„Rzuciłam faceta, bo miał pretensje, że mało zarabiam. Myślałam, że już się nie spotkamy, a tu niespodzianka”

kłótnia pary fot. Adobe Stock, gorynvd
„Upór Marcina był jego znakiem rozpoznawczym. Dopiero teraz zrozumiałam, że taka cecha wcale nie musi być wadą, o ile idzie w parze z rozsądkiem i bystrością umysłu. A on akurat miał te przymioty”.
/ 10.09.2024 07:15
kłótnia pary fot. Adobe Stock, gorynvd

Odkąd rok temu po raz pierwszy pomyślałam o tym szkoleniu, wciąż o nim marzyłam, a teraz pewnie bym się wycofała, gdyby nie to pragnienie. A wszystko przez to, że zapisał się na nie mój eks.

Oszczędzałam kasę miesiącami, żyłam jak skąpiec, ale w końcu uzbierałam całą sumę i mogłam się zapisać. Zrezygnować teraz? To byłoby kompletnie bez sensu i świadczyłoby tylko o braku odwagi.

Nie chciałam rezygnować

Mój były chłopak Marcin, z zawodu fizjoterapeuta, zwykł mawiać: „Fizjoterapeutka niemająca w zwyczaju uczestniczyć w kursach doszkalających ani zgłębiać innowacyjnych technik rehabilitacji nie ma prawa bytu w branży opieki zdrowotnej”.

Postanowiłam wziąć udział w szkoleniu organizowanym w Krakowie. Kiedy minął termin zgłoszeń, przejrzałam listę osób, które się zakwalifikowały. Niespodzianka! Już na samej górze widniał Marcin!

„Co robić?” – zastanawiałam się w pośpiechu. „Odpuścić, pozwolić, aby przepadły mi dwa koła, zbierać grosz do grosza przez kolejne sześć miesięcy i przełożyć zapoznanie się z nowatorskimi technikami leczenia? Nie ma mowy. To nie jest opcja. Cóż, dam radę wytrzymać pięć dni w jego towarzystwie, ostatecznie będzie tam nas kilkanaście osób. A kiedy zacznie rzucać w moim kierunku kąśliwe przytyki, przemilczę to”.

Ostatnio między nami jest zupełnie inaczej niż jakieś 3 miesiące temu. Wtedy potrafiliśmy się kłócić o naprawdę mało istotne sprawy. Chociaż, w sumie, to nie do końca były jakieś pierdoły. Marcin ma dobrą robotę w niepublicznej przychodni, pracuje na kontrakcie i całkiem nieźle mu płacą.

Ale jemu to już przestało wystarczać. Wpadł na pomysł, żebyśmy wspólnie założyli gabinet rehabilitacyjny, a ja wolałam zostać na swoim etacie w szpitalu. I tkwić przy tych moich marnych zarobkach.

Bałam się zaryzykować

– Nie masz wrażenia, że to wynagrodzenie jest poniżej twojej godności? – przygnębiał mnie Marcin swoimi słowami. – Zwykły budowlaniec bez specjalistycznych umiejętności dostaje więcej kasy. Ty masz wyższe wykształcenie, dbasz o zdrowie chorych, harując i głową, i rękami. Nie jest ci głupio tyrać za minimalną krajową?

Czułam zażenowanie. Jednak mój naturalny strach przed czymś nowym i nieprzewidywalnym jutrem sprawiał, że bałam się zaryzykować.

– Istnieją szefowie i podwładni. Najwyraźniej należę do tej drugiej grupy – tłumaczyłam, gdy próbował mnie przekonać.

– Wobec tego mogę cię zatrudnić, skoro ci na tym zależy. Myślałem o wspólnym biznesie, ale skoro nie chcesz podejmować ryzyka...

– Poza tym nie mam funduszy.

– Ale ja mam. Wystarczająco, żeby otworzyć gabinet.

I tak w kółko Macieju. W pewien dzień doszło między nami do poważnej sprzeczki i wyprosiłam go za drzwi. 

Moja oburzona rodzicielka przez kolejne dni rozpaczała, że przepuściłam największą miłość swojego życia. Choć notabene i tak niespecjalnie entuzjastycznie reagowała na plany Marcina.

Zrobił to specjalnie

Bladym świtem w sobotę, niewyspana i zdenerwowana, pakowałam się do autobusu. Nie przyglądając się zbytnio współpasażerom, zaczęłam rozglądać się za swoim siedzeniem. I tu niespodzianka! Mój fotel był pusty, ale tuż obok rozsiadł się Marcin.

– Co ty tutaj robisz?

Wybieram się na szkolenie do Krakowa – odpowiedział z aroganckim uśmieszkiem na twarzy.

– Tak, wiem. Ale co robisz w tym konkretnym miejscu autobusu?

– No i co w tym takiego niezwykłego? Nie wiedziałem, że podróżowanie PKS-em to jakieś wykroczenie – drwił sobie ze mnie.

– Patrz, wolne siedzenie koło mnie. A wiesz przecież doskonale, jak nieznośna jest dla mnie podróż koleją. Specjalnie wybrałeś autobus, co? – rzuciłam z wyrzutem w głosie.

– Daj spokój, przeceniasz moją przenikliwość. To jak, w końcu usiądziesz czy masz zamiar sterczeć na środku i blokować przejście?

