„Marzyłam o wielkiej karierze i uciekłam z wioski zabitej dechami. Pech chciał, że trafiłam do jeszcze większej dziury”

poważna kobieta fot. Getty Images, Oliver Rossi
„Co ona sobie wyobraża, ta kobieta, która nie ma w domu nawet basenu? Że przyjechałam tu prosto z jakiejś dziury?! Chociaż często narzekałam na moją ojczyznę, nagle poczułam w sobie narodową dumę. Miałam wielką chęć jej coś odszczeknąć, ale w ostatnim momencie zdołałam się opanować”.
/ 24.09.2024 08:30
poważna kobieta fot. Getty Images, Oliver Rossi

Mieszkamy w takiej dziurze, że nawet sklepiku nie mamy, a co dopiero mówić o jakimś kinie. Marzyłam przecież, żeby wyrwać się stąd w świat, zostać jakąś gwiazdą... Wiecznie narzekałam na ten kraj, na tę moją pipidówkę, z której pochodzę, na to, że nie mam żadnych widoków na przyszłość i muszę stąd wyjechać. Nie sądziłam nawet, że jadąc do Francji, wyląduje w jeszcze mniejszej wsi niż moja rodzinna miejscowość.

Przyciągał mnie wielki świat

Od zawsze sądziłam, że należy mi się więcej, niż posiadam. Będąc nastolatką, z zapałem czytywałam w czasopismach o barwnym życiu zagranicznych celebrytów, śniąc o tym, by pewnego dnia stać się taką jak oni – olśniewającą, rozpoznawalną i majętną. I zamieszkać w jakimś uroczym kraju, może we Francji lub na Wyspach Brytyjskich. Koniecznie gdzieś na Zachodzie.

Bo cóż to za życie w tej zacofanej Polsce? Szczególnie, gdy pochodzi się z niewielkiej mieściny, gdzie nawet nie ma kina. Dziś można żyć choćby w najmniejszej i zabitej dechami dziurze, a jeśli ma się dostęp do Internetu i ochotę obejrzeć jakiś film, wystarczy niewielka opłata i jest on na wyciągnięcie ręki w sieci.

Za moich czasów, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, nie było takich wygód jak sieć internetowa, a nieobecność kina mocno dawała mi się we znaki. Najbliższe znajdowało się w mieście wojewódzkim, oddalone o jakieś czterdzieści kilometrów od domu. Straszliwie mnie to denerwowało. Sytuacja finansowa w naszym domu pozostawiała wiele do życzenia, a ceny biletów autobusowych były horrendalnie wysokie. Mimo to, zbierałam pieniądze i co pewien czas udawało mi się wyrwać z domu rodzinnego, by choć na kilka godzin poczuć klimat większego miasta.

Mimo niedogodności wynikających z mojego miejsca zamieszkania, to nie powstrzymywało mnie przed snuciem marzeń o przyszłości. Wręcz odwrotnie. Jeszcze mocniej chciałam się stamtąd wyrwać, uciec z tej zabitej dechami mieściny, w której nie widziałam dla siebie żadnych szans. I wcale nie do Warszawy, o której śniły moje przyjaciółki.

Mnie ciągnęło gdzieś dalej, w wielki świat! Do ekscytującego życia w metropolii, wieczorów w klubach, wysokich budynków i gwarnych ulic, do bycia znaną aktorką, o czym marzyłam od dziecka. Już w czasach szkoły średniej szczególnie polubiłam Francję. Może dlatego, że kojarzyła mi się z romansami… To nie było tylko wzdychanie do zdjęć Wieży Eiffla albo zameczków w dolinie Loary. Moje zauroczenie tym państwem przyniosło też coś dobrego.

