Monika to moja upragniona i wyczekiwana córka. Urodziła się przedwcześnie i musiała spędzić parę tygodni w inkubatorze. Od tamtej pory każde jej przeziębienie, skaleczenie czy płacz doprowadzały mnie do szaleństwa ze strachu. Chyba właśnie dlatego wychowywałam ją trochę jak księżniczkę na ziarnku grochu. Bałam się, że spotka ją coś złego, więc nigdy nie pozwalałam jej na samodzielne wyjścia.
Trzymałam ją pod kloszem
Z upływem lat jej buntownicza natura coraz bardziej dawała o sobie znać. Nie akceptowała faktu, że jej rówieśniczki mogą samodzielnie chodzić gdzie chcą, podczas gdy ja wciąż chciałam jej pilnować. Zdawałam sobie sprawę, że w momencie kiedy pójdzie do szkoły średniej powinnam dać jej większą swobodę, lecz lęk o jej los wprost mnie obezwładniał.
– Daj jej żyć własnym życiem! Potrzebuje się uniezależnić. Powoli staje się dorosła – perswadował mój mąż. Zaczęłam więc, wbrew sobie, przyzwalać na coraz więcej, a ona skwapliwie korzystała z dopiero co zdobytej niezależności. Bez pytania mnie o zgodę zafarbowała włosy, zaczęła uczęszczać na prywatki, porzuciła zajęcia z angielskiego i przestała brać korepetycje z matematyki.
– Nie potrafię tego znieść, jak ona się zachowuje – irytowałam się.
– Wiesz, jest młoda. Przez wiele lat była trzymana pod kloszem, to teraz szaleje – bronił jej małżonek.
– Chcesz powiedzieć, że to przeze mnie?!
– Słuchaj, próbuję tylko wyjaśnić, że ona postępuje tak samo jak inni w jej wieku.
– No dobrze, a co jeśli jej koledzy i koleżanki sięgną po dragi? Też staniesz wtedy po jej stronie?
– Daj spokój, Aniu! Przestań tak panikować, proszę cię.
Czułam się rozczarowana brakiem wsparcia ze strony męża. Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że do tej pory nieco przesadzałam. Ale teraz odnosiłam wrażenie, że oddalam się od córki.
Dosłownie zdębiałam
Byłam bezradna, gdy wychodziła ze znajomymi. Pewnego dnia, gdy wróciłam z roboty, zobaczyłam ją leżącą w łóżku. Od razu dotarło do mnie, że nie poszła do szkoły. Jak mogła mieć tak lekceważący stosunek do nauki?! Doszłam do wniosku, że najwyższa pora przeprowadzić z nią poważną rozmowę. Zbliżyłam się do niej, a ona popatrzyła na mnie jakby nieobecna duchem.
– Dlaczego nie poszłaś dziś na lekcje?
– Nie dałam rady – oznajmiła.
Słowa, które wypowiedziała Monika totalnie zbiły mnie z tropu i omal nie upadłam z wrażenia.
– Obowiązkiem każdego ucznia jest regularne uczęszczanie na lekcje. Martwi mnie co się z tobą ostatnio dzieje. Lekceważysz obowiązki szkolne, a po zmroku szwendasz się nie wiadomo gdzie. Mam nadzieję, że nie wpadłaś w jakieś nieodpowiednie towarzystwo? – zagadnęłam ostrożnie, martwiąc się, że zabrzmiało to może zbyt oskarżycielsko.
W duchu skarciłam się za wspomnienie o „nieodpowiednim towarzystwie”, bo to mogło ją tylko zirytować. Monika wbiła we mnie dziwne spojrzenie, po czym zalała się łzami.
– Skarbie, co się stało? – spytałam zdziwiona jej zachowaniem.
– Mamo, nie mam pojęcia jak ci to powiedzieć. Spodziewam się dziecka – wypaliła niespodziewanie, a ja zupełnie zdębiałam.
– Jesteś w ciąży?! Co takiego?! Dziecko, o czym ty w ogóle gadasz?! Czyli ty już… no wiesz, uprawiałaś seks? Ale kiedy? I z jakim chłopakiem? – zasypywałam ją nerwowymi pytaniami.
