Kiedy zaczęłam randkować z Grześkiem, wydawało mi się, że trafiłam na faceta doskonałego pod każdym względem. Sympatyczny, wrażliwy, inteligentny, przystojny... Jakby tego było mało, nieźle zarabiał!
Mogłabym wymieniać jego zalety w nieskończoność. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, jakim sposobem ten ideał mężczyzny wciąż jest singlem. Miał już prawie czterdziestkę, a według relacji osób z jego otoczenia, nigdy wcześniej nie był w stałym związku.
Wierzyłam, że to ja jestem tą jedyną
W pewnym momencie doszłam do wniosku, że on po prostu nie spotkał jeszcze tej jedynej kobiety, a żadna z jego wcześniejszych dziewczyn nie zdołała na dobre podbić jego serca. Wtedy zdecydowałam, że ze mną to będzie zupełnie inna historia!
Wyobrażałam sobie, jak doprowadzam do tego, że się we mnie zakochuje, mam go w garści i sprawiam, że nie potrafi beze mnie żyć. A potem on wzruszony pada przede mną na kolana, oświadcza się, a ja rzecz jasna mówię „tak". I od tej pory nasze wspólne życie wygląda niczym piękna bajka, w której panuje wieczna miłość i szczęście.
Podczas wizyty u przyjaciółki na babskim wypadzie, zupełnie niechcący usłyszałam coś, co rzuciło nowe światło na powody, dla których Grzegorz jest samotny. Ewa zaprosiła kilka koleżanek, między innymi Kingę. Na początku, jak zawsze w takich sytuacjach, trajkotałyśmy o fatałaszkach i kosmetykach. Ale potem gadka zeszła na tematy sercowe.
Koleżanka sprowadziła mnie na ziemię
– Słuchaj, a wiesz, że Kinga zna się od małego z twoim Grześkiem? Dorastali na tym samym osiedlu – rzuciła w pewnej chwili Ewa.
– Serio? No i co o nim myślisz? Dla mnie to najcudowniejszy gość pod słońcem. Dam z siebie wszystko, żeby go zdobyć. I to na stałe – wyszczerzyłam się do Kingi.
Sądziłam, że będzie trzymać za mnie kciuki i przyzna, że mój ukochany jest wart starań. A tu niespodzianka, bo ona tylko lekko się skrzywiła.
– Powiedzieć ci szczerze, jak jest? – zagadnęła.
– No jasne, mów jak jest!
– Cóż, moim zdaniem raczej nic z tego nie będzie. Grzesiek w życiu nie zdecyduje się na poważny związek. Jeżeli więc marzysz o ślubie, to lepiej rozejrzyj się za kimś innym.
Twierdziła, że to maminsynek
– Czemu tak sądzisz?
– Gość ma szereg zalet, ale jeden poważny mankament: kocha wyłącznie swoją matkę. Ona zawsze będzie dla niego numerem jeden i to jej opinia będzie się dla niego najbardziej liczyć…
– Co ty gadasz, że Grzesiek to maminsynek? Chyba ci się coś pomyliło!
– Nic mi się nie pomyliło. Jego mama, która samotnie go wychowywała, nie chce go oddać żadnej innej kobiecie. Od lat sprytnie pozbywała się wszystkich potencjalnych kandydatek na synowe. Nie miała nic przeciwko przelotnym romansom Grześka, ale kiedy tylko wyczuła, że jakaś laska chce go usidlić na dłużej, przechodziła do ofensywy… I zawsze triumfowała, bo Grzesiek zrywał z taką dziewczyną praktycznie z dnia na dzień.
– Nadopiekuńcza mama? Coś mi się obiło o uszy na ten temat. Ale według mnie sytuacja nie wygląda aż tak tragicznie. W końcu Grzegorz nawet z nią nie mieszka. Fakt, wpada do niej dość regularnie, ale to tylko pokazuje, że jest w porządku. Sporo osób zapomina o swoich starszych rodzicach. Unika wizyt, a często nawet nie fatyguje się, żeby zadzwonić. On jest pod tym względem całkiem inny… To raczej plus, a nie minus…
– Jeżeli takie jest twoje zdanie, to ok. Ale kiedy nadejdzie dzień, w którym on cię rzuci, to nie mów, że cię nie ostrzegałam – odparła.
Postanowiłam działać
Sądziłam, że Kinga wyolbrzymia całą sprawę. W końcu to normalne, że matki pragną, by ich dorosłe pociechy znalazły swoją drugą połówkę i ustabilizowały się życiowo. Ale gdy Ewa powiedziała mi wprost, że jej koleżanka z pewnością niczego nie wymyśla ani koloryzuje rzeczywistości, mój optymizm wyparował. Nie miałam jednak zamiaru się poddać. Grzesiek był dla mnie zbyt ważny.
