„Nie czułam nic do swojego męża, a codzienność była dla mnie udręką. Dopiero na emeryturze zebrałam się na odwagę”

Kobieta seniorka fot. Adobe Stock, MiguelAngel
„W trakcie naszej rozmowy dotarło do mnie, że potrzebuję zmienić kilka rzeczy w swoim życiu, bo dłużej tak nie dam rady. Najpierw zrobiłam bilans tego, co posiadam i czego mi brakuje. Wynik tej analizy był dość przygnębiający”.
/ 20.11.2024 21:15
Kobieta seniorka fot. Adobe Stock, MiguelAngel

Często słyszę opinię, że po przekroczeniu jakiegoś wieku trzeba odpuścić marzenia i po prostu zadowolić się tym, co się osiągnęło. Przyznaję, że sama przez wiele lat myślałam w ten sposób.

W moim małżeństwie działo się kiepsko, mąż odnosił się do mnie z ironią i sarkazmem, choć dla innych kobiet potrafił być czarujący i uprzejmy. Ta sytuacja powodowała, że czułam się nieswojo i traciłam pewność siebie.

– Według mojej diagnozy cierpi pani na początkowe stadium depresji – oznajmił lekarz. – Mogę zaproponować farmakoterapię i obserwację efektów, ewentualnie może pani wprowadzić radykalne zmiany w swoim życiu.

Najpierw zrobiłam bilans

– Ależ doktorze! – odpowiedziałam. – Mam już sześćdziesiąt trzy lata, a ze swoim mężem spędziłam cztery dekady... Czy w takiej sytuacji da się coś jeszcze zmienić?

– Na ratowanie siebie nigdy nie jest za późno! Kluczem do skutecznej pomocy jest zrozumienie przyczyny problemów. Opowiem pani coś na przykładzie... ostatnio moja żona szukała fotela do swojego gabinetu.

Rodzina próbowała jej doradzać, lecz nie chciała nikogo słuchać. W końcu powiedziała: skoro ja będę z niego korzystać, sama muszę wybrać model, który mi pasuje. Dopiero gdy trafię na ten wymarzony, dokonam zakupu.

– Ona naprawdę miała słuszność! – powiedziałam.

– No właśnie. Wspominam o tym, bo wie pani co? Życie można porównać do mebla – jeżeli nam nie odpowiada, to nawet sam Pan Bóg nic nie wskóra.

Wtedy dotarło do mnie, że potrzebuję zmian, bo w przeciwnym razie zwariuję. Najpierw zrobiłam bilans tego, co posiadam i czego mi brakuje. Okazało się, że rzeczywistość nie prezentuje się zbyt różowo.

Mieszkałam w miejscu, które mnie nie zachwycało, wykonywałam obowiązki zawodowe, które doprowadzały mnie do szału, a towarzystwo znajomych tak mnie drażniło, że na samą myśl o spotkaniu z nimi łapałam migrenę. Do tego wszystkiego żyłam z facetem, z którym byłam już cztery dekady – kompletnie przewidywalnym nudziarzem, który ciągle marudził i dokuczał innym.

Wiem, że część pań może uznać moje narzekania za kompletną głupotę, bo wiele z nich marzy o tym, co dla mnie było źródłem frustracji. Ale odpowiem im tak – nie da się przykładać tej samej miarki do wszystkich ludzkich pragnień i oczekiwań od życia.

Zauważyłam, że mój mąż jest bardzo miły dla wszystkich dookoła, podczas gdy wobec mnie zachowuje się dość chłodno. Weźmy taki przykład – w warzywniaku potrafi obdarzyć przypadkową ekspedientkę takim ciepłym uśmiechem, jakiego ja nie widziałam od bardzo dawna. Kiedy próbuję z nim o tym porozmawiać, twierdzi, że się czepiam i wyolbrzymiam sprawę. 

Ta wizja sprawia mi przyjemność

Próbuję tylko spokojnie porozmawiać, nie szukam konfliktu. Zastanawiam się, czy to normalne, że czuję się tak niekomfortowo, gdy widzę jak się zachowuje przy innych – jest wtedy taki wesoły i swobodny, a przy mnie zawsze chodzi spięty i niezadowolony.

