„Syn ugania się za daremną kelnereczką. Nie po to w niego inwestowałam, żeby przyprowadził mi do domu darmozjada”

załamana mama fot. iStock, Jelena Stanojkovic
„Kiedy syn wrócił do Polski, jak zwykle przywiózł ze sobą rozmaite dyplomy. Niestety, nie tylko dyplomy…”.
/ 26.07.2024 14:01
załamana mama fot. iStock, Jelena Stanojkovic

Razem z mężem jesteśmy w naszej rodzinie pierwszym pokoleniem, które skończyło studia i czegoś się dorobiło. Moi rodzice mają średnie wykształcenie, a teściowa jedynie podstawowe. Wiem, jak jej było ciężko, szczególnie, kiedy została sama z trójką dzieci i musiała na nie zarobić sprzątaniem.

Pracowała w szkole jako woźna, a potem szła na popołudnie i na noc myć wagony na kolei. Wracała skonana, łapała cztery godziny snu i od nowa do roboty. Ale i tak w domu Marcina się nie przelewało. Mąż donaszał rzeczy po starszym bracie, a nawet siostrze. Nie wybrzydzał, że sweter ma babski szlaczek, tylko zaciskał zęby i się uczył. W dobrych stopniach upatrywał sukcesu na przyszłość.

U mnie w domu było równie skromnie, chociaż pracowali oboje rodzice. Mama prowadziła punkt pralniczy i magiel. Gorące powietrze i para strasznie zniszczyły jej skórę, wyglądała na co najmniej dziesięć lat starszą, niż była. Ale kochałam jej pomarszczone policzki i ręce. Wiedziałam, że to między innymi dla mnie tak się zaharowuje. Jedyne, co jej mogłam dać jako dziecko w prezencie, to dobre stopnie. Dlatego tak o nie dbałam.

Marcina spotkałam po raz pierwszy, kiedy jechaliśmy razem na finał olimpiady matematycznej. Pochodzimy z tego samego miasta, chociaż uczęszczaliśmy do dwóch różnych szkół. Oboje zostaliśmy finalistami. Drugi raz zobaczyliśmy się w drzwiach politechniki – i wtedy poszliśmy na herbatę, a tydzień później byliśmy już parą.

Pasowaliśmy do siebie jak ręka i rękawiczka. Oboje mieliśmy przekonanie, że wykształcenie jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, bo człowiekowi można odebrać wszystko oprócz tego, co ma w głowie. Kiedy więc urodziły się nasze dzieci, wiedzieliśmy obydwoje, że nie będziemy inwestowali w głupoty, jakieś tam modne gadżety, ale właśnie w ich wiedzę.

Młodsza córka, Kasia nie miała łatwości uczenia się, ale nadrabiała to pilnością. Za to Tomek… Nasz starszy syn był dla nas prawdziwą dumą i radością! Nauczyciele nie mogli się go wprost nachwalić, brał udział w tylu konkursach, że jego dyplomy zajmowały całą ścianę w pokoju. Kiedy po liceum postanowił dostać się na bardzo oblegany wydział ekonomiczny, trzymaliśmy z mężem mocno kciuki, ale wewnętrznie byliśmy w pełni przekonani, że nasz syn zdobędzie indeks.

No, bo jeśli nie on, to kto?

Oczywiście, mieliśmy rację. Tomek rozpoczął studia na wymarzonym kierunku, a wkrótce pomyślał także o drugim fakultecie. Pracował ciężko, ale to przynosiło wymierne efekty – na studiach także był prymusem.

Nic więc dziwnego, że po drugim roku zaproponowano mu stypendium za granicą. Kiedy usłyszałam, że Tomek wyjeżdża do Austrii, byłam i dumna, i nieco wystraszona. W końcu do tej pory jeszcze nigdy nie opuszczał domu na tak długo. Miałam jednak do niego ogromne zaufanie i byłam pewna, że za granicą będzie się zachowywał dokładnie tak, jak w domu, czyli uczył się pilnie.

Kiedy syn wrócił do Polski, jak zwykle przywiózł ze sobą rozmaite dyplomy. Niestety, nie tylko dyplomy…

– Mamo, tato, to jest Olga – przedstawił nam młodą kobietę, która stanęła nieśmiało w naszych drzwiach. – Moja narzeczona – dodał po chwili.