Kolejne dwa dni spędziłam na intensywnym rozmyślaniu, jak uniknąć smutnego scenariusza, który spotkał byłe dziewczyny mojego chłopaka. Przeróżne pomysły kłębiły się w mojej głowie. Rozważałam nawet te najbardziej radykalne… Ostatecznie zdecydowałam, że zamiast biernie czekać, aż mama Grzegorza ruszy do ataku, sama zainicjuję kontakt. Postanowiłam odwiedzić ją osobiście, zaprezentować się i porozmawiać w cztery oczy jak kobieta z kobietą.
Liczyłam, że mnie polubi
Odkąd pamiętam, zjednywałam sobie sympatię ludzi. Liczyłam więc, że i tym razem uda mi się zdobyć przychylność, a może nawet podbić serce jego mamy. Gdy już ją przekonam, będzie moim sprzymierzeńcem, a droga do szczęśliwego życia u boku Grzegorza będzie bezproblemowa.
Początkowo planowałam podzielić się z nim moimi zamiarami, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. Wolałam uniknąć niewygodnych pytań o nagłą chęć poznania jego matki. Poza tym wyobrażałam sobie, jak po udanej akcji i zaprzyjaźnieniu się z przyszłą teściową, sprawię mu miłą niespodziankę.
Trochę się stresowałam
Kilka dni później ruszyłam do domu rodzinnego mojego faceta. Miałam szczęście, bo akurat był na wyjeździe służbowym, więc nie musiałam się martwić, że wpadnie tam bez zapowiedzi. Przed wizytą wstąpiłam do kwiaciarni po ogromny bukiet i kupiłam pudło wyśmienitych czekoladek. Zależało mi, żeby już od progu zaprezentować się z jak najlepszej strony.
Kiedy dotarłam na miejsce i stanęłam przed drzwiami, poczułam chwilę zwątpienia. Nogi zrobiły mi się jak z waty i zaczęłam się zastanawiać, czy to aby na pewno dobry pomysł. Ale wtedy przypomniałam sobie, o jaką stawkę walczę. Wzięłam głęboki oddech i zdecydowanie nacisnęłam przycisk dzwonka.
Wydawała się miła
Drzwi uchyliły się prawie od razu, gdy tylko w nie zapukałam. Po słowach Kingi spodziewałam się obrazu staruchy rodem z bajki o Jasiu i Małgosi – pomarszczonej, strasznej wiedźmy o haczykowatym nosie i nienawistnym spojrzeniu. Jednak osoba, która stanęła przede mną w progu, zupełnie nie pasowała do tych wyobrażeń. Ujrzałam filigranową, z pozoru zupełnie zwyczajną kobietę przed siedemdziesiątką. Zmierzyła mnie wzrokiem od czubka głowy aż po same stopy.
– Przepraszam, czy to ty jesteś dziewczyną mojego syna? – padło pytanie, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
– No tak, to ja... Ale skąd pani to wie? – wymamrotałam zdziwiona.
– Widziałam twoje zdjęcia w telefonie Grześka. Pewnie go szukasz, co? Niestety, nie ma go u mnie. Pojechał gdzieś służbowo...
– Tak, wiem o tym... Ale ja nie do niego przyszłam, tylko do pani...
– Do mnie? – zapytała autentycznie zaskoczona.
– Oczywiście! Pomyślałam sobie, że po prostu muszę poznać kobietę, która wychowała kogoś tak cudownego jak Grzesiek. Chciałam osobiście pani za to podziękować. Wiem, że wypadało raczej zaczekać aż pani mnie zaprosi, ale naprawdę już dłużej nie mogłam wytrzymać.
– Naprawdę? No to wchodź, nie krępuj się. Miło jest usłyszeć takie słowa na swój temat. Bukiety i czekoladki też nigdy nie zaszkodzą – odebrała ode mnie kwiaty wraz ze słodkościami, po czym skierowała się do środka.
To było owocne spotkanie
Kiedy już usiadłam na kanapie w pokoju dziennym, poczułam niesamowitą ulgę. Najtrudniejsze było już za mną – przełamanie pierwszych lodów. I chyba nie wyszło to najgorzej. Teraz pozostało mi jedynie nie zepsuć tego dobrego pierwszego wrażenia.
Minęło około trzech godzin, które upłynęły nam w niezwykle przyjemnej atmosferze. Przez cały ten czas mama Grześka ani przez chwilę nie dała mi odczuć, że nie darzy mnie sympatią czy że ma do mnie jakieś zastrzeżenia. Okazała się niezwykle miłą i serdeczną osobą. Opowiadała o tym, jak Grzesiek był mały, a do tego pokazała mi mnóstwo jego zdjęć z tamtego okresu. Ja z kolei nie szczędziłam jej synowi komplementów, zapewniając, że moim jedynym pragnieniem jest jego szczęście. No bo jak miałabym sobie wyobrazić życie bez niego u boku?
