„Najpierw dyrygowali mną rodzice, później szef w pracy. Gdy zostałem sam na świecie, przestałem być grzeczny”

Mężczyzna w lesie fot. Getty Images, jacoblund
„Nareszcie poczułem się swobodnie. Moja codzienność, znacznie prostsza i bardziej ascetyczna, zaczęła nagle nabierać głębszego znaczenia. Odnajdywałem satysfakcję w tym, czym się zajmowałem. Bez pośpiechu. Bez konkretnego planu działania. Nikt nade mną nie stał z biczem”.
/ 06.06.2024 13:15
Mężczyzna w lesie fot. Getty Images, jacoblund

Przez całe życie dążyłem do tego, by spełniać oczekiwania osób, które miały nade mną władzę. Zacząłem od rodziców, później doszli nauczyciele, a na samym końcu przełożeni w pracy. Wykonywałem swoje zadania, bo taki był mój pogląd na rzeczywistość. Sądziłem, że gdyby większość postępowała w ten sposób, a mniejsza część się sprzeciwiała, sytuacja byłaby lepsza i mniej skomplikowana.

Słuchałem się rodziców

Trzymałem się tej reguły i stosowałem do zakazów rodziców odnośnie do miejsc, w które nie powinienem chodzić. Kumple kpili sobie ze mnie, a gdzieś w głębi duszy może i marzyłem o szalonych przygodach, beztroskiej zabawie, a nawet siniakach niczym wojennych bliznach, ale jednocześnie ani razu nie przyszedłem do domu ze skręconą kostką albo złamaną ręką.

Dorastałem bez uszczerbku na zdrowiu, mój rower pozostawał w nienaruszonym stanie, a nauka w szkole nie sprawiała mi problemów. Wykonywałem swoje obowiązki. Przykładałem się do prac zadawanych przez nauczycieli, wkuwałem przed klasówkami i wspierałem rodziców w obowiązkach domowych. Odkąd opanowałem sztukę posługiwania się zegarkiem, punktualność stała się moim znakiem rozpoznawczym.

Bywały momenty, kiedy miałem ochotę olać szkołę, darować sobie jakieś lekcje, zrezygnować ze sprawdzianu i podejść do niego w innym terminie, ściągnąć zadanie od kumpla, a nie ciągle pożyczać własne notatki wszystkim dookoła, ale… non stop miałem w głowie ten belfersko-rodzicielski głos, który tłumaczył, że tak się nie godzi, że to zabronione, że trzeba wywiązywać się ze swoich powinności. Byłem posłusznym temu głosowi, bo przecież starsi są mądrzejsi, bo zależy im na naszym dobru, czyż nie?

Byłem idealnym pracownikiem

Mimo że pasjonowałem się literaturą i chciałem studiować filologię polską, posłuchałem sugestii mamy i taty. Przekonywali mnie, że księgowość to bezpieczniejszy kierunek, bo specjaliści z tej dziedziny są zawsze poszukiwani na rynku pracy. Dlatego po zdaniu egzaminu dojrzałości zdecydowałem się na rozpoczęcie nauki na kierunki finanse i rachunkowość, chociaż serce ciągnęło mnie do polonistyki.

Stanowiłem prawdziwy przykład do naśladowania w mojej firmie. Zero spóźnień. Ostatnia dekada upłynęła bez ani jednego zwolnienia lekarskiego, a wcześniej tylko trzy dni nieobecności z powodu zapalenia wyrostka, które nie mogło zaczekać do urlopu.

Nikt nie doświadczył ze mną kłopotów. Byłem człowiekiem uczciwym, dokładnym, sumiennym i nie wdawałem się w konflikty. Błędy nie były moją domeną, dlatego klienci chętnie do mnie wracali, polecając mnie swoim znajomym. Firma czerpała ze mnie zyski. Zadowolenie było powszechne. A ja… ja po prostu się dostosowywałem.

Żałuję, że nie zostałem ojcem

Zastanawiałem się nad stworzeniem własnej rodziny, ale do tego potrzebowałbym znaleźć odpowiednią partnerkę, a przy natłoku zadań brakowało mi na to wolnych chwil. Najpierw obowiązki zawodowe, nierzadko po godzinach, a potem czekał na mnie rodzinny dom, który dzieliłem z rodzicami i w którym zawsze było coś do ogarnięcia.