To był dramat
Nie miałam zielonego pojęcia, że w ogóle spotykała się z jakimś facetem. Zawsze myślałam, że najpierw przyjdzie do mnie i poprosi, żebym poszła z nią do ginekologa… A tu proszę, nawet nie zdążyłam przeprowadzić z nią jeszcze tej „uświadamiającej” pogadanki, a ona zaszła w ciążę!
– Z Maćkiem. Tym, co chodzi ze mną do klasy. Na domówce – wymamrotała.
– Na domówce?!
– No… – rozpłakała się.
– Weszliśmy do pokoju, zatrzasnęliśmy drzwi, chcieliśmy pogadać, a potem coś w nas wstąpiło. Ola twierdziła, że przy pierwszym stosunku nie da się zajść w ciążę.
– Córeczko, daj mi moment, muszę pomyśleć – powiedziałam, unikając jej wzroku.
Zdawałam sobie sprawę, że Monika przeżywa trudne chwile i pragnęłam ją jakoś pocieszyć, ale ilość informacji, które do mnie dotarły, była przytłaczająca.
– Mamo, proszę... powiedz, że jakoś to będzie – wystękała, ocierając zapłakane oczy w rękaw bluzy.
W tamtym momencie zrobiłam tyle, na ile umiałam się zdobyć. Nie dałam rady powiedzieć jej, że wszystko jest okej, bo nie było! Zdawałam sobie sprawę, że srogo oberwie za swój bezmyślny krok.
Czułam się winna
Byłam pewna, że to jeszcze nie ten moment na pogadanki uświadamiające, że mam jeszcze czas. Poszłam do męża i mu o wszystkim opowiedziałam, a on popatrzył na mnie, jakbym mu jakieś bajeczki opowiadała. Nie było mi łatwo, a musiałam jednocześnie pocieszać córkę i uspokajać wkurzonego męża.
– Czy to na pewno chodzi o naszą córkę?!
– A o kogo innego miałoby chodzić?
– Trudno mi w to uwierzyć. A może on ją do tego zmusił?
– Wątpię. Nic o tym nie wspominała.
– Jak on zareagował na tę wiadomość?
– Jeszcze go nie poinformowała – odparłam. – Ale co innego mógłby powiedzieć? Raczej nie staną teraz przed ołtarzem i nie będą wiedli długiego oraz szczęśliwego życia. Ledwo skończyli szkołę!
– Wyrwę temu gołowąsowi to, co mu zbędne!
– Obawiam się, że to już nic nie da! Zależało mi na tym, aby Monika nie musiała sama zmagać się z tą sytuacją.
Gdy emocje opadły i wszystko na chłodno rozważyłam, zdecydowałam się jej pomóc. Udałam się do jej sypialni, gdzie zastałam ją wtuloną w górę poduszek.
Musiała dorosnąć
– Skarbie, rozumiem, że w tym momencie masz wrażenie, jakby wszystko się zawaliło. Jednak prawda jest taka, że to dopiero początek nowego rozdziału w twoim życiu. Zostaniesz mamą. Zdaję sobie sprawę, że chwila nie jest idealna, ale to nie zmienia faktu, że to prawdziwy dar z nieba.
– Dar z nieba? Mamo, to jakiś koszmar.
– Wiem, że teraz tak to odbierasz. Ale zobaczysz, pokochasz swoje maleństwo.
Monika krążyła po mieszkaniu, nieustannie wycierając zapłakane oczy. Andrzej, naburmuszony, przemierzał dom bez słowa, jakby miało to w czymś dopomóc. Ja z kolei próbowałam rozmawiać z nimi, namawiając, by przestali skupiać się wyłącznie na własnym bólu i zaczęli brać pod uwagę dobro maleństwa. Skłoniłam Monikę, żeby poszła pogadać z Maćkiem. Gdy wróciła od niego do domu, dało się zauważyć, że jest znacznie bardziej opanowana.
– I jaka była jego reakcja?
– Był zaskoczony… ale zadeklarował, że da z siebie wszystko, by wesprzeć i że pragnie zostać ojcem.
– Serio? Cóż… miejmy nadzieję, że tak będzie – odparłam.
