„Nie daję rady jako samotny ojciec. Muszę zajmować się dziećmi, a po śmierci żony sam ze sobą nie mogę dojść do ładu”

smutny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Duże zdjęcie roześmianej Danusi stało na honorowym miejscu, inne wisiały na ścianie w dziecięcym pokoju. Nie bałem się więc, że Staś i Mania zapomną o mamie. Tylko na razie nie chciałem o niej za dużo mówić. Ból potrzebuje ciszy, żeby się wypalić”.
/ 27.06.2024 21:15
smutny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Tak bardzo brakowało mi Danusi… Wciąż nie pozbierałem się po jej śmierci, ale nie mogę tak po prostu pogrążyć się w bólu. Nasze dzieci mnie potrzebują.

Nikt nie mógł jej zastąpić

– Mama jakoś inaczej robiła naleśniki – Staś nie odrywał krytycznego spojrzenia od moich rąk, co nie ułatwiało odskrobywania klejącego się do patelni placka.

– Niedostatecznie rozgrzałem teflonową powłokę patelni, dlatego przywarł – wyjaśniłem naukowo synkowi.

Pominąłem milczeniem uwagę o Danusi. Wolałem omawiać bieżące sprawy, niż rozmawiać o jego mamie, którą często wspominał. Staś pamiętał dotyk matczynych rąk, Mania chyba nie. Minęły dwa lata, odkąd Danusia odeszła, powierzając mojej opiece pięcioletniego wówczas synka i dwuletnią córeczkę.

W czasie jej choroby, szczególnie w ostatnim okresie, byłem dla maluchów ojcem i matką. Wydawało mi się, że jestem dobrze przygotowany do rodzicielskich wyzwań. Jednak rzeczywistość mnie przerosła. Gdyby nie obie babcie, które pomogły mi przejść przez najtrudniejszy okres żałoby, nie wiem, co by się z nami stało.

Kiedy zabrakło Danusi, całkiem się rozsypałem. Staś i Mania stracili matkę, potrzebowali mocnego oparcia i pocieszenia, ale nie potrafiłem im pomóc, nie uporawszy się przedtem z wszechogarniającym, niemal fizycznym bólem po stracie ukochanej osoby. Dana i ja byliśmy razem tyle lat, jeszcze od liceum, nie umiałem bez niej żyć.

Przeszedłem przyspieszony kurs dorastania i odpowiedzialności za drugiego człowieka, a raczej za dwoje małych ludzików. Obie babcie robiły, co mogły, żeby zastąpić Danusię i mnie, lecz dzieci potrzebowały taty i domu funkcjonującego w bezpiecznej codzienności. Wróciłem więc do życia, egoistycznie buntując się, że nie mogę w spokoju zająć się swoim bólem.
Dzieci dały mi tyle miłości, że potem wstydziłem się tego, co myślałem. One pomogły mnie, a ja im, byliśmy przecież rodziną. Na rodzinę zawsze można liczyć.

Jak mam im to wytłumaczyć?

Tylko jednego się nie nauczyłem – rozmawiać z dziećmi o Danusi. Babcie opowiadały im, że mama jest aniołkiem i patrzy na nich z góry, pilnując w zdrowiu i chorobie. Mani to wystarczyło, lecz dociekliwy Staś przychodził do mnie po potwierdzenie. Chciał pogadać, ale ja kiwałem głową i zmieniałem temat, uważając, że dobrze mu zrobi oderwanie się od smutnych myśli o stracie. Wystarczyło, że ja się z nimi męczyłem, on nie musiał. Moim zadaniem było chronić dzieci i oszczędzić im traumy.

Duże zdjęcie roześmianej Danusi stało na honorowym miejscu, inne wisiały na ścianie w dziecięcym pokoju. Nie bałem się więc, że Staś i Mania zapomną o mamie. Tylko na razie nie chciałem o niej za dużo mówić. Ból potrzebuje ciszy, żeby się wypalić.

Odskrobałem wreszcie smutne resztki złotego placka i zastanowiłem się, co dalej. Umyć patelnię czy spróbować jeszcze raz na takiej, jaka była?

– Leśnika chcem – Mania żarłocznie mlasnęła językiem. Miała doskonały apetyt na wszystko, jak leci, a co dopiero na naleśniki.

– Nie jadamy leśników, są nam potrzebni, pilnują drzew i dzikich zwierząt – zadowcipkowałem, wywołując falę chichotów. – Jadamy na-leśniki, o ile uda mi się je zrobić.

