Od samego początku mówiłam jej, że to zły pomysł. Nie posłuchałą mnie, bo chęć zemsty była silniejsza. Teraz musi ponieść konsekwencje.
Byłyśmy bratnimi duszami
Marcelina i ja byłyśmy nierozłączne niczym bliźniaczki syjamskie już od szkoły podstawowej. Wszędzie razem chodziłyśmy – do jednej klasy, stołówki, a nawet kibelka. Potem obie zdecydowałyśmy się iść na te same studia. Po prostu dwie papużki nierozłączki. Wzięłyśmy śluby się w różnym czasie, ale mniej więcej w podobnym okresie. Na weselach byłyśmy swoimi świadkowymi, a kiedy później miałyśmy dzieci, zostałyśmy nawzajem u siebie chrzestnymi – ja jej Zosi, a ona mojej Majki.
Prowadziłyśmy zwyczajne życie. Niekiedy monotonne, kiedy indziej przygnębiające, a w niektórych chwilach pełne stresu. Po prostu dwie Polki, podobne do milionów innych kobiet, które o poranku spieszą do swoich zajęć, nieustannie zamartwiając się o dzieci i rosnące ceny, którym brakuje chwili dla siebie i zbyt często wiążą włosy w niedbały kok, ponieważ zabrakło im czasu, by je rano umyć.
Niemal każdego dnia słyszałam jej głos w telefonie, a co tydzień spotykałyśmy się, żeby pogadać o sprawach, na które podczas rozmów telefonicznych nie starczyło czasu. Zawsze żywo reagowałyśmy na swoje kłopoty i kłopociki, chcąc wzajemnie się wspierać. Nic więc dziwnego, że kiedy zapłakana Marcysia wpadła do mnie, bo przyłapała męża na zdradzie, odłożyłam to, czym akurat się zajmowałam, zaparzyłam zieloną herbatę dla nas obu i usiadłyśmy, żeby na spokojnie omówić tę trudną sytuację. Wcześniej jednak pozwoliłam jej wypłakać się w moje ramię.
Nie sądziłam, że jest do tego zdolny
Byłam w szoku kiedy usłyszałam o zdradzie Daniela. Ich miłość wydawała się taka prawdziwa i czysta. Czasem aż mnie kłuło w sercu, gdy patrzyłam na nich, choć jestem jej najbliższą kumpelą. Mój facet, Tomek, to raczej zimnokrwisty realista. Właśnie za to go cenię, ale przyznaję, że niekiedy brakuje mi z jego strony jakiegoś romantycznego gestu, czegoś, co poruszyłoby moje serce.
Daniel miał zwyczaj niespodziewanie przynosić swojej małżonce kwiaty, często dzwonił do mnie z prośbą o zaopiekowanie się małą Zosią, ponieważ planował zabrać Marcelinę na romantyczną kolację tylko we dwoje. Kiedy nadchodziły jej urodziny albo rocznica ślubu, zawsze wręczał jej przemyślane i trafione podarunki, zupełnie inne niż te „praktyczne drobiazgi”, które ja dostawałam od Tomasza. I teraz taki wzorowy małżonek miałby nagle zacząć zdradzać moją najlepszą kumpelę?
– Wiesz, istnieje taka możliwość, że po prostu ci się przywidziało albo źle zinterpretowałaś to, co zobaczyłaś. Może on szykuje jakąś niespodziankę i dlatego spotkał się z tą kobietą... – zasugerowałam ostrożnie przyjaciółce.
– Jasne, szykuje niespodziankę i z tego powodu obściskiwał się z jakąś obcą laską w knajpie, aha! A ja, naiwna jak zawsze, tkwiłam z Zuzią u ortodonty, sterczałyśmy tam w kolejce dwie godziny, bo on podobno miał jakieś pilne sprawy w pracy. – wyrzucała z siebie z goryczą. – Obcałowywał się z nią, kumasz, Gośka?! Całował ją dokładnie w taki sposób, w jaki kiedyś całował mnie! To nie były żadne niewinne buziaki czy cmoknięcia... Przyssali się do siebie niczym dwie ośmiornice! Dobrze, że Zuzia nic nie zrozumiała, w ostatniej chwili odwróciłam jej uwagę...
– Skarbie, nie wiem, co ci doradzić… Oprócz tego, że powinnaś z nim pogadać, wytłumaczyć. Koniecznie. Zostaw małą u mnie na noc i wszystko sobie wyjaśnijcie.