No i do tego non stop wykładami mi, że przecież ktoś będzie musiał zaopiekować się starzejącymi się rodzicami. Tak więc nie doczekałem się żony i potomstwa, za to dbałem o mamę i tatę, bo taki już los jedynaka wiekowych rodziców.

Zostałem sam

Gdy mój tata odszedł, minęło już ponad 5 lat od kiedy opuściła nas mama. Po jego pogrzebie zostałem sam w czterech ścianach. Patrzyłem przez okno i czułem, jak ogarnia mnie samotność. Niby nic niezwykłego w takiej sytuacji. Jednak poza tym dopadło mnie jeszcze jedno uczucie – poczucie wewnętrznej pustki.

I co ja teraz zrobię? Jak dalej będzie wyglądać moje życie? Przecież w pracy siedziałem tylko po osiem godzin dziennie. Osiem pełnych godzin, podczas których całkowicie poświęcałem się dla przedsiębiorstwa i zadań, jakie mi zlecano. Od czasu do czasu zdarzały się dodatkowe godziny, ale… co dalej?

Reszta doby ziała pustką, a ja nie wiedziałem, jak ją zagospodarować, oprócz przespania jej, jednak ostatnimi czasy dręczyła mnie bezsenność. Miałem za dużo czasu wolnego. Skończyło się chodzenie do sklepu dla kogoś, przyrządzanie posiłków, pranie, sprzątanie, wizyty w aptece po lekarstwa, dopilnowywanie, żeby ktoś je zażył, wysłuchiwanie nowinek ze świata telenowel i o kolejnym nowo narodzonym wnuku sąsiadów. Nic już nie musiałem.

Miałem gonitwę myśli

„No i co będzie dalej?” – rozmyślałem sobie. Jak to wszystko się potoczy? Skończyłem już pięćdziesiąt dwa lata. I nagle okazało się, że na tym świecie jestem zupełnie sam. Z tą kupą niby istotnych spraw na głowie, z których spora część straciła już jakiekolwiek znaczenie. Ten smutek po stracie, który odczuwałem, mieszał się z pustką i brakiem sensu. Tak sobie żyłem od zawsze, bez jakiegoś większego celu, no może nie było jakichś strasznych tragedii, fakt, ale też nie pamiętam, żebym kiedyś przeżywał jakąś wielką radość.

No i co ja mam z tego, że byłem taki grzeczny i potulny przez całe życie? Co niby udało mi się osiągnąć? Jakie wartościowe wspomnienia udało mi się zgromadzić? Czy jako staruszek będę z rozrzewnieniem przywoływał w pamięci jakieś ważne, fascynujące przygody, dokonania, zwycięstwa? Czy będę ubolewał nad tym, że pewne rzeczy już nigdy się nie wydarzą?

Nie znałem siebie

Byłem pusty w środku. Nie miałem bliskich, znajomych, partnerki, a nawet własnej tożsamości, gdyż siebie samego też dobrze nie znałem. Nie potrafiłem określić, jakiego rodzaju człowiekiem jestem, czego tak naprawdę chcę od życia, a czego wolałbym uniknąć. Nie wiedziałem, na co mnie stać.

W samotności zasiadłem do stołu, spożywając gotowy posiłek. W towarzystwie ciszy. Nie miałem nawet ochoty uruchomić telewizora, bo cóż tam zobaczę? Dalekie zakątki świata, do których nigdy nie dotrę? Znane lub intersujące osobistości, z którymi nigdy nie nawiążę znajomości?

Cóż, obecnie mogłem bez ograniczeń oddawać się lekturze ukochanych i skrzętnie gromadzonych książek, mimo narzekań rodzicieli, że to nierozważne lokować środki w papier. Miałem możliwość siedzieć i czytać, spać, udać się do pracy, a następnie powrócić i znów zagłębiać się w lekturze, aż sen mnie pokona.

Byłem znudzony

Taka przyszłość nie była dla mnie pociągająca. Miałem serdecznie dosyć mojego dotychczasowego życia. Tego poprzedniego, choć wówczas nie miałem czasu, by dostrzec, jak bardzo mnie ono męczyło. A także tego, które prowadziłem teraz: jałowego, monotonnego, pozbawionego niespodzianek, które nie przynosiło mi ani odrobiny radości czy poczucia spełnienia. Ale cóż mogłem poradzić, skoro do emerytury miałem bliżej niż do lat młodości, które już dawno minęły?

