To był piękny poranek. W pewnym momencie usłyszałam jej ciche kroki dochodzące zza drzwi mojego pokoju. Amelia zawsze starała się nie obudzić mnie od razu, tylko czekała, aż sama wyjdę z łóżka. Mimo to czułam jej obecność – coś w jej zachowaniu było nie tak od tygodni.
– Mamo, mogę dzisiaj zostać w domu? – zapytała cicho, stojąc w drzwiach.
Martwiłam się
Westchnęłam. To nie był pierwszy raz. Ostatnio niemal codziennie miała powód, by nie iść do szkoły. Z początku myślałam, że to tylko zmęczenie, jakieś przejściowe problemy. Ale teraz, po tylu dniach, zaczęłam podejrzewać, że sprawa była znacznie poważniejsza.
– Amelka, przecież wiesz, że musisz iść do szkoły – odpowiedziałam spokojnie, starając się ukryć narastające zniecierpliwienie. – Jaki masz dziś powód?
Spojrzała na mnie przez chwilę, jakby szukała w mojej twarzy jakiegoś znaku, że zrozumiem. Jej dłonie nerwowo wkręcały się rękaw bluzki.
– Źle się czuję. Może mam gorączkę? – dodała z nadzieją w głosie.
Podeszłam do niej i dotknęłam czoła. Było chłodne, jak każdego ranka, gdy wymyślała na poczekaniu podobne wymówki.
– Nie masz gorączki, Amelka. Jeśli coś cię boli, możemy pójść do lekarza, ale nie wydaje mi się, żeby to było konieczne – powiedziałam łagodnie, choć czułam, że coś się we mnie gotuje.
Ona jednak tylko spuściła wzrok, jakby wiedziała, że jej słowa nie mają już znaczenia. Odwróciła się powoli i ruszyła do swojego pokoju, a ja zostałam w korytarzu, patrząc za nią i czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Nie rozumiałam, co się dzieje, ale wiedziałam, że to nie były zwykłe kaprysy.
Następnego dnia wszystko się powtórzyło. Tym razem narzekała na ból brzucha. Zaproponowałam, że zawiozę ją do lekarza, ale odmówiła, mówiąc, że to pewnie chwilowe. Czułam się bezsilna. Każda rozmowa kończyła się tak samo – milczeniem, spuszczonym wzrokiem i cichym odejściem do swojego pokoju.
Córka była dziwnie milcząca
W pracy nie mogłam skupić się na niczym innym. Próbowałam znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Czy to może być problem w szkole? A może coś innego, coś, czego mi nie mówi? Nie mogłam pozbyć się tego niepokoju. Wiedziałam, że muszę to rozwiązać, zanim stanie się coś poważniejszego.
Kiedy wróciłam do domu, Amelia była zamknięta w swoim pokoju. Zjadła obiad w ciszy, a ja nie naciskałam. Był piątek, więc wiedziałam, że przynajmniej przez weekend nie muszę się martwić o jej nieobecności w szkole.
– Amelko, możemy porozmawiać? – zapytałam delikatnie, gdy sprzątałam naczynia.
Spojrzała na mnie niepewnie, jakby nie wiedziała, czego może się spodziewać.
– O czym? – odpowiedziała, bawiąc się widelcem, który trzymała w dłoni.
– Martwię się o ciebie. Zaczynam mieć wrażenie, że coś przed nami ukrywasz. Te ciągłe powody, żeby nie iść do szkoły... Kochanie, jeśli coś się dzieje, musisz mi powiedzieć.
Starałam się zachować spokój
Nie odpowiedziała od razu. Widziałam, jak jej twarz zmienia się z sekundy na sekundę. Walczyła ze sobą, a ja tylko mogłam czekać.
– W szkole... – zaczęła powoli. – W szkole jest do bani, mamo.
Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Serce mi stanęło, ale starałam się zachować spokój.
– Co to znaczy, że jest do bani? – zapytałam, kucając obok niej i chwytając jej dłoń.
Patrzyła na swoje palce, a potem spojrzała na mnie. W jej oczach widziałam coś, czego wcześniej nie dostrzegłam – lęk.
– Oni się ze mnie śmieją – powiedziała tak cicho, że prawie nie usłyszałam.
– Kto się z ciebie śmieje? – spytałam, starając się nie wybuchnąć.
– Dziewczyny z mojej klasy... i czasem chłopcy – dodała, a łzy napłynęły jej do oczu.
Byłam w szoku
Poczułam, jak łzy podchodzą mi do gardła. Złość i ból rozlały się po moim ciele, ale starałam się tego nie pokazać. Musiałam być silna. Silna dla niej.
– Dlaczego? – zapytałam, choć nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź.
– Nie wiem... po prostu. Mówią, że jestem dziwna, że się nie nadaję. Czasem robią zdjęcia i potem wszyscy się śmieją – jej głos zaczął się łamać, a ja nie mogłam dłużej patrzeć, jak cierpi.
