Zawsze chciałam być bogata. Nie to, że jestem jakąś materialistką, ale wierzę, a wręcz czuję intuicyjnie, że pieniądze są potrzebne do szczęścia. Dzięki niezależności finansowej można poczuć się bezpieczniej, podróżować i rozwijać swoje pasje. Można zadbać o zdrowie, można... więcej. Nie skończyłam intratnych studiów, jestem filozofką, ale zauważam, że studia nauczyły mnie samodzielnego myślenia.
Zostałam influencerką
Jestem influencerką, a do miejsca, w którym się teraz znajduję, dotarłam, słuchając rad innych i konsekwentnie realizując swój plan krok po kroku. Publikuję rolki z przemyśleniami, recenzjami książek, filmów, relacjami z podróży i codziennych wydarzeń. Działam na różnych portalach społecznościowych i uwielbiam to!
Na początku zasuwałam więcej, aby wszystko rozkręcić, ale dzisiaj mam już luz. W niecałe dwa lata zbudowałam własną markę osobistą. Mam swój sklep z ebookami i własną linię ubrań. Krótko mówiąc – obrotna ze mnie babka.
Zawsze lubiłam pomagać. Nigdy nie puściłam bezdomnego z niczym, a wręcz puściłam go co najmniej z bułką, czy innym wafelkiem. Pomaganie daje mi poczucie, że jestem potrzebna. Ale może wrócę od początku...
Rodzina ze mnie kpiła
Zanim zostałam influencerką, moja rodzina niezbyt we mnie wierzyła.
– Z czym do ludzi, Karolina? – pytała kuzynka. – Tylko się kompromitujesz z tymi swoimi filmikami znad patelni.
Rzeczywiście, moje pierwsze story nie były zbyt profesjonalne, ale bardzo szybko się nauczyłam co i jak. Rodzina zaczęła mnie obserwować, bo automatycznie udostępniałam relacje z Instagrama na Facebooku.
– Ale widziałaś tych TikTokerów? Nie masz z nimi szans, dziewczyno – słyszałam.
Czemu nie rozumieli, że każdy na początku ma pod górkę, że ci słynni, superfajni TikTokerzy nie od razu byli świetni, że to wymaga czasu i że najważniejsza w tym jest cierpliwość.
Chciałam im pokazać, że się mylą
Docinki rodziny wkurzyły mnie i to na tyle, że pracowałam więcej i szybko się wybiłam.
Tworzyłam filmiki pod tak zwaną publikę, a nawet pod... kuzynki, aby pokazać im, że się myliły. Pamiętam, że pierwszy wiralowy filmik był o jedzeniu, ale... w pokrętny sposób.
– A na obiad miałam dzisiaj... coś jak psia kupa – powiedziałam do kamery z lekką złośliwością, bo miałam dość wtrącania się rodziny w moje życie.
W pierwszą godzinę filmik miał już 1000 wyświetleń, a potem było jeszcze lepiej. Zaczęłam publikować coraz więcej kontrowersyjnych treści.
– Jesteś dobra – napisała kuzynka.
Byłam z siebie dumna. Już nie patrzyli na mnie jak na nieudacznika.
– Masz z tego jakieś dochody? – zapytała po kilku miesiącach.
– Nawiązałam jedną współpracę – odpisałam jej.
Zaczęłam sporo zarabiać
W tamtym czasie zarabiałam jeszcze niewiele, ale z tygodnia na tydzień sytuacja się poprawiała, aż wkrótce zaczęłam zarabiać prawie tyle, co na pełnym etacie. A potem jeszcze więcej...
Moja pierwsza zagraniczna podróż? Paryż! Chciałam się pokazać. Znalazłam tanie loty. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, ale przeszarżowałam z wydatkami, przez co na Instagramie wyglądało to tak, jakbym zarabiała pięciocyfrowe kwoty. Już wtedy coś przeczuwałam. Rodzinka szybko wyczuła, że mam kasę. No i zaczęło się.
Pożyczałam kasę każdemu
– Agata, pożyczysz stówkę do piątku? – dostałam wiadomość, kiedy jeszcze byłam w samolocie lecącym z jakże ekskluzywnego Paryża.
Poczułam się ważna, mogąc pomóc, ale przeczuwałam, że coś jest nie tak. I miałam rację, bo w piątek dostałam kolejną wiadomość od kuzynki:
– Słuchaj, potrzebuję iść z Kubusiem do prywatnego pediatry, to pilne, pomożesz? – kurczę, nawet nie wspomnieli, że oddadzą, ale pomogłam, chociaż zaczęłam ograniczać swoje wydatki.
Oni chyba myśleli, że pieniądze spadają mi z nieba – pomyślałam, wstawiając na swojego Instagrama kolejne relacje z mojego luksusowego życia: kanapki z awokado, restauracje, eventy, chociaż aż tak super jeszcze mi się nie powodziło.
Wszyscy myśleli, że nic nie robię
Rodzina jednak stale prosiła o kasę, a ja nie wyprowadzałam ich z błędu co do mojego statusu. Z czasem zaczęłam mieć problemy z bieżącymi wydatkami. W dodatku wszyscy twierdzili, że ja praktycznie nie mam nic takiego do roboty.
– Co to za praca, cykniesz kilka fotek i masz z tego kupę kasy – powiedziała ciocia.