Obiecał, że to się nie powtórzy
Łzy napłynęły Danielowi do oczu, gdy przyznał się do błędu. Zadeklarował, że jeśli tylko Marcelina puści w niepamięć jego przewinienie, to on w jej obecności wykręci numer do tamtej dziewczyny i zakończy tę znajomość. Byłam kompletnie skołowana. Jeszcze przed chwilą była totalnie rozgoryczona i wkurzona, a tu nagle wybaczyła mu w mgnieniu oka? Bez żadnego okresu próby, zabiegania o jej względy, niepewności? Bez wymierzenia jakiejkolwiek kary?
Niełatwo jest wymazać przeszłość i rozpoczynać wszystko od początku, ale Daniel zapewnił, że już nigdy więcej nie popełni tego samego błędu. W jej obecności faktycznie zakończył znajomość z tą jasnowłosą dziewczyną z baru. Marcelina sprawiała wrażenie, jakby odzyskała radość, choć od tamtego momentu nie potrafiłam patrzeć na Daniela inaczej niż z pewną dozą nieufności. Nic na to nie poradzę, ale trudno mi zawierzyć osobie, która dopuściła się niewierności.
Po tym wszystkim zupełnie inaczej postrzegałam swojego małżonka. Może i nie należał do tych wylewnych, czułych facetów, którzy zasypują swoją kobietę różami, ale nawet sobie nie wyobrażał, że mógłby zrobić coś takiego jak Daniel. Nie mieściło mu się w głowie, że Marcelina tak łatwo mu wybaczyła. Choć zabrzmi to dość dziwnie, to zdrada w związku koleżanki pozytywnie wpłynęła na naszą relację. Spowodowała, że zaczęliśmy znacznie bardziej szanować siebie nawzajem i cieszyć się tym, co mamy.
Na gorącym uczynku
Podczas wyjazdu służbowego, na który pojechałam za koleżankę z pracy, bo się rozchorowała, natknęłam się w hotelu na Daniela. Był z jakąś rudowłosą kobietą. Gdy go na tym przyłapałam, nie byłam ani zaskoczona, ani zła – poczułam raczej coś, co można nazwać obrzydzeniem.
Ten palant zafundował sobie wypasiony pokój, a raczej cały apartament. I na bank nie po to, żeby rozgrywać partie szachów z tą wyzywająco ubraną panienką. Dał radę dotrzymać przysięgi przez dwa lata, padalec. Raptem dwa lata!
– Aha, czyli przysięgi dozgonnej miłości mają datę przydatności jak sprzęt AGD – sarknęłam ironicznie, stając za nim.
Jego twarz momentalnie przybrała kolor białej ściany, co z przyjemnością dostrzegłam, kiedy na mnie spojrzał.
– Gosiu... Gośka, na litość boską, błagam, tylko nie wspominaj o niczym Marcelinie... – mamrotał żałośnie, zaciskając dłonie niczym do odmówienia pacierza.
Jako odpowiedź uniosłam przed siebie dłoń dzierżącą smartfon i zrobiłam fotkę tej dwójce.
– Trzymam kciuki, żeby kopnęła cię w tyłek na odchodne! – rzuciłam gniewnie, oddalając się stamtąd.
Kolejny raz służyłam za podporę, po raz kolejny dodawałam otuchy, przytulałam, podnosiłam na duchu i powstrzymywałam się przed powiedzeniem: „a nie ostrzegałam cię?". Wzięliśmy do siebie Marcelinę i Zuzię na parę dni, ponieważ moja kumpela oświadczyła, że nie jest w stanie znieść widoku tego zdradzieckiego dupka.
W głowie obmyślała zdradę
Tym razem miałam przeczucie, że w końcu postąpi rozsądnie, bo po tym, jak już dwa razy ją oszukał, to co innego jej pozostało? Ale nie, minęło parę dni i już zdecydowała, że wraca do siebie. Totalnie mnie zamurowało. Kompletnie nie rozumiałam, o co jej chodzi. Wkurzyłam się, że robi taki rollercoaster emocjonalny sobie i małej, że daje się tak traktować facetowi...
– Spoko, mam to obmyślane – puściła do mnie oczko. – Jak Kuba Bogu...
Grać rolę wzorowej małżonki, a jednocześnie zdradzić Daniela, żeby doświadczył tego samego, co ona. Tylko pod warunkiem, że gdzieś tam głęboko w środku kryje się jeszcze jakaś iskierka miłości do niej, choć w to wątpię. Idea ta nie przypadła mi do gustu też z innego względu. Wiązała się przecież z wyszukaniem i cynicznym wykorzystaniem kogoś tylko po to, aby się odegrać.
– Nie wtrącaj się, mam świadomość własnych czynów – obstawała przy swoim Marcelina. – Skoro nie chcesz pomóc, to przynajmniej nie przeszkadzaj, dobrze?
