„Natrętny facet pomylił mnie ze swoją byłą żoną. Miałam zrobić mu awanturę, a zamiast tego zakochałam się na zabój”

Kobieta z laptopem fot. Getty Images, mapodile
„Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdybym tamtego dnia nie wstała tak wcześnie. Wówczas nie udałabym się na lotnisko i nie spotkałabym Arka. Tego Arka, który oczekiwał na inną Monikę, a przypadkiem trafił na mnie...”.
/ 16.05.2024 21:15
Kobieta z laptopem fot. Getty Images, mapodile

Po powrocie z weekendowego wyjazdu do rodziców natychmiast włączyłam swój komputer, chcąc zobaczyć, co nowego w mojej skrzynce mailowej. Znajdowało się tam 27 nowych wiadomości. „O rany! Przecież nie zaglądałam tu tylko dwa dni. To jakieś szaleństwo!” – pomyślałam.

Odkąd zaczęłam korzystać z różnorodnych stron oferujących zakupy online, ciągle otrzymuję od nich nowe propozycje. Owszem, jest naprawdę super, gdy można nabyć sukienkę od renomowanego projektanta za 40 procent wartości, ale płaci się za to nie tylko kartą kredytową, lecz również utratą prywatności.

Niechętnie zaczęłam usuwać wiadomości jedną po drugiej, ale jedna z nich przykuła moją uwagę. Kursor zawisł nad nią na chwilę, zanim w końcu zdecydowałam się ją otworzyć. Nadawcy nie znałam...

„Moja kochana! Czas spędzony bez ciebie jest straszny, a noce to prawdziwe męczarnie. Żadna praca nie jest warta takiego bolesnego oddalenia. Jestem w drodze powrotnej do Polski i mam nadzieję, że pomimo tego, co ci zrobiłem, będziesz na mnie czekać na lotnisku... Ciągle cię kocham, Arek”.

Zerknęłam na datę. Mężczyzna miał lądować jutro, a ja na pewno nie byłam tą osobą, której chciał o tym poinformować! Musiałam mu o tym napisać.

„Pozdrawiam Pana – napisałam na klawiaturze. – Z jakiegoś powodu otrzymałam Pana wiadomość. Przeczytałam ją dopiero teraz i mam głęboką nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, aby przesłał ją Pan do odpowiedniej osoby. Z szacunkiem, Monika”.

Nacisnęłam „wyślij” i wiadomość rozpoczęła swoją podróż.

Czemu myśli, że jestem jego ukochaną?

Kilka godzin później ponownie usiadłam przed komputerem i zauważyłam, że otrzymałam nową wiadomość od nieznajomego – Arka.

„Zapewne chce mi podziękować za wiadomość i przeprosić za wpadkę” – pomyślałam od razu. Moje zdumienie było jednak ogromne, gdy zamiast oczekiwanych słów przeczytałam inne: „Moja kochana! Rozumiem, że wciąż jesteś na mnie zła, stąd ten zimny email, który mi wysłałaś. Nie wiem, jak mogę zadośćuczynić za swoje błędy. Wiem, że są wielkie i nie do wybaczenia, ale... Tak bardzo chciałbym, abyś mi jednak wybaczyła. Po raz ostatni. Na całym globie nie ma kobiety piękniejszej i doskonalszej od ciebie. Nie wiem, co mi się wtedy poplątało w głowie, zdradzając naszą miłość. Na pewno nie byłem wtedy całkiem świadomy, ale na szczęście już odzyskałem zmysły. Wciąż mam szczerą nadzieję, że jednak przyjedziesz na lotnisko. Podaję numer mojego lotu... Twój Arek”.

