Ludzie często powtarzają, że to prawdziwe szczęście mieć przy sobie kogoś, kto na starość poda szklankę wody. Ja miałam się za szczęściarę. Paulina, moja wnuczka, przerwała studia, by wspomóc mnie, gdy znalazłam się w pilnej potrzebie. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna, ale jeżeli mam być szczera, to muszę powiedzieć, że nie dowierzałam w szczerość jej intencji. Miałam rację. Pewnego dnia przypadkiem poznałam jej faktyczną motywację. Mojej „kochanej” wnusi nigdy nie chodziło o mnie. Zawsze miała przed oczyma tylko pieniądze ze spadku.
Nie byłyśmy sobie bliskie
Życie tak się potoczyło, że nigdy nie miałam okazji poznać swojej wnuczki tak dobrze, jak chciałam. Gdy Jan, mój syn, skończył szkołę, wyjechał na studia na drugi koniec Polski i tam już został. Mnie i swojego ojca odwiedzał kilka razy w roku, ale gdy ożenił się Martą, a na świat przyszła Paulinka, zaczęłam widywać go tylko od święta. Nie chcę przez to powiedzieć, że mam do niego żal, nic z tych rzeczy. Jako dorosły człowiek, musiał dbać o swoje sprawy i swoją rodzinę. To przecież naturalne, że pisklę musi w końcu wyfrunąć z gniazdka.
Gdy Paulinka była mała, spędzała u nas każde wakacje. Była rozkosznym dzieckiem, a opieka nad nią dawała mi dużo radości. Uwielbiałam nasze wspólne chwile, ona zresztą też. Byłam jej kochaną babunią, a ona – moją najdroższą wnusią.
Wieś ją nudziła
W końcu zaczęła dorastać i przestało jej się podobać na wsi. Nie przyjeżdżała już na wakacje. Dzwoniła tylko z okazji moich urodzin i Dnia Babci. Rozmawiała ze mną krótko i formalnie. Ot, „Najlepsze życzenia w dniu twojego święta” i tyle. Widywałam ją wyłącznie przy okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy, a i to nie zawsze, bo gdy syn i synowa trochę się dorobili, doszli do wniosku, że przyjemniej będzie im spędzić te wyjątkowe dni w górach albo w jakimś egzotycznym kraju.
Wielokrotnie nalegałam, żeby podczas letniej przerwy odwiedziła mnie chociaż na kilka dni, ale zawsze mówiła, że woli wyjechać gdzieś z koleżankami. „Wnusiu, przecież wakacje trwają dwa miesiące. Na pewno znajdziesz dla mnie odrobinę czasu” – nalegałam, ale bez rezultatu. Czułam się, jakby Paulinka zapomniała, że ma babcię.
Zostałam sama śmierci męża
Kiedy Paulina przyjechała na pogrzeb swojego dziadka, prawie jej nie poznałam. Nie widziałam jej od czterech lat i w tym czasie z nastolatki zmieniła się w kobietę. Wyglądała zupełnie inaczej, niż ją zapamiętałam, ale jej widok sprawił mi ogromną radość, mimo że to był jeden z najsmutniejszych dni w moim długim życiu.
Mikołaj odszedł niespodziewanie. Zabrał go zawał serca. To był dla mnie ogromny cios. Straciłam człowieka, z którym spędziłam ponad pięćdziesiąt lat swojego życia. Wstał rano i swoim zwyczajem od razu usiadł do śniadania. Później zajął się oporządzaniem grządek w naszym małym ogródku. Chciałam zanieść mu herbatę. Wyszłam z domu i spostrzegłam, że leży na ziemi i trzyma się za klatkę piersiową. Natychmiast wezwałam pogotowie, ale nie zdążyli na czas. Nagle zostałam sama w starym, dużym domu.
Po pogrzebie Paulinka zaczęła wypytywać mnie o zdrowie. Nie powinnam się żalić, ale tak już mam, że czasami potrzebuję się wygadać. A miałam o czym mówić. Przychodzi taki wiek, gdy człowiek po prostu zaczyna już niedomagać i potrzebuje wyżalić się komuś.
Tamten dzień zmienił wszystko w naszych relacjach. Paulinka zaczęła dzwonić do mnie kilka razy w tygodniu, a nasze rozmowy ciągnęły się i ciągnęły. Byłam szczęśliwa, że przypomniała sobie o starej babci.
Postanowiła mi pomóc
Podczas jednej z naszych pogawędek wyznałam jej, że nie mogę już poruszać się bez balkonika.
– Babciu, jak ty sobie teraz radzisz? – martwiła się.
