Obiecywał mi, że nigdy nie stanie się swoim ojcem. Niestety, na własnej skórze przekonałam się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Czarek myśli, że wychodząc za niego, zgodziłam się zostać służącą na każde zawołanie. „Wynieś, przynieś, pozamiataj” – jego zdaniem właśnie taka jest moja rola w tym związku. Sama nie wiem, czy to kwestia genów, czy raczej wychowania. Wiem natomiast jedno – mam już tego powyżej uszu i coraz bliższa jest mi decyzja o zakończeniu tej farsy.
Stresowałam się tą wizytą
Do dziś doskonale pamiętam dzień, w którym poznałam rodziców Czarka. Stresowałam się wtedy jak uczennica przed ważnym egzaminem. Nie dlatego, że jestem introwertyczką. Przeciwnie, lubię poznawać ludzi i z każdym szybko znajduję wspólny język. Ale tamtego dnia mieliśmy przekazać im ważną informację. Na samą myśl o tym zżerały mnie nerwy.
– Rany, jak ja żałuję, że tak długo odkładaliśmy wizytę u twoich staruszków – wyskamlałam, gdy byliśmy w drodze do rodzinnego domu Czarka.
– Nie martw się. Zobaczysz, mama pokocha cię jak własną córkę, a ojciec oszaleje na twoim punkcie.
– Mam nadzieję. W przeciwnym wypadku raczej nie będą zadowoleni, że poprosiłeś mnie o rękę.
– Żartujesz? Zaczęli wypytywać o ślub, gdy tylko powiedziałem im, że się z tobą spotykam. Mówię ci, będą tobą zachwyceni.
– Nie możesz tego wiedzieć. Przecież mnie nie znają.
– Przeciwnie. Jesteś tematem numer jeden podczas naszych telefonicznych rozmów. Wiedzą o tobie wszystko.
Muszę to przyznać, byłam bliska paniki. Ale to chyba nic nadzwyczajnego w takiej sytuacji. Wkrótce miałam zostać żoną Czarka, nic więc dziwnego, że zależało mi na zdobyciu sympatii jego rodziców. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym i nawet nie przyszło mi do głowy, że to oni mogą mi się nie spodobać.
Zdziwiło mnie zachowanie teścia
Czarek miał rację. Niepotrzebnie się stresowałam. Zrobiłam na nich dobre wrażenie, a informację o naszych zaręczynach przyjęli z wielką radością. Oni też dali się poznać z dobrej strony. Jurek, wówczas jeszcze mój przyszły teść, wydał mi się inteligentnym mężczyzną z nienagannymi manierami. Zachowywał się dość oficjalnie, ale przecież właśnie tego można spodziewać się po wykładowcy akademickim. Z kolei Kornelia wydała mi się nieprzeciętnie ciepła i uprzejma. Taka kobieta „do rany przyłóż”. Po obiedzie wydarzyło się jednak coś, co kazało mi zweryfikować swoją opinię.
– Kornelio, dlaczego jeszcze nie posprzątałaś ze stołu? – zapytał apodyktycznym tonem Jurek.
– Przepraszam, kochanie. Już się tym zajmuję – odpowiedziała ulegle.
– I zaparz kawę. Po posiłku trzeba pobudzić trawienie. Tylko nie grzeb się jak mucha w smole, jak masz to w zwyczaju.
Poczułam się niezręcznie. Jurek mówił do swojej żony, jakby była jego służącą. Rany, przecież to Polska XXI wieku, nie wiktoriańska Anglia! Jak można tak traktować kobietę?
– Pomogę pani – zaproponowałam.
– Nic podobnego – sprzeciwił się Jurek. – Gość w dom, Bóg w dom, prawda Kornelio?
– Oczywiście. W moim domu to ja jestem gospodynią – powiedziała i gestem nakazała mi usiąść.
Nie podobało mi się to
Po chwili Kornelia wróciła i podała kawę.
