„Mąż tak świętował pępkowe, że nie odebrał mnie ze szpitala. Ciekawe co powie, jak zobaczy, że syn ma oczy sąsiada”

kobieta z noworodkiem fot. Getty Images, Westend61
„Trzymałam w rękach mojego małego synka i uśmiechałam się, patrząc z czułością na niego. On też na mnie patrzył swoimi wielkimi oczami. A właściwie wielkimi oczami Romka. Ciekawe, czy mąż się domyśli?”.
/ 04.06.2024 14:30
kobieta z noworodkiem fot. Getty Images, Westend61

Wiele razy mój mąż stawiał alkohol ponad rodzinę. Nie inaczej było, gdy urodziłam syna, a on poszedł w tango, zamiast mnie odebrać. 

Nie mógł sobie odpuścić

Bóle, które odczuwałam, były coraz silniejsze, skurcze pojawiały się coraz częściej. Wiedziałam, co to oznacza, wszak byłam już matką dwójki dzieci. Miałam za sobą dwa porody i nie były to miłe wspomnienia. Teraz więc spodziewałam się kolejnej dawki „rozrywki”. Termin miałam wyznaczony co prawda dopiero za dwa tygodnie, ale wiedziałam, że czas do szpitala.

Zadzwoniłam więc do Jurka. Po kilku trwających wieczność sygnałach w telefonie usłyszałam wesolutki głos mojego męża:

– Taaaak, Jadziu? Sssssłońce moje, cośśśś się stało?

– Piłeś – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.

– Jaaaadziu, kochanie, zaraz tam piłeśśś – bełkotał sobie mój ślubny. – Nooo wiesz, premię wypłacili, to pooooszliśmy święęęętować!

– Czy choć raz mogłabym na ciebie liczyć? – zadałam pytanie, nie oczekując na nie odpowiedzi. Doskonale ją znałam.

– Ale o sssso chodzi, Jadzia?

– O nic, Jurek, o nic. Do szpitala muszę jechać. Myślałam, że pomożesz…

– Do szpitala? A po sssso?

– Rodzę! Odezwij się, jak wytrzeźwiejesz! – wykrzyknęłam i czym prędzej się rozłączyłam.

Czas do szpitala

Nie zauważyłam, że moje dzieci od dłuższej chwili stoją w progu pokoju i z uwagą przysłuchują się mojej rozmowie z ich, pożal się Boże, ojcem.

– Rodzisz, mamuś? – zapytał Jacuś. Chodził już do szkoły i sporo rozumiał. – Już? Mówiłaś, że to dopiero za jakiś czas.

– Tak wyszło, synuś. Tego się nie da tak precyzyjnie przewidzieć.

– Aha. I co teraz? – lubiłam tę jego zasadniczość.

– Teraz muszę was zostawić u sąsiadów i wezwać taksówkę.

– Mamuś, to ty dzwoń po tę taryfę, a ja ci torbę zaniosę na dół, pod drzwi. Wujek Romek jest w domu, widziałem, jak wracał z pracy, możemy do niego pójść.

Łzy mi się w oczach zaszkliły. Ojciec do bani, ale chociaż syn prawdziwy mężczyzna. Zadzwoniłam więc po taksówkę, zaprowadziłam Jacka i Zosię do sąsiadów, a następnie pojechałam do szpitala. Prosto z taksówki trafiłam na salę porodową. W sumie to się cieszyłam, że wody płodowe nie odeszły mi w aucie, byłoby mi głupio, bo taksówkarz był niezwykle miły i uczynny.

Czemu, do jasnej ciasnej Anielki, po świecie chodziło tylu fajnych facetów, a ja musiałam sobie wybrać ochlaptusa? Jurek niby normalnie chodził do pracy, trzeźwy, ale jak tylko pojawiła się okazja, to wpadał w cug.

Jurek lubił sobie wypić

Kiedy moim ciałem targały kolejne skurcze, przed oczami wyświetlał mi się film z Jurkiem w roli głównej. Pierwszy raz upił się na naszym weselu. Może powinnam była wtedy wziąć nogi za pas, ale przecież tłumaczyłam sobie, że tak się cieszył z naszego ślubu. Potem przez długi czas incydenty z alkoholem mu się nie zdarzały, więc uznałam to za jednorazowy wybryk. Niestety, okazałam się mocno naiwna.

