Sylwia jest trzy lata młodsza ode mnie, dlatego w dzieciństwie miałyśmy bardzo dobry kontakt. Różnica wieku była na tyle niewielka, że żyłyśmy podobnymi sprawami. Poruszałyśmy się praktycznie w jednym kręgu znajomych i często zakładałyśmy swoistą komitywę przeciwko rodzicom.
Gdy mama lub tata nie chcieli nam na coś pozwolić, wspólnie przekonywaliśmy ich, że jesteśmy już na przykład wystarczająco dorosłe, żeby wracać z imprezy po dwunastej w nocy albo wyjechać na pierwsze samodzielne wakacje pod namiot.
Tak było do czasów mojego liceum. Później ja poszłam na studia i wyjechałam z domu. Zamieszkałam w wynajętym mieszkaniu wspólnie z koleżankami. Z czasem poznałam Pawła i wspólnie wynajęliśmy kawalerkę. Nasz związek traktowaliśmy poważnie, ale nie planowaliśmy jeszcze ślubu.
– Na razie jest dobrze tak jak jest. Jesteśmy młodzi, chcemy coś przeżyć, zobaczyć, zbudować fajne wspomnienia. Na rodzinę przyjdzie jeszcze czas – przekonywałam babcię, która często dopytywała, kiedy na moim palcu pojawi się pierścionek zaręczynowy.
Dostałam kasę od babci
To właśnie od niej otrzymałam czterdzieści tysięcy złotych. Babcia sprzedała działkę, którą miała pod miastem i sprawiedliwie podzieliła pieniądze między czwórkę swoich wnuków.
– To na waszą przyszłość. Może pieniądze przydadzą się wam na wkład własny na mieszkanie. Wciąż wynajmujecie tę kawalerkę i płacicie grube pieniądze obcym ludziom. Oboje z Pawłem macie pracę, to chyba łatwiej byłoby wam spłacać swoją własną ratę – babcia, mimo osiemdziesiątki, naprawdę trzeźwo myślała i chciała wspomóc wnuki jak tylko potrafiła.
– Bardzo chcielibyśmy kupić coś swojego, ale na razie nie mamy na to pieniędzy. Oboje pracujemy dorywczo. Ja w tym klubie fitness na recepcji nie zarabiam kokosów, a Paweł ma wymagające studia na politechnice. Za projekty dostaje fajne pieniądze, ale może poświęcić im niewiele czasu, dlatego to się rozpływa na stałe wydatki – powiedziałam jej szczerze.
Wyjechałam do pracy
Za dwa lata miałam mieć obronę pracy magisterskiej i skrycie marzyłam, że może do tego czasu uda się nam kupić własne mieszkanie. Postanowiłam wyjechać w wakacje do pracy za granicę, żeby odłożyć jakieś oszczędności. Padło na Grecję.
– Może stawki tam nie są jakieś oszałamiające, ale hotel położony jest w przepięknym miejscu, blisko plaży. Będę mogła pracować, a przy okazji będę zwiedzać okolicę, kąpać się i nieco odpoczywać – opowiadałam młodszej siostrze, która właśnie zdała na pierwszy rok studiów pielęgniarskich i przygotowała się do przeprowadzki z rodzinnego domu.
Prawda okazała się nieco inna. Pracowałam jako pokojówka i na nogach byłam po dziesięć godzin lub czasami nawet dłużej. Zależało mi, żeby zarobić jak najwięcej. Praca była wymagająca i naprawdę ciężka. Już samo ścielenie łóżek pod linijkę wymagało pewnego doświadczenia. Na posprzątanie na błysk jednego pokoju miałyśmy zaledwie kilka minut. I tak przez cały dzień. A kierowniczka zmiany była bardzo wymagająca i pozostawienie na lustrze czy kabinie prysznicowej choćby jednej smugi nie wchodziło w grę.
Moje oszczędności się powiększyły
Na zwiedzanie czy imprezowanie nie miałam więc ani czasu, ani sił. Wieczorem najczęściej przychodziłam do swojego pokoju, brałam prysznic, jadłam coś na szybko i padałam na łóżko. Gdy miałam wolne, najczęściej wybierałam się na plażę, żeby wykąpać się w cieplutkiej wodzie i nieco odpocząć.
