Do niedawna sądziłam, że moje poukładane życie to coś, co będzie trwać wiecznie. Blisko dwie dekady u mego boku był oddany mąż, a nasze dzieci sprawiały nam mnóstwo radości. Nasz dom, usytuowany na obrzeżach miasta, był dla mnie oazą spokoju i szczęścia. Miałam wszystko, czego potrzebowałam. Święcie wierzyłam, że ta sielanka nigdy się nie skończy, że nic nie jest w stanie jej zburzyć. Cóż za pomyłka…
Ten telefon mnie zaskoczył
Nie mam pojęcia, jak się zachować w tej sytuacji. Stało się to parę tygodni temu. Tego dnia nikogo poza mną nie było w domu. Mój mąż został wezwany do pilnego przypadku do szpitala, a nasze dzieci poszły odwiedzić przyjaciół. Wygodnie rozparłam się na sofie w pokoju dziennym i oglądałam telewizję. Liczyłam na to, że uda mi się w ciszy i spokoju obejrzeć następny odcinek mojego ukochanego serialu. Nagle zaczął dzwonić telefon.
– Dzień dobry, czy rozmawiam z Eweliną? Z domu S.? – usłyszałam głęboki, męski baryton.
– No tak, faktycznie, dawniej nosiłam takie nazwisko. A z kim mam przyjemność? – byłam zaskoczona.
– Wojtek z tej strony... Wojtek P. Pamiętasz mnie może? – padło pytanie.
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam ten głos w słuchawce. Nic a nic nie kojarzyłam, kto to może być. Ale nagle mnie olśniło. Przecież to niemożliwe! Tyle lat już upłynęło… Czyżby to naprawdę był on, Wojtek, moja wielka miłość? Zastanawiałam się nad tym przez dłuższą chwilę.
Kiedyś go kochałam
Nasza znajomość rozpoczęła się w szkole średniej. Wojtek chodził do równoległej klasy. Pewnego razu, wpadając na siebie na szkolnym korytarzu, poczuliśmy coś niesamowitego. Od tej chwili każdą możliwą chwilę spędzaliśmy w swoim towarzystwie, marząc o wspólnej przyszłości. Wyobrażaliśmy sobie, że po zdaniu matury oboje pójdziemy na studia weterynaryjne, a następnie przeprowadzimy się na wieś, z dala od miejskiego zgiełku i hałasu. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się zbudować tam własny dom, będziemy wychowywać nasze dzieci i hodować konie. Jednak rzeczywistość dość szybko zweryfikowała nasze młodzieńcze plany i marzenia.
Udało mi się dostać na studia, ale Wojtkowi nie. Do minimalnego poziomu punktów brakowało mu zaledwie dwóch! Był zdruzgotany. Kompletnie nie wiedział, co powinien z sobą począć. Starałam się go pocieszyć, mówiłam, żeby się tym nie przejmował, żeby nie tracił nadziei, bo za rok na pewno mu się uda, ale nie chciał mnie słuchać. Powiedział, że nie może tak długo bezczynnie czekać, i że skoro studia mu nie wyszły, to pojedzie do wujka do Ameryki. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że się rozstaniemy, błagałam go, płakałam, ale on się zawziął.
– W mgnieniu oka zarobię na nasz wymarzony dom i stadninę, i wrócę. Nawet nie zdążysz zauważyć mojej nieobecności – zapewniał mnie.
Skrycie miałam nadzieję, że odmówią mu wizy, ale jak na przekór, wszystko poszło gładko. Cztery tygodnie potem machałam Wojtkowi na do widzenia, gdy odlatywał.
– Ale wrócisz, tak? – pytałam z załzawionymi oczami.
– No jasne, przecież wiesz, że w życiu bym cię nie zostawił – zapewnił mnie, mocno tuląc.
Moje uczucia wyblakły
W pierwszych dniach strasznie brakowało mi jego obecności. Niecierpliwie wyglądałam jakiegokolwiek znaku życia z jego strony. Całe szczęście, że Wojtek często wysyłał listy. Były serdeczne, przepełnione wyznaniami miłosnymi i wspomnieniami naszych wspólnych momentów. „Ty już pewnie mnie wyrzuciłaś z pamięci, co?” – dopytywał w listach. „Głuptasie, jak w ogóle możesz tak sądzić, dobrze wiesz, że zawsze będziesz jedynym facetem, którego kocham” – odpisywałam z pretensją. Gdzieś jednak w zakamarkach serca dręczyła mnie obawa, że jeżeli szybko nie wróci, czas i dzieląca nas odległość sprawią, że się oddalimy. Na domiar złego moja mama nieustannie podsycała we mnie te wątpliwości.