– Co to ma znaczyć? – zapytał ostro Jurek, przyglądając się łyżeczce.
– Czy coś nie tak? – zapytała Teresa przestraszonym głosem.
– Jeżeli tego nie widzisz, to chyba musisz udać się do okulisty. Przecież na tej łyżeczce jest pełno zacieków!
– Wybacz kochanie, nie zauważyłam.
– Boże, taki wstyd. Nie stój tak, tylko wypoleruj ją. Pozostałe też.
– To nic – powiedziałam. – Przecież zacieki po wodzie w niczym nie przeszkadzają.
– Nie, nie kochana. Właśnie takie drobiazgi świadczą o niechlujstwie – przekonywał mnie Jurek. – Nie można tego tolerować. Nie w cywilizowanym domu.
Początkowo miałam go za miłego człowieka. Za faceta na poziomie. Wystarczyło jednak kilka godzin, bym przekonała się, że mój przyszły teść to domowy tyran, który za normalne uważa rozstawianie żony po kątach, a przyszła teściowa jest zahukaną kobietą bez własnego zdania.
Obiecał, że z nami tak nie będzie
W drodze powrotnej długo milczeliśmy, ale w końcu trzeba było przełamać ciszę.
– OK, muszę to powiedzieć – zaczęłam. – Twoi rodzice to fajni ludzie ale...
– Ale... – ponaglił mnie Czarek.
– Nie zauważyłeś, że twoja mama jest służącą we własnym domu? Przecież twój ojciec traktuje ją okropnie, a ona pozwala sobie na to.
– Źle to interpretujesz – nie zgodził się. To ludzie starej daty. Ojciec uważa, że mężczyzna, jako głowa rodziny, musi mieć wszystko pod kontrolą. Z naszej perspektywy rzeczywiście może wydawać się, że rozstawia ją po kątach, ale dla ich pokolenia to normalna forma komunikacji.
– Pleciesz bzdury! – oburzyłam się. – Moi rodzice są mniej więcej w ich wieku, a mimo to ojciec potrafi odnosić się do mamy z szacunkiem.
– Uwierz mi, mama nie uważa, że ojciec jej nie szanuje. Tacy są i tyle. Musimy to akceptować, bo nic nie wskazuje, by mieli się zmienić.
– Ale obiecaj mi, że ty nie będziesz taki. Bo słowo daję, że nie zniosę poleceń i rozkazów.
– Masz to jak w banku, ślicznotko.
Nie miałam żadnych podstaw, by nie wierzyć jego słowom. W okresie narzeczeństwa Czarek nigdy nie zwracał się do mnie rozkazującym tonem. Nie dawał mi do zrozumienia, że muszę być na każde jego zawołanie, a kuchnię mogę opuścić wyłącznie za jego przyzwoleniem.
Pomiatał mną codziennie
Po ślubie też nic nie wskazywało, że pójdzie w ślady swojego ojca. Tak mi się przynajmniej wydawało. Z dzisiejszej perspektywy widzę jednak, że były pewne drobne sygnały, wskazujące w którą stronę zmierza nasz związek. Ignorowałam je. Sama nie wiem, czy byłam zaślepiona miłością, czy po prostu nie chciałam ich dostrzec.
Nawet nie zauważyłam, kiedy „proszę” zniknęło z jego słownika, a zagościł w nim tryb rozkazujący. Nie dopuszczałam do świadomości, że zaczął wydawać mi polecenia.
Przed ślubem potrafił uprzejmie pytać: „Czy mogłabyś wyprasować mi koszulę?”. Po ślubie zaczął nakazywać: „Wyprasuj mi koszulę”. Drobiazg? Niby tak, skoro tego nie dostrzegałam. W tym miejscu muszę jednak przypomnieć o jego ojcu-tyranie, który żonę traktuje jak służkę. Ten drobiazg, który (świadomie lub nie) zignorowałam, był zapowiedzią zachodzącej w nim zmiany.
