„Obca kobieta pojawiła się w moim życiu i była jak bluszcz. Gdy zaczęłam się jej bać, wyznała mi prawdę”

przyjaciółki fot. Getty Images, Chassenet/BSIP
„Bez słowa zaparkowała pod moim blokiem, wzięła zakupy i ruszyła do mojego mieszkania. Zaczęła krzątać się jak u siebie, a po chwili na stole stał pachnący obiad. I był naprawdę wyśmienity. Anka pojawiała się pod moim blokiem codziennie”.
/ 08.06.2024 08:30
przyjaciółki fot. Getty Images, Chassenet/BSIP

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Ankę, nawet nie przypuszczałam, jak bardzo zmieni ona moje życie. Nowa znajoma weszła w moje życie z butami i za nic na świecie nie chciała go opuścić. W pewnym momencie miałam jej tak serdecznie dosyć, że zamierzałam zakończyć to raz na zawsze. I właśnie wtedy okazało się, że ani to spotkanie ani Anka nie były przypadkowe.

Szef miał pretenje

Nie dość, że rano pokłóciłam się z Bartkiem, to jeszcze w pracy nic nie szło po mojej myśli.

– Pani Magdo, zapraszam do siebie – usłyszałam obok siebie głos szefa.

„No nie, jeszcze tego mi brakuje” – pomyślałam zrezygnowana. Doskonale wiedziałam, co za chwilę usłyszę.

Ostatnimi czasy niezbyt mocno przykładałam się do pracy, co przyniosło niezbyt dobry efekt – straciliśmy spory projekt. Ale nie wszystko było moją winą. Sporo chorowałam, a do tego sypało mi się życie prywatne. I na szczęście mój szef chyba wziął to pod uwagę.

– Dam pani jeszcze jedną szansę – powiedział po dosyć ostrej reprymendzie. – I mam nadzieję, że dobrze ją pani wykorzysta – dodał.

Nie uśmiechał się przy tym swoim , co od razu wskazywało na to, że sprawa jest poważna.

– Oczywiście – zapewniłam go. – I dziękuję – dodałam po chwili.

Nie miałam humoru

Gdy wyszłam z gabinetu szefa, poczułam, jak kamień spada mi z serca. Utrata pracy byłaby katastrofą, co ostatecznie by mnie pogrążyło.

– Żyjesz? – zapytała mnie koleżanka, która siedziała przy biurku obok.

– Jeszcze tak – odpowiedziałam.

I od razu wzięłam się do pracy. Od tej chwili nie miałam zamiaru dać szefowi najmniejszego powodu do tego, aby mógł mnie skrytykować, a w konsekwencji zwolnić.

Tego dnia nawet nie zauważyłam, kiedy minęła godzina wyjścia do domu. Ale byłam z siebie zadowolona. Nieźle podgoniłam z robotą i miałam nadzieję, że szef to doceni.

Wpadłam pod rower

Wychodząc z naszego biurowca byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, że weszłam na ścieżkę rowerową. Po chwili usłyszałam pisk rowerowych hamulców i krzyk jakiejś dziewczyny, abym uważała. Było już jednak za późno. Nie zdążyłam uciec z linii zderzenia, a po chwili leżałam na asfalcie i próbowałam ustalić, czy jestem cała.

– Nic się pani nie stało? – usłyszałam zmartwiony głos.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą  niebieskie oczy i burzę jasnych loków. W ciągu kilku kolejnych miesięcy miałam je widzieć niemal codziennie.

– Chyba nie – odpowiedziałam ostrożnie. A potem zaczęłam się podnosić.

– Proszę się nie ruszać. Wezwę karetkę – usłyszałam.

Nie ma takiej potrzeby – powiedziałam szybko. – To tylko kilka siniaków.

Nowa znajoma nie dała jednak za wygraną i uparła się, że chociaż odwiezie mnie na prześwietlenie.

Nie miałam siły protestować

Dziewczyna wezwała taksówkę i już po kilku minutach znalazłam się na izbie przyjęć. Kilkukrotnie próbowałam dodzwonić się do Bartka, ale on jak zwykle nie odbierał.

Okazało się, że mogę liczyć jedynie na pomoc dziewczyny, która mało mnie nie zabiła. „To chyba ostateczny dowód na to, że mój związek to już przeszłość” – pomyślałam smutno.