Francja była spełnieniem marzeń

Zupełnie niespodziewanie rzuciłam się w wir nauki francuskiego i osiągnęłam naprawdę dobre rezultaty, dzięki czemu na koniec roku szkolnego mogłam pochwalić się oceną celującą. Tuż po zdaniu matury zaczęłam przeczesywać anonse dotyczące zatrudnienia poza granicami kraju. Niestety, zdecydowana większość z nich adresowana była do mężczyzn. Głównie chodziło o pracę na budowie albo w warsztacie samochodowym. Trafiały się też oferty sezonowe przy zbiorach warzyw. Ja jednak marzyłam o tym, żeby osiąść tam na dobre, a nie tylko wybrać się na letni zarobkowy urlop.

W końcu trafiłam na coś, co idealnie pasowało do moich oczekiwań. Pewna para z Francji poszukiwała kogoś, kto zająłby się ich dziećmi! „Z pewnością są przy kasie” – przeszło mi przez myśl, ponieważ w naszym kraju niewielu mogło sobie pozwolić w tamtych czasach na zatrudnienie niani do dzieci. Oprócz pilnowania maluchów, oczekiwali też wsparcia w obowiązkach domowych i drobnych prac ogrodniczych. W zamian proponowali całkiem przyzwoitą, regularną wypłatę oraz zapewniali wyżywienie i zakwaterowanie.

Miałam zamieszkać razem z nimi w ich (zapewne) przestronnej i uroczej posiadłości! Byłam przeszczęśliwa i bez wahania zgłosiłam swoją kandydaturę do firmy, która opublikowała tę ofertę. Możecie wierzyć lub nie, ale przyjęli mnie od ręki!

Mam sporo zalet, które pomogły mi zdobyć tę pracę. Znam świetnie język, nie palę i nie piję, a do tego mam spore doświadczenie w opiece nad dziećmi. Zajmowałam się maluchami mojej siostry oraz jej przyjaciółki, która nawet napisała mi referencje. No i pochodzę z Polski, a to podobno było ważne, bo babcia dzieciaków jest Polką. Chciała, żeby wnuczęta umiały mówić w jej rodzimym języku. Pewnie zastanawiacie się, co ma wspólnego bycie nianią z zostaniem sławną osobą? No cóż, każdy od czegoś zaczyna. Poza tym chyba nie ma wątpliwości, że żeby zrobić karierę za granicą, najpierw trzeba tam pojechać i trochę się zadomowić.

– Córuś, ale po co ci to? Pojedziesz do tych żabojadów? – marudziła moja matka. – Przecież to bezbożnicy, nawet w boga nie wierzą! Ty tam kościoła na oczy nie zobaczysz.

Z deszczu pod rynnę

Jak się później okazało, faktycznie nie mijała się z prawdą. Ale nie dlatego, że kościołów brakowało we Francji, tylko z tego powodu, że miasteczko, w którym przyszło mi zamieszkać, nie grzeszyło wielkością. „A na mapce prezentowało się jak spora miejscowość…” – westchnęłam z rozczarowaniem, gdy już dotarłam na miejsce i rozejrzałam się po okolicach. Choć z drugiej strony nie do końca się pomyliłam. Bo tak naprawdę to państwo L. mieli swój domek na obrzeżach Lyonu.

Dzielnica, w której się znalazłam, nie powaliła mnie na kolana (szczególnie, jak weźmiemy pod uwagę to, czego się spodziewałam), ale na szczęście autobusami czy tramwajami można było dość sprawnie dojechać do śródmieścia. Posiadłość moich pracodawców, która w mojej głowie jawiła się jako luksusowa rezydencja, nieźle mnie zaskoczyła. Zwyczajny, dwukondygnacyjny domek, może nie jakiś malutki, ale też nie zaliczający się do pokaźnych. Względnie zadbany i całkiem gustownie urządzony, choć bez przesadnego przepychu. „Nawet basenu nie mieli na podwórku” – westchnęłam w duchu z rozczarowaniem, zerkając na skromnych rozmiarów podwórko.