– Uda – zapewniła zawsze nastawiona optymistycznie do życia Mania. – Chcem bułę – dodała.

– Na przeczekanie? No dobrze, co ci będę żałował – rozkroiłem dwie kajzerki, posmarowałem serkiem i na specjalne żądanie dzieci dżemem. – Proszę, smakuje prawie jak naleśniki.

– To po co się męczysz z patelnią? – chciał wiedzieć Staś.

– Żeby nie było za łatwo, taka próba charakteru – uśmiechnąłem się do mojego dociekliwego siedmiolatka.

– Naprawdę?

Staś na moment przestał żuć, wywołując identyczną reakcję u Mani, która miała wielkie ambicje, by stać się jego sobowtórem, i bardzo martwiła się, że jeszcze wystarczająco nie urosła.

– Nie, żartowałem. Robię leśniki, bo wszyscy mamy na nie ochotę. Zaraz będą, nie jedzcie tyle tej buły.

– Na-leśniki – zaświergotała Mania, po czym przełknęła ogromny kęs i dostała czkawki.

– Podnieś ręce do góry i wstrzymaj oddech – zarządziłem zdalnie, bojąc się zostawić patelnię własnemu losowi.

Ze wszystkim musiałem być sam

Czasem wydawało mi się, że mam za mało rąk, by podołać wszystkim wyzwaniom stawianym przez dzieci.

– E tam, lepiej popij tę bułkę – Staś podsunął siostrze szklankę z wodą.

– Mój mądry syneczek – spojrzałem na niego z wdzięcznością, gdy Mania po kilku łykach przestała czkać.

– Ja też mądra? – upomniała się natychmiast Mania.

– Najmądrzejsza i najukochańsza – zapewniłem ją, na moment odrywając oczy od patelni. – Mam najwspanialsze dzieci pod słońcem.

– Śmierdzi – pociągnęła nosem moja córeczka.

– Pali się! – poparł ją brat.

Wróciłem szybko do obowiązków kuchennych.

– Tylko trochę się spiekł, następny będzie lepszy – zsunąłem nieudany naleśnik na talerz.

– Daj! – niezrażona Mania wyciągnęła po niego rękę.

– Mówi się „poproszę” – spojrzałem na nią z troską. Miała prawie cztery lata, a wciąż niewiele mówiła i używała tylko prostych form.

Gdyby była z nami Danusia, wiedziałaby, co robić. Ja mogłem tylko zdać się na lekarzy, którzy zapewniali, że mała ma pewne opóźnienie, lecz wkrótce poszerzy słownictwo i zacznie płynnie się wypowiadać. Oby! Na razie się na to nie zanosiło. Starałem się być ojcem i matką, ale niektóre sprawy mnie przerastały, i to wcale nie te największego kalibru. Wprowadzałem dwoje dzieci w świat, a on nie zawsze dobrze je przyjmował.

Na przykład ta dziewczynka na wakacjach. Zupełnie nie wiedziałem, jak się zachować. Lipiec spędzaliśmy na wsi, w gospodarstwie agroturystycznym prowadzonym przez dalekich kuzynów Danusi. Zaprosili nas całą rodziną, razem z babciami i dziadkiem, ale postanowiliśmy zbytnio ich nie obciążać i ustanowiliśmy dyżury. Wziąłem dwa tygodnie urlopu i poprosiłem mamę, by nam towarzyszyła. Potem ja wracałem do pracy, a przyjeżdżała druga babcia z dziadkiem. W ten sposób dzieci miały zapewnioną opiekę przez cały miesiąc.

Nie przed wszystkim go obronię

– Gdzie twoja mama? – blondyneczka w wieku Stasia kołysała się na piętach, świdrując go ciekawskim spojrzeniem.

Popatrzyłem na twarz syna i doznałem małego szoku. Proste pytanie całkiem go zaskoczyło, nie potrafił się odnaleźć, nie umiał zareagować. Nie chciał mówić obcej osobie o śmierci mamy, ale było coś jeszcze. Niedelikatna ciekawość koleżanki musiała go zaboleć, zniszczyć ochronną zaporę, która zbudował po śmierci mamy.

Stanąłem obok niego, by osłonić go przed ciosem i dodać otuchy, nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Najchętniej, Boże, przebacz, przepędziłbym dziewczynkę, wziął syna na ręce i przytulił, ale tylko pogorszyłbym sytuację. Mania, widząc, że coś się dzieje, szybko do nas dołączyła, bo przecież stanowimy nierozerwalny tercet.