Na szczęście okazało się, że będę żyła i oprócz kilku siniaków oraz stłuczeń nic mi nie dolega.

– Ale kilka dni odpoczynku by się przydało – powiedział lekarz proponując mi zwolnienie lekarskie.

– Nie, nie trzeba – powiedziałam. Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której po tym wszystkim  miałabym poinformować szefa, że idę na chorobowe. Na pewno by mnie zwolnił. A ja wcale bym się nie zdziwiła.

– Na pewno? – upewnił się lekarz. A kiedy chciałam mu odpowiedzieć, usłyszałam głos dziewczyny, która mnie potrąciła.

Ja się nią zajmę – powiedziała. W tamtym momencie nie miałam siły protestować. Chciałam po prostu opuścić szpital i pojechać do domu.

– Dzięki – powiedziałam, gdy tylko opuściłyśmy budynek izby przyjęć.

– Nie ma za co – odpowiedziała z uśmiechem. – Gdzie mieszkasz?

Byłam wdzięczna tej kobiecie

Zawahałam się. Doceniałam to, że dziewczyna tak się mną zajęła, ale nie miałam w zwyczaju podawać obcym ludziom swojego adresu zamieszkania.

– Poradzę sobie – szybko ją zapewniłam.

Ale ona nie chciała słyszeć o tym, żebym miała sama wracać do domu. Nalegała tak długo, aż w końcu ustąpiłam. Gdy wreszcie dotarłyśmy do mojego mieszkania, to z wdzięczności zaproponowałam jej herbatę. Zgodziła się i przesiedziała u mnie kilka kolejnych godzin. I muszę przyznać, że całkiem miło mi się z nią rozmawiało.

Zaskoczyła mnie

Następnego dnia nie czułam się najlepiej, ale musiałam iść do pracy.

– Przyszłam sprawdzić jak się czujesz – usłyszałam znajomy głos.

Właśnie wyszłam z klatki i zamierzałam zamówić taksówkę. Tego dnia nie czułam się na siłach, aby podróżować komunikacją miejską. 

– O, to ty – powiedziałam.

Przede mnie stała sprawczyni wczorajszej kolizji i uśmiechała się od ucha do ucha. A ja poczułam się nieswojo. Owszem, jej wczorajsza opieka nade mnie była bardzo miła, ale ja nie zamierzałam nawiązywać z nią żadnej znajomości.

– Podrzucić cię do pracy? – zapytała jak gdyby nigdy nic. 

– Nie, nie, właśnie wezwałam taksówkę – zapewniłam ją.

Jednak kolejny raz odkryłam, że Anka nie poddaje się tak łatwo.

– Daj spokój. Mam tuż obok zaparkowane auto – powiedziała. – A samochodem na pewno będzie ci dużo wygodniej – dodała.

Kolejny raz jej uległam

Wysadziła mnie pod biurowcem i zapytała, o której kończę pracę.

– Odwiozę cię do domu – powiedziała.

I kiedy chciałam jej odmówić, to powiedziała, że będzie o 16. A zaraz potem już jej nie było.

Czekała na mnie o umówionej godzinie. Okazało się, że zrobiła mi zakupy.

– Coś ci ugotuję – poinformowała mnie. – Teraz musisz się dobrze odżywiać – dodała.

A potem bez słowa zaparkowała pod moim blokiem, wzięła zakupy i ruszyła do mojego mieszkania. Zaczęła krzątać się jak u siebie, a po chwili na stole stał pachnący obiad. I był naprawdę wyśmienity.

Anka pojawiała się pod moim blokiem codziennie. Każdego dnia odwoziła mnie do pracy, a popołudniami czekała pod biurowcem, aby odstawić mnie do domu. I chociaż czułam się z nią coraz bardziej związana, to zaczynało mnie to denerwować.

Czułam się jak na uwięzi

– Nie musisz już tak mnie pilnować – powiedziałam jej któregoś ranka. – Ze mną jest już wszystko w porządku – zapewniłam ją.

– Ale ja chcę – usłyszałam w odpowiedzi. Zabrzmiało to niepokojąco. „A może to jakaś stalkerka?” – pomyślałam zdenerwowana i z lekkim strachem spojrzałam na swoją nową znajomą. Wyglądała całkiem normalnie.

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Z jednej strony schlebiało mi, że ktoś dba o mnie, ale z drugiej cała ta sytuacja mocno mnie niepokoiła. Anka wypytywała o moje sprawy – o pracę, życie prywatne i rodzinę.