Była strasznie dziecinna
Chciałam uniknąć pesymizmu, ale szczerze mówiąc, miałam wątpliwości, czy te obietnice okażą się prawdą. W ciągu następnych miesięcy Maciek zaglądał do nas od czasu do czasu i sprawiał wrażenie, jakby Monika była dla niego ważna. Gdy dowiedzieli się, że urodzi im się synek, wręcz szalał ze szczęścia.
– A może damy mu na imię Mściwoj! – wypalił z entuzjazmem.
– Lepiej Siekiera! – parsknęła śmiechem Monika.
W takich momentach dostrzegałam, że to wciąż smarkacze. Zielonego pojęcia nie mieli, co ich czeka. Monika uczyła się w domu, a po lekcjach dalej spotykała się z przyjaciółkami i wolała całe dnie spędzać przed telewizorem, oglądając seriale, zamiast czytać podsuwane przeze mnie poradniki dla przyszłych mam. Pod koniec ciąży z trudem już chodziła.
Poród córki napawał mnie przerażeniem, dużo większym niż mój własny. Ona miała do tego zupełnie inne podejście. Ciągle marudziła, że chciałaby już to mieć z głowy. Zupełnie jakby wydanie dziecka na świat było zakończeniem całego tego okresu bycia w ciąży i mogłaby na powrót zacząć żyć jak dawniej. Miałam nadzieję, że Monika zmieni się po narodzinach dziecka.
– Kochanie, od teraz musisz być gotowa na to, że maluch stanie się centrum twojego świata – starałam się jej wytłumaczyć, a ona kiwała głową, ale bez entuzjazmu.
Zostawiła mnie z dzieckiem
Akcja porodowa rozpoczęła się w nocy, dokładnie w wyznaczonym dniu. Podwiozłam ją samochodem do kliniki położniczej i wykręciłam numer do Maćka. Wprawdzie stawił się w szpitalu, ale nie chciał uczestniczyć przy porodzie rodzinnym. W związku z tym to ja byłam przy Monice, ściskając ją za dłoń.
Miałam nadzieję, że pojawienie się na świecie małego Krzysia odmieni Moniczkę, sprawi, że pokocha swojego synka i będzie mu poświęcać większość uwagi. Zaoferowałam jej wsparcie, ale po pewnym czasie dostrzegłam, że sięgała po nie znacznie częściej, niż mogłabym się spodziewać.
Nie miała ochoty wstawać po nocach. Płacz maleństwa jej nie przeszkadzał, a gdy ja to robiłam, prosiła mnie, abym samodzielnie go nakarmiła. Od samego początku twierdziła uparcie, że nie będzie karmić piersią, ponieważ obawiała się, że jej biust straci jędrność.
– Według mnie właśnie to będzie najlepsze dla maluszka – starałam się przemówić jej do rozsądku, ale na darmo.
W rezultacie to ja zrywałam się po nocach, przygotowywałam butelkę i podawałam ją wnukowi. Monika nie miała również ochoty wychodzić z nim na dwór. Twierdziła, że każdy patrzy na nią z niechęcią, bo wygląda raczej jak starsza siostra Krzysia niż jego matka. Poza tym uważała, że zmienianie pieluch to coś strasznego.
Chciała dalej imprezować
– Mamo, idę z Julką na miasto, ok? Przypilnujesz Krzysia? – powiedziała takim tonem, jakby to było jasne jak słońce, że się nim zaopiekuję.
Nie pierwszy raz wychodziła z przyjaciółką na shopping albo do parku. Żeby jednak zabrała ze sobą synka, o tym nie było nawet gadki. Kompletnie nie rozumiałam, jak może być aż tak lekkomyślna i oschła. Trudno mi było zaakceptować fakt, że moja córka wyrosła na tak egoistyczną osobę.
– Monika, nie zwalaj na mnie obowiązku opieki nad swoim synem.
– Obiecywałaś, że mnie wesprzesz! – odparła z wyrzutem.
– Wesprzeć cię, owszem. Ale przecież ty jesteś matką! Ja to tylko babcia.
– Wiesz mamuś, ja nie dam rady całkowicie odpuścić sobie wszystkiego i non stop pilnować dziecka. Oszaleję w tym domu!
– Tylko w taki sposób przyzwyczaisz się do roli mamy. A co z Maćkiem? Coraz rzadziej tu zagląda.