Niedawno, gdy byliśmy w windzie, zaczął na mnie krzyczeć, bo nie przypomniałam mu o zabraniu okularów. Twierdził, że musi przez to wracać do mieszkania, bo bez nich nie da rady zrobić zakupów – podobno nie jest w stanie przeczytać informacji na produktach! A czy to normalne, że muszę za niego wszystkiego pilnować? 

Często miewam sny, w których ładuję swój dobytek do torby i odchodzę bez żadnego planu. Choć cel podróży jest nieznany, jedno wiem na pewno – będę tam sama, bez męża. Ta wizja sprawia mi ogromną przyjemność! Niestety, kiedy rano słyszę jego głośne człapanie i kaszel dobiegający z łazienki, czuję, że zaraz eksploduję ze złości.

Próbowałam porozmawiać o tym z dziewczynami w pracy, ale spoglądały na mnie jakbym kompletnie postradała zmysły.

– Zachowujesz się jak osoba z zaburzeniami – stwierdziła w końcu któraś z nich. – Trafiłaś na porządnego faceta – nie przesadza z alkoholem, nie ciągnie go do papierosów, pracuje i jest wierny, a tobie wciąż coś nie pasuje. Co się stało, może na stare lata zapragnęłaś księcia z romansu? Przestań marzyć, bo takiego nie spotkasz!

Nawet te filmowe ideały często okazują się być zwykłymi leniami i nieudacznikami, a co dopiero w rzeczywistości?! Lepiej pilnuj tego, co masz, bo gdy jakaś sprytniejsza ci go zabierze, dopiero będziesz żałować!

– Po co mam być z kimś na siłę? – spytałam. – Tylko po to, żeby uniknąć samotności?

– No pewnie! Samotność jest okropna. Ale skąd ty możesz to wiedzieć?

Nie czekałam na jego reakcję

Przez długi czas usprawiedliwiałam wszystkie złe rzeczy, które spotykały mnie osobiście albo działy się w moim otoczeniu. Znosiłam tę sytuację dopóki mój syn był mały. Kiedy podrósł, wybrał własną ścieżkę, wyjechał z kraju i przestało go obchodzić, czy jego matka jest zadowolona z życia.

Ma podobne podejście do swojego taty, który też widzi we mnie tylko osobę, co ciągle narzeka, więc nie mogę liczyć, że syn okaże mi jakiekolwiek wsparcie czy zrozumienie.

Kto wie, jak długo bym tkwiła w tej sytuacji, gdyby los nie podsunął mi pewnego przypadkowego zdarzenia.

Wybrałam się z mężem na zakupy do obuwniczego, bo szukałam sandałów do codziennego chodzenia. Ledwo przekroczyliśmy próg sklepu, gdy wpadły mi w oko jedne buty: były superwygodne i lekkie, wykonane z delikatnych przeplatanych paseczków w niebieskim kolorze, miały też niewysokie koturny.

Chciałam kupić buty w moim rozmiarze, ale nie zdążyłam nawet wziąć pudełka do ręki. W tym momencie głos mojego męża rozniósł się po całym sklepie, zwracając uwagę wszystkich klientów:

– Dlaczego chcesz właśnie te? One kompletnie do ciebie nie pasują! Jak możesz w ogóle myśleć o takich sandałach przy twoich stopach? Oszalałaś? Zobacz tutaj! – zawołał.

Nie miałam nawet szansy się odezwać, gdy wepchnął mi w dłonie potwornie brzydkie, masywne buty w czarnym kolorze. Na sam ich widok przeszły mnie ciarki.

– Te mi się nie podobają – stwierdziłam. – Wolałabym tamte...

– Ha, dobre sobie! – zadrwił złośliwym tonem. – Nawet dwadzieścia lat temu by na ciebie nie weszły. Masz zbyt masywne łydki!

– Ależ proszę tak nie mówić – ekspedientka próbowała mnie bronić. – Pańska małżonka będzie prezentować się znakomicie w tym niebieskim modelu. To co, może przymierzymy?

Nie czekałam na jego reakcję. Wyszłam ze sklepu, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Szczęśliwie, akurat przejeżdżała wolna taksówka. Zatrzymałam ją i kazałam się zawieźć prosto do mieszkania.