Nie chciałam jej wszystkiego mówić. Wprawdzie opowiedziałam jej kilka szczegółów ze swojego życia, ale te najważniejsze wciąż pozostawiałam dla siebie. A jednocześnie postanowiłam pozbyć się jej z mojego życia. To wszystko zaszło już za daleko.

Miałam dość

Okazało się, że pozbycie się Anki z mojego życia wcale nie jest takie proste. Ta dziewczyna była jak bluszcz, który oplata wszystko, co napotka na swojej drodze. Widywałam ją niemal codziennie.

Rano pojawiała się pod moim blokiem, po południu czekała na mnie pod pracą, wpraszała się do mnie na kawę, a w weekendy proponowała mi wspólne wycieczki. W pewnym momencie miałam wrażenie, że Anka jest dosłownie wszędzie. Bałam się otworzyć lodówkę, bo miałam obawy, że wyskoczy z niej wesoła blondynka o niebieskich oczach.

A dodatkowo Anka wywoływała we mnie coraz większy strach. I chociaż był on w pewnym stopniu irracjonalny, to ja nie potrafiłam się go pozbyć. 

„Muszę się jej pozbyć ze swojego życia” – myślałam za każdym razem, gdy tylko pojawiała się na horyzoncie. Ale powiedzieć jest łatwiej niż zrobić. Anka nie chciała się ode mnie odczepić. Wparowała w moje życie z butami i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar się z niego wynieść.

Wyznała mi prawdę

– Odczep się w końcu ode mnie! – wykrzyczałam jej prosto w twarz, gdy kolejny raz warowała pod moim blokiem. Ta cała sytuacja zaczynała być chora, a ja nie zamierzałam pozwolić, aby stała się jeszcze gorsza. – Bo jeżeli nie, to zgłoszę to na policję – zagroziłam jej.

– Proszę bardzo – odpowiedziała spokojnie. – I co im powiesz? Że prześladuje cię własna siostra? – zapytała.

Patrzyłam na nią z otwartą buzią i nie wiedziałam co powiedzieć.

– Wszystko ci opowiem – usłyszałam cichy głos Anki.

Wiele lat przed moim narodzeniem moja mama zaszła w ciążę, miała wtedy osiemnaście lat. Nasi rodzice stwierdzili, że nie stać ich na wychowywanie dziecka – tata pracował na budowie, a mama była jeszcze w liceum. Ich rodzice nie mieli możliwości, by im pomóc. Dlatego oddali dziecko do adopcji.

Byłam w szoku

Nigdy mi się do tego nie przyznali, a gdy umarli, zabrali swoją tajemnicę do grobu. Anka miała więcej szczęścia. Jej przybrani rodzice nie ukrywali przed nią prawdy, a gdy dorosła, pomogli jej odnaleźć biologiczną rodzinę. I tym sposobem trafiła na mnie.

– Obserwuję cię od wielu miesięcy. I nigdy nie miałam odwagi, aby do ciebie podejść. Już nawet chciałam zrezygnować i zostawić wszystko tak jak było. Dopiero ten wypadek zmienił wszystko – powiedziała jednym tchem. – A potem już się potoczyło. Po prostu chciałam być blisko ciebie – wyszeptała.

Poczułam radość i złość jednocześnie. Radość, że mam siostrę i złość, że moi rodzice to ukrywali. 

– Cieszę się, że jesteś – powiedziałam i mocno ją przytuliłam. Byłam jej bardzo wdzięczna za to, że mnie odnalazła i za to, że ze mnie nie zrezygnowała. 

– Ja też się cieszę – odpowiedziała.

Od tamtej pory jesteśmy prawie nierozłączne. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. W końcu musimy sporo nadrobić. A ja nie mam już planów, aby pozbyć się jej ze swojego życia. 

Magdalena, 32 lata

Czytaj także:
„Mąż tak świętował pępkowe, że nie odebrał mnie ze szpitala. Ciekawe co powie, jak zobaczy, że syn ma oczy sąsiada”
„Na rajskie wakacje zamiast z mężem, pojechałam z teściową. Niech ten leń wreszcie nauczy się szacunku do kobiet”
„Co miesiąc połowę wypłaty wydaję na ciuchy. Mąż grozi, że odejdzie, bo żyjemy jak w wielkim lumpeksie”

Redakcja poleca

REKLAMA