– Spójrz prawdzie w oczy. To normalny, dorosły facet. Na pewno ma już nową dziewczynę. Zobaczysz, niedługo poukłada sobie wszystko w Ameryce i będzie rzadziej pisał. Wyrzuć go z głowy. Tak trzeba – namawiała mnie.
Muszę przyznać, że mama nie myliła się w swojej ocenie. Korespondencja od ukochanego faktycznie trafiała do mnie coraz mniej regularnie. Wciąż przepełniona była czułymi słówkami i deklaracjami uczuć, jednak zauważyłam, że nie wyczekuję jej nadejścia z takim zapałem jak dawniej. Nie pochłaniałam już listów z rumieńcami wzruszenia na policzkach. Dlatego, gdy po roku listy całkowicie ustały, przyjęłam ten fakt bez większych emocji. „Cóż, najwyraźniej to koniec mojej historii z Wojtkiem. Pewnie etap ten należy po prostu zostawić za sobą” – przeszło mi przez myśl.
Moje życie jako studentki wyglądało całkiem zwyczajnie. Wkuwałam do sesji, a kiedy miałam trochę czasu dla siebie, szalałam na domówkach. To właśnie podczas jednej z takich imprez wpadł mi w oko Franek, początkujący weterynarz. Chłopak totalnie stracił dla mnie głowę. No a ja? Mnie po prostu przypadł mi do gustu.
Nasza znajomość weszła na wyższy poziom. Później parę razy gościłam go u siebie na obiedzie.
Moi bliscy byli nim zachwyceni
– To niesamowicie sympatyczny i dobrze wychowany chłopak. Do tego sumienny i z aspiracjami – rozpływała się mama.
– Kochanie, nie wypuszczaj go z rąk. Lepszego kandydata na męża nie sposób sobie wymarzyć – przyznawał jej rację tata.
Kiedy po dwóch latach wspólnego życia Franek oświadczył mi się, zgodziłam się wyjść za niego. Nie kochałam go wielką miłością, ale miałam pewność, że będzie dla mnie dobry. Wiedziałam też, że zapewni mnie i naszym przyszłym dzieciom dostatek. I się nie pomyliłam. Franek to mój najlepszy przyjaciel, zawsze mogę na niego liczyć.
Nasz związek przez blisko 20 lat układał się całkiem nieźle. Nie było w nim jakichś wielkich fajerwerków czy szaleńczej pasji, ale też nie dochodziło między nami do awantur, obwiniania się nawzajem czy chowania urazy. To właśnie jego zapał do pracy sprawił, że staliśmy się właścicielami doskonale działającej lecznicy dla zwierząt. Nasz syn i córka, Igor i Kasia, uczęszczają do prywatnych szkół… Ani razu nie pożałowałam decyzji o poślubieniu Franka, nie miałam co do tego żadnych rozterek. Tak przynajmniej było do tej pory…
Zgodziłam się spotkać z Wojtkiem
Gdzieś w środku przeczuwałam, że to kiepski pomysł, ale nie byłam w stanie się oprzeć. Wciąż pamiętam moment, gdy przekroczyłam próg kawiarenki. Momentalnie rzucił mi się w oczy. Jego włosy przyprószyła siwizna, a twarz nosiła ślady upływającego czasu, ale to bez wątpienia był on. Chłopak, z którym niegdyś snułam marzenia o wspólnej przyszłości. Poderwał się z krzesła i podbiegł w moim kierunku. W dłoniach dzierżył ogromny pęk róż.
– Rany, wyglądasz oszałamiająco, zupełnie jak kiedyś. Nic a nic się nie zmieniłaś – wyszeptał.
Jego spojrzenie przepełniał podziw i uczucie. Identyczne jak dawniej, kiedy tworzyliśmy parę. Oblał mnie żar, a w żołądku zapanowało istne szaleństwo motyli.