– Jakoś muszę, wnusiu. Powolutku sprzątam sobie w domu, jeszcze daję radę coś ugotować, a na zakupy jeżdżę z sąsiadami. Nie jest mi lekko, ale radzę sobie. Poza tym przychodzi do mnie pielęgniarka środowiskowa i pani z GOPS-u, więc nie musisz się mną przejmować.
– Babciu, to za mało. Przecież powinnaś mieć teraz całodobową opiekę.
– Wnusiu, a z czego ja opłacę opiekunkę? Dziadek zostawił mi trochę pieniędzy, ale gdybym chciała nimi płacić za prywatną opiekę, szybko by się skończyły.
– Nie mogę cię tak zostawić. Po prostu nie mogę.
Przez jakiś czas po tej rozmowie nie odzywała się, aż pewnego dnia stanęła w moich drzwiach z walizką. Ucieszyłam się z jej odwiedzin, nawet bardzo. Gdy zapytałam, jak długo dotrzyma mi towarzystwa, powiedziała, że trochę ze mną pomieszka.
– Paulinko, przecież ty masz szkołę – przestraszyłam się.
– Niczym się nie przejmuj. Wzięłam urlop dziekański – odpowiedziała.
Muszę przyznać, że wydało mi się to podejrzane. Paulinka tak długo nie przejmowała się mną, że miałam podstawy, by wątpić w szczerość jej intencji. Nie dowierzałam w jej troskę, ale mimo to było mi miło, że mam kogoś przy sobie.
Nie pomyliłam się co do niej
Początkowo wszystko układało się wspaniale. Paulinka sprzątała w domu, robiła zakupy, gotowała i pomagała mi w codziennych czynnościach. Spędzałyśmy długie godziny na rozmowach, a ja znowu poczułam się jak wtedy, gdy jako mała dziewczynka przyjeżdżała do mnie na wakacje. Wszelkie podejrzenia co do jej motywacji zniknęły, a ja zaczęłam ganić się, że w ogóle pomyślałam, że może jej chodzić o coś innego niż o moje dobro. Aż pewnego dnia przypadkiem usłyszałam, o czym rozmawia ze swoim chłopakiem.
Było popołudnie. Nie czułam się najlepiej, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Sen jednak nie przychodził. Leżałam tylko z zamkniętymi oczami. Paulinka najwyraźniej myślała, że niczego nie słyszę, bo przez telefon rozmawiała na tyle głośno, że w drugim pokoju usłyszałam każde jej słowo. „Nie wiem, jak długo jeszcze to potrwa. Na razie muszę z nią siedzieć na tej zabitej dechami wsi, bo inaczej niczego mi nie zapisze. Ale jak już ją pochowamy, od razu sprzedam ten dom, a wtedy się urządzimy”.
Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak przykro, jak wtedy. Choć początkowo powątpiewałam w jej dobre serce, to w końcu uwierzyłam, że jestem dla niej ważna. A ona tak mnie zawiodła.
Nic jej nie zapiszę
Gdy skończyła rozmawiać, poprosiłam ją do siebie. Najwyraźniej myślała, że niczego nie usłyszałam, bo jej mina nie wskazywała na niepokój.
– Potrzebujesz czegoś, babciu? – zapytała z udawaną troską.
– Niczego już od ciebie nie potrzebuję, Paulinko. Nie w sytuacji, w której pomagasz mi wyłącznie z myślą o spadku.
– Babciu, co ci przyszło do głowy? – udała zdziwienie.
– Słyszałam, o czym rozmawiałaś. To duży dom, ale z cienkimi ścianami.
– Babuniu, musiałaś coś źle usłyszeć. Wiesz przecież, że twój słuch...
– Słuch mam jeszcze bardzo dobry i doskonale wiem, o czym mówiłaś. Rozczarowałaś mnie, Paulinko. Zawiodłam się na tobie jak jeszcze na nikim. Jeżeli nie opiekujesz się mną z poczucia obowiązku, wolę, żebyś w ogóle tego nie robiła. Możesz wrócić do swojego życia i dalej się mną nie przejmować.
Nie miałam innego wyjścia, jak tylko ją odprawić. Nie chciałam interesownej pomocy. Może i jestem schorowana, ale mam swoją godność. A w testamencie jej nie uwzględnię. Nie po tym, jak się zachowała.
Stefania, 72 lata
Czytaj także:
„Za zdradę przyjaciółka odpłaciła się mężowi tym samym. Miał to gdzieś, a ona narobiła sobie kłopotów”
„Mój ojciec chciał mieć wnuka, by nasz ród przetrwał. Obraził się na mnie, gdy urodziła mi się córka”
„Mój facet jest romantyczny jak wakacje z teściową. Kiedyś zamiast kwiatów dostałam od niego kule ortopedyczne”