„Odkryłam zdrady zięcia i zalałam się łzami. Litowałam się nad córką, ale od niej usłyszałam coś jeszcze gorszego”

Starsza kobieta smutna fot. iStock by Getty Images, MixMedia
„Usiadłam przy stole, gorączkowo zastanawiając się, jak rozpocząć tę rozmowę. W głowie kołatała mi się też inna myśl – czy moja córka nie znienawidzi mnie za to, że zniszczyłam wszystko, co do tej pory uważała za swoją rzeczywistość...”.
/ 31.12.2024 13:15
Starsza kobieta smutna fot. iStock by Getty Images, MixMedia

Nie przepadam za siedzeniem w kawiarniach – znacznie lepiej odpoczywam u siebie, wśród kwiatów i roślin, które własnoręcznie zasadziłam, zatapiając się w lekturze. Jednak tego dnia dałam się wyciągnąć z domu koleżance, Danusi. Minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania – kilka lat temu zamieszkała w Portugalii i teraz tylko sporadycznie wpada do Polski. Skorzystałyśmy więc z jej przyjazdu, żeby porozmawiać przy kawie i powspominać dawne czasy.

Przypadkiem byłam na mieście

Umówiłyśmy się w kawiarence „Mefisto”. Na szczęście Danka zarezerwowała stolik. Trafiłyśmy akurat w sam środek tłumu gości.

– Podoba mi się ta atmosfera. Przypomina mi moją ulubioną knajpkę w Lizbonie – powiedziała.

Zapytałam, co u jej męża, Henryka. Z Danką widujemy się regularnie, ale jej męża chyba nie spotkałam od jakichś dziesięciu lat.

– Znasz go przecież doskonale. Nie cierpi latać i nic go nie przekona do podróży. A poza tym, co by tu właściwie robił? Nie ma już rodziców, a wszyscy znajomi mieszkają gdzie indziej. Swoją drogą – byliśmy ostatnio u Wojtka na Malcie. Mają z Bogną tak cudowne miejsce, że człowiek chciałby tam zostać na zawsze – trajkotała Danka.

Pogadałyśmy trochę o studiach – całą naszą paczką spotkaliśmy się właśnie na kierunku archeologicznym i miło było powrócić pamięcią do tamtych dni. W trakcie rozmowy temat zszedł na Jaśka, który planował poślubić dziewczynę sporo od siebie młodszą, bo aż o dwadzieścia pięć lat. Wtedy właśnie, zerkając w stronę tarasu, dostrzegłam znajomą sylwetkę.

Zaraz, czy to nie Krzysztof? Skąd on się tu wziął? – mruknęłam cicho, szukając okularów w swojej torebce.

Byłam coraz bardziej zaniepokojona

Z początku wszystko wyglądało jak za mgłą, ale gdy nałożyłam okulary, nie miałam już żadnych wątpliwości – to był on. Krzysiek, mój zięć, który rozsiadł się przy jednym z oddalonych stolików na patio. Nie był sam. Siedziała z nim jakaś młoda piękność, na pewno nie moja córka. Spojrzałam na Dankę, która też to zauważyła i z dezaprobatą pokręciła głową.

– Wiesz, że u Jacka szykuje się rozwód? – zagadnęła.

– Coś wspominałaś o tym – odpowiedziałam, nie spuszczając wzroku z mojego zięcia.

Był tak pochłonięty pogawędką z młodą blondynką, że nawet mnie nie dostrzegł. W pewnej chwili nachylił się i delikatnie pocałował jej rękę. Wyglądało to bardzo intymnie... Niedługo potem zaczęli się do siebie przytulać i szeptać sobie czułe słowa.

– Chodź, zbierajmy się już. Widzę, że ta sytuacja strasznie cię zdenerwowała – powiedziała Danka, machając na kelnera, który przechodził niedaleko, żeby poprosić o rachunek.

– Zaraz do niego podejdę i wszystko mu wygarnę, niech się spali ze wstydu – syknęłam, próbując nie rozpłakać się przy ludziach.

Odpuść na razie, nie warto. Będzie jeszcze czas na rozmowę. A wiesz co? Najpierw idź pogadać z Martyną – doradziła Danka. – Lepiej nie robić scen w miejscu publicznym.

– Faktycznie, masz chyba rację – powiedziałam cicho.

A to drań z tego Krzyśka!

Opuściłyśmy kawiarnię, a Danka zaproponowała spacer.

– Dobrze ci to zrobi – przekonywała. – Ochłoniesz i nabierzesz dystansu – objęła mnie po przyjacielsku.

