Wizyty u lekarzy stały się naszą nową rutyną. Słowa badania, wyniki, konsultacje krążyły między ścianami naszego domu jak złowieszcze ptaki. Marcin, mój mąż, był całym sercem przy swojej matce, a ja... Ja zaczęłam podejrzewać, że coś tu nie gra.
Nie wierzył w moje podejrzenia
Barbara, moja teściowa, zawsze była pełna życia i radości, nigdy nie narzekała. Teraz ledwo wychodziła z łóżka, mówiąc, że czuje się źle. Sceptycyzm zaczął kiełkować w moim umyśle, a z nim rosła frustracja. Czyżby to wszystko była jedynie mistyfikacja? – zastanawiałam się.
Każda próba poruszenia tego tematu z Marcinem kończyła się kłótnią. On wierzył swojej matce bezgranicznie, a ja czułam się jak jakiś intruz.
Pewnego wieczoru, kiedy tylko Marcin wrócił z pracy, nie mogłam już dłużej milczeć.
– Nie sądzisz, że to dziwne? – zapytałam, kiedy usiadł przy stole. – Twoja matka, nagle, z dnia na dzień, staje się tak... bezradna?
Marcin spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Co tym razem? – westchnął, przeczuwając kolejną rozmowę na ten sam temat.
– Po prostu zastanawiam się, czy wszystkie te jej dolegliwości to na pewno prawda. Wiesz, znam ludzi...
– Przestań, Olga – przerwał mi. – To moja matka. Nie udawaj lekarza. Znasz ludzi? A ja znam moją matkę!
W jego głosie była mieszanka złości i rozczarowania.
– Ale Marcin...
– Nie ma żadnego „ale”. Czy ty myślisz, że mama symuluje? To absurdalne!
Jego oczach błysnęły gniewem.
– Ty jej nie znasz tak jak ja. Przestań snuć te swoje teorie – dodał stanowczo.
Poczułam, jak zalewa mnie fala bezsilności. Nieważne, co bym powiedziała, Marcin i tak stałby po stronie swojej matki.
Widziałam, jak kombinuje
Podczas kolejnej wizyty domowej lekarza, uważnie obserwowałam teściową. Siedziałam z boku, udając, że czytam książkę, ale moje myśli były gdzie indziej. „Znowu ta sama zbolała mina, gdy lekarz pyta o objawy”, zauważyłam w duchu. Doktor K., cierpliwy jak zawsze, słuchał opowieści Barbary o kolejnych nowych dolegliwościach. Nic konkretnego, nic mierzalnego – zawsze tylko subiektywne odczucia.
„A co jeśli to wszystko jest w jej głowie? – rozważałam, coraz bardziej zirytowana.
– Co jeśli ona po prostu... potrzebuje uwagi?” Lekarz zapisywał coś w swojej teczce, kiwając głową z sympatycznym wyrazem twarzy. Patrzył na teściową jak na zagadkę, którą mimo wielu prób nie potrafi rozwiązać. Znów żadnych konkretnych odpowiedzi, żadnych rozwiązań. Tylko kolejne recepty i obietnice, że w końcu znajdzie się przyczyna.
Wychodząc do swojego pokoju, Barbara trzymała się ramienia Marcina, wyglądając na słabą i bezradną. A ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jest zbyt... wygodne. Postanowiłam to sprawdzić, bo nie chciałam pozwolić, by ta sytuacja trwała wiecznie.
Umówiłam się na konsultację z innym specjalistą, nie mówiąc o tym ani Marcinowi, ani Barbarze. Siedząc w poczekalni, przygotowywałam w głowie wszystko to, co chcę powiedzieć. „Muszę to zrobić delikatnie, żeby nie pomyślał, że to ja jestem wariatką ”, przekonywałam siebie.
Kiedy przyszedł mój czas, weszłam do gabinetu.
– Dzień dobry, doktorze – zaczęłam niepewnie. – Przychodzę do ana, ponieważ mam pewne wątpliwości co do... zdrowia członka rodziny.
Lekarz przyjął to spokojnie, zachęcając mnie gestem dłoni, abym kontynuowała.
– Teściowa ma pewne objawy, zmęczenie, ból, zawroty głowy... Ale nie ma żadnych konkretnych diagnoz – opowiadałam, uważnie obserwując jego reakcję.
– Rozumiem – odpowiedział. – Ale wie pani, że bez bezpośredniego badania pacjenta ciężko jest mi cokolwiek sugerować.
– Jasne, ale... – zawahałam się. – Czy jest możliwe, że ktoś... symuluje takie rzeczy?
Wzrok lekarza na moment się zmienił, stając się ostrożny.
– W medycynie zdarzają się różne sytuacje, ale powinna pani wiedzieć, że symulacja choroby również jest pewnego rodzaju problemem zdrowotnym – powiedział taktownie.
Nie spodobało mu się to
Wychodząc z gabinetu, czułam mieszankę ulgi i frustracji. Nie otrzymałam żadnych konkretów, ale przynajmniej poczułam, że moje obawy zostały potraktowane poważnie. Wiedziałam, że muszę poznać prawdę, a okazja ku temu nadarzyła się jeszcze tego samego dnia.
Barbara była już w łóżku, a dom otuliła cisza, Marcin przyniósł ze sobą teczkę z wynikami jej badań.
– Musimy porozmawiać – powiedział, patrząc na mnie niespokojnie.