„Nie do wiary!” – prawie krzyknęłam. Dlaczego ten mężczyzna jest przekonany, że jestem jego partnerką?! Jeżeli natychmiast nie zrozumie swojego błędu, to będzie oczekiwał na lotnisku na kogoś, kto nigdy tam nie dotrze. Bo jak to możliwe, skoro ona nawet nie jest świadoma, że on wraca do domu? Zbliżyłam do siebie klawiaturę i zaczęłam pisać:

„Szanowny Panie! Chciałabym powtórzyć, że doszło do niefortunnego nieporozumienia. Wygląda na to, że dziwnym zbiegiem okoliczności mój adres email jest bardzo podobny do adresu pana partnerki, a do tego nosimy to samo imię. W każdym razie, na pewno nie jestem tą osobą, której pan powinien deklarować swoje uczucia, ani tą, której powinien pan oczekiwać na lotnisku. Proszę to uwzględnić. Z szacunkiem, Monika F...”

Złożyłam podpis składający się z imienia i nazwiska, żeby dać mu do zrozumienia, że nie jestem tą Moniką, o której myśli. Przecież nie jest możliwe, żeby jego wybranka miała takie samo nazwisko jak ja!

Chciałam nacisnąć „wyślij”, ale nieco za gwałtownie machnęłam ręką i... przewróciłam kubek stojący obok klawiatury. Szybko próbowałam ochronić zalane kawą klawisze i osuszyć je, ale... to było daremne. Mokra klawiatura przestała reagować.

„Cóż, to koniec! Nie uda mi się wysłać mu tej wiadomości, a za kilka godzin on wróci do kraju i nikogo tam nie zastanie...” – pomyślałam, czując smutek na myśl o nim. Wydawało się, że jego przeprosiny były szczere. Nie wiem, co zrobił tej innej Monice, jak bardzo ją skrzywdził, ale... moim zdaniem zasługiwał na drugą szansę. No cóż... Ja już nic nie mogę zrobić w tej kwestii – pomyślałam.

Obserwowałam go swobodnie z boku

Mimo to całe zdarzenie nie dawało mi o sobie zapomnieć. Zerknęłam na powoli wysychającą klawiaturę, zastanawiając się nad swoim następnym krokiem. Następnego dnia obudziłam się znacznie wcześniej niż zazwyczaj, co było dziwne, bo zwykle lubię pospać. Rzuciłam okiem na zegarek i nagle zrozumiałam, co zakłóciło mi sen: samolot z tajemniczym Arkiem miał lądować za mniej niż godzinę...

„Nie mam pojęcia, po kim odziedziczyłam ten durny gen romantycznego podejścia do życia” – westchnęłam do siebie, wstając z łóżka. Pół godziny później byłam już w drodze na lotnisko. Dotarłam do hali przylotów, kiedy samolot z Arkiem już od dobrych trzydziestu minut stał na płycie lotniska, a wokół wyjścia dla pasażerów gromadził się tłum oczekujących.

„Jak mam go rozpoznać? Co ci do głowy wpadło, naiwna kobieto, wybierając się tutaj?” – zastanawiałam się, obserwując, jak ludzie rzucają się sobie w ramiona. W końcu jednak go dostrzegłam... Powoli wyszedł przez przeszklone drzwi, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Rozejrzał się dookoła, a z jego oczu wręcz emanowała nadzieja. Szybko jednak zniknęła, gdy nie ujrzał osoby, której oczekiwał. Nie ruszył jednak dalej, tylko zatrzymał się na boku i czekał.

Obserwowałam go swobodnie, niezauważona w tłumie ludzi. Okazał się starszy, niż przypuszczałam, z pewnością miał dobrych parę lat po trzydziestce. Jego lekko falowane włosy zaczynały już pokazywać oznaki nadchodzących zakoli. Mimo swojego wysokiego wzrostu i smukłej sylwetki, nieco się garbił, a co jakiś czas w zabawny sposób wyciągał szyję, próbując dostrzec coś ponad głowami innych osób.

Poczułam smutek na jego widok... Nie miałam odwagi podejść i powiedzieć mu, że jego ukochana nie przybędzie. Ale w końcu to właśnie dlatego tu przybyłam... Wreszcie, kiedy byliśmy prawie sami w hali, zebrałam się na odwagę.