Nie potrafię tego zrozumieć! – wybuchnęłam, bo czułam, jak złość nadal we mnie kipi. – A ten Krzysztof ma tyle odwagi, że pokazuje się z tą swoją paniusią w popularnej restauracji w samym środku miasta! – nie kryłam swojego wzburzenia.

– Faktycznie, sporo się zmieniło. Dawniej takie sprawy załatwiało się na peryferiach w tanich hotelikach – zażartowała Danka, co wywołało u nas obu krótki, wymuszony śmiech. – Przykro mi z powodu tego, co spotyka twoją córkę. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży – powiedziała.

– Na pewno będę musiała w końcu usiąść z nią i otwarcie pogadać...

– Wydaje mi się, że to konieczne... – przyznała Danka.

– Zastanawiam się tylko, czy nie lepiej zostawić tej sprawy w spokoju. Może to nic poważnego, jakiś przelotny flirt?

– Weź, bądźmy szczere – odrzekła Danka. – To, co widziałyśmy, było całkiem jasne i na pewno nie mówimy tu o żadnej niewinnej sympatii.

– No tak, masz rację. Nie ma co się oszukiwać – odpowiedziałam ze smutkiem.

Podczas gdy rozmawiałyśmy dalej o innych sprawach, przed oczami wciąż miałam tę scenę – Krzysztof wpatrujący się z zachwytem w tę młodą blondynkę. Okropnie mnie to denerwowało, szczególnie że zaledwie cztery tygodnie wcześniej, gdy świętowaliśmy moje urodziny, grał rolę przykładnego męża i taty. I nagle taka zmiana charakteru! To niewiarygodne, że ktoś może się tak szybko przemienić. Jak mam to wszystko rozumieć? Jeszcze niedawno wydawał się być bez skazy, a teraz pokazuje swoją prawdziwą, parszywą naturę. No cóż, tacy już są ci mężczyźni – nigdy nie można być pewnym ich zachowania!

Biłam się z myślami

Całą noc nie mogłam zasnąć, wiercąc się niespokojnie w łóżku. Dręczyły mnie rozważania, jak Martyna zareaguje na informację o tym, że spotkałam jej męża. W głowie kłębiły się wątpliwości: „Co będzie z dziećmi? Może powinnam milczeć? Rozwód sprawi, że moje kochane wnuki stracą codzienny kontakt z ojcem. Będą się z nim widywać tylko czasami, ale czy takie rzadkie spotkania mogą zastąpić prawdziwą, ojcowską obecność?” – te pytania nieustannie krążyły mi po głowie.

Ledwo wstałam tego ranka, czując się kompletnie rozbita – kręgosłup dawał mi się we znaki, od niedospania piekły mnie oczy, a zawroty głowy nie odpuszczały. Była dopiero piąta trzydzieści, ale wiedziałam już, że ponowne zaśnięcie nie wchodzi w grę. Zaparzyłam kawę i wyszłam z nią na balkon, żeby odpocząć. W myślach wciąż kotłowało mi się jedno: „Powiedzieć Martynie prawdę czy może jednak nie?”. Kiedy zegar wybił ósmą, wreszcie podjęłam decyzję – muszę porozmawiać z córką. Nie było opcji, żebym dłużej trzymała to wszystko w sobie.

Dotarcie do mieszkania córki zabrało mi więcej niż godzinę, bo musiałam jechać tramwajem. Jej lokum znajduje się w naprawdę odległej dzielnicy. Nerwy tak mną targały, że wolałam skorzystać z transportu publicznego. Nie czułam się na siłach, żeby usiąść za kierownicą – emocje kompletnie mną zawładnęły i nie mogłam opanować drżenia...

Moja córka miała na sobie błyszczący, kolorowy szlafrok – wyglądała jakby dopiero co się obudziła. „No tak, praca zdalna” – pomyślałam, uśmiechając się lekko pod nosem.

– Mamo? – Martyna była wyraźnie zdziwiona, widząc mnie w progu. – Dlaczego przyjechałaś o tej porze? Wszystko w porządku? – zapytała z wyraźnym zaniepokojeniem. – Wejdź do środka, co tak stoisz?

Przekroczyłam próg i cmoknęłam córkę w policzek.

– Spokojnie, nic się nie stało – powiedziałam łagodnym tonem. – Miałam tylko ochotę trochę z tobą pogadać.

Wtem rozległ się głośny trzask dochodzący z mieszkania.

– Cholera jasna! Czemu ty ciągle rzucasz to żelazko gdzie popadnie?! – wrzasnął mój zięć, wprawiając mnie w osłupienie.

On jest w domu? Myślałam, że już dawno wyszedł do pracy – powiedziałam, nie kryjąc zdziwienia.