„No to teraz tak: możesz osiągnąć to, co tylko chcesz” – powiedziało mi moje serce, które do tej pory było zduszone i ograniczone przez różne powinności. „Dopóki oddychasz, masz szansę coś zmienić w swoim życiu”. W sumie... kto mi zabroni? Już absolutnie nikt.

To było moje szaleństwo

Wstałem z krzesła z myślą, że to ostatni dzwonek. Muszę działać, bo inaczej czeka mnie jedynie wegetacja. Zdecydowałem się na studia podyplomowe na filologii polskiej. Marzyłem o pracy redaktora, pragnąłem mieć jakiś związek z pisarstwem, z literaturą.

Dobra, może to i są tylko jakieś tam zajęcia na uczelni, za które musiałem sporo zapłacić. Ale co z tego? Miałem na to pieniądze. Człowiek haruje tyle czasu w jednej robocie, w systemie, gdzie nie ma miejsca na L4, niespodzianki i wpadki, a w zamian dostaje podwyżkę i bonusy, które można wydać, na co się chce. I nikt już nie będzie czepiał się, że trzeba oszczędzać na czarną godzinę. Niby na co? Na własny pochówek? A co mnie to wtedy będzie obchodzić?

Uczyłem się razem z osobami, które miały o połowę mniej lat niż ja, były żądne wiedzy i doświadczenia w sposób, na jaki ja nigdy nie miałem odwagi. Robiły rzeczy, o których nawet nie marzyłem. Wiele, naprawdę wiele mnie w życiu ominęło... Oni też zastanawiali się, co ja tu robię, taki stary, a jednocześnie tak mało obeznany w szaleństwach i poznawaniu świata.

– No gdzie ty się podziewałeś przez całe życie, Dziadek? – nie miałem im za złe tego przezwiska. Spora część ludzi w moim wieku od dawna miała już wnuki.

Zbyt poważnie wszystko traktowałem, zbyt często się wycofywałem…

– To przestań się wycofywać, Dziadek! Co ci stoi na przeszkodzie, żeby teraz realizować pragnienia? Wolałbyś to robić po osiemdziesiątce? – zapytała jedna z dziewczyn, która farbowała włosy na różowo i pochłaniała lektury jak szalona. – Nie masz bliskich, to do bani, racja, ale to też zaleta, bo nie musisz brać pod uwagę nikogo innego, jesteś niezależny, możesz działać według własnego widzimisię. Korzystaj, dopóki jesteś w stanie, dopóki organizm i głowa dają radę.

Chciałem coś przeżyć

Musiałem przyznać, że trafiła w sedno. Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeszcze nigdy wcześniej nie zmieniałem terminu urlopu, ale tym razem zdecydowałem się na wykupienie wycieczki w ostatniej chwili. Zdecydowałem się polecieć do Turcji, żeby złapać trochę słońca i pozwiedzać, mimo że nie był to typowy sezon turystyczny. Ale co z tego? Wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. Ten jeden tydzień był tak pełen nowych doświadczeń, że odniosłem wrażenie, jakbym przeżył nie siedem dni, a całe siedem lat. I poczułem, że chcę więcej takich przygód.

Po powrocie do biura poinformowałem pracodawcę, że rezygnuję z posady. Planuję spieniężyć odziedziczone mieszkanie i za uzyskane środki kupić niewielki dom w górskich okolicach. Nie byłem jeszcze zdecydowany, czy postawię na Bieszczady, czy może Pieniny, ale nie zamierzałem się ograniczać – pragnąłem odnaleźć miejsce, do którego poczuję miłość od pierwszego wejrzenia. Tak, dobrze słyszycie! Skoro nie udało mi się znaleźć drugiej połówki, to chcę przynajmniej zakochać się w miejscu, które będę mógł z dumą nazwać swoim domem.

– Po co ci ta przeprowadzka? Nie rób głupstw, tutaj masz stabilne zatrudnienie i ułożone życie...

– Ale jakie to życie? – odpowiadałem pytaniem na pytanie.

Taka riposta z reguły zamykała usta. Nie potrafili znaleźć odpowiedzi. Była to dla mnie najlepsza wskazówka, że obrałem właściwą ścieżkę. Mieszkanie udało mi się błyskawicznie spieniężyć, a jeszcze szybciej, bez jakiegokolwiek targowania się o cenę, nabyłem niewielki domek w Pieninach.

