„Po stracie żony zaszyłem się w leśnej chacie. Z dala od ludzi chciałem na nowo ułożyć swoje życie”

mężczyzna w lesie fot. Getty Images, © Marco Bottigelli
„Na miejscu było przytulnie, a ja… ja cieszyłem się, że wreszcie będę miał spokój. Internet miałem, więc mogłem pracować tak, jak do tej pory, a zasięg… cóż, ten raz był, a raz go nie było. Nie przeszkadzało mi to jednak. Nie potrzebowałem z nikim gadać. Bo jej i tak już ze mną nie było”.
/ 23.09.2024 21:15
mężczyzna w lesie fot. Getty Images, © Marco Bottigelli

W jednej chwili straciłem wszystko, co kochałem. Nie widziałem sensu w czymkolwiek co robiłem. To z tego powodu zaszyłem się w leśnej głuszy, by nie musieć patrzeć na innych ludzi.

Była cudowną kobietą

Moja żona była najlepszym, co mogło mnie spotkać i spotkało mnie w życiu. Ola wniosła do niego radość, nim jeszcze na dobre się poznaliśmy. A stało się to dość prozaicznie, bo w księgarni, gdy szukałem czegoś nowego do poczytania. Wpadliśmy na siebie, jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać i nie mogliśmy przestać. Okazało się, że mamy bardzo podobny gust literacki. W dodatku ona przyznała, że pisze – na razie do szuflady, ale po cichu marzy o pokazaniu swoich powieści światu.

To ja ją namówiłem, by spróbowała. By wysłała swój najnowszy tekst do wydawnictw. Sam pracowałem jako redaktor i korektor. Nie miałem etatu w żadnym wydawnictwie, ale byłem dość rozpoznawalny w branży, bo prowadziłem własną firmę i zawierałem umowy z naprawdę różnymi ludźmi, chcącymi w przyszłości zadebiutować w pisarskiej branży. Oczywiście prace Oli też wziąłem pod swoje skrzydła. Kiedy pisała, zawsze to ja byłem pierwszym czytelnikiem i odbierałem to jako nie lada zaszczyt.

Nasz ślub to była tylko kwestia czasu. Ola miała już na koncie dwie wydane powieści, ja natomiast pracowałem nad zleconymi tekstami z coraz większą radością. Potem minęło pięć wspaniałych, spokojnych lat. Aż pewnego okropnego poniedziałkowego popołudnia zdarzył się wypadek. Ktoś uderzył w Olę samochodem, gdy przechodziła przez ulicę.

Ona zrobiła wszystko tak, jak trzeba – to tamten nie zwolnił przed pasami i wjechał w nią z całym impetem rozpędzonego autaMoja żona zginęła na miejscu. A mnie pozostały po niej wspomnienia i najnowsza niedokończona powieść.

Nie mogłem się pozbierać

Kompletnie nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Nie miałem sił, by pracować, myśleć o tym, o czym myślałem do tej pory, żyć. Świadomość, że nigdy więcej nie przeczytam już żadnej historii wymyślonej przez Olę, że nigdy więcej nie będziemy się zaśmiewać z perypetii, które przygotowała swoim bohaterom, stwarzała wrażenie jakiejś dziwnej pustki.

I ci wszyscy ludzie. Póki Ola żyła, spotykaliśmy się z dwiema, maks trzema osobami. Po jej śmierci natomiast nie wiadomo skąd wypełźli wszyscy nasi dalsi i bliżsi znajomi. Niektórzy dalecy krewni byli tak odlegli, że nawet ich w życiu nie widziałem. Miałem wrażenie, że i Ola dawno zapomniała, jak wyglądali, no ale oni uznali, że po jej odejściu warto by się nagle objawić.

Nie mogłem słuchać tych wszystkich westchnień, wynurzeń na temat mojej żony i powtarzanego bez przerwy „tak mi przykro”. Nie wiem, dlaczego miałoby być im przykro, skoro na co dzień nawet nie pamiętali o Oli. Ze mną z kolei nie mieli zupełnie nic wspólnego. A mimo to miałem ich wszystkich w domu i kompletnie nie wiedziałem, co zrobić.

Miałem dość współczucia

Z początku myślałem, że wraz z upływem dni rodzina i znajomi wrócą do siebie i swoich spraw, zostawiając mnie w świętym spokoju. I chociaż rzeczywiście ostatecznie zostałem sam, wciąż ktoś wpadał.

– Kiedyś byłyśmy ze sobą blisko – przekonywała mnie Amanda, daleka kuzynka Oli, która niby przypadkiem wpadła do mnie na wieczorną herbatkę i od razu sprawdzić, jak się trzymam. Bo to przecież była najważniejsza rzecz na świecie. – No wiesz, takie nierozłączne. I nie mogę uwierzyć, że teraz jej nie ma.

Popatrzyłem na nią niechętnie, czując, że za moment wybuchnę.

– No, nie ma.

– Tobie pewno jest tak strasznie ciężko – ciągnęła, jakby w ogóle nie zauważała mojej odpychającej miny. – Gdybym mogła jakoś pomóc…

– Ale nie możesz – wybuchnąłem w końcu. – Ja… zresztą, niedługo wyjeżdżam.

Nie wiedziałem dokąd. Nie miałem też pojęcia, kiedy uda mi się ten plan zrealizować, ale czułem, że nie wytrzymam w obecnym miejscu ani minuty dłużej. Musiałem się wyrwać. Zostawić to wszystko za sobą. Odciąć się od znajomych i wszystkich tych, którzy w jakikolwiek sposób przypominali mi o Oli. Musiałem to zrobić nim zwariuję.

