„Nie chcę więcej widzieć mojej siostry. Wyjechała, zapomniała o rodzinie, a odezwała się dopiero by zażądać sprzedaży domu”

To ja zajmowałam się przez całe życie rodzicami, jak Sońka siedziała daleko z mężulkiem i bachorami. Odezwała się dopiero po ich śmierci, bo była łasa na spadek.
30.03.2023 10:17

Moja siostra zawsze potrafiła nieźle się urządzić. Niby oddana rodzinie i kochająca, a jak tylko pojawił się facet na horyzoncie, rzuciła obowiązki i wyjechała na drugi koniec Polski. Mężuś szybko zmajstrował jej dzieci, a ona udawała wielce szczęśliwą i zadowoloną. Musiała udawać, bo przecież nigdy tego nie chciała!

„Kochająca córcia” i siostrzyczka

Sonia szybko ograniczyła kontakt z rodzicami do dwóch telefonów w miesiącu. Do mnie całkiem przestała dzwonić. Po naszej ostatniej rozmowie postanowiła się obrazić.

– Nie masz pojęcia o prawdziwym życiu, samolubie. Udajesz, że rodzice są dla ciebie tacy ważni, a tak naprawdę żyjesz tylko dla siebie! Co z tego, że ich odwiedzasz, skoro mama po twoich wizytach dochodzi do siebie przez dwa dni!

Oczywiście piła do tego, że nie mam męża… a przecież ja byłam szczęśliwa. Zazdrościła mi. Ona liczyła każdy grosz, a ja wydawałam wszystko na siebie. Każdy ma, co chce. Mogła żyć, jak ja.

Nie rozmawiałyśmy do śmierci rodziców

Rodzice pochorowali się szybko. Mama zachorowała nagle i zmarła zaledwie 2 miesiące później. Ojciec też nie mógł bez niej żyć – umarł po kilku miesiącach.

Oczywiście pogrzeby były na mojej głowie. Księżniczka pojawiła się na gotowym, przyjechała prosto do kościoła.

– Mieszkasz bliżej, poza tym jesteś sama, łatwiej jest ci się wyrwać. Dzieci mają szkołę, nie mogę wszystkiego rzucić – tłumaczyła się. – Nie bądź egoistką!
Czuła się winna, to pewne. Kwiaty na grobie tatki nie zdążyły jeszcze zwiędnąć, gdy Sońka zadzwoniła do mnie z pytaniem, co będzie z domem.
– Jak to, co będzie? – w pierwsze chwili nie zrozumiałam. – Trzeba go sprzedać, to pewne. Musimy tylko ustalić, kiedy i za ile – usłyszałam rzeczową odpowiedź.

Przez tydzień się nie odzywała

Przez tydzień była cisza w eterze, ale wiedziałam, że to cisza przed burzą. Gdy zadzwonił telefon, wiedziałam, że to ona. Mamrotała coś tam o tym, jak jej ciężko i jak potrzebuje pieniędzy na dzieci.

Zupełnie ignorowała to, że przez ostatnie lata to ja naprawiłam dach i wstawiłam nowe okna w domu rodziców. Mam to teraz wszystko sprzedać?

Co nie zmienia faktu, że obie mamy prawo do spadku. Nie zapominaj o tym. I nie wrzeszcz na mnie. Nie chcesz sprzedać domu, proszę bardzo, spłać mnie i będziemy kwita. Jeśli nie, spotkamy się w sądzie. Nie dam sobie wejść na głowę. Rodzice ci na to pozwalali, ale ja nie.

Zobaczyłyśmy się dopiero na rozprawie w sądzie. Gdy zobaczyłam grubą obrączkę sędziny, od razu spodziewałam się, co usłyszę. Oczywiście przyznała rację mojej siostrze. „Takie jest prawo”. Sońka próbowała mnie zatrzymać po rozprawie, ale odepchnęłam ją. Nie dam się, nie chcę jej znać. Spłacam więc kochaną siostrzyczkę, ale to jawna niesprawiedliwość!

Redakcja poleca

REKLAMA