Mój mąż jest zapalonym grzybiarzem i uwielbia dzielić się swoją pasją ze wszystkimi. Pewnie powinnam mu powiedzieć, że kompletnie mnie to nie interesuje, ale jakoś... nie potrafię. Chyba po prostu lubię sprawiać mu przyjemność. Problem w tym, że czasem kosztuje mnie to zbyt dużo i robię się sfrustrowana. Jak to rozwiązać?
Damian był idealny
Jesteśmy dość młodym małżeństwem, bo pobraliśmy się zaledwie trzy lata temu. Myślę, że jesteśmy zgraną i kochającą się parą. Czasem wręcz wydaje mi się, że ogromnie poszczęściło mi się z Damianem – zwłaszcza, gdy słucham kolejnych nieszczęśliwych historii miłosnych moich przyjaciółek. Można by wyciągnąć wniosek, że nie istnieją na tym świecie przyzwoici mężczyźni. Gdybym nie trafiła na swojego męża, pewnie bym w to uwierzyła. On jednak był prawdziwym skarbem: troskliwy, dojrzały, przedsiębiorczy, a do tego zabawny i zaangażowany.
Bywały momenty, gdy myślałam, że to ja na niego nie zasługuję. Może dlatego dwoiłam się i troiłam, żeby go zadowolić. Nie chcę jednak być źle zrozumiana: nie było w naszym związku dysproporcji. To nie tak, że ja się z nim zachwycałam i skakałam dookoła niego, a on to wykorzystywał. Po prostu chciałam mu się odwdzięczyć za wszystko, co wniósł do mojego życia – a było tego naprawdę dużo.
Stałam się grzybiarą
– Karolina, zaraz się kurki zaczną! Ależ narobimy sosów i jajecznic! W sobotę już bym ruszył z samego rana, koło piątej. Pojedziesz ze mną? – był taki podekscytowany, gdy po raz pierwszy złożył mi tę propozycję.
A ja, niewiele myśląc, po prostu się zgodziłam. Gdy jednak budzik zadzwonił o trzeciej trzydzieści w sobotni poranek, a właściwie w środku nocy, nienawidziłam samej siebie. Entuzjazm męża pomógł mi jednak przetrwać te pierwsze kilka godzin.
– Ale się cieszę, że jedziemy razem! – powiedział Damian w samochodzie, a mnie od razu zrobiło się jakoś cieplej na sercu. – Strasznie bym chciał, żeby i nasza rodzina miała taką grzybiarską tradycję. U nas na grzyby jeździło się całą rodziną, rodzice, dziadkowie, wszyscy. Naprawdę świetnie wspominam te wypady. Nie tylko dlatego, że nauczyłem się wiele o naturze, o lesie, ale i dlatego, że zbliżało nas to do siebie.
– Brzmi naprawdę super – westchnęłam.
– Kiedyś nawet śmiałem się ze swoim ojcem, że raczej nie wyjdzie mi związek z kobietą, która nie jest miłośniczką lasu i grzybobrania – zachichotał.
“No świetnie”, pomyślałam. “Czyli już nigdy nie uda mi się z tego wyplątać”.
Byłam zmarznięta i znudzona
Na początku miałam nadzieję, że całe to grzybobranie zajmie nam maksymalnie dwie godziny. Liczyłam na spacer, podczas którego wrzucimy do koszyka kilka grzybów, a potem wrócimy do domu. Niestety, moje wyobrażenia okazały się być bardzo dalekie od rzeczywistości...
– Kochanie, chodź szybciej, do końca trasy jeszcze trochę, a zaraz zejdą się ludzie – poganiał mnie Damian.
– To mamy jakąś trasę? Myślałam, że po prostu idziemy przed siebie – mruknęłam.
– No coś ty, znam te tereny, wiem, gdzie rosną które grzyby i gdzie jest ich najwięcej – odpowiedział.
– To w takim razie ile nam jeszcze zostało? – zapytałam.
– Jakieś siedem kilometrów.
“Co takiego?!”, wykrzyknęłam w myślach, wkładając całą siłę woli, aby nie wypowiedzieć tych słów na głos.
Pod koniec wycieczki byłam wykończona, głodna, zmarznięta i śmiertelnie znudzona. Damian za to był absolutnie zachwycony.
– Ale było świetnie, co? Za tydzień też tu przyjedziemy, powinny się już pojawić borowiki – paplał.
– Tak, koniecznie... – wydukałam, siląc się na chociażby śladowe ilości entuzjazmu.
“Rany, jak ja się z tego wykręcę? Przecież nie mogę mu teraz powiedzieć, że tego nie cierpię, bo złamię mu serce!”, myślałam gorączkowo. Przez następne kilka dni obmyślałam plan działania. Byłam wykończona, naprawdę ciężko pracowałam, a spędzanie soboty w zimnym, mokrym i nieprzyjemnym lesie i to po zarwanej nocce, było ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę. Nie jestem z tego dumna, ale zwyczajnie skłamałam.