Cóż, nasz syn nie był już dzieckiem, tylko młodym mężczyzną, który potrzebuje towarzystwa kobiety. Niby nic w tym dziwnego. W końcu my z mężem w jego wieku także byliśmy już zaręczeni. No tak, ale znaliśmy się dużo dłużej i znały się nasze rodziny. A co ja wiedziałam o tej całej Oldze? Niewiele ponadto, że jest bardzo piękna, i że jest Rosjanką. To ostatnie zresztą przerażało mnie najbardziej.

– Jak się poznaliście? – zapytałam Tomka, mając jeszcze nadzieję, że Olga także była stypendystką, i jest tak samo jak on mądra i wykształcona.

– W restauracji. Pracowała tam jako kelnerka – padła odpowiedź.

Kiedy to powiedział, miałam nadzieję, że się przesłyszałam. Kelnerka! No jeszcze tego brakuje, żeby taka osoba weszła do naszej rodziny! Nie o takiej towarzyszce życia marzyłam przecież dla swojego syna. Nie po to pięliśmy się z mężem po szczeblach kariery, aby nasze dziecko znalazło sobie żonę z… nizin społecznych! Rosjankę, w dodatku niewykształconą kelnerkę, co to pewnie dostawała napiwki za to, że ktoś ją poklepał po zgrabnej pupie.

Znałam takie jak ona. W moim biurze sprzątała ekipa złożona głównie z Ukrainek. Nie mam pojęcia, o czym rozmawiały między sobą, kiedy wycierały biurka, bo nie znam rosyjskiego, ale przypuszczam, że każda z nich marzyła o polskim mężu, żeby dostać nasze obywatelstwo i nie wracać już do swojego biednego kraju. Ogólnie nie mam nic przeciwko temu, ale dlaczego to miało spotkać mojego syna? Jemu była przeznaczona zupełnie inna dziewczyna, z dobrej polskiej rodziny.

Patrzyłam kosym okiem na Olgę – i ona to widziała. Zatrzymała się najpierw na tydzień u nas, ale dałam jej do zrozumienia, że nie chcę, aby tu przebywała. Oczywiście, zasłoniłam się dobrem młodszej córki i tym, że dziewczynka nie powinna być świadkiem, jak jej brat śpi w jednym pokoju i łóżku z kobietą, która nie jest jego żoną.

– Ma pani z tym problem, bo jestem Rosjanką, prawda? – domyśliła się.

Ale ja szłam w zaparte, że chodzi mi ogólnie o moralność. Chciałam, żeby się od nas jak najszybciej wyprowadziła, ale nie wzięłam pod uwagę tego, że zabierze mi Tomka.

– Wynajęliśmy wspólnie mieszkanie – oświadczył mi nagle mój syn.

Byłam w szoku, no bo jak to?

– Ależ ty jesteś jeszcze na to za młody! – wykrzyknęłam, a syn poparzył na mnie dziwnym wzrokiem.

– Mamo, mam już dwadzieścia trzy lata – przypomniał mi.

– No, ale z czego będziecie się utrzymywać? – dopytywałam go.

– Damy radę, nie martw się. Olga znalazła pracę, a ja mam przecież stypendium naukowe. Może nie są to jakieś kokosy, ale z głodu nie umrzemy! – powiedział mi syn optymistycznie.

Znalazła pracę! Ciekawe, gdzie? W jakimś nocnym klubie, jako dziewczyna do towarzystwa? Będzie machać tyłkiem przed nosem obcym facetom? – pomyślałam zjadliwie.

Wiem, że byłam ostra w swoich sądach, ale ta młoda kobieta działała mi na nerwy. Też mi przyszła synowa! Jak niby miałam ją przedstawiać rodzinie i swoim znajomym? Olga, która sprząta po domach? Olga podająca piwo nawalonym robotnikom w barze? Olga, kasjerka w supermarkecie?
Czułam, jakby kradła mi mojego syneczka. I nie mogłam na to pozwolić.

