„Odziedziczyłam dom nad morzem. Rodzina liczyła na darmowe wakacje, ale nie pozwolę im na mnie żerować”

pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, troyanphoto
„Delikatnie starałam się dać im do zrozumienia, że nie mam ochoty odnawiać kontaktu, tym bardziej, że nie dzwonili do mnie bezinteresownie. Myślałam, że mamy ten temat za sobą i będziemy mogli przestać udawać, że łączy nas coś poza pokrewieństwem, ale nie. Nie zamierzali dać za wygraną”.
/ 10.08.2024 19:30
pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, troyanphoto

Śmierć krewnego, nawet dalekiego, zawsze jest trudnym przeżyciem, ale spadek może nieco osłodzić gorycz straty. Po wujku Albercie odziedziczyłam dom nad morzem. Zawsze marzyłam o wakacyjnej posiadłości, do której będę mogła uciekać od zgiełku. Najwyraźniej moja rodzina miała takie same marzenia. Liczyli na darmowe wakacje, ale przeliczyli się. Gdybym dała im palec, bez wahania odgryźliby mi rękę.

Nie spodziewałam się listu z sądu

– Dostałaś list polecony z sądu – powiedział zaniepokojonym głosem Mariusz, mój mąż, gdy pewnego dnia wróciłam z pracy.

– A czegóż może chcieć ode mnie jakiś sędzia – zdziwiłam się i zerknęłam na kopertę. – W dodatku z Warszawy.

– No właśnie – spojrzał na mnie podejrzliwie.

– No daj spokój! Chyba nie myślisz, że mam coś na sumieniu?

– Nie, ale przyznasz, że to dziwne. Bo za takimi wezwaniami zazwyczaj kryją się problemy.

– Przekonajmy się – powiedziałam i otworzyłam kopertę.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To było wezwanie do udziału w sprawie o stwierdzenie nabycia spadku po moim wujku.

Nie wiedziałam, że wujek zmarł

Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio go widziałam. Pewnie jako mała dziewczynka. Nie mam żadnej bliskiej rodziny. Moi rodzice zmarli dawno temu, a byłam ich jedynym dzieckiem. Z wujostwem i kuzynostwem nie utrzymywałam kontaktów. Oni też zapomnieli o moim istnieniu albo nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Zrobiło mi się jednak przykro, że nikt nie poinformował mnie o śmierci wujka. Bliski czy nie, był jednak moją rodziną.

– Może okaże się, że odziedziczyłaś fortunę – ucieszył się Mariusz.

– Nie obiecuj sobie zbyt wiele. Z tego, co mi wiadomo, wujek był osobą majętną. Pamiętam, że nie miał żony ani dzieci. Ale byłam dla niego jak dziesiąta woda po kisielu. Miał wielu bliższych krewnych, więc moja obecność na sprawie to raczej zwykła formalność. Poza tym przez tyle lat kilkukrotnie mógł zmienić swój stan cywilny.

Zapisał mi dom nad morzem

Okazało się, że wuj Albert nigdy się nie ożenił ani nie pozostawił po sobie żadnego potomstwa. Przed śmiercią sporządził testament, w którym rozdysponował cały swój majątek. Wiedziałam, że miał kasę, ale nie spodziewałam się, że był prawdziwym bogaczem. Gdy nastąpiło odczytanie dokumentu, wprost nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Krewni dziedziczyli nieruchomości i dobra ruchome, a oprócz tego naprawdę duże pieniądze. Ja otrzymałam najskromniejszą część spadku. Najskromniejszą, ale nie skromną.

Od razu po wyjściu z sądu zadzwoniłam do męża. „Mariusz, nie uwierzysz. Wujek zapisał mi dom nad morzem!”.

Dom prezentował się fantastycznie

Po nabyciu spadku i załatwieniu wszystkich spraw urzędowych pojechaliśmy obejrzeć nasze wakacyjne cztery kąty.

– O do diaska! Całkiem niezła ta dacza! – stwierdził Mariusz.

– Dacza? To raczej rezydencja.

W moich słowach nie było cienia przesady. Piętrowy dom z wielkim tarasem znajdował się na działce tuż przy plaży. To była wymarzona lokalizacja.

Przyszło mi do głowy, że gdybym go sprzedała, zarobiłabym tyle, że mogłabym ustawić córkę do końca życia, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Z naszymi zarobkami nigdy nie pozwolilibyśmy sobie na takie cudo, a przecież jeżeli kiedyś będzie nam potrzebny zastrzyk dużej gotówki, zawsze znajdzie się bogaty kupiec.

Sąsiad opowiedział mi trochę o wujku

– Dzień dobry – usłyszałam z sąsiedniej działki.

– Dzień dobry – odpowiedziałam na przywitanie.

– Państwo są nowymi właścicielami, prawda?

– Tak. Odz​iedziczyłam ten dom po wujku.

– Dariusz – przedstawił się sąsiad.

– Miło mi pana poznać. Mam na imię Aneta, a to mój mąż Mariusz.

– Gorąco dzisiaj, prawda? Zapraszam na mrożoną herbatę.

– Chętnie skorzystamy.