Przez parę chwil poczułam się znów jak zakochana nastolatka. Gadaliśmy godzinami. Wojtek wytłumaczył, że urwał kontakt, bo miał wypadek. Pracował na budowie, runął z rusztowania i stracił pamięć. Długie miesiące spędził w szpitalu, dochodząc do siebie i usiłując przypomnieć sobie przeszłość. Potem miał ciężki okres. Trochę poszwendał się po Stanach, aż w końcu wylądował na Południu. Wtedy znów zaczął do mnie pisać, ale nigdy nie dostał odpowiedzi. Wiedziałam, dlaczego. Gdy byłam na czwartym roku, rodzice sprzedali nasze spore mieszkanie i kupili dwa mniejsze. Przeniosłam się do własnej kawalerki…
Coś we mnie odżyło
Kilka razy widziałam się z Wojtkiem już po naszym pierwszym spotkaniu. Udało nam się nawet wyrwać razem na krótki wypad za miasto. Skłamałam mężowi, że wyjeżdżam z koleżankami do ośrodka odnowy biologicznej, a w rzeczywistości cały czas byłam z nim.
Opowiadał mi sporo o swoim dotychczasowym życiu. Po wielu latach porażek los zaczął się w końcu do niego uśmiechać. Zajął się robieniem remontów w zniszczonych budynkach, a potem odsprzedawał je z niemałym zyskiem. Prowadzi własny biznes w branży budowlanej i może pochwalić się sporymi oszczędnościami. Nie zdecydował się na małżeństwo. Wynajął prywatnego detektywa w Polsce, aby zdobył informacje o moim miejscu zamieszkania i numer telefonu. Kiedy tylko dostał komplet danych, przyjechał do ojczyzny, żeby wyznać mi, że wciąż mnie kocha.
– Wybierz teraz mnie i wyjedźmy razem. Wiem, że sporo czasu upłynęło, ale wciąż mamy szansę to wszystko odzyskać – namawiał mnie.
Słuchając tych słów, poczułam ogromną radość i ekscytację. Zupełnie jakbym znów miała naście lat. Serce podpowiadało mi, żeby się zgodzić. Chciałam po prostu objąć go mocno i powiedzieć „tak”. Ale zaraz potem odezwał się zdrowy rozsądek. Zaczęłam myśleć o moim obecnym życiu. O mężu, o dzieciach. O naszym domu i mojej pracy w klinice...
– Wiesz co, potrzebuję trochę czasu na zastanowienie się nad tym wszystkim – odpowiedziałam mu tylko.
Nie byłam gotowa, aby w tej chwili podejmować jakiekolwiek decyzje. To było dla mnie zbyt trudne.
Musiał wracać do Ameryki
Przed wyjazdem przekazał mi namiary na siebie – adres i numer telefonu. Zupełnie jak za dawnych czasów odprowadziłam go na lotnisko.
– Ewelinko, będę na ciebie czekał do końca moich dni. Wystarczy tylko, że dasz mi znać, a znów będziemy razem – powiedział mi na do widzenia.
Kiedy zniknął za bramkami, z trudem powstrzymałam łzy. Od momentu, gdy wyjechał, czuję się zagubiona. W domu staram się zachowywać normalnie. Tak jak zwykle uśmiecham się, dowcipkuję i wykonuję swoje obowiązki. Okazuję czułość mężowi i jestem dobrą matką dla naszych dzieci. Jednak wewnątrz mnie szaleje prawdziwa burza. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak powinnam postąpić. Czasami mam wrażenie, jakby przeszłość była jedynie iluzją, a moim jedynym ukochanym jest Wojtek, z którym pragnę dzielić życie.
Z kolei z innej perspektywy, nie jestem w stanie znieść świadomości, że Franek mógłby przeze mnie cierpieć. Przecież jestem dla niego całym światem. Miałabym go tak zwyczajnie zostawić, po tych wszystkich latach, które wypełniało nam szczęście? Nie zasłużył na to. A co z naszymi dziećmi? One tak bardzo kochają swojego tatę. I raczej nigdy by mi nie wybaczyły, gdybym sprawiła mu ból. Ech, ten Wojtek, dlaczego los postawił go znowu na mojej drodze…
Ewelina, 45 lat
Czytaj także:
„Rzuciłam faceta, bo miał pretensje, że mało zarabiam. Myślałam, że już się nie spotkamy, a tu niespodzianka”
„Przed śmiercią matka zdradziła mi sekret, który skrywała przez lata. Wyjazdy w delegacje to była tylko przykrywka”
„Przyjaciółka zaszła w ciążę na 40-stkę, a wszyscy jej kibicowali. Gdy nagle zamilkła, czułam, że coś się stało”