Wzięłam połowę pieniędzy

W momencie jego przyjazdu stałam już przy spakowanych walizkach.

– Dokąd się wybierasz? – rzucił niepewnie, chyba świadomy, że tym razem przesadził. – Wyprowadzasz się?

– Zgadza się – odparłam ze stoickim spokojem. – Tymczasowo wprowadzę się do koleżanki, później poszukam czegoś do wynajęcia zanim zamienimy nasze mieszkanie na dwie mniejsze kawalerki. Wezmę połowę pieniędzy ze wspólnego konta. Nawet nie próbuj mnie powstrzymywać, bo to bez sensu. Mam tego wszystkiego po dziurki w nosie – oświadczyłam.

– Do diabła z tobą! Wynoś się stąd i nie wracaj! – wrzasnął, zapewne licząc, że jego słowa mnie zatrzymają. – I tak przyjdziesz z podkulonym ogonem!

Nawet się nie ruszył z miejsca. Był przekonany, że za chwilę stanę, zacznę płakać i zamknę się w sypialni, a potem wszystko wróci do dawnego porządku. Na pewno zakładał, że po tylu latach razem nikt nie kończy małżeństwa przez sprzeczkę o buty.

Tyle że jego przewidywania okazały się błędne, bo już nigdy nie przekroczyłam progu tego domu...

Od pewnego czasu żyjemy osobno – ja w swoim mieszkaniu, on w swoim. Przez parę miesięcy w ogóle nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a wszystkie nasze wspólne kwestie rozwiązywali za nas nasz syn i mój adwokat. Na tę chwilę mamy separację. Trudno mi powiedzieć czy sprawa zakończy się rozwodem, bo jeszcze nie zdecydowałam, co dalej.

Prowadzę życie bez kontroli

Od kiedy podjęłam tę decyzję, ani razu nie przyszło mi do głowy, że mogłam się pomylić. Trochę mnie gryzie, że nie zrobiłam tego wcześniej, ale po prostu nie byłam na to przygotowana mentalnie. Dziś czuję się znacznie silniejsza – i na ciele, i na duchu.

Prowadzę życie tak jak chcę, bez ciągłej kontroli ze strony innych osób, bez krytycznych spojrzeń i przykrych komentarzy. Ta wolność daje mi taki spokój wewnętrzny, że nawet przez myśl mi nie przejdzie powrót do przeszłości. Pierwszy raz od dawna mogę naprawdę złapać oddech...

Jakiś czas temu zupełnie niespodziewanie wpadłam na ulicy na swojego męża. Przystanęliśmy na chwilę pogadać o różnych sprawach. Wszystko przebiegło naturalnie i bez napięć, zupełnie jak gdyby rozmawiali ze sobą dwaj starzy przyjaciele. Było dla nas jasne, że nasze drogi będą się co jakiś czas krzyżować, głównie przez to, że mamy wspólnego syna.

Przestałam przyjmować leki, bo już ich nie potrzebuję. Świetnie funkcjonuję bez wspomagania się tabletkami i naprawdę cieszy mnie ten fakt.

Gdyby dziś ktoś spytał, czy postąpiłabym tak samo jeszcze raz, odpowiedź byłaby natychmiastowa i twierdząca.

Nareszcie udało mi się odkryć odpowiednie dla mnie miejsce – dopasowałam się i czuję się naprawdę komfortowo. Mój rozsądny doktor powiedział kiedyś coś mądrego: gdy czujesz, że gdzieś nie pasujesz albo coś nie pasuje tobie, po prostu wstań i rozejrzyj się za innym miejscem. Zapewniam cię – zawsze jest dobry moment na zmiany!

Janina, 60 lat

Czytaj także:
„Kocham żonę kumpla. Nie tracę nadziei nawet teraz, gdy jest z nim w ciąży i czekam, by zająć jego miejsce”
„Kiedyś zdominowała mnie w sypialni, a dziś rozstawia po kątach w pracy. Kochanka i szefowa to przepis na tragedię”
„Przez jeden mały błąd niemal zrujnowałem swoje małżeństwo. Wstyd mi, że zachowałem się jak ostatni dureń”

Redakcja poleca

REKLAMA