Musiałam się jakoś wykręcić
– Przepraszam cię, ale w ten weekend chyba będziesz musiał pojechać na grzyby sam. Wydaje mi się, że coś mnie rozkłada – powiedziałam koło czwartku.
– O nie, to biegnij do łóżka, wygrzewaj się, może jeszcze nie wszystko stracone – zaniepokoił się.
– Tak, tak, już się kładę, tylko daję znać, bo ostatnio mocno zmarzłam, więc nie chciałabym jeszcze pogorszyć swojego stanu w weekend – mruknęłam słabo.
– Koniecznie musisz sobie kupić profesjonalne, cieplejsze ubrania, jeśli mamy jeździć regularnie! – poradził mi.
“O rany...”, jęknęłam w duchu. Ale, oczywiście, odpowiedziałam zupełnie inaczej.
– Tak, tak, masz rację.
Skutecznie symulowałam chorobę i w ten weekend faktycznie mi się upiekło. Czułam się jednak okropnie winna, gdy Damian wrócił z wycieczki i z pasją opowiadał mi o swoim dniu.
– Szkoda, że cię nie było, byłoby o wiele fajniej – powiedział w końcu, po czym ruszył pod prysznic.
Wtedy poczułam się jak najgorsza osoba na świecie. “Przecież nie mogę wiecznie okłamywać mojego męża i to w ten sposób. Nie jestem nastolatką, która próbuje uniknąć klasówki w szkole!”, myślałam gorączkowo.
Nie potrafiłam już udawać
Nie miałam jednak pomysłu, jak rozwiązać tę sytuację. Nie mogłam dłużej udawać choroby, więc w następny weekend czekała mnie kolejna wycieczka. Gdy w sobotę usłyszałam budzik ustawiony na trzecią trzydzieści, myślałam, że się rozpłaczę. Tym razem było jeszcze gorzej, bo już wiedziałam, czego się spodziewać i wiedziałam, że jest to straszne. Coraz trudniej było mi udawać, że bawię się tak samo dobrze, jak mój mąż.
Damian zauważył, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co – a ja bałam się mówić. Drogę do domu spędziliśmy w ciszy. Czułam się jak ostatnia świnia – nie dość, że okłamywałam męża, to jeszcze przysparzałam mu zmartwień, bo było widać, że martwi się moim nagłym “fochem”.
Potrzebowałam porady
Następnego dnia postanowiłam spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. “Jeśli ja nie potrafię znaleźć rozwiązania tej sytuacji, to znajdziemy je wspólnie”, pomyślałam.
– Ależ masz problemy – zaśmiała się Daria, gdy skończyłam opowiadać swoją historię. – Jak licealistka. Boisz się powiedzieć facetowi, że nie jarają cię gry komputerowe, więc godzinami patrzysz w monitor, żeby nie przestał cię lubić. Zwariowałaś?
Poczułam się nieco dotknięta takim uproszczeniem mojego problemu.
– Ale to trochę poważniejsze, przecież jesteśmy małżeństwem... – zawahałam się.
– Więc to tym bardziej idiotyczne! Zamierzasz ukrywać przed mężem całe życie, że tak naprawdę nie cierpisz chodzić na grzyby? Przecież doskonale wiesz, że nie pociągniesz tak nawet jednego sezonu! Co tydzień pobudka w środku nocy, a potem godziny w lodowatym i ciemnym lesie? – zauważyła trzeźwo Kamila.
– No wiem, macie rację... – przyznałam w końcu. – Ale jak mu to powiedzieć? Będzie taki rozczarowany...
– Przeboleje to! – machnęła ręką Daria. – Przecież nie zrobiłaś niczego złego.
– Po prostu mu powiedz, że po kilku takich wypadach już wiesz, że to nie twoja bajka. Przecież jest dorosły, zrozumie to – poradziła mi Kamila.
Wiedziałam, że mają rację. Dopiero rozmowa z nimi pomogła mi też zrozumieć, jak niedojrzale się zachowuję. No cóż, nie mam wyboru, muszę w końcu powiedzieć Damianowi, że z naszej nowej rodzinnej tradycji nici... Zbieram się do tego już trzeci dzień. A kolejny weekend zbliża się wielkimi krokami. Nie wiem, jeszcze jak zacznę tę rozmowę, ale powinnam to zrobić jeszcze przed sobotą. Robi mi się słabo na myśl o kolejnej zmarnowanej sobocie – niezależnie od tego, jak bardzo miałaby uszczęśliwić mojego męża.
Karolina, 27
Czytaj także: „Zawróciłam byłego faceta sprzed ołtarza w ostatnim momencie. Przecież to mnie obiecywał białą suknię i welon”
„Romans z sąsiadem to spełnienie marzeń. Skosi mi trawnik, odkurzy w domu, a w sypialni pokaże pazury”
„Córka znajdowała 100 powodów, żeby nie iść do szkoły. Czułam, że coś się za tym kryje i miałam rację”