Rodzina L. powitała mnie bardzo sympatycznie i miło, ale od razu zasypali mnie pracą. Sprzątanie, przygotowywanie posiłków, no i priorytet – pilnowanie dzieciaków. Mieli ich troje. Dwóch synków, pięcio- i siedmiolatka oraz czteroletnią córeczkę. Szybko się przekonałam, że to niezłe urwisy! Musiałam być cały czas czujna. Raz na moment się zamyśliłam i mało brakowało, a Jean zrzuciłby sobie na łeb stos książek. Nie sądziłam, że opieka nad małymi dziećmi potrafi być tak męcząca, a przecież nie byłam w tych kwestiach nowicjuszką.

Oprócz pracy miałam również trochę czasu dla siebie, który sumiennie przeznaczałam na udział w przesłuchaniach. Nie mogłam powstrzymać radości, gdy okazało się, że moi pracodawcy – państwo L., mają dostęp do internetu! Jak na tamte czasy było to coś niezwykłego. W Polsce niewiele osób stać było na zakup komputera, a co tu mówić o łączu internetowym! Entuzjastycznie przeszukiwałam sieć w poszukiwaniu informacji o castingach i zaraz po pracy ruszałam w miasto.

Kiedy dostałam angaż do pierwszej produkcji, myślałam, że oszaleję ze szczęścia. Wprawdzie miałam być tylko jedną z wielu statystek, ale za to w filmie francuskim! Na początek zawsze można zacząć od czegoś małego. Poczułam niesamowitą dumę i bardzo dużo to dla mnie znaczyło.

Mam dość bycia służącą

W tamtym czasie zaczęły mnie denerwować pewne postawy pracodawców. Któregoś razu, pani L. zwróciła się do mnie z prośbą, żebym wyjątkowo zajęła się praniem, gdyż jej zabraknie czasu. Przekazała mi dokładne instrukcje, jak mam to zrobić, a następnie znienacka zapytała:

– A tak w ogóle, to czy w Polsce używacie pralek?

Prawie się zagotowałam ze złości. Co ona sobie wyobraża, ta kobieta, która nie ma w domu nawet basenu? Że przyjechałam tu prosto z jakiejś dziury?! Chociaż często narzekałam na moją ojczyznę, nagle poczułam w sobie narodową dumę. Miałam wielką chęć jej coś odszczeknąć, ale w ostatnim momencie zdołałam się opanować i odgryź więzy. W końcu to ona była moją pracodawczyni. Pomyślałam sobie jednak, że trzeba walczyć o swoje, bez względu na wszystko.

Minęło sześć miesięcy i wtedy w moim życiu pojawił się Gaston, w którym bez pamięci się zakochałam. Pracował jako kelner w knajpie, gdzie akurat kręciliśmy sceny do następnego filmu. Zagadał do mnie pomiędzy ujęciami i tak nam zleciał na pogaduchach cały dzień. W rzeczywistości wyglądało to tak, że chociaż statystów potrzebowano zazwyczaj na góra pięć minut, to i tak musieli tkwić na planie aż do końca zdjęć. Umówiliśmy się na kawę. Potem na drugą, trzecią i tak aż do dziesiątej. Niedługo później zaczęliśmy ze sobą chodzić.

Byłam pod wrażeniem, że zwrócił na mnie uwagę jakiś Francuz! Nie chodziło mi rzecz jasna jedynie o to, skąd pochodził. Gaston miał wzrost, urodę i już niedługo potem odkryliśmy, że sporo nas łączy – chociażby to, że obydwoje kochaliśmy oglądać filmy komediowe. Jedna rzecz mnie jednak martwiła. Mój chłopak nie podzielał mojego uwielbienia dla Paryża ani pragnień, by zamieszkać w wielkim mieście...