– Nie masz mamy – odgadła dziewczynka powodowana dziecięcą intuicją. – Dlaczego? – spytała z naciskiem.

Staś zamierzył się na nią plastikową łopatką, chcąc ją ukarać za niezamierzone okrucieństwo, więc złapałem go szybko za rękę. Z kłopotu wybawiła nas babcia, nadciągając z odsieczą jak niezwyciężona husaria. Pochyliła się nad blondyneczką, topiąc ją w swoim cieniu.

– A ty co, dziecko? Sama nad wodą? Gdzie rodzice?

Stropiona dziewczynka pokazała palcem plażującą nieopodal grupkę wczasowiczów.

– To biegnij do nich, raz-dwa – odesłała ją babcia i kucnęła obok Stasia, zaglądając mu w oczy.

– Jeszcze nieraz spotkasz się z ludzką bezmyślnością, będziesz musiał nauczyć się wybaczać – powiedziała jak do dorosłego.

– Nie chcę – nachmurzył się Staś i wcale mu się nie dziwiłem.

– Nie – poparła go Mania, obejmując brata ramionkami. – Dam jej w nos – zaproponowała, ruszając w kierunku dziewczynki. Złapałem ją i postawiłem obok brata.

– Niestety, tak nie wolno – powiedziałem.

– Niestety? – babcia uniosła brwi. – Czego ty uczysz dzieci?

Rozgorzała dyskusja na tematy wychowawcze, w której żywy udział brali wychowywani. Staś i Mania żwawo zabierali głos, każde po swojemu, wprawiając babcię w coraz lepszy nastrój. Ostatecznie cała nasza trójka obiecała nestorce rodu przemyśleć sugestię o wybaczaniu i ewentualnie wprowadzić ją w życie, jak tylko do niej dorośniemy.

– Ja z wami nie wytrzymam, co za dzieci – śmiała się babcia, obejmując także mnie tym mianem.

Opowiedziałem im o Danusi

Wieczorem położyłem maluchy do łóżek i jak zwykle chciałem poczytać im książeczkę, ale Staś poprosił:

– Opowiedz o mamie.

Nie mogłem dłużej zmieniać tematu, musiałem podjąć wyzwanie. Szło mi jak po grudzie, jąkałem się, zaczynałem coś mówić, nie kończyłem, zaplątałem się na amen. Dzieci milczały, wpatrując się we mnie wielkimi oczami. W powietrzu wisiało napięcie, nie byliśmy sami. Danusia.

Nagle poczułem ciepłą łapkę Mani wślizgującą się w moją dłoń. Wyciągnąłem drugą rękę do syna, a on przeskoczył ze swojego łóżka do nas i złapał ją jak kotwicę, jedyną pewną rzecz na tym świecie. Poczułem, że teraz wreszcie mogę i muszę mówić. Zacząłem od początku.

– Poznałem waszą mamę w liceum. Zobaczyłem ją na pierwszym apelu rozpoczynającym rok szkolny, miała taki śmieszny koński ogon…

Opowiadałem o naszych młodych latach, rodzącym się uczuciu, ale też o kibicowaniu żeńskiej drużynie siatkówki, w której Danusia była rozgrywającą.

– A ty nie grałeś? – dopytywała się Mania, mozolnie układając w małej główce obrazki z przeszłości.

– Ja zwisałem z drabinek na sali gimnastycznej i darłem się najgłośniej ze wszystkich, dopingując moją dziewczynę – mrugnąłem do niej.

– Tata był najlepszy – uspokoił ją brat.

– Mama też – uzupełniła Mania.

– Wiadomo – zgodził się z nią Staś.

Na podstawie wspomnień dzieci budowały swój bezpieczny świat, z mamą i tatą w roli niewzruszonych pewników. Opowiadałem im o mamie co wieczór przez całe dwa tygodnie. Staś i Mania czekali na to, chłonęli moje słowa, coraz lepiej poznając Danusię, która zbyt wcześnie odeszła z ich życia. Tak było dobrze, bardzo zbliżyliśmy się do siebie, pozostawiając jednak miejsce dla nieobecnej mamy.

Kiedy wróciliśmy do domu, babcia zaczęła suszyć mi głowę o Manię.

– Pozwól mi się nią zająć – perswadowała. – Przy was wyrasta na chłopaka, nie ma właściwych wzorców. Tak dłużej być nie może.

Chce być taka jak jej brat, nic na to nie poradzę – zaśmiałem się. – Wyrośnie z tego.

