do czego to zmierza. W pracy formalnie pełnił rolę mojego przełożonego, co utrudniało naszą relację, ale po zakończeniu dnia zdecydowanie przestawał być moim szefem.

W końcu przełamaliśmy ostatnią barierę i wylądowaliśmy w łóżku. Nasze życia biegły swoimi torami, ale staraliśmy się spędzać razem tyle czasu, na ile pozwalały okoliczności.

Nikt o nas nie wiedział

Umawialiśmy się na obiady w przytulnych restauracjach, chodziliśmy do kina i teatru. Później udawaliśmy się do mojego mieszkania, gdzie aż do świtu nie opuszczaliśmy łóżka. Mirek zrywał się wcześnie rano, w pośpiechu wciągał na siebie ubrania i z kanapką w ustach pędził do auta, żeby dotrzeć do biura wcześniej niż ja.

W naszej firmie utrzymywałam z szefem odpowiedni służbowy dystans, taki jaki powinien być między przełożonym a pracownikiem, i dobrze mi z tym było. Zero słodkich uśmieszków, wysyłania sobie buziaczków czy przytulania się gdzieś w zakamarkach biura.

Od rana do wieczora skupialiśmy się na robocie, mieliśmy obowiązki do ogarnięcia, a nasz prywatny związek kwitł po godzinach.

Zaszłam w ciążę

Chyba jednak posunęliśmy się za daleko, bo mój okres się spóźniał. W końcu kupiłam test ciążowy. Zestresowana gapiłam się na dwie kreski. Sytuacja zrobiła się bardziej pogmatwana, niż myślałam, że może być.

– Anka… – Mirek westchnął ciężko, zakrywając twarz rękami.

Dobra, nie spodziewałam się, że będzie szalał ze szczęścia. Nie po paru miesiącach relacji, która wciąż w dużej mierze kręciła się wokół seksu. Ale cóż, tak wyszło.

– To niemożliwe…

– Słuchaj, Mirek, jesteśmy dorosłymi ludźmi, tabletki czasami nie działają, a my testowaliśmy ich skuteczność naprawdę regularnie.

– Moja żona nigdy mi tego nie daruje.

Nie załapałam.

Dowiedziałam się, że ma żonę

 – Chwila, moment… Kto?!

Poczułam zawroty głowy. Okazuje się, że Mirek jest żonaty! Przecież on nigdy nie miał na palcu obrączki, a w pracy na biurku nie było widać żadnych prywatnych fotografii. Ani razu nie pisnął słówka o tym, że ma małżonkę.

Kiedy planował mnie o tym poinformować? Może wtedy, gdy już weźmiemy potajemnie ślub? A może dopiero po tym, jak urodzę mu to Bogu ducha winne dziecko?

Kiedy teraz o tym myślę, to chyba powinnam się połapać, że coś jest nie tak. Schadzki w małych restauracjach na uboczu, żeby uniknąć wścibskich oczu. Seanse w kinie zawsze o późnych godzinach i w środku tygodnia, kiedy widownia świeciła pustkami albo prawie nikogo nie było.

Zawsze kończyliśmy u mnie w mieszkaniu. Mirek ciągle gadał, że czuje się tutaj swobodnie, bo mam tak przyjemnie urządzone gniazdko. Twierdził, że jego wynajęta klitka jest ciasna i niekomfortowa.

Co za łajdak

Niby szukał większego lokum, w którego urządzeniu miałabym mu pomóc… Kłamczuch jeden. Facetowi nie w smak, gdy kobieta za niego płaci, ale nie ma oporów, żeby ją oszukiwać i wodzić za nos.

– Jakim prawem to zrobiłeś?!

– Aniu, kochanie…

– Daruj sobie te czułości! Jak śmiałeś tak postąpić? Wobec mnie i wobec niej! O rany, a ja, naiwna, sądziłam, że po prostu jesteś singlem, zabieganym, zapracowanym korpoludkiem, któremu brakło czasu, by znaleźć sobie rodzinę.

