„Nie mam szacunku do męża, bo traktuje ludzi jak śmieci. Wstyd mi, że jest takim chamem nawet dla rodziny”

rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Tetra Images
„– Daj spokój Grzesiek, market budowlany to robota dla studentów i jakichś całkowitych niemot. Co ty tam jeszcze robisz? Ja to się potrafiłem urządzić. To inni harują na mnie, a nie ja na kogoś – mówił z przejęciem, nie zwracając uwagi na to, że cała rodzina patrzy na niego wilkiem”.
/ 19.05.2024 21:15
rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Tetra Images

Daniel znowu narobił mi wstydu. Wczoraj byliśmy zaproszeni na imieniny mojej mamy. To nie była żadna wystawna impreza. Po prostu niewielkie przyjęcie w rodzinnym gronie, które miało nam pozwolić się spotkać, zjeść pyszny tort, powspominać dawne czasy, pośmiać się i zwyczajnie miło spędzić czas.

Kiedyś był całkiem inny

Miłe spędzanie czasu to jednak pojęcie, które zrobiło się zupełnie obce mojemu mężowi. Ja nie wiem, co stało się z tym sympatycznym i pełnym poczucia humoru chłopakiem, w którym zakochałam się ponad piętnaście lat temu. Urzekł mnie jego uśmiech i to, że potrafił praktycznie z każdym się dogadać. Nawet z moją babcią, która miała już swoje lata i była bardzo apodyktyczną osobą, przed którą cała rodzina czuła respekt.

– Ten twój Daniel to naprawdę złoty chłopak. Trzymaj się go Malwina, bo takich to ze świecą szukać – słowa babci Helenki pamiętam do dzisiaj.

Wywołały we mnie ogromne zdumienie. Bo jak to tak? Ta kobieta, która wiecznie wszystkich krytykowała od pierwszej rozmowy polubiła mojego chłopaka? Myślę, że siłą męża było to, że potrafił wyczuwać emocje innych, umiał ich słuchać i szanował. Tym bardziej teraz nie rozumiem, co się stało z tym radosnym i miłym młodym mężczyzną. Gdybym wierzyła w cuda, to byłabym pewna, że zwyczajnie to jakiś jego zły sobowtór, który nagle zajął miejsce prawdziwego Daniela.

Zmienił się na gorsze

Daniel zmienił się w nadętego snoba i prawdziwego chama. Tak, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Mój mąż stał się chamem, za którego zwyczajnie mi wstyd. W ogóle przestał szanować innych ludzi i uważa, że można nimi pomiatać na każdym kroku. Zauważyłam to już od jakiego czasu, a jego wczorajszy niechlubny występ na imieninach mojej mamy dolał jedynie oliwy do ognia.

Oj, gdyby babcia Helenka żyła, na pewno nie poznałaby teraz swojego ulubionego przyszywanego wnuczka, jak zaczęła go nazywać tuż po naszym ślubie.

Pogoda dopisała, dlatego mama postanowiła przenieść swoje przyjęcie do ogrodu. Razem z siostrą pomogłyśmy rozłożyć jej dużą ceratę na drewnianym stole ustawionym w zaciszu – pod rozłożystą jabłonią. Moja rodzicielka ma już swoje lata i problemy z ciśnieniem, dlatego nikt nie wymagał od niej cateringu rodem z najlepszych restauracji.

Zachowywał się jak snob

Nikt, oprócz mojego męża. Skomentował czerwony barszczyk z pierogami, który podała. Nie smakował mu tort i koreczki, sałatkę warzywną wyśmiał od reliktów PRL-u.

– No, wystawny obiad to nie jest – powiedział, mieszając ostentacyjnie łyżką w tym barszczyku. – A mówiłem, żeby zamówić coś z tej nowej restauracji, którą otworzyli w centrum. Tam serwują kuchnię japońską, istne smakołyki. Nie to, co te przaśne polskie danie – dodał, zerkając złośliwie w stronę mojej siostry, która ów barszczyk przygotowała.

Ale nie to było najgorsze. Jak już wspominałam, przyjęcie było zorganizowane w kameralnym gronie. Byliśmy my z naszą córeczką Karoliną, moja siostra z mężem i dziećmi, mama i jej starsza siostra, czyli ciotka Agnieszka. Myślałam, że będzie naprawdę spokojnie i przyjemnie, a Daniel zwyczajnie wszystko zepsuł. 