I tak się stało – dokonała zemsty. Zaprosiła Artura, najbliższego przyjaciela Daniela, spiła go i uwiodła. Wszystko sobie obmyśliła tak, aby Daniel zastał ich in flagranti, gdy wróci do domu. Nie pomyślała o tym, o czym jej wspominałam – że jej małżonek w ogóle się tym nie przejmie. Podobno tylko parsknął śmiechem, życzył im namiętnej nocy i poszedł do innego pokoju.
– I na domiar złego wszystko wygadał Artura żonie… – szlochała, mocząc mi rękaw łzami.
– Słucham?! Zwariowałaś do reszty? Poszłaś do łóżka z facetem po ślubie?!
Nie byłam w stanie tego zrozumieć, to wykraczało poza moje możliwości percepcji. Próbowałam jej wytłumaczyć, że ten pomysł jest kompletnie bezsensowny. Taki rodzaj odwetu w ogóle nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, a wręcz przeciwnie – narobi sobie tylko kłopotów, ponieważ w razie rozwodu oboje będą ponosić odpowiedzialność za rozpad małżeństwa.
Co więcej, chociaż sama doświadczyła, jak bardzo to boli, celowo i dla własnych korzyści zniszczyła komuś innemu związek. Małżonka Artura nie okazała się tak wyrozumiała dla swojego męża jak ona poprzednim razem i wyrzuciła go z mieszkania.
Ostrzegałam ją
Nasza codzienność straciła swój rutynowy charakter, a kłopoty w związku mojej kumpeli zaczęły wpływać również na moich bliskich. Gdyby potrzebowała wsparcia albo pomocy w pozbieraniu się, byłabym pierwsza w kolejce. Ale udział w tego typu „odwecie”, nawet jako widz, to było dla mnie zbyt wiele. Powiedziałam koleżance, że w razie czego zawsze może na mnie polegać, ale dopóki nie ogarnie sytuacji – w którą sama się wpakowała – to chyba lepiej będzie, jak ograniczymy nasze spotkania.
Trudno było postawić Marcelinie warunek „albo–albo”, bo bardzo ją kochałam i nie potrafiłam sobie wyobrazić codzienności bez jej obecności, ale w każdej relacji istnieją pewne granice, których przekraczać nie wolno. Nie dało się w nieskończoność naginać mojego systemu wartości jak gumki recepturki, dokładając wyjątki do reguł, których uczyłam swoje dziecko.
Jak mogłabym przekazywać córce zasady dobrego zachowania, a jednocześnie przymykać oko, kiedy bliska mi osoba postępuje całkowicie przeciwnie? Zdaję sobie sprawę, że jedni są więcej warci od drugich, ale ja tego nie respektuję.
Bardzo tęsknię za Marceliną i mam nadzieję, że wkrótce nieco ogarnie całe to zamieszanie. Podobno była zdeterminowana skontaktować się z żoną Artura i przyznać się do uknucia intrygi, ale czy rzeczywiście to uczyniła? Naprawdę współczuję temu mężczyźnie, który padł ofiarą jej bezwzględnej manipulacji, a jeszcze bardziej jest mi przykro z powodu jego bliskich, których życie przy okazji legło w gruzach.
Miniony tydzień przyniósł mi wezwanie do sądu – mam zeznawać w procesie rozwodowym mojej kumpeli. Jasne, że pójdę i zgodnie z sumieniem opowiem, co widziałam. Daniel musi wziąć odpowiedzialność za to, jak się zachowywał.
Jeżeli chodzi o Marcelinę, to nie planuję kłamać w jej interesie – nie dam rady wejść w ten zaklęty krąg odwetu i udowadniania, które ma więcej na sumieniu – jednak potrafię zrozumieć, co nią kierowało, jak głęboko została dotknięta, do tego stopnia, że przestała logicznie myśleć i działała pod wpływem chwili...
Jak to oceni sąd? Nie mnie o tym decydować. Jedyne, czego pragnę, to aby pewnego dnia wróciła do mnie ta dawna koleżanka. Taka, jaką ją zapamiętałam. Mam nadzieję, że nie będę musiała na to czekać przez długie lata.
Małgorzata, 32 lata
Czytaj także:
„Mój facet dniem i nocą sprowadza do domu tabuny znajomych. Czuję się, jak w hostelu, a nie we własnym mieszkaniu”
„Nigdy nie chciałam być matką. Dla męża zgodziłam się na dziecko, ale przez 18 lat nie potrafiłam go pokochać”
„Po śmierci męża znalazłam ukryty pendrive. Dzięki niemu mogłam się zapoznać z całą kolekcją jego kochanek”