Paryż prezentował się na zdjęciach lepiej

– Pewnego pięknego dnia wezmę cię do tego wielkiego miasta i przekonasz się na własne oczy, że to nic nadzwyczajnego – rzucił mi kiedyś. – W tym miejscu jest tłok, syf i smród. Zaufaj mi, nie chciałabyś tam się osiedlić na stałe.

Kompletnie nie podzielałam jego zdania. W moich oczach stolica Francji jawiła się niczym zaczarowana kraina, gdzie szczęście trwa wiecznie. Urokliwy azyl dla pary zakochanych (czyli dla mnie i Gastona), a poza tym gdzieżby indziej miałam zrobić oszałamiającą karierę, jak nie właśnie tam?

Pewnego dnia mój ukochany postanowił zabrać mnie na przejażdżkę samochodem. Trzymał w tajemnicy, dokąd zmierzamy, a gdy dotarliśmy mniej więcej do połowy trasy, powiedział żebym zamknęła oczy. Dosłownie umierałam z ciekawości, jaką niespodziankę dla mnie szykuje. Gdy w końcu pozwolił mi spojrzeć, poczułam gorzkie rozczarowanie. Wokół nas rozpościerało się jałowe pustkowie! Łąki, pola, wąziutka droga. Gdzieś na horyzoncie majaczyło parę ledwo widocznych ceglanych domków. Popatrzyłam na niego ze zdumieniem.

– Spójrz, to nasze wymarzone miejsce – powiedział, pokazując dłonią ziemię przy lesie. – W tym miejscu postawimy nasz wymarzony dom, tu przyjdą na świat nasze dzieciaki i spędzimy wspólnie wiele radosnych lat. Zostaniesz moją żoną, skarbie?

Oczy prawie wyszły mi z orbit, gdy usłyszałam co powiedział. Jeszcze raz popatrzyłam wokoło. No bez jaj, co to ma być, tu jest tylko trawa, nic więcej! I co niby będę robić na tym zadupiu?! Już miałam coś powiedzieć, ale Gaston zamknął mi buzię namiętnym pocałunkiem. I po ptokach... Los sobie ze mnie zakpił. Gdyby to był taki wredny krasnal, co siedzi gdzieś w górze i rządzi życiem ludzi, teraz tarzałby się ze śmiechu.

Bo chciałam zwiać z mojej zabitej dechami mieściny w Polsce, a wyjechałam za granicę tylko po to, żeby wylądować w jeszcze większej francuskie pipidówie. Gdzie nie ma nawet jednego sklepu, a co dopiero mówić o kinie. Ale niech się śmieje, może mu to wyjdzie na zdrowie.

Prawdę mówiąc, czuję się spełniona i szczęśliwa. Mam fantastycznego męża, którego ubóstwiam, dwie cudowne córeczki – Amelkę i Zochę (która nosi imię po mojej mamie), obie już chodzą do podstawówki, a także mały, ale przytulny domek na skraju lasu. A że przestrzeni nam nie brakuje, to właśnie w te wakacje chcemy postawić basen!

Początkowo bardzo żałowałam, że przepadła mi szansa na zrobienie kariery, ale teraz już się z tym pogodziłam. W życiu są w końcu ważniejsze sprawy niż sława. Na przykład najbliższa rodzina. Kiedy parę lat później pojechaliśmy pierwszy raz z mężem i dziewczynkami do stolicy Francji, muszę powiedzieć, że na fotkach Paryż prezentował się o niebo lepiej...

Agata, 34 lata

Czytaj także:
„Przepisałam na syna mieszkanie, a on się go pozbył. Teraz mam do wyboru meldunek pod mostem albo etat darmowej niańki”
„Po śmierci ojca dostałem wszystkie pieniądze z jego polisy. Rodzeństwo ma mnie za złodzieja i krętacza”
„Żona mnie kochała, dopóki miałem kasę. Gdy źródełko pieniędzy się wyczerpało, znalazła sobie forsiastego obcokrajowca”

Redakcja poleca

REKLAMA