W trakcie naszej rozmowy wyrażałam wdzięczność za wysiłek i zaangażowanie, jakie włożyła w opiekę nad nim. Wypytywałam ją, jak to możliwe, że osiągnęła taki sukces. Obsypywałam ją komplementami, a ona wprost promieniała z radości. Kiedy nadszedł czas pożegnania, miałam pewność, że mój plan został w pełni zrealizowany.
Byłam w szoku
W głowie miałam wizję, jak kontaktuje się z Grześkiem i chwali mnie pod niebiosa, opowiadając mu jaka jestem fantastyczna i wyjątkowa. A on natychmiast przekazuje mi te informacje. Liczyłam na to, że zadzwoni jeszcze tego samego dnia wieczorem. Niestety, dzień dobiegł końca, potem następny, a mój chłopak wciąż nie dawał znaku życia. Sfrustrowana i rozczarowana, w końcu sama do niego zadzwoniłam.
– Czemu milczysz? – odezwałam się, kiedy w końcu podniósł słuchawkę.
– I jeszcze się dziwisz? Po tym wszystkim? – odburknął ze złością.
– Słucham? O co ci chodzi? – kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodzi.
– W poniedziałek odwiedziłaś moją mamę, zgadza się?
– No tak, byłam u niej. I to jest powodem twojej złości? Że ci o tym nie wspomniałam? Nie masz się, o co denerwować. Bardzo sympatycznie nam minął czas. Twoja mama opowiadała różne historie...
– Żartujesz sobie? Sympatycznie? Jak tylko wyszłaś, to była w takim stanie, że prawie nie mogła się wysłowić. Musiałem gnać z powrotem do stolicy, bo się bałem, że serce jej nie wytrzyma. Coś ty jej nagadała?
– Ale ja nic takiego nie mówiłam. Wspomniałam tylko, że dużo dla mnie znaczysz… No i takie tam inne rzeczy… Ale gdy wychodziłam, to nic jej nie było, była w dobrym humorze.
– Serio? To czemu zaraz potem trzęsła się cała i ryczała mi do telefonu jak mała dziewczynka? Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! Moja mama to dla mnie świętość i nie dam jej nikomu skrzywdzić – wydarł się, a zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, rozłączył się.
To jakieś nieporozumienie
Słowa, które usłyszałam, kompletnie mnie zaskoczyły. Dobre piętnaście minut spędziłam w bezruchu, siedząc w fotelu i próbując poukładać sobie w głowie całą tę sytuację. Czy to możliwe, że matka Grześka płakała przeze mnie? I prawie dostała ataku serca? Jak to? Przecież nic jej nie zrobiłam, nasze pożegnanie było wręcz serdeczne, jak między dobrymi koleżankami. Więc o co chodzi?
Próbowałam skontaktować się z Grześkiem, wybrałam jego numer kilka razy, ale bez skutku. Po trzecim nieodebranym telefonie chyba w ogóle wyłączył swoją komórkę.
Wybrał matkę
Nie mogłam przestać płakać przez całą noc. Miałam poczucie, że zostałam potraktowana niesprawiedliwie i wprowadzona w błąd. Kiedy emocje nieco opadły, w głowie pojawiły mi się słowa wypowiedziane przez Kingę. Uświadomiłam sobie, że od samego początku nie miałam szans w starciu z matką Grześka. Tylko grała przyjazną i miłą, a w rzeczywistości szykowała się do ofensywy. I znowu odniosła zwycięstwo.
Trudno uwierzyć, że od tych wszystkich spraw upłynął już miesiąc. Nie podejmowałam prób skontaktowania się z Grześkiem. On też się do mnie nie odzywa. Prawdę mówiąc, z jednej strony odczuwam ogromny smutek i rozgoryczenie, bo w dalszym ciągu darze go silnym uczuciem i brakuje mi jego obecności. Ale patrząc z innej perspektywy – odczuwam radość, że nasza relacja jest już przeszłością.
Kiedy już minie mi to uczucie tęsknoty, to wciąż mogę jakoś poukładać swoje życie, znaleźć partnera i mieć dzieci. Ale Grzesiek to co innego. Jego matka zrobiła z niego potulnego baranka, całkowicie od niej zależnego i póki będzie żyć, nie da mu odetchnąć. A że takie wredne babsztyle często mają końskie zdrowie, bo jad je od środka konserwuje, to pewnie będzie go jeszcze długo trzymać pod pantoflem.
Barbara, 34 lata
Czytaj także: „Żona leży w śpiączce, a mi jest to bardzo na rękę. Może nikt się nigdy nie dowie, że to moja wina”
„Córka zazdrości koleżance życia. Nie wie, że za granicą uwiodła bogatego dziadka dla kasy i dostała bilet w jedną stronę”
„Żałuję, że nie wrobiłam męża w dziecko. Gdy on dorósł do bycia ojcem, dla mnie było już za późno na bycie matką”