Babcia nie uwierzyła, ale moje słowa okazały się prorocze.

Nie potrafiłem pozbyć się jej rzeczy

Pewnego dnia obudziło mnie łaskotanie pod nosem. Otworzyłem oczy i zobaczyłem śmieszną figurkę tonącą w zbyt dużej garderobie.

– Popatrz, tatusiu, jestem księżniczką – oznajmiła Mania, obracając się dookoła dla lepszego efektu. Sukienka Danusi plątała się po ziemi, krępując ruchy córeczki.

– Zdejmij ją, nie wolno ci zakładać rzeczy mamy – zawołał gniewnie Staś, pojawiając się w ślad za siostrą.

– Ale dlaczego? Mama by mi pozwoliła. Chcę być księżniczką – wykłócała się Mania. – Tatusiu, powiedz mu!

– Tak, powiedz jej – oburzony szarganiem świętości Staś aż poczerwieniał.
Momentalnie się rozbudziłem.

– Mania, ty mówisz! – wyskoczyłem z łóżka i złapałem uciekającą przed bratem księżniczkę.

Oboje spojrzeli na mnie jak na człowieka zajmującego się nieistotnymi sprawami w obliczu poważnego problemu.

– Tato, sukienka mamy – przypomniał mi z naciskiem Staś.

Rozebrałem świeżo upieczoną księżniczkę z szatek, przykazując jej włożyć spodenki i koszulkę.

– Dostaniesz własne sukienki – zapewniłem płaczącą rzewnie Manię.
– I różową spódniczkę, taką, jaką mają baletnice? I pantofelki na obcasie? – córeczka natychmiast rozszerzyła moje horyzonty.

Oto otwierał się przede mną nowy, nieznany świat pełen lekkich jak obłok spódniczek tutu, różowych falbanek i ślicznych koralików. O raju, jak ja sobie w nim poradzę, pomyślałem ze zgrozą.

– Pantofelki – nie, spódniczka – zobaczymy – odparłem krótko, odwieszając suknię Danusi do szafy. Nie oddałem jej ubrań, nie mogłem. Były częścią mojej żony, kolejnym wspomnieniem tak bardzo potrzebnym naszej trójce.

Dzwonek do drzwi oznajmił przybycie babci, miała z nami wyprawić się do sklepu.

– Dobrze, że jesteś, bo ja się zupełnie nie znam na dziewczęcej garderobie, a okazało się, że trzeba kupić letnie sukienki dla Mani – powitałem ją, wystawiając głowę z kuchni. – Ucieszysz się, bo twoja wnuczka postanowiła zostać księżniczką. Sama mi to powiedziała, i to pełnymi zdaniami. Mamo, ona mówi! Nie masz pojęcia, jak mi ulżyło.

– Mówiłam, że tak będzie, ale mi nie wierzyłeś – spojrzała na mnie pobłażliwie z wyżyn swojego doświadczenia.

Pamiętałem to inaczej, ale co ja tam będę sprzeciwiał się matce.

– Jestem głodna – pomogła mi Mania, wciskając się między nas.

Trzeba nakarmić wnuczkę! Babcia od razu zapomniała o wszystkim innym i zakrzątnęła się po kuchni.

– Co chcecie na śniadanie?

– Leśniki! – zawołała Mania, zaśmiewając się i zarażając głupawką brata.

– Mówi się naleśniki – poprawiła babcia.

– Usiądź, mamo, i odpocznij, ja zrobię śniadanie – wyciągnąłem patelnię, jajka i mleko.

– Potrafisz? – mama spojrzała na mnie z powątpiewaniem.

Tata wszystko potrafi – odpowiedział za mnie Staś.

– No – przyświadczyła zwięźle Mania, bo przecież nie musiała się już wysilać, nagadała się od rana za wszystkie czasy.

Pochyliłem się nad patelnią, żeby ukryć wzruszenie. Mam cudowną rodzinę.

Paweł, 39 lat

Czytaj także:
„Żona leży w śpiączce, a mi jest to bardzo na rękę. Może nikt się nigdy nie dowie, że to moja wina”
„Córka zazdrości koleżance życia. Nie wie, że za granicą uwiodła bogatego dziadka dla kasy i dostała bilet w jedną stronę”
„Żałuję, że nie wrobiłam męża w dziecko. Gdy on dorósł do bycia ojcem, dla mnie było już za późno na bycie matką”

Redakcja poleca

REKLAMA