– Dzień dobry, czy to pan Arek? – zadałam pytanie.

Zadrżał, a potem spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Czy to Monika panią wysłała? – rzucił pytanie pełne nadziei.

– Nie do końca. Pana Monika nie jest nawet świadoma, że pan dziś przyleciał, bo nie odczytała wiadomości. Otrzymałam ją ja i próbowałam panu to wyjaśnić, ale pan mi nie uwierzył! – odpowiedziałam.

Głęboko zamyślony, przesunął dłonią po twarzy.

– Czy naprawdę pani przyjechała aż na lotnisko, żeby mi to przekazać? – wyraził swoje zdziwienie.

– Na to wygląda... – odpowiedziałam i jedynie uniosłam ramiona.

Teraz i dla mnie brzmiało nieco absurdalnie...

– Byłem w samolocie prawie pięć godzin i mam wielką ochotę na filiżankę kawy. Jeśli dobrze pamiętam, ta na lotnisku jest całkiem dobra, czy mogę panią zaprosić? – zapytał.

Przytaknęłam.

– Muszę przyznać, że byłem wyjątkowo naiwny. Powinienem był przewidzieć, że moja Monika mogła zmienić swój adres e-mail, jak zmieniła numer telefonu – wyznał, kiedy siedliśmy w kawiarni. – Człowiek bywa dziwny i często docenia to, co posiada, dopiero gdy to już straci. Ze mną sytuacja wygląda podobnie. Dopiero dwa lata spędzone poza granicami Polski uświadomiły mi, że zostawiłem tutaj coś niezmiernie cennego.

– Dwa lata? – wykrzyknęłam. – I przez ten cały okres nie utrzymywał pan kontaktu ze swoją partnerką?

– Była moją żoną... Ale już nią nie jest. Krótko przed tym jak wyjechałem, rozwiedliśmy się. To jest głóny powód, dla którego uciekłem. Chciałem zacząć nowe życie z dala od przeszłości, ale nie udało mi się uciec od starych wspomnień – wyznał. – Gdy patrzy się na wszystko z odległości kilku tysięcy kilometrów, rzeczy wyglądają inaczej. Ale teraz, po powrocie do Polski, widzę, że nic się nie zmieniło. Monika już nie jest moją żoną i nigdy już nią nie będzie. Może nawet zdążyła ponownie wyjść za mąż, bo przecież poznała kogoś w trakcie rozwodu. Nie ukrywała tego faktu, a mimo to zgodziła się na rozwód bez stwierdzenia mojej winy, która była oczywista. W sumie dobrze, że nie otrzymała mojej wiadomości, bo tylko by się nią zmartwiła. A może rozbawiłaby ją? Kto wie... – westchnął.

Wypiliśmy kawę.

– Czas wracać, zaraz muszę być w pracy – oznajmiłam. – Czy ma pan jak wrócić do siebie?

Proszę się mną nie przejmować, już i tak sporo dla mnie pani zrobiła...

Powiedzieliśmy sobie do widzenia. Przez moment wydawało mi się, że poprosi o mój numer telefonu, ale nie zrobił tego. Pożegnaliśmy się i skierowałam się do mojego auta na parkingu.

Może jeszcze do mnie napisze?

Przez cały dzień wracałam myślami o wysokim mężczyźnie z kręconymi włosami. Miał w sobie coś, co nie pozwalało mi o nim zapomnieć, pomimo że wyraźnie traktował nasze spotkanie jako coś przypadkowego i chwilowego. Gdy tylko dotarłam do domu, natychmiast zasiadłam przy komputerze. Niestety, moja skrzynka pocztowa była pusta... Szkoda... Odczułam ukłucie rozczarowania i na moment musiałam stawić czoła pokusie napisania do Arka.

„Przestań być nachalną idiotką!” – upomniałam siebie. – „Ten facet jest wciąż zakochany w swojej byłej żonie, uczynił z niej ideał. Czy naprawdę chcesz się angażować w taką sytuację?”.