Dobrze nam się powodzi

Mamy własny dom, który udało się nam zbudować przy bardzo dużej pomocy teściów. Kredyt już spłacony, a oboje nie zarabiamy najgorzej. Ja jestem pielęgniarką w prywatnej klinice, a Daniel prowadzi sieć sklepów spożywczych. To znaczy ma trzy punkty, ale w dobrej lokalizacji i oferujące produkty regionalne, na które ma wielu stałych klientów.

Nie będę ukrywać, że powodzi się nam całkiem dobrze. Mój mąż potrafi prowadzić interesy i na tych sklepach naprawdę dużo zarabia. Doskonale radzi sobie z rozwijaniem asortymentu i konkurowaniem z tanimi marketami. Ale zdaje się, że gdzieś po drodze zagubił takt i zwyczajną ludzką przyzwoitość.

Już od dawna zauważyłam, że nie odnosi się z szacunkiem do zatrudnianego personelu. Początkowo wydawało mi się, że może jestem nieco przewrażliwiona, dlatego zaczęłam częściej pojawiać się w największym sklepie męża. Szybko dostrzegłam, że wśród ekspedientek atmosfera jest naprawdę napięta.

Pamiętałam jeszcze ten sklep z czasów, gdy prowadzili go nasi teściowie. Za ladą stała uśmiechnięta pani Zosia i Ewa, które doskonale dogadywały się z klientami. Wiedziały, której pani odłożyć kawałek kruchego schabu na kotlety, która szukała świeżych truskawek dla wnuczka lub pysznych czekoladek na imieninowy prezent dla męża. Zwyczajnie klienci tam byli głównie stali i panowała niemal domowa atmosfera. Panie chętnie ucinały sobie krótkie pogawędki z kupującymi na temat ważnych dla nich spraw. Aż chciało się wchodzić do środka.

Mąż nie szanuje personelu

Mój mąż przeorganizował nie tylko wystrój i ustawienie półek, ale także panujące zwyczaje. Zamienił sklep w zwyczajny market z koszykami, kasami i stoiskiem mięsnym. Dawne ekspedientki odeszły na emeryturę, a on zatrudniał głównie studentki na umowy zlecenie. Żeby było taniej, jak kiedyś sam mi powiedział. Na stoisko mięsne trafiła pewna emerytka dorabiająca sobie do skromnego świadczenia.

– Takie miłe starsze panie budzą większe zaufanie na mięsie niż malowane laski z długimi tipsami – tłumaczył mi. – Klientki mają wrażenie, że lepiej znają się na towarze i potrafią doradzić, co wziąć na niedzielny obiad, a co na kanapki dla dzieci.

Jasne, to podejście akurat rozumiałam. Ale zauważyłam, że mój mąż w ogóle nie szanuje zatrudnionych ludzi. Przestali być oni dla niego zwyczajnymi osobami, które chcą ciężką pracą zarobić na życie, zamieniając się w personel, który można wycisnąć niczym cytrynę. Do sklepu wprowadził niemal terror.

To mi dało do myślenia

Jakie było moje zdziwienie, gdy jedna z ekspedientek, Magda, spytała mnie, czy może wyjść na chwilę do toalety, bo przerwę ma dopiero za godzinę.

– Oczywiście, pani Madziu, cóż to za pytanie? Wiadomo, że spokojnie zejdzie pani z kasy, a któraś z dziewczyn panią zastąpi, gdy podejdzie klient z koszykiem. Albo ja go skasuję – powiedziałam, robiąc wielkie oczy.

– A bo pani mąż…  – zaczęła nieśmiało, ale tylko machnęła ręką i poszła w stronę zaplecza.

Robił awantury o wszystko

Ta rozmowa nieco mnie zdziwiła, ale pewnie szybko bym o niej zapomniała. Jednak kolejne zdarzenie dało mi o wiele więcej do myślenia. Akurat przyjechałam po nocnej zmianie do sklepu, żeby kupić parę rzeczy do domu i usłyszałam Daniela wrzeszczącego na nową dziewczynę, która jego zdaniem pracowała za wolno.

– Jak można tyle czasu układać paletę z nabiałem? Przecież to jest maks dwadzieścia minut – krzyczał, nie patrząc, że tuż obok kręcili się klienci. – Wszyscy by chcieli, żeby im tylko płacić, a ruszają się jak muchy w smole i trzeba pilnować na każdym kroku, bo cały czas by tyko siedzieli.

Dziewczyna nic się nie odezwała. Zaczęła szybciej rozpakowywać towar, a ja próbowałam przekonać Daniela, że w ten sposób nie można traktować ludzi.

– Daj spokój Malwina. One od tego są. Mogły się uczyć, to nie stałyby za ladą. Ty wiesz, ile one człowiekowi napsują nerwów? Zamiast wziąć się do porządnej roboty, to tylko by sobie ucinały pogawędki z klientami – syknął i zajął się wprowadzaniem do programu kolejnej faktury.