Ciężko pracowałam w hotelu, ale udało mi się odłożyć ładne pieniądze
To były bardzo pracowite trzy miesiące. Byłam jednak zadowolona, ponieważ udało mi się odłożyć fajne oszczędności. Razem z pieniędzmi od babci miałam osiemdziesiąt tysięcy. Może dla kogoś nie jest to jakaś zawrotna suma, ale dla mnie było to bardzo dużo. Planowałam, że pieniądze te staną się wkładem na własne mieszkanie. Razem z tym co dołoży Paweł być może udałoby się nam wreszcie kupić własne M i wyprowadzić się z tej ciasnej kawalerki, za którą płaciliśmy niczym za przysłowiowe zboże.
Niestety na pomoc rodziców nie za bardzo mogliśmy liczyć. Nasze rodziny do majętnych nie należały i same musiały liczyć się z każdym groszem. Owszem, pewnie planowali prezenty na nasz ewentualny ślub, ale na pewno nie były to pieniądze, które pozwoliłyby na zakup mieszkania. Zwłaszcza, że taki lokal trzeba też wykończyć, kupić meble, całe AGD. To prawdziwa studnia bez dna.
Siostra wszystkich zaskoczyła
Minęło zaledwie kilka miesięcy, gdy w rodzinie gruchnęła wiadomość. Okazało się, że Sylwia jest w ciąży. Dopiero co zaczęła studia, a z Damianem spotykała się nieco ponad dwa miesiące. On mieszkał w akademiku, ona wynajmowała pokój dzielony z koleżanką. Z dzieckiem na pewno nie mogli zamieszkać ani w jednym, ani w drugim miejscu.
Zaczęły się błyskawiczne przygotowania do wesela. Jak dla mnie było to dziwne. Sami nie mieli pracy i oszczędności. Byli niemal w całości zdani na rodziców, ale nie chcieli zrezygnować z przyjęcia i w jego miejsce zaprosić bliskich na jakiś uroczysty obiad do restauracji.
Stanęło na tym, że oboje przeniosą się na studia zaoczne i na co dzień zamieszkają w domu teściów. Mama i przyszła teściowa miały na początku pomóc Sylwii przy dziecku, a Damian miał poszukać pracy. W teorii wszystko miało się jakoś ułożyć.
Przyszła do mnie z prośbą o pożyczkę
– Kamila tylko na ciebie mogę teraz liczyć – powiedziała tym swoim błagalnym tonem, którego w dzieciństwie zawsze używała, gdy chciała, żebym zafundowała jej lody czy dorzuciła się do wymarzonej zabawki.
Tylko, że teraz nie chodziło o kilka złotych na świderka z automatu czy plastikową lalkę na odpuście. Ona chciała pożyczyć całe moje oszczędności.
– Wiem, że masz odłożone osiemdziesiąt tysięcy. Sama się chwaliłaś kiedyś. A teraz wy z Pawłem i tak nie planujecie ślubu. Chcesz przecież zorganizować wesele dopiero po obronie. A my jesteśmy w podbramkowej sytuacji – prosiła. – U teściów cała góra jest do wykończenia. To są gołe ściany, tam na pewno nie da się mieszkać. I co mamy we trójkę gnieść się z dzieckiem na dole w jednym pokoiku? Z teściami, szwagrem i babcią za ścianą? – marudziła, zupełnie jakbym to ja była winna, że nie pomyślała o tym zanim nie zaszła w ciążę.
– Masz przecież swoje czterdzieści tysięcy od babci. Na remont to jest dużo, myślę, że nasi rodzice i teściowie też wam nieco dorzucą – próbowałam znaleźć racjonalne rozwiązanie.
– Oni dokładają się do wesela. Na remont nie mają już kasy – rzuciła Sylwia i wyczekiwała z napięciem na moją odpowiedź.
Prawie się pokłóciłyśmy
– Przecież możecie nie robić tego wesela. Po co wam teraz impreza? W waszej sytuacji na pewno nie jest to najważniejszy wydatek – powiedziałam jej to, co już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie.