Opadłam na siedzenie naburmuszona i wściekła, zupełnie zaskoczona tym, że go tu spotkałam. W ogóle nie byłam na to gotowa. Jeszcze wczoraj do późnej nocy snułam wizje naszego spotkania w ośrodku. Wyobrażałam sobie, co mu powiem, gdy go zobaczę, jak on zareaguje, że zachowam się uprzejmie, ale z rezerwą. A tu proszę, niespodzianka... Od razu wdałam się w kłótnię i to bez żadnego powodu. Tkwiliśmy obok siebie w niezręcznej ciszy, napięci jak struny.

Trochę mu zazdrościłam

Przypadkiem odwróciłam głowę, zerkając na Marcina. Akurat w tej samej chwili on również to zrobił i nasze oczy się spotkały. Na twarzy Marcina pojawił się uśmiech, a ja szybko spojrzałam w inną stronę.

– Myślę, że powinienem usłyszeć słowo „przepraszam”. Co ty na to? – zapytał.

– Niby dlaczego? Bo doprowadziłeś mnie do szału i nakręciłeś tę głupią kłótnię?

– No pewnie. Za każdym razem to ja musiałem cię przepraszać, nawet jeśli ty zawiniłaś. A teraz po prostu wykopałaś mnie za próg bez żadnych ceregieli.

– Co innego mogłam zrobić w tej sytuacji? Zawołać służącego i powiedzieć coś w stylu: „Stefanie, czy mógłbyś odprowadzić naszego gościa do drzwi”?. Przecież nie miałam obok siebie żadnego Stefana. Ale dość gadania o tym. Mam nadzieję, że udało ci się już uruchomić swój gabinet?

– Zacznie działać za jakieś dwa tygodnie. Właśnie kończą tam remont.

– No to w porządku – odparłam, spoglądając przez okno.

Przez chwilę kontemplowałam treść tej nowej wiadomości, nie mówiąc ani słowa. Marcin wzbudził we mnie uczucie zazdrości. Chodziło nie tylko o jego własny pokój do pracy, ale też o to, jaki był dzielny i zaradny.

Przyszło mi do głowy, że oprócz przystojnego mężczyzny, przepadła mi też okazja, by stanąć na własnych nogach i uniezależnić się finansowo.

To był wymarzony partner

Cechowała go rzetelność, prawość charakteru i zaradność. Wprost wymarzony partner, i to nie tylko do prowadzenia firmy. Mimo to, za wszelką cenę starałam się podważyć jego pomysł. Byłam przekonana, że do gabinetu nie będą zaglądać pacjenci, przez co trzeba będzie zamknąć interes i w panice rozglądać się za nowym zajęciem.

W stolicy można znaleźć wielu specjalistów od rehabilitacji. Niekoniecznie muszą oni mieć wykształcenie medyczne. Placówki szpitalne nie zawsze zatrudniają tych najbardziej wykwalifikowanych, ponieważ oferują kiepskie wynagrodzenie. Pewnego razu, gdy byłam negocjować podwyżkę, szef oddziału zaprezentował mi stos podań o pracę, które trzymał w swojej szufladzie.

Upór Marcina był jego znakiem rozpoznawczym. Dopiero teraz zrozumiałam, że taka cecha wcale nie musi być wadą, o ile idzie w parze z rozsądkiem i bystrością umysłu. A on akurat miał te przymioty.

Może jeszcze jest szansa

Nabrałam powietrza w płuca i poczułam woń, którą tak dobrze znałam. Chyba nie potrafiłabym związać się z facetem o innym zapachu. W jednej chwili wróciły przyjemne wspomnienia i poczułam smutek, że ta historia dobiegła końca.

„Fakt, że siedzi w tym samym pojeździe co ja, to chyba jakiś znak” – pomyślałam z odrobiną optymizmu.

Zrezygnował z kolei, bo pamięta o moim lęku, który mam, odkąd cudem uszłam z życiem z wypadku pociągu, będąc małą dziewczynką. Może uda mi się to jakoś wyprostować? W tej chwili zupełnie nie zależy mi na tym przeklętym gabinecie, tylko na relacji z Marcinem.

Oboje tęskniliśmy

Przytknęłam czoło do zasłony w oknie, udając, że przysypiam. Wyczuwałam, że na mnie patrzy, ale nie uniosłam powiek. Gdy minęło parę chwil, wyprostowałam kark, a następnie, niby przez sen, ułożyłam głowę na jego ramieniu. Poczułam, jak Marcin znieruchomiał.

Zdawałam sobie sprawę, że obawiał się poruszyć, by mnie nie zbudzić. Potem jego twarz znalazła się blisko mojej i musnął wargami moje kosmyki.

„No i proszę, minął kwartał, a my ciągle razem! Widocznie mamy być parą, a ten gabinet to po prostu nasze przeznaczenie!” – pomyślałam.

Wybacz mi – odparłam prawie bezgłośnie, wciąż nie unosząc powiek.

Opuścił głowę jeszcze bardziej, składając na moich wargach łagodny i pełen czułości pocałunek.

– Strasznie tęskniłem za tobą, Marcyś.

– A powiedz, ten gabinet składa się z dwóch osobnych pomieszczeń? – zadałam pytanie.

– No pewnie. Pomyślałam, żeby zrobić tam przestrzeń dla kolejnego specjalisty od rehabilitacji...

Marcelina, 28 lat

Czytaj także:
„Żona zarabiała więcej ode mnie i z lubością mnie upokarzała. Wydzielała mi kieszonkowe, które na nic nie wystarczało”
„Pojawiłam się w kościele cała na czarno w glanach na nogach. Panna młoda aż kipiała ze złości przed ołtarzem”
„Leśny zagajnik otworzył przede mną świat nowych doznań. Materac z mchu i paproci jest idealny do miłosnych igraszek”

Redakcja poleca

REKLAMA