Czas płynie nieubłaganie, a okres młodości minął w mgnieniu oka, zupełnie jakby go wcale nie było... Z tego powodu każdy dzień jest dla mnie na wagę złota i nie chcę zmarnować nawet sekundy. Od zawsze pasjonowało mnie zgłębianie tajników ludzkiej duszy, a także medycyna niekonwencjonalna. Nareszcie mam okazję dowiedzieć się więcej na te tematy i posłuchać interesujących ciekawostek.
Nie byłam wykształcona
Mówiąc szczerze, moja nauka zakończyła się raptem na etapie ogólniaka, nawet nie próbowałam zdawać egzaminu dojrzałości. Pewnie, można byłoby to zrzucić na tamte lata – że głowa zaprzątana była innymi sprawami, że trudno się żyło, że okres po wojnie... Ale z drugiej strony, nawet w tamtym systemie byli tacy, którzy potrafili zdobyć wykształcenie. Zarówno oni sami, jak i ich pociechy posiadają dyplomy ukończenia uczelni. A ja? Cóż...
Pracowałam w obuwniczym na naszym blokowisku. Kalosze, sandały – czego dusza zapragnie! Do tej roboty matura zbędna. Natomiast moje pociechy garnęły się do książek jak mało kto. Syn został inżynierem po politechnice, pracuje w sporej korporacji, a córa po studiach farmaceutycznych ma własny biznes z lekami. Powodzi im się nieźle, nawet gromadkę wspaniałych wnucząt zdążyliśmy z małżonkiem poznać.
Tyle że nieraz człowiekowi tęskno za nimi wszystkimi… Ale co zrobić, dzisiejsza młodzież – zapracowana, w wiecznej gonitwie, chcą dorobić się majątku, zapewnić dzieciom lepszy początek. Nie ma co się im dziwić, no ale jak moja ostatnia latorośl opuściła rodzinne gniazdko, to mnie taka chandra złapała, taki dołek, że tylko usiąść i się wypłakać.
Koleżanki z sąsiedztwa gadają: „Halinko, nie marudź, przynajmniej faceta masz, jest z kim pogadać. A ile babek to zostało wdowami?”. No fakt, Sławka mam, ale on taki jakiś inny jest. W domu nie usiedzi na tyłku. Ciągle go gdzieś nosi. Do jednego, do drugiego. Komuś futrynę naprawi, innemu w piecu rozpali. Parę złotych do domu przyniesie, nie powiem, że jest źle, ale radości to z niego nie mam za grosz. Myślałam, że już mnie tylko typowa dola starej baby z pipidówki czeka.
Stara baba w szkole?
Pewnego dnia, idąc po zakupy, natknęłam się na Zośkę – moją znajomą ze starej roboty. Kiedy tylko ją dostrzegłam, nie mogłam oderwać od niej wzroku. Pomimo tego, że jest starsza ode mnie, prezentowała się fantastycznie – była umalowana, uśmiechnięta od ucha do ucha i przyciągała spojrzenia wszystkich dookoła. Zośka sprawiała wrażenie, jakby ktoś odjął jej sporo wiosen! Promieniała taką młodzieńczą energią!
– Słuchaj, coś ty taka radosna dzisiaj? Czyżby coś ci się narodziło? – zapytałam.
– Ależ skąd, nic z tych rzeczy – parsknęła śmiechem Zośka. – Po prostu spieszy mi się bardzo, rozumiesz, na wykłady…
– Jakie znowu wykłady? – nie mogłam wyjść ze zdumienia. – W naszym wieku to co najwyżej grządki w ogrodzie pielić albo z wnuczętami się bawić!
– Oj, grubo się mylisz, Halinka – znów się roześmiała. – Uwierz mi, ja studiuję. Kończę uniwersytet. Taki specjalny, dla osób w starszym wieku.
Kiedy to usłyszałam, pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to to, że ta kobieta chyba postradała rozum. Po co jej nauka na uczelni? Skończyła już przecież 66 lat! Młodzież idzie na studia, żeby później dostać lepszą robotę albo piąć się po szczeblach kariery, albo w ogóle gdzieś się zatrudnić. Ale po co to starszym ludziom? Zośka zupełnie jakby czytała w moich myślach.
– Słuchaj, Halinko, ja doskonale wiem, co ci chodzi po głowie – nawet nie dała mi dojść do słowa. – Zastanawiasz się, po co babcia w moim wieku jeszcze się uczy. Ale posłuchaj, takie studiowanie jak teraz to czysta frajda, żadnego stresu. Gdybyś tylko wiedziała, ile fascynujących rzeczy się nauczyłam i jakich niesamowitych ludzi spotkałam! A do tego mam nowe koleżanki i kolegów… Idziemy razem na kawę, wymieniamy się notatkami. Powiem Ci, że wreszcie poczułam smak życia! – paplała bez ustanku, a jej oczy lśniły jak w malignie. – Najwyraźniej potrzebowałam aż tylu lat, żeby w końcu zrozumieć, że jestem stworzona do zgłębiania wiedzy! Dobra, lecę już… Zdzwonimy się, skarbie. Cześć!
Ta rozmowa kompletnie mnie rozstroiła. Nie mogłam się pozbierać przez długi czas.
Słowa Zośki ciągle chodziły mi po głowie
Nasza wspólna praca w sklepie trwała całe lata. Zdaję sobie sprawę, że jej życie też nie było usłane różami. Mężuś alkoholik, para dzieciaków, typowy polski los. Ona się jednak nie złamała i zdecydowała spełnić jakieś swoje stare pragnienia. Czy jestem od niej w jakiś sposób gorsza?
Powolutku, słowo po słowie, w moim umyśle krystalizowała się decyzja. Ale najpierw musiałam pogadać z bliskimi. Taka już moja natura, nic na to nie poradzę – nawet jak muszę iść do stomatologa, to najpierw pytam dzieci czy akurat nie będę potrzebna do małej. Podczas wieczornego posiłku, zagadnęłam zatem Sławka:
– Wiesz co, a może by tak twoja kobieta ruszyła się na jakieś wykłady? Teraz mają zajęcia dla emerytów i w ogóle...
– Zaraz, zaraz, a po co ci ta nauka? – mój stary zrobił minę, jakby zobaczył ufoludka. – To coś w stylu pielęgniarek, opiekunek, tak