– Jest zapracowany. No wiesz, w końcu znalazł robotę, aby zarabiać na rodzinę – odparła, po czym opuściła mieszkanie.
Patrzyłam z rozczuleniem na jego malutkie rączki, które poruszały się nieznacznie. Właśnie wtedy do pomieszczenia wkroczył mój mąż, przenosząc wzrok na mnie i małego Krzysia.
Mąż miał rację
– Słuchaj, co ci powiem – w końcu się do mnie odezwał. – Tak dalej być nie może. Monika wychodzi sobie, a ty zostajesz z dzieciakiem.
– Ale ja muszę jej pomóc.
– Nie, wcale nie musisz. Owszem, możesz, ale ona wykorzystuje twoją życzliwość. I wiesz co? Jeśli nie zacznie być prawdziwą matką, to ty nią w końcu zostaniesz. Choć uważasz, że dobrze robisz wyręczając ją we wszystkim, to tak naprawdę jest odwrotnie.
– I co mam zrobić w takiej sytuacji? Udawać, że nie słyszę jak Krzyś płacze po nocy i nie zwracać uwagi na to, że Monika po raz kolejny olała kąpiel albo zapomniała dać mu witaminy? To przecież nie fair wobec małego. Zachowuje się tak, jakby nic ją to nie obchodziło.
– Wiesz, na początku prawie każda świeżo upieczona mama popełnia masę błędów, ale dzięki temu zdobywa doświadczenie. Jeśli ciągle będziesz ją wyręczać, to niczego się nie nauczy.
Miałam świadomość, że to zgodne z prawdą. Doszłam do wniosku, że nadeszła pora, by umożliwić jej bycie prawdziwą matką. Tylko zarwane noce, zmęczenie, systematyczność oraz chwile poświęcone maleństwu były w stanie uczynić z niej mamę. Gdy tylko Monika znalazła się z powrotem w domu, przekazałam jej Krzysia.
– Dlaczego on tak płacze?
– Chce jeść.
– Dałaś mu coś do jedzenia?
– Tak, jadł, ale dalej jest głodny. Daj mu jeść i zmień pieluchę. Idę do sklepu – oznajmiłam i opuściłam mieszkanie.
Wzięła się do roboty
Wróciłam po paru godzinach. W nocy również nie podniosłam się z łóżka, gdy słyszałam jego popłakiwanie. Rankiem Monika wstała niewyspana, z ciemnymi sińcami pod oczami.
– Przygotowałabyś małemu coś do picia? – krzyknęła w moją stronę.
– Wybacz kochana, ale tym razem ty się tym zajmij – odparłam, na co popatrzyła na mnie zaskoczona. – W końcu to twoje dziecko.
Wszystko wskazywało na to, że uświadomiła sobie, iż nastał kres mojej pomocy. Od tego momentu to na jej barkach spoczywała odpowiedzialność za opiekę nad Krzysiem. Na początku niełatwo mi było obserwować, jak wiele obowiązków musiała przejąć. Czasami umykały jej takie sprawy jak wizyta szczepienna czy inne istotne kwestie, ale byłam przekonana, że jako rozsądna i dojrzała osoba, poradzi sobie z tym wyzwaniem.
Miesiące mijały, a ja patrzyłam z podziwem, jak ona dzielnie stawia czoła wyzwaniom. Narzekania ustały, noce spędzała na nogach, spacerowała z maluchem, kąpała go i przebierała. Tata dziecka również angażował się coraz bardziej w opiekę nad synkiem. Ja również wyciągnęłam z tego lekcję – powinnam ją wspierać, ale nie wyręczać. To oczywiste, że czeka ją trudniejsza ścieżka niż jej koleżanek w tym samym wieku. Myślę, że ona to wie i mam nadzieję, że w przyszłości doceni moje wsparcie.
Maria, 56 lat
Czytaj także:
„Miałem opalać się do góry brzuchem, a zasuwałem jak sezonowy robotnik. Nie tak wyobrażałem sobie wymarzone wakacje”
„Babcia zawsze dawała mi kasę, więc liczyłam też na spadek. A ona nie przepisała mi nawet złotówki”
„Rodzina mnie traktuje jak kucharkę, sprzątaczkę i służącą. Myślą, że mogą mną pomiatać, bo wciąż jestem starą panną”