Siedziałyśmy tak długo, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć
Przytuliłam ją mocno, a ona w końcu pozwoliła sobie na płacz. To była pierwsza chwila od dłuższego czasu, kiedy poczułam, że wreszcie otwiera się przede mną. Siedziałyśmy tak długo, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, że słowa są niewystarczające.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? – wyszeptałam po chwili, gładząc jej włosy.
– Bałam się, że mnie nie zrozumiesz. Że powiesz, że to moja wina... – odpowiedziała, nie patrząc na mnie.
– Amelko, nigdy w życiu nie powiedziałabym czegoś takiego. Kochanie, to, co robili, to przemoc psychiczna. I nie masz w tym żadnej winy – powiedziałam zdecydowanym tonem, choć wewnątrz czułam, jak wszystko się we mnie kruszy.
Musiałam jej jakoś pomóc
Następne dni były trudne. Z jednej strony czułam ulgę, że wreszcie wiem, co się dzieje, z drugiej jednak nie wiedziałam, jak jej pomóc. Rozmawiałam z wychowawcą, spotkałam się z psychologiem szkolnym. Amelia wróciła do szkoły, ale niechętnie.
Każdego dnia, kiedy odprowadzałam ją do drzwi, widziałam w niej swego rodzaju napięcie, jakby przygotowywała się na kolejną bitwę. Oczywiście byłam już umówiona na rozmowę z dyrekcją i pedagogiem szkolnym, ale póki co musiałam czekać. I wspierać moją córkę, na tyle, na ile potrafiłam.
Wieczorami rozmawiałyśmy więcej. Chciałam, żeby wiedziała, że ma we mnie wsparcie, że jestem tu, by ją chronić. Ale czułam, że to, co się stało, zostawiło w niej trwałe ślady. Jej pewność siebie, którą ona niegdyś emanowała, powoli znikała. Nie śmiała się już tak często jak kiedyś. Jej uśmiech był rzadkością.
Niepokoiłam się coraz bardziej
Pewnego dnia, kiedy wróciła ze szkoły, wydawało się, że coś się zmieniło. Była jeszcze cichsza niż zwykle, ale kiedy zapytałam, co się stało, odpowiedziała tylko:
– Nic, mamo. Wszystko dobrze.
Jednak jej oczy mówiły coś innego.
– Chciałabym, żebyś powiedziała mi prawdę, jeśli coś jest nie tak – przypomniałam jej łagodnie, starając się, by nie poczuła się naciskana.
– Mówiłam ci już, mamo, jest dobrze – odpowiedziała, choć jej głos drżał.
Zastanawiałam się, co więcej mogę zrobić. Czy powinnam nalegać, żeby opowiedziała mi o tym, co ją trapi? A może dać jej czas? Czułam, że jest na granicy, ale nie chciałam wywierać na niej presji.
Wreszcie zdecydowałam się poczekać. Wiedziałam, że otworzy się, kiedy będzie gotowa. W nocy, leżąc w łóżku, nasłuchiwałam, czy jej kroki nie pojawią się pod drzwiami. Ale noc minęła cicho.
Kilka tygodni później Amelia wróciła ze szkoły i usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Zanim zdążyłam zapytać, co się stało, powiedziała:
– Mamo, porozmawiamy?
Spojrzałam na nią z zaskoczeniem, bo sama inicjatywa rozmowy była dla niej czymś nowym. Skinęłam głową, odkładając książkę.
– Chciałam ci powiedzieć, że to nie było takie łatwe... ale już jest trochę lepiej – zaczęła, a ja wstrzymałam oddech, czekając na ciąg dalszy.
Opowiedziała mi, że kilka tygodni temu jedna z nauczycielek zwróciła uwagę na to, co się działo w klasie. Dziewczyny, które dręczyły Amelię, zostały wezwane na rozmowy z rodzicami. Zaczęło się wyciszać.
– Boję się, że to wróci, że one się zemszczą – przyznała na końcu, patrząc na mnie z mieszanką ulgi i lęku.
Przytuliłam ją, czując, że na razie wygrałyśmy tę bitwę. Nie miałam jednak złudzeń – takie rany goją się długo, a czasem pozostają na zawsze. Ale byłam gotowa być przy niej każdego dnia.
Katarzyna, 40 lat
Czytaj także: „Siostra organizowała nasze wesele, wybrała imię dla dziecka i meble. Mojemu mężowi chyba ciężko zrozumieć naszą więź”
„Mój mąż to stary grzyb. Zamiast korzystać z emeryckiego życia, woli grzać stary fotel i gapić się w pudło”
„Pokochałam wrażliwca, który okazał się nie śmierdzącym groszem Piotrusiem panem. Musiałam kupować mu nawet gacie”