Przejrzałam na oczy
To był dzień, w którym rodzice Czarka mieli odwiedzić nas po raz pierwszy od ślubu.
– Przecież ten dom to istny chlew! – powiedział, gdy wrócił z pracy. – Rodzice mają być za dwie godziny, a ty jeszcze nie posprzątałaś.
– Przypominam ci, że dopiero niedawno wróciłam. Poza tym chyba trochę przesadzasz. Wystarczy odkurzyć. Ja zajmę się obiadem, a ty łap za odkurzacz.
– Chyba żartujesz! – zaprotestował. – To twoje zadanie. Czy wydaje ci się, że moja matka zrzuca na ojca prace domowe?
– Stawianie twoich rodziców za przykład to raczej kiepski pomysł – zauważyłam.
– Mówię tylko, że mama ma w sobie poczucie obowiązku, którego tobie najwyraźniej brakuje.
Ojciec mógł być z niego dumny
Czarek zachował się jak palant, a podczas obiadu wcale nie było lepiej. „Zrób to, zrób tamto”, a ja pozwalałam sobą dyrygować, bo nie chciałam robić afery przy gościach. A chyba powinnam była. Kątem oka widziałam, jak Jurek spogląda na syna z dumą. Jakby mówił: „Moja krew”.
– Co to miało być? – zapytałam wściekła, gdy teściowie wyjechali.
– Ale co? – zdziwił się.
– Jeszcze pytasz? Pomiatałeś mną, jak twój ojciec swoją żoną! Zapomniałeś już o obietnicy, którą mi złożyłeś?
– Julka, histeryzujesz. Staruszkowie odwiedzali nas po raz pierwszy. Nie dziw mi się, że byłem zestresowany.
– To żadne wytłumaczenie.
– Spójrz na mnie – powiedział i objął mnie w talii. – Nie jestem moim ojcem. Przepraszam, jeżeli sprawiłem, że poczułaś się niekomfortowo.
W końcu zrzuciłam klapki z oczu
Przyjęłam jego przeprosiny, ale od tamtej pory stałam się bardziej wyczulona na jego zachowanie. Nie ignorowałam już żadnych drobnych sygnałów ostrzegawczych. Można powiedzieć, że zrzuciłam z oczu klapki, które wcześniej przesłaniały mi rzeczywistość.
Dotarło do mnie, że Czarek jest kopią swojego ojca. Wymaga, żebym każdego ranka prasowała mu koszulę i robiła śniadanie. Gdy wraca z pracy, ma mieć podaną kawę, a chwilę później na stole ma stać gorący obiad. Wieczorem zawsze życzy sobie, bym robiła mu herbatę, a między kolejnymi jego zachciankami muszę znaleźć czas na pranie i sprzątanie. To wszystko jest na mojej głowie. Nie pomaga mi w niczym.
Mam dosyć
Rany, co ze mną jest nie tak, że wcześniej tego nie widziałam? Przecież niemal od razu po ślubie stałam się jego służącą. Jasne, próbowałam z nim o tym rozmawiać, ale on nie widzi problemu. Nie dopuszcza do świadomości, że poniża mnie takim traktowaniem. Jakbyśmy rozmawiali różnymi językami.
Nie podoba mi się to. Nie pozwolę się tak traktować. Nie chcę tego, ale jeżeli nic się nie zmieni, pewnego dnia zamiast obiadu podam mu papiery rozwodowe. Na srebrnej tacy. Żeby przypadkiem nie urazić jego majestatu.
Julia, 31 lat
Czytaj także: „Mój mąż wszystkie wydatki dzielił na pół. Gdy straciłam pracę, miałam u niego dług zaciągnięty na chleb i podpaski”
„Chciałam dorównać byłej męża. Wiedziałam, że wróciłby do niej, gdyby tylko kiwnęła palcem”
„Żona zarabiała kokosy na emigracji, a do domu wysyłała marne ochłapy. Wiła sobie nowe gniazdko z kochankiem”