Pan Dariusz zaczął wypytywać o okoliczności śmierci wuja Alberta. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, więc po prostu powiedziałam prawdę.

– Nie byliśmy sobie specjalnie bliscy. Prawdę mówiąc, to wcale go nie znałam. Tym bardziej jestem zaskoczona, że zostawił mi taki piękny dom.

– Nie dziwi mnie to. Albert był samotnikiem. Nigdy nikogo to nie przywiózł. Z żadnym z sąsiadów nie utrzymywał kontaktów. Tylko ze mną. Połączyła nas pasja do brandy. Spotykaliśmy się od czasu do czasu i degustowaliśmy najprzedniejsze trunki. Był skryty. Nigdy nie mówił o rodzinie, ale proszę mi wierzyć, to był człowiek o wielkim sercu. Hojnie wspierał kilka fundacji charytatywnych. Wiem o tym, bo namówił mnie do tego samego.

– A czy powiedział, dlaczego nigdy się nie ożenił?

– Kiedyś zapytałem go o to, ale nie chciał poruszać tego tematu. Wspomniał jedynie, że tylko raz był zakochany. Pewnie jakaś dama złamała mu serce.

Krewni nie dawali mi spokoju

W tym roku mieliśmy spędzić pierwsze wakacje w domu po wuju. Gdy zaczęło się lato, mój telefon rozdzwonił się i nie chciał zamilknąć. Dzwonili pozostali spadkobiercy po Albercie. Wypytywali, jakie mam plany odnośnie domu. Gdy powiedziałam, że zamierzam go zatrzymać, padła nawet propozycja odkupienia nadmorskiej rezydencji, ale grzecznie odmówiłam. „Dziękuję, ale chcę się nacieszyć tym domem. W lipcu razem z rodziną jedziemy na wczasy. Gdybym kiedyś zmieniła zdanie w tej sprawie, na pewno dam znać”.

Delikatnie starałam się dać im do zrozumienia, że nie mam ochoty odnawiać kontaktu, tym bardziej, że nie dzwonili do mnie bezinteresownie. Myślałam, że mamy ten temat za sobą i będziemy mogli przestać udawać, że łączy nas coś poza pokrewieństwem, ale nie. Nie zamierzali dać za wygraną. Skoro nie mogli odkupić ode mnie domu, próbowali załapać się na darmowe wakacje.

Telefony się urywały

– Hej Anetko! Co u ciebie skarbie? – przywitała mnie osoba, której głosu nie mogłam rozpoznać.

– Wszystko w porządku. Ale kto mówi?

– Jak to? Nie poznajesz? To ja. Justyna.

Telefonowała moja daleka kuzynka, która po wuju odziedziczyła dwa mieszkania w Warszawie.

– Oczywiście, teraz poznaję. W czym ci mogę pomóc? – zapytałam obojętnym głosem.

– Słyszałam, że lipiec zamierzasz spędzić nad morzem, więc pomyślałam, że wyjedziemy razem. Dom jest duży. Dwóm rodzinom będzie tam bardzo wygodnie.

– Przepraszam cię, Justyna, ale zamierzam odpocząć w gronie najbliższych.

– To świetnie się składa, bo przecież jesteśmy rodziną – nie odpuszczała.

– Justyna przypomnij mi, kiedy ostatnio się widziałyśmy, nie licząc sprawy spadkowej? Bo jeżeli mnie pamięć nie myli, to chyba po moich czternastych urodzinach nie miałyśmy kontaktu. Jesteśmy spokrewnione, ale to nie czyni nas rodziną – rzuciłam i rozłączyłam połączenie.

Do końca tygodnia odebrałam jeszcze pięć telefonów od kuzynostwa. Nagle wszyscy przypomnieli sobie o moim istnieniu.

Dla mnie są obcymi ludźmi

– Nie za ostro ich traktujesz? Może to dobra okazja, żeby odbudować zerwane więzi?

– Mariusz, nie zamierzam niczego odbudowywać. Niby dlaczego? To nie tak, że nie próbowałam utrzymywać kontaktu. To oni nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Żadne z nich nie pofatygowało się nawet na pogrzeb mamy i taty. A teraz zgrywają kochanych kuzynów? Proszę cię! Dla mnie to całkowicie obcy ludzie.

Spędziliśmy lato bez niechcianych gości. Wypoczęliśmy jak nigdy wcześniej. Teraz jestem już pewna, że nie sprzedam tego domu. Albert chciał, żebym go miała i zamierzam spełnić jego wolę. Będziemy tam jeździć każdego lata.

Aneta, 45 lat

Czytaj także: „Sądziłam, że w pracy zdobyłam przyjaciół na śmierć i życie. Gdy wyleciałam na bruk, pokazali swoje prawdziwe oblicze”
„Chwaliłam się koleżankom, jaką mam zaradną córkę. Kaprys losu sprawił, że moja duma przerodziła się w zażenowanie”
„Eks uważał, że mam za małe ambicje jako księgowa. Wzięłam się w garść i teraz to on będzie nosił mi kawę do gabinetu”

Redakcja poleca

REKLAMA