Podeszłam, czując, że to chwila, której tak bardzo chciałam uniknąć.
– Znalazłem te papiery przy twoich rzeczach – kontynuował, otwierając teczkę.
Spojrzałam na koperty, moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
– Marcin... ja...
– Wzięłaś te wyniki do innego lekarza? Za moimi plecami? – przerwał mi.
Głos mu drżał, a spojrzenie było mieszanką rozczarowania i gniewu.
– Tak, ale... myślałam, że...
– Że co? Że moja matka symuluje swoje choroby? Że jest... oszustką? –
Jego słowa były jak ciosy.
– Nie chciałam nic złego. Chciałam tylko pomóc – broniłam się, ale moje argumenty brzmiały nagle tak płytko.
– Pomóc? Kombinowałaś, żeby udowodnić mi, że moja matka zmyśla! – warknął.
– Ja tylko...
– Tylko co? Rozumiem, że masz wątpliwości, ale mogłaś to ze mną omówić – powiedział, a w jego głosie po raz pierwszy od dawna usłyszałam smutek.
Czułam się naprawdę głupio
Kiedy Barbara trafiła do szpitala z powodu nagłego pogorszenia stanu zdrowia, wszyscy czuliśmy ogromny niepokój. Stałam przy jej łóżku, czekając na lekarza. Marcin nie odezwał się do mnie od naszej ostatniej kłótni, a ja czułam się coraz bardziej osamotniona.
Lekarz wszedł do sali z całym stosikiem dokumentów.
– Jak się pani czuje? – zapytał z troską.
Barbara tylko westchnęła, a ja przyglądałam się tej scenie, wciąż niepewna co do wszystkiego.
– Doktorze, może możemy porozmawiać? – wyszeptałam, kiedy Barbara zasnęła pod wpływem środków przeciwbólowych.
– Oczywiście – odpowiedział, odchodząc ze mną w kąt sali.
Wyjaśniłam, kim jestem, i wyraziłam swoje obawy co do dotychczasowych diagnoz.
– Rozumiem, ale z badań, które przeprowadziliśmy, wynika, że stan pani teściowej jest poważny.
– Czyli... nie symuluje?
– Nie. Potrzebujemy jeszcze kilku badań, aby potwierdzić diagnozę – wyjaśnił.
Słowa lekarza były jak zimny prysznic. Czułam się okropnie, że podejrzewałam własną teściową o wymyślanie sobie chorób.
– Dziękuję, doktorze – powiedziałam, upadając na krzesło.
Kolejnego dnia teściowa, już nieco silniejsza, poprosiła mnie o rozmowę. Wiedziałam, że to moment, którego nie mogę uniknąć. Z niepokojem usiadłam przy jej łóżku.
– Olga... – zaczęła słabym głosem – wiem, że nie zawsze mi wierzyłaś. Czułam to.
Spojrzałam na nią, a w moich oczach pojawiły się łzy.
– Przepraszam cię, mamo – wydukałam. – Myślałam, że...
– Nic nie szkodzi, kochana – przerwała mi. – Rozumiem, dlaczego mogłaś tak pomyśleć.
Jej dłonie były zimne, ale uścisk, z jakim trzymała moją rękę, był pełen ciepła.
– Teraz już wiemy, że to choroba, którą można ją leczyć.
– Tak, doktorzy mają już plan – odpowiedziała z nadzieją w głosie. – Jestem wdzięczna, że mam rodzinę, która się mną tak troszczy.
Patrzyłyśmy na siebie, a ja w końcu poczułam ulgę. Barbara wybaczyła mi, a ja zrozumiałam, jak łatwo jest błądzić, kiedy kieruje się strachem.
Walczymy o jej zdrowie
W miarę jak dni mijały, a leczenie Barbary przynosiło pierwsze pozytywne efekty, odczuwałam mieszaninę ulgi i żalu. Żalu za to, że nie uwierzyłam jej od razu, że pozwoliłam na to, by moje podejrzenia popsuły nasze relacje. Marcin był teraz bardziej oszczędny w słowach, ale czułam, że czas pomoże nam naprawić to, co zepsułam.
Siedząc wieczorem przy kuchennym stole, wpatrując się w płomień świecy, przemyślałam całą tę sytuację. Choroba Barbary nauczyła mnie pokory, nauczyła nas wszystkich, że czasami to, czego nie widzimy, może być równie realne jak rzeczy namacalne.
Pewnego dnia, kiedy Barbara poczuła się lepiej, zebrała nas w salonie.
– Chcę wam podziękować – powiedziała z wdzięcznością. – Wasza miłość i wsparcie dały mi siłę w walce z chorobą.
Uśmiechnęła się, patrząc na każdego z nas z osobna. I choć jej słowa były skierowane do wszystkich, czułam, że to również jej sposób, by powiedzieć mi, że wszystko będzie dobrze. Barbara była silniejsza, a ja nauczyłam się wierzyć nie tylko w to, co widzę, ale również w to, czego doświadczają inni.
Olga, 32 lata
Czytaj także:
„Mój 40-letni facet to maminsynek. Jego matka ciągle knuła, jak się mnie pozbyć i w końcu jej się udało”
„Byłam silną singielką, a ślub kojarzył mi się z zakuciem w kajdany i praniem męskich gaci. Gdy poznałam Piotra, zmiękłam”
„Zbrzydła mi działka i tabuny krewnych liczących na darmowe wakacje. Na urlopie bez rodziny wpadłem w większe bagno”