Przyrzekłam sobie, że nie będę pierwsza, która się odezwie. Gdy prawie straciłam nadzieję, po miesiącu otrzymałam jednak maila!

„Dzień dobry, Pani Moniko! W końcu oswoiłem się z powrotem z życiem w Polsce i uświadomiłem sobie, że jestem prawdziwym niewdzięcznikiem, bo nie podziękowałem pani jak należy za to, co pani dla mnie zrobiła. Kawa na lotnisku to zdecydowanie za mało, ale mam dwa bilety do teatru muzycznego. Mam nadzieję, że ceni pani musicale i zechce pani skorzystać z zaproszenia. Pozdrawiam serdecznie, Arek”.

Moje serce biło szybciej, a nawet myśl o obejrzeniu musicalu, który nie był moją ulubioną formą rozrywki, nie była w stanie zepsuć mojego szczęścia. Szeroki uśmiech, który zauważyłam na twarzy Arka kilka dni później, gdy patrzył na mnie przechodzącą chodnikiem, powiedział mi wszystko. On też był zadowolony z naszego kolejnego spotkania.

Po zakończonym pokazie, zszokowani jego spektakularnością i muzyką, zasiedliśmy w pobliskiej kawiarni.

– Podobało ci się? – zapytał Arek.

– Było imponujące... – odparłam z niepewnością. – Ale ja jednak wolę koncerty o bardziej kameralnej atmosferze.

– Bluesowe? – dopytywał.

– Raczej jazzowe...

– Hm... Zauważyłem, że preferujesz kawę z mlekiem, ale bez cukru, a twoim ulubionym napojem jest zielona herbata. Wolisz jazz niż musical i na pewno jesteś miłośniczką koloru szarego, bo znowu zobaczyłem cię w takich barwach – powiedział z nutą tajemniczości. – Jest jeszcze tyle rzeczy, które chciałbym o tobie wiedzieć...

– A czy ty jesteś fanem musicali? – zapytałam.

– Szczerze mówiąc, to nie bardzo! – odpowiedział z uśmiechem. – Ale zdaję sobie sprawę, że to wydarzenie sezonu. Chciałem pokazać ci coś wyjątkowego, więc skorzystałem z moich starych kontaktów, aby zdobyć bilety. Bo kiedy spotkałem cię na lotnisku, byłem tak zaskoczony, że nie byłem w stanie zrobić nawet najmniejszego kroku, mimo że bardzo chciałem poprosić cię o numer telefonu – na twarzy Arek zagościł poważny wyraz. – Miałem wrażenie, że korzystam z twojej uprzejmości zbyt nachalnie.

– Wcale tak nie było... – odparłam.

– Na szczęście zachowałem twój adres e-mail – kontynuował, dotykając mojej dłoni.

– Na całe szczęście! – potwierdziłam.

To już rok, odkąd regularnie spotykam się z Arkiem. Wszystko to za sprawą przypadku, kiedy to wybrałam adres e-mail, z którego wcześniej korzystała inna osoba o imieniu Monika. To właśnie dzięki temu trafiła do mnie wiadomość, która była przeznaczona dla niej i w ten oto sposób poznałam mężczyznę mojego życia. Jak można zauważyć, szczęście bywa niekiedy nieprzewidywalne i pokrętne, ale co najważniejsze, zawsze jest w stanie na znaleźć... nawet poprzez naszą skrzynkę odbiorczą.

Monika, 29 lat

Czytaj także:
„Myślałam, że facet poznany w internecie jest ideałem, a on mnie zwodził jak małolatę. Okazało się, że miał powód”
„Teściowa i szwagierka doją z mojego męża wszystkie pieniądze. One żyją w luksusach, a mi brakuje na zakupy”
„Moja synowa to straszna fleja. Ma w domu taki bajzel, że strach gdzieś usiąść. Jeszcze nauczę tę smarkulę porządku”

Redakcja poleca

REKLAMA