Wyrwałem się 

W oddali od uczęszczanych tras, na stoku, tuż pod chmurami, otoczony przyrodą. Jednak nie potrzebowałem aż tylu pomieszczeń, dlatego odnowiłem wszystko i zamieściłem informację o możliwości wynajęcia. Nie chciałem, żeby w moich czterech kątach panowała przytłaczająca cisza, a poza tym dobrze byłoby podreperować budżet.

Szybko zaczęli zjawiać się u mnie różni goście. Niektórzy zostawali na parę dni, inni tylko na jedną noc. Przyjeżdżali z nowinkami z odległych stron i planami na przyszłość. Gdy miałem ochotę na towarzystwo, z chęcią witałem przybyszów. Kiedy jednak preferowałem samotność, informowałem, że aktualnie nie mam wolnych pokoi do wynajęcia.

Fundusze, które regularnie wpływały na moje konto, zapewniały mi spokojną egzystencję. Choć nie stać mnie było na jakieś wyszukane luksusy, to nie odczuwałem też potrzeby zaciskania pasa.

Najbardziej cieszyło mnie to, że robiłem rzeczy, na które akurat miałem ochotę. Nie chodzi tu o to, że brakowało mi wizji swojej przyszłości. Po prostu dotąd nie starczało mi śmiałości, by mieć jakieś pragnienia, by sprawiać sobie przyjemność i być dla siebie dobrym, by do niczego się nie przymuszać.

Robiłem, co chciałem

Naszła mnie chęć na gości? No to ich zapraszałem. Jak mnie naszło, z samego rana pedałowałem rowerem do najbliższej miejscowości po świeżutkie jedzenie i szykowałem im poranne posiłki. A jak byłem niewyspany albo na dworze wiało i padało, to spałem do obiadu i wylegiwałem się pod kołdrą z jakąś lekturą. Łaziłem po szczytach i zażywałem kąpieli w strumieniu. Nawet w zimie.

Nie stawiałem przed sobą żadnych ograniczeń. Zero „powinieneś to” czy „musisz tamto”. Ani śladu „nie możesz” albo „nie wypada ci”. Nareszcie poczułem się swobodnie. Moja codzienność, znacznie prostsza i bardziej ascetyczna, zaczęła nagle nabierać głębszego znaczenia. Odnajdywałem satysfakcję w tym, czym się zajmowałem. Bez pośpiechu. Bez konkretnego planu działania. Nikt nade mną nie stał z biczem. Mogłem robić to, do czego mnie ciągnęło, nie rezygnując z niczego.

W końcu podążam własną ścieżką

Udowodniłem sobie, że nigdy nie jest za późno na odnalezienie własnego sposobu na bycie szczęśliwym. Pierwszym etapem było zapomnienie o tym, co wpajano mi od małego. Koniec z „wykonuj swoje obowiązki”.

Nadszedł czas na „zajmuj się tym, na co masz ochotę, a to, czego nie lubisz, odpuść”. Obalaj stereotypy, żyj po swojemu, łam schematy. Może nie wszystkie, bo wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda innych ludzi. Ale dopóki nikomu nie szkodzę, to inni nie powinni się wtrącać w to, co robię ze swoim życiem.

No i nareszcie wszystko jest idealnie! Teraz, kiedy myślę o nadchodzącym dniu, czuję w sobie mnóstwo pozytywnej energii, a nie, jak kiedyś – kołdrę dołujących myśli, która przygniatała mnie zaraz po otwarciu oczu. Docieram powoli do sześciu dych na karku, a mam w sobie więcej życia niż dwie dekady temu. Każda kolejna doba przynosi mi masę niezapomnianych przeżyć. Wypełniona jest nimi aż po same brzegi. Wreszcie tak jest!

Rafał, 55 lat

Czytaj także:
„Mąż i syn twierdzili, że jestem zbyt głupia, by móc studiować. Podcinali mi skrzydła i zabraniali się rozwijać”
„Gdy choroba córki wyszła na jaw, mąż poszukał sobie kochanki dla odreagowania. Faceci dbają tylko o własny interes”
„Dla kochanka byłam tylko przygodą. Okazał się łachudrą, ale dzięki niemu zrozumiałam, że mój mąż to bezcenny skarb”

Redakcja poleca

REKLAMA