Nawet nie próbowałam im tłumaczyć, że to nie tylko wstawianie zdjęć, ale również ich obróbka, wymyślanie tematów, chodzenie z kamerą przez cały dzień – a przecież nie wszystkie ujęcia nadają się do opublikowania, czasem tylko niewielka ich część. Do tego współpraca z innymi influencerami, analiza rynku, ale spoko – z perspektywy Instagrama rzeczywiście wyglądało to tak, jakbym miała bezproblemową robotę.
Żyłam trochę na pokaz
Powiem wprost – z czasem ledwo starczało mi na kolejne wyjazdy – a nie rezygnowałam z nich, bo podnosiły mi zasięgi. Bywało, że zrobiłam wypasioną sesję z kawiarni w Wenecji, z espresso i ciastkiem pistacjowym, ale musiałam zrezygnować z obiadu i następnego dnia mocno ograniczyć wydatki. Tymczasem pod moim postem zaroiło się od komentarzy:
– Łał, też chciałbym tak żyć.
– Ta to sobie pożyje.
Zaczęłam czuć dziwne rozdwojenie jaźni – jakbym grała rolę w filmie, z którego nie ma wyjścia. Zaczęłam pożyczać innym coraz więcej pieniędzy, ale nadal zwiedzałam świat i stołowałam się w fajnych knajpach, by grać wielką panią.
Odłączyli mi prąd
Któregoś dnia, po opłaceniu lotu do Pragi, zorientowałam się, że nie starczy mi na rachunek za prąd. Wyjechałam na wakacje, a po przyjeździe do swojego mieszkania nie mogłam nawet naładować laptopa, bo odłączyli mi prąd. To był piątek, a w lodówce prawie nic do jedzenia, tylko mleko i jakiś batonik. Kasę miałam dostać dopiero w poniedziałek.
Siedziałam w ciemnym mieszkaniu i zaczynałam ogarniać, o co tutaj chodzi. Znalazłam w barku prawie pełną flaszkę francuskiego wina i zaczęłam pić prosto z niej. Chciałam zrobić sobie fajną fotkę z tą butelką i wrzucić do internetu, żeby zobaczyć, jakie mieliby miny, ale rozładował mi się telefon. Popatrzyłam na wynajęte mieszkanie, a ściany zaczęły się chwiać – raz w jedną, raz w drugą stronę. Pomyślałam, że moje życie jest jak te ściany – chwieje się, ale na ładnym zdjęciu, podrasowanym w aplikacji, tego nie widać.
Sama musiałam pożyczyć
Rano obudziłam się z mocnym bólem głowy. Znalazłam power bank i naładowałam telefon na tyle, by napisać do mojej znajomej Aśki.
– Pożyczysz stówkę?
– Jaką stówkę? Co ty gadasz? Zabrakło ci na krewetki w Paryżu? – odpisała.
– Jestem w Polsce, odcięli mi prąd.
– Tobie? Jak to?
– Po prostu, nie starczyło mi.
Cisza trwała kilka minut. W końcu Aśka odpisała.
– Dobra, poczekaj, zaraz u ciebie będę.
Koleżanka miała rację
Przyjechała za pół godziny. Popatrzyła na mnie i jakby zaczęła rozumieć. Wiedziała, że od jakiegoś czasu wspomagam rodzinę.
– Słuchaj, już od dawna coś mi w tym wszystkim nie grało. Nawet napisałam ci komentarz pod jakąś twoją fotką chyba z tego twojego wykwintnego życia. To było zbyt idealne. A twoja rodzina robi cię w... – nie dokończyła.
Usiadłam na sofie i podkuliłam kolana. Aśka usiadła obok i objęła mnie.
– Powiedz im, że od poniedziałku worek z kasą jest zamknięty, bo cię nie stać. I nie udawaj ideału, bo ludzie to w końcu wyczują i przestaną cię oglądać – powiedziała.
Pokazałam pustą lodówkę
Minęło pół roku od tego weekendu. Trochę się zmieniło w moim życiu. Moje storki stały się bardziej autentyczne, co (paradoksalnie, naprawdę tego nie oczekiwałam!) przysporzyło mi więcej fanów. W pierwszym tygodniu opublikowałam relację, w której opowiedziałam, jak naprawdę jest. Zorganizowałam lajwa i pokazałam pustą lodówkę, brak prądu – że nie wszystko jest tak kolorowe, jak pokazywałam. Kurczę, ile wtedy dostałam komentarzy! Nawet chcieli zorganizować zbiórkę!
Ale spoko, aż tak źle ze mną nie było. Po prostu zaczęłam mądrzej gospodarować pieniędzmi. Na story opowiedziałam o pożyczaniu pieniędzy, nie wymieniając, komu je pożyczałam – ale wiedziałam, że moja rodzina to ogląda. Jeszcze kilka razy mieli czelność wołać o kasę na różne rzeczy, ale konsekwentnie odmawiałam. W końcu usłyszałam, że mi się poprzewracało w głowie. Obrazili się i to konkretnie, a ja mam spokój.
Karolina, 27 lat
Czytaj także: „Siostra organizowała nasze wesele, wybrała imię dla dziecka i meble. Mojemu mężowi chyba ciężko zrozumieć naszą więź”
„Mój mąż to stary grzyb. Zamiast korzystać z emeryckiego życia, woli grzać stary fotel i gapić się w pudło”
„Pokochałam wrażliwca, który okazał się nie śmierdzącym groszem Piotrusiem panem. Musiałam kupować mu nawet gacie”