I tak jakoś dziwnym trafem wpadłem na ogłoszenie o sprzedaży domu. Właściwie to niewielkiego domku, którego nikt dotąd nie chciał na własność. Fakt – lokalizacja była nietypowa – niemal środek leśnej głuszy. Wszędzie daleko, a bez samochodu ani rusz. Ja na szczęście miałem swój i mogłem zaryzykować. Co więcej mi zresztą zostało?

To było moje królestwo

Z nowym domem spodobaliśmy się sobie nieomal od razu. Ten budynek… jakoś przemówiła do mnie jego naturalna magia. Na miejscu było przytulnie, a ja… ja cieszyłem się, że wreszcie będę miał spokój. Internet miałem, więc mogłem pracować tak, jak do tej pory, a zasięg… cóż, ten raz był, a raz go nie było. Nie przeszkadzało mi to jednak. Nie potrzebowałem z nikim gadać. Bo jej i tak już ze mną nie było.

Skupiłem się na pracy. Przyjmowałem do redakcji i korekty coraz to nowe teksty, choć żadna historia nie sprawiała mi już takiej radości, jak wcześniej. W przerwach od pracy spacerowałem po okolicy. Poznawałem ją, chłonąłem świeże powietrze i zapachy lasu, a mój umysł czuł się swobodny, niczym nieskrępowany i nienękany przez natrętne myśli.

Podczas jednej z takich wypraw, które zacząłem nazywać obchodami po włościach, natknąłem się na kobietę. Nie byłoby w tym nic dziwnego – w końcu nikt nikomu nie zabraniał chodzić po lesie – ale ona nie wyglądała za dobrze. Zapłakana, potargana, potykała się o każdą nierówność, zawzięcie szukając czegoś w swoim telefonie. A kiedy odrywała od niego wzrok, wiodła wokół błędnym wzrokiem.

– Tu często nie ma zasięgu – poinformowałem ją, myśląc, że ma problem z połączeniem z siecią.

Zamrugała i popatrzyła na mnie. Odnotowałem, że ma duże, ładne oczy – takie w kolorze soczystej trawy.

– Zgubiłam się – wyrzuciła z siebie. – Kompletnie nie wiem, gdzie jestem. Dokąd iść.

– Chyba pani zmarzła – zauważyłem. – Może podejdzie pani ze mną do domu? Mieszkam tu, niedaleko. Ogrzeje się pani, napije czegoś i zje, a potem panią odwiozę do miasta.

Popatrzyła na mnie dłuższą chwilę.

– Nie chciałabym sprawiać kłopotu…

– To żaden kłopot – zapewniłem.

I wtedy przestała się wahać.

Po prostu się zgodziła

Poszliśmy więc do mnie i zgodnie z zapowiedzią przygotowałem jej gorącej herbaty. Chciała, żebyśmy przeszli na „ty”, a ja nie miałem nic przeciwko. Na imię miała Dorota.

To gdzie cię odwieźć? – spytałem, bo przez większość czasu i tak milczała jak zaklęta.

Wzruszyła ramionami.

– Sama nie wiem – przyznała. – Wiesz, miałam za dwa tygodnie wychodzić za mąż, ale… pokłóciłam się z narzeczonym. Poszłam przed siebie i jak widzisz, tak to się skończyło.

Uśmiechnąłem się niepewnie.

– Na pewno się pogodzicie.

Potrząsnęła głową.

– O nie. Co to, to nie – w jej głosie zabrzmiały ostre nuty. – Przyłapałam go z najlepszą przyjaciółką, wyobrażasz sobie? Ja mu tego nigdy nie wybaczę. Przenigdy!

Zrobiło mi się jej trochę żal, dlatego też próbowałem jakoś zmieniać temat rozmowy. Poprosiłam, by opowiedziała o sobie, rzuciłem też parę słów o własnym zajęciu. No i okazało się, że Dorota robi ilustracje dla dzieci, ale niestety ostatnio u niej w pracy krucho, dlatego też czeka na jak najwięcej zleceń. To było naprawdę przyjemne kilka godzin. Dopiero późnym wieczorem zdecydowała się, żeby podrzucić ją do rodziców. I tak też zrobiłem.

Może jeszcze wrócę do cywilizacji

Minęło pół roku, odkąd zamieszkałem w domku w lesie. Teraz… teraz jest jednak inaczej. Ta przypadkowa znajomość z Dorotą jakoś się utrzymała. Zaprzyjaźniliśmy się. Może nawet coś więcej. Wiem tylko, że przy niej czuję się naprawdę swobodnie i choć przez moment nie myślę o Oli i o tym, że więcej jej nie zobaczę.

Dorota namawia mnie, żebym się znowu przeprowadził do miasta. Żebym wrócił do tego wszystkiego, co zostawiłem. Zastanawiam się nad tym, ale jeszcze nie jestem pewien. Boję się, że jeśli tym razem zaufam losowi, moje szczęście znów pęknie jak za duża bańka mydlana. Powoli jednak zaczynam wierzyć, że ze wsparciem Doroty może się powieść. Poza tym, Dorota też lubi spacery po lesie. Coraz częściej wybieramy się na nie we dwoje. I tak – jestem przekonany, że Ola by ją polubiła, gdyby tylko miały okazję się poznać.

Mateusz, 38 lat

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie dla małolaty, ale szybko pożałował. Oczy wyszły mu z orbit, gdy zobaczył mnie w sądzie”
„Teściowie zerwali z nami kontakt, bo pokłóciliśmy się o durną lampę. Ten absurdalny powód był początkiem kłopotów”
„Podzieliłam się z koleżanką swoją tajemnicą, a ona się wygadała. Mąż prawie spalił się ze wstydu”

Redakcja poleca

REKLAMA