Każda rodzinna uroczystość kończyła się w ten sam sposób: mój mąż zasypiał przy stole, lub dostarczany był przez trzeźwiejszych od siebie do łóżka. Na szczęście Jurek po kieliszku nie był agresywny, tyle dobrego. A i głowy mocnej nie miał – z jednej strony to źle, bo wystarczyło niewiele, by się upił, a z drugiej strony był w tym swoim piciu dość ekonomiczny, bo szybko miał dosyć (i zasypiał).

Z biegiem czasu rodzinne uroczystości przestały mu wystarczać. Coraz częściej szukał okazji do tego, by się napić. Alkohol był więc świetny gdy kumpel dostał awans, Jurkowi wypłacono premię, a nielubiany kolega odszedł z firmy. Oczywiście świętować też trzeba było narodziny dzieci, zarówno swoich, jak i cudzych. Gdy na świecie pojawił się Jacek, a później Zosia, to Jurek też oczywiście pił z kolegami. Ale w obu przypadkach najpierw zawiózł mnie do szpitala i poczekał aż do rozwiązania.

Chciałam mieć gromadkę dzieci

Na szczęście poród odbył się bez komplikacji. Poszło wyjątkowo szybko i sprawnie, powiedziałabym. Kiedy było już po wszystkim i trzymałam w ramionach mojego synka, zalała mnie fala czułości. Kochałam swoje dzieci nad życie i tego małego szkraba również zdążyłam już pokochać całym sercem. Szanowałam to, że niektóre kobiety nie chcą mieć dzieci. Ale wiedziałam, że ja sama jestem do tego stworzona.

Dlatego też, gdy okazało się, że jestem po raz trzeci w ciąży, bardzo się ucieszyłam. Co prawda wiedziałam, że w naszym mieszkaniu zrobi się trochę ciaśniej, gdy będzie nas piątka, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Tak samo, jak nie przeszkadzało mi to, że to nie za sprawą Jurka spodziewałam się kolejnego dziecka.

Zdradziłam męża z sąsiadem

Niecały rok temu mój mąż wyjechał na kilkutygodniowy staż do Holandii. Zostałam sama z dziećmi, co właściwie nie było niczym niezwykłym. I tak zawsze dawałam sobie radę sama ze wszystkim, więc i tym razem nie dramatyzowałam z powodu jego nieobecności. Traf chciał, że akurat w tym czasie strzelił nam wężyk w toalecie. Normalnie zająłby się tym Jurek, ale skoro go nie było, zapukałam do sąsiada.

– Cześć, Jadziu! – uśmiechnął się szeroko na mój widok.

– Cześć, Romku! – odpowiedziałam uśmiechem na jego uśmiech. – Problem mam.

– Co się stało? Jak mogę ci pomóc?

– Jurek wyjechał, a wężyk w toalecie właśnie ten moment wybrał sobie na zakończenie swojego żywota. Mógłbyś?

– Oczywiście, zaraz się tym zajmiemy!

Romek sprawdził, czy pozakręcałam zawory, obejrzał winowajcę, a następnie skoczył do sklepu. Wrócił z nowym wężykiem i odpowiednimi narzędziami. Sprawnie zamontował nowy nabytek, sprawdził, czy wszystko działa, a ja patrzyłam i podziwiałam… Gdy odwrócił się do mnie, musiałam mieć nadal maślane spojrzenie, bo po prostu nachylił się i mnie pocałował, a ja nie protestowałam. Na pocałunku się nie skończyło.

Syn ma jego oczy

Mój mąż o niczym nie wiedział i nie zamierzałam tego zmieniać. Zresztą, to była chwila słabości, do której z Romkiem nigdy potem nie wracaliśmy. Nic między nami się nie zmieniło, utrzymywaliśmy normalne, dobrosąsiedzkie stosunki. A Jurek wrócił z Holandii bardzo stęskniony… Gdy po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży, oszalał ze szczęścia, a do opijania nowiny jako pierwszego zaprosił nie kogo innego, jak Romka właśnie.