Poszłam do niej rano, kiedy wiedziałam, że Tomka nie będzie w domu, bo miał akurat ważny egzamin na uczelni. Powitała mnie z uśmiechem, poczęstowała herbatą i domowym ciastem. Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że gdyby nie to, że jest niewykształcona, to mogłabym ją nawet polubić. Miła była i taka… gospodarna.

Zauważyłam, że tym ich wynajętym mieszkaniu wszystko pięknie posprzątane, poukładane. Ale szybko się opamiętałam, przypominając sobie, po co właściwie tutaj jestem. Jasno wyraziłam swoje zdanie, nie owijałam w bawełnę. Podkreśliłam, że nigdy nie przyjmiemy jej z mężem do rodziny, a Tomek, nawet jeśli w pierwszej chwili opowie się za nią, to długo nie wytrzyma bez nas, swoich bliskich.

– Nie zamierzam go skłócać z matką ani siłą wchodzić do waszej rodziny – powiedziała mi na to Olga dumnie.

Bałam się, że się rozpłacze, będzie błagać, by dać jej szansę, ale nie!

– Wiem, co to znaczy podzielona rodzina, bo mój ojciec był zawsze obcy dla moich dziadków ze strony mamy – ciągnęła. – Nigdy go nie zaakceptowali i pewnie dlatego ich małżeństwo nie było udane. Nie chcę mieć takiego samego związku, usunę się, tak jak pani sobie tego życzy, chociaż Bóg mi świadkiem, że kocham Tomka. Ale tak dla niego będzie lepiej… Teraz tego nie zrozumie, ale kiedyś mi wybaczy.

No cóż… Tego się co prawda zupełnie nie spodziewałam, ale najważniejsze, że Olga postanowiła usunąć się z mojej drogi i z życia mojego syna!

Nie przewidziałam jednak tego, w jakiej Tomek będzie rozpaczy

Od początku wyczuł, że musiałam maczać palce w odejściu jego ukochanej i przyleciał do mnie z pretensjami.

– O co ten krzyk?  – zaczęłam się w końcu bronić. – Przecież to była zwykła dziewczyna, kelnerka!
I wtedy dowiedziałam się, jak bardzo byłam głupia i niesprawiedliwa.

– Olga kelnerowała w Wiedniu, bo nie chciała żyć na garnuszku swojego ojca, który porzucił ją i matkę, kiedy była mała – powiedział mój syn. – Jej rodzice poznali się w Moskwie, gdy tata tam studiował. Był Polakiem, zakochał się w pięknej Rosjance, ale jej profesorska rodzina, bardzo wysoko postawiona na szczeblach władzy nie chciała byle jakiego biednego Polaka dla swojej córki. Pobrali się mimo tego, ale intrygi i knowania zrobiły swoje. Tata Olgi wrócił do Polski, a potem wyjechał do Wiednia. Utrzymywał sporadyczny kontakt z córką. Odnowili go, gdy Olga dostała doktorskie stypendium i pojechała do Wiednia na staż. Tak, dobrze słyszałaś, mamo, Olga robi już doktorat, chociaż jest tylko dwa lata starsza ode mnie! Zawsze się zastanawiałem, co taka piękna i mądra kobieta widzi w takim skromnym chłopaku, jak ja. Ale teraz to już nieważne, bo ona odeszła…

Odeszła… I to przeze mnie. Mam teraz wyrzuty sumienia, bo przed moim nosem leżał prawdziwy diament, a ja go wzięłam za zwyczajny kamień. I zniszczyłam szczęście swojego syna. Czy teraz jeszcze zdołam je naprawić? Czy Olga przyjmie moje przeprosiny? Mój Boże, co ja głupia narobiłam!?

Lucyna, 54 lata


Czytaj także:
„Mąż puścił mnie z torbami i zaczął lepsze życie z młodszą kochanka. Dziś patrzy i płacze, bo mój portfel pęka w szwach”
„Moja rodzina to same pasożyty. Płakać mi się chce, bo wyciągają ode mnie pieniądze, a potem traktują jak śmiecia”
„Szwagier nie widzi świata poza córeczką. Ale nie wie, że ciąża mojej siostry to zwykła poimprezowa niespodzianka”

Redakcja poleca

REKLAMA