Jest mi zwyczajnie wstyd

Z czasem zorientowałam się, że sklep mojego męża stał się sławny na całą okolicę jako najgorsze miejsce pracy. Odchodzące sprzedawczynie powtarzały, że to prawdziwy kołchoz, gdzie nie respektuje się przepisów BHP czy prawa pracy.

Daniel ponoć marudził na przerwy, nie dał dziewczynom nawet na chwilę usiąść, dlatego zabrał ze sklepu prawie wszystkie krzesła. Odliczał pieniądze za przeterminowany towar, wymagał zostawania po godzinach i nie płacił za ten dodatkowy czas. Ba, robił nawet problemy z wyjściem do toalety.

Ludzie go obgadywali

Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, gdy sąsiadka zwróciła mi uwagę, że jej córka po dwóch tygodniach uciekła z pracy w sklepie mojego męża z płaczem.

– Ola studiuje zaocznie i chciała sobie dorobić. Ale to wrażliwa dziewczyna, a pan Daniel wyzywał ją od idiotek i tłuków, bo pomyliła się podczas nabijania na kasę. Ale przecież ona miała się dopiero uczyć, a została postawiona sama sobie przy ogromnej kolejce – pani Leokadia była wyraźnie poruszona. – Ja wiem, że pani jest bardzo życzliwym człowiekiem, ale to chamstwo pani męża nie może jest przerażające.

Przyznam szczerze, że miałam mieszane uczucia. Daniel tłumaczył mi, że pracownicy są coraz bardziej leniwi i roszczeniowi. Że przychodzące dziewczyny chciałyby pół dnia siedzieć na telefonie, a towar ma się sam rozładować. Ale wczoraj zobaczyłam, że ludzie jednak mają rację, a Daniel zmienił się w chama.

Szwagier zaczął narzekać

Na imprezie u mamy rozmowa w pewnym momencie zeszła na temat pracy. Mój szwagier, Grzesiek, pracuje w markecie budowlanym i zaczął narzekać na swój ciężki los.

  – Wiecie, tną premie, personelu coraz mniej, a roboty w huk, że człowiek już po prostu nie wyrabia. Ja rozumiem, że rosnące słupki sprzedaży są ważne, ale centrala chce wycisnąć z nas ostatnie siły, nie dając nic w zamian – mówił.

Po prostu chciał się nieco wygadać i pożalić, bo naprawdę nie mają z Moniką lekko. Córka w liceum i bliźniaki w podstawówce to duże wydatki, a ani moja siostra, ani jej mąż nie zarabiają kokosów. Do tego jeszcze spłacają kredyt za mieszkanie.

Mąż go wyśmiał

– Daj spokój Grzesiek, market budowlany to robota dla studentów i jakichś całkowitych niemot. Co ty tam jeszcze robisz? Ja to się potrafiłem urządzić. To inni harują na mnie, a nie ja na kogoś – mówił z przejęciem, nie zwracając uwagi na to, że cała rodzina patrzy na niego wilkiem. – Zobacz, niedawno kupiłem nowy samochód, w wakacje wyślę Karolinę na obóz językowy do Londynu. A ty co? Rzucaj tę marną robotę i znajdź pomysł na porządny zarobek – dokończył z zadowoloną z siebie miną.

Siostra z mężem i dziećmi szybko się pożegnali i opuścili przyjęcie. Wyszła też ciocia  Agnieszka, a my zostaliśmy sami z moją mamą, która tylko pokiwała głową z dezaprobatą. I co ja mam zrobić?

Nie mam już szacunku do tego mojego męża, któremu wydaje się, że tylko on jeden na świecie odniósł sukces własnymi rękami i zasługuje na poważanie. Innych traktuje z lekceważeniem lub nawet jawną kpiną. Jest mi za niego naprawdę wstyd. No, ale mam się z nim rozwieść? A może próbować go zmienić? Tylko coś czuję, że to będzie naprawdę ciężka droga.

Malwina, 40 lat

Czytaj także: „Tożsamość mojego ojca to wielka tajemnica. Gdy sama odkryłam prawdę, postanowiłam zażądać okrągłej sumki za milczenie”
„Już zakładałam buty do trumny, ale wnuczka mną wstrząsnęła. Zamiast zamykać oczy na wieczność, wreszcie je otworzyłam”
„Natrętny facet pomylił mnie ze swoją byłą żoną. Miałam zrobić mu awanturę, a zamiast tego zakochałam się na zabój”

Redakcja poleca

REKLAMA