– Żałujesz mi pójścia w białej sukni do ołtarza? – siostra wyraźnie się zezłościła.
– Do ołtarza możesz przecież iść i normalnie wziąć ślub kościelny. Ale impreza na prawie setkę osób naprawdę nie jest wam potrzebna – w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam na głos swoje zdanie.
Sylwia omal się na mnie nie obraziła. No bo jak to tak? Ona ma nie mieć wesela i zrezygnować z całej tej otoczki? W ogóle nie przemawiały do niej racjonalne argumenty.
Przy okazji okazało się też, że te czterdzieści tysięcy od babci poważnie nadszarpnęła. Nie była też w stanie wyjaśnić, co za nie kupiła. To oznaczało, że mnóstwo pieniędzy zwyczajnie jej się rozpłynęło. Na ciuchy, drogie kosmetyki, wyjazdy do SPA i ze znajomymi, imprezy…
Ugięłam się
W końcu ugięłam się i pożyczyłam jej te pieniądze. Sylwia była bardzo szczęśliwa i obiecywała, że na pewno odda.
– Damian już znalazł pracę w markecie z elektroniką. Ja też odchowam maleństwo i gdzieś się zaczepię. Teściowa obiecała, że zajmie się wnukiem. Góra za rok oddamy ci co do grosza. Zresztą, Damian ma dostać działkę od rodziców. Gdy uda się ją dobrze sprzedać, dostaniesz swoją kasę.
Doszłam do wniosku, że mogę jeszcze pomieszkać na wynajmie, a siostrze naprawdę potrzebne są te pieniądze na już. Myślałam, że wszystko będzie dobrze. No przecież moja Sylwia mnie by nie oszukała, prawda? Nie podpisywałyśmy więc żadnej umowy. Zwyczajnie przekazałam jej gotówkę i tyle.
Byłam naiwna
Od tej chwili minęło już dwa lata. Właśnie niedawno obroniłam pracę magisterską. Chcielibyśmy z Pawłem kupić własne mieszkanie. Już dowiadywaliśmy się w banku i mamy zdolność kredytową. Problemem jest jednak wkład własny. Dlaczego? Bo Sylwia nie oddała mi jeszcze ani złotówki i zwyczajnie unika kontaktów ze mną. Wcześniej cały czas odkładała termin spłaty, przekonując, że jeszcze nie mają tych pieniędzy.
Od rodziców dowiedziałam się jednak, że zaczęli z mężem budowę na tej działce podarowanej przez teściów i ani myślą ją sprzedawać. Tak więc dobrze ustawili się moim kosztem, a ja zostałam bez swoich całych oszczędności, które teraz tak bardzo mi są potrzebne.
Nie chcę nazywać siostry złodziejką. Ale co to jest innego jak nie kradzież? Przywłaszczyła sobie całe osiemdziesiąt tysięcy i nawet nie wspomina, kiedy spłaci dług. A ja nie mam potwierdzenia na to, że w ogóle pożyczyłam jej tę kasę. I co mi teraz zostaje? Do sądu jej nie podam. Mogę zrobić aferę w rodzinie, ale czy to w ogóle w czymś pomoże? Sylwia i tak odcina się od naszych bliskich. Myślę, że robi to specjalnie. Muszę coś wykombinować, bo na pewno jej nie daruję.
Teraz już wiem, że nawet najbliżsi ludzie mogą oszukać i nikomu nie trzeba ufać. W rodzinie można się kochać. Ale gdy chodzi o pieniądze, należy liczyć się dokładnie tak jak z obcymi.
Kamila, 26 lat
Czytaj także: „Siostra mamy to złośliwa stara panna. Mój ojciec sam postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka niedostępna”
„Mój facet był kanapowym nudziarzem, więc zamieniłam go na petardę wigoru. Szybko jednak zatęskniłam za moim leniem”
„Córka zawsze miał wszystko, czego zapragnęła. Gdy urodziła dziecko zobaczyłam, że wychowałam wyrachowaną egoistkę”