Spodziewałam się, że Krzysztof będzie już poza domem, więc jego obecność kompletnie mnie zaskoczyła...

– Niedługo ma pociąg do Bydgoszczy, wyjeżdża w delegację. Za jakąś godzinę rusza – wyjaśniła mi moja córka. – Hej, wszystko w porządku?! – krzyknęła głośno w stronę domu, ale zięć całkowicie ją zignorował.

To ona mnie zaskoczyła, a nie odwrotnie

Prawie nie zareagował, gdy się przywitałam. Błyskawicznie zjadł przyszykowane kanapki, po czym spojrzał w lustro i poprawił krawat. Bez emocji powiedział, że musi już iść.

– Lepiej wyjdę wcześniej, bo nie chcę znowu się denerwować. Te ciągłe remonty dróg ostatnio prawie sprawiły, że spóźniłem się na pociąg. No to trzymajcie się! – powiedział, wychodząc.

Gdy wejściowe drzwi trzasnęły, zostałyśmy tylko we dwie. Usiadłam przy stole, gorączkowo zastanawiając się, jak rozpocząć tę rozmowę. W głowie kołatała mi się też inna myśl – czy moja córka nie znienawidzi mnie za to, że pojawiając się tamtego ranka w ich mieszkaniu, zniszczyłam wszystko, co do tej pory uważała za swoją rzeczywistość...

– Zrobić ci kawy, mamo? – spytała Martyna, sięgając po filiżanki. – Coś kiepsko dzisiaj wyglądasz. Widzę, że coś cię gryzie.

Wzięłam głęboki wdech i poprosiłam, żeby usiadła. Zdecydowałam, że najlepiej będzie powiedzieć jej prawdę bez owijania w bawełnę i...

Twój mąż ma romans – wypaliłam prosto z mostu. – Wczoraj razem z Danką przyłapałyśmy go w centrum. Był tam z jakąś młodą blondynką. Całował ją po rękach, szeptali czułe słówka...

– Mamo, ja o tym wiem – weszła mi w słowo moja córka, a jej twarz pozostała niewzruszona, bez cienia niepokoju. – Mamy taką umowę – stwierdziła beznamiętnie.

– Co takiego? – wyjąkałam, kompletnie zaskoczona.

– Ustaliliśmy tak między sobą – wyjaśniła. – Od przeszło trzech lat każde z nas układa sobie życie na własną rękę. Dbamy tylko, żeby nasze dzieci nie odczuły tego za mocno. Julek nie skończył jeszcze dwunastu lat, a Zuzia ma raptem siedem. Zgodnie uznaliśmy, że z rozwodem poczekamy, ale prowadzimy oddzielne życia. Krzysztof widuje się z Elą, ja też mam kogoś.

– Skarbie, ty chyba nie mówisz tego poważnie? – wyszeptałam.

– Ależ tak, mamo. Znam co najmniej dwie pary naszych znajomych, które podobny problem rozwiązały w taki sam sposób – odparła Martyna chłodno, dając mi do zrozumienia, żebym się nie wtrącała w jej życie.

Po powrocie do domu czułam się kompletnie rozbita – głowa pusta, a serce w rozsypce. Na początku myślałam, że po prostu powiem wszystko Edkowi, bo zawsze byliśmy ze sobą szczerzy. Ale gdy tylko wyobraziłam sobie moment, w którym miałabym mu przekazać taką wiadomość, robiło mi się słabo. Mój mąż przecież nigdy nie należał do postępowych... Strach było pomyśleć, jak zareagowałby na prawdę o naszej córce.

Postanowiłam nikomu o tym nie mówić. Nie wspomniałam już nic nawet słowem Martynie – w końcu dała mi do zrozumienia, żebym się nie wtrącała. Siedzę więc i dumam sama: w jakim kierunku zmierza ten świat?! Gdyby mój mąż kiedykolwiek wystąpił z podobnym „pomysłem”, chyba zapadłabym się pod ziemię. My przez cztery dekady byliśmy sobie wierni i wiem na sto procent, że on nigdy by mnie nie zdradził. Co się porobiło z dzisiejszą młodzieżą? Na samą myśl robi mi się niedobrze...

Krystyna, 61 lat

Czytaj także:
„Straciłam męża, dzieci i pracę. Kiedy byłam w najgorszym momencie życia, los niespodziewanie przyniósł mi prezent”
„Zaplanowałam romantyczne Święta. Ale przez jednego SMS-a mój chłopak się mnie brzydzi, a były mną gardzi”
„Dla ukochanego byłam śmietnikiem na prezenty po byłej. W Święta pod choinką znalazłam coś, co złamało mi serce”

Redakcja poleca

REKLAMA