– Dzięki wielkie za okazane mi miłosierdzie – powiedział z nutą ironii w głosie. – Teraz musimy się zastanowić nad dalszymi krokami.

– Jak to „my”? Raczej ty powinieneś się nad tym zastanowić. Ja wiem, co mam robić.

Byłam wściekła

To było moje maleństwo. Może i poczęte w nieodpowiednim momencie, poza małżeństwem i nie z facetem, który pokochałby nas nad życie i którego ja mogłabym obdarzyć takim samym uczuciem. Ale już rosło pod moim sercem.

Nie czułam nienawiści do Mirka, mimo iż przez całe miesiące wodził mnie i swoją żonę za nos. Znieważył nas i sprawił nam ogromny ból. Ale w końcu był tatą mojego dziecka. Nic od niego nie chciałam – żadnej forsy, przysług, poświęconego czasu czy deklaracji.

On jednak uparcie twierdził, że pragnie brać udział w życiu naszego syna lub córki. No i że będzie co miesiąc przesyłał kasę.

Mam wolną rękę, jeśli chodzi o te pieniądze. Mogę je przeznaczyć na potrzeby dziecka, a nawet zaoszczędzić i podarować jako pokaźniejszy prezent z okazji pełnoletności lub w późniejszym czasie. On z kolei zabiegał o szansę widywania się z maluchem. Zależało mu na tym, aby być tatą nie tylko formalnie, ale również w praktyce. Od chwili, gdy poznałam prawdę o tym, że jestem kochanką, nie poszliśmy już do łóżka.

Czasem mi pomaga

Gdy byłam w ciąży, często mnie odwiedzał. Wpadał pogadać, na jakiś seans filmowy czy po prostu sprawdzić, jak się miewam. Teraz odwiedza mojego syna. Regularnie do niego zagląda, przede wszystkim po to, by potrzymać malucha w ramionach.

Zmiana pieluch i nocne pobudki to moja działka, bo Mirek już u nas nie nocuje. Ja się szarpię z wózkiem i siatami, główkując jak to wszystko wraz z bobasem wtaszczyć na trzecie piętro. Nie powiem, że to pestka, ale tak postanowiłam i nie narzekam.

Nie mam powodów do zamartwiania się o finanse. Zdaję sobie sprawę, że po urlopie macierzyńskim moje miejsce pracy będzie na mnie czekać. Co miesiąc dostaję przelewy z alimentami, ale ich nie wykorzystuję. Wiem, że w przyszłości może zajść potrzeba skorzystania z tych funduszy, jednak na ten moment wolę odkładać je na oddzielne konto, które założyłam specjalnie dla mojego synka Michasia.

Moi bliscy są oczarowani moim synkiem, ale jednocześnie źli na mnie, bo nie chcę zdradzić, kto jest tatą maleństwa. Pewnie prędzej czy później i tak się to wyda, ale czy ta informacja jest im w tej chwili niezbędna?

Chciałabym wierzyć, że pewnego dnia los ześle mi faceta, w którym się zakocham, a on odwzajemni moje uczucie mimo całej tej popapranej sytuacji, w której jestem. Chodzi o mnie, mojego synka i jego ojca, który ma swoją oficjalną rodzinę, bo my jesteśmy efektem wpadki, jego drugim światem. Gdybym miała wybór, przenigdy nie zgodziłabym się na bycie tą drugą. Marzę o tym, by dla kogoś być tą pierwszą, tą jedyną, tą oficjalną. Kto wie, może kiedyś tak będzie…

Anna, 33 lata

Czytaj także:
„Moje małżeństwo skończyło się wielką awanturą. Mąż zemścił się tak, że nawet rodzona matka była przeciwko mnie”
„Ślub przyjaciółki zakończył moje małżeństwo. Zamiast pakować się na miesiąc miodowy, poszła w tango z moim mężem”
„Chłopak mnie rzucił, bo zaszłam w ciążę z innym. Kochanek za mną szaleje, ale wolę być sama, niż zostać żoną rolnika”

Redakcja poleca

REKLAMA