A teraz trzymałam w rękach mojego synka i uśmiechałam się, patrząc z czułością na niego. On też na mnie patrzył swoimi wielkimi oczami. A właściwie wielkimi oczami Romka. Tak, Gabryś odziedziczył to magnetyzujące spojrzenie po swoim biologicznym ojcu. Czy mnie to martwiło? Ani trochę. Bardziej martwiło mnie to, czy mąż marnotrawny odnalazł drogę do domu i zaopiekował się dziećmi. Jakby na zawołanie zabrzęczała moja komórka.

– Tak, Jureczku? – powiedziałam na powitanie.

– Jadzia, jak się czujesz? Kiedy ten poród? – Jurek brzmiał nadspodziewanie trzeźwo.

– Ja i Gabryś czujemy się bardzo dobrze. Odebrałeś dzieci od Romka?

– Odebrałem. Jak to: ja i Gabryś? Co to znaczy?

No już po wszystkim, urodziłam. Mamy syna.

– Jestem tatą? – wykrzyknął uradowany.

– Tak, Jureczku.

– Jacuś! Słyszysz? Masz braciszka! – usłyszałam, jak dzieli się nowiną z moim pierworodnym. – Jacek pyta, kiedy będzie mógł zobaczyć brata.

– Powiedz mu, że prawdopodobnie we wtorek mnie wypiszą. Dam ci jeszcze znać, kiedy masz po mnie przyjechać.

Do domu pojechałam taksówką

Rzeczywiście, we wtorek rano przyszedł lekarz i powiedział, że w ciągu kilku godzin dostanę wypis i możemy z synkiem jechać do domu. Właśnie sięgałam po komórkę, by zadzwonić do Jurka, gdy na wyświetlaczu pojawiło się połączenie przychodzące od Romka.

– Cześć Romek. Coś się stało? – od razu miałam złe przeczucia.

– Nie, nie, właściwie nic – zdecydowanie za szybko zaprzeczył głos po drugiej stronie i nie był to głos mojego męża.

– Właściwie? Mów, co się dzieje!

– Nie denerwuj się, Jadziu. Wszystko jest pod kontrolą. Jurek wczoraj poszedł z kumplami świętować pępkowe i… I jeszcze nie wrócił, a wiem, że miałaś dziś chyba wyjść ze szpitala?

– Tak, czekam na wypis… Jezus, nie wrócił? A co z dziećmi?!

– Wszystko pod kontrolą – usłyszałam ponownie. – Zostawił mi dzieci i klucze, więc spędzili noc we własnych łóżkach, a od rana pytają, kiedy zobaczą braciszka.

– Romek, ja nie wiem, jak ci dziękować

– Głupstwo. Lepiej powiedz, czy coś ci przywieźć do szpitala?

– Nie, nie trzeba. Wszystko mam, przezornie zapakowałam wszystko, co może być potrzebne. Za dobrze znam swojego męża i wiem, że nie zawsze można na niego liczyć.

– To o której po ciebie przyjechać?

– Zostań z dziećmi, jeśli możesz. Wezmę taksówkę. Dziękuję.

Kiedy jechałam taryfą do domu, Gabryś znów patrzył na mnie oczami Romka. „Widzisz, synku – pomyślałam – tatuś tak świętuje twoje narodziny, że aż po nas zapomniał przyjechać. Ciekawe, czy będzie równie intensywnie świętował, gdy spojrzy w twoje oczy”.

Jadwiga, 38 lat

Czytaj także:
„Chciałam być kimś w życiu, więc robiłam karierę. Teraz mam 50 lat, puste łóżko i kota zamiast rodziny”
„Mama okłamała mnie, że mój ojciec nie żyje. Wszyscy znajomi znali prawdę i śmiali mi się prosto w twarz”
„Nauczycielka syna ciągle się go czepia. Potrafi wysłać go do dyrektora nawet za krzywe literki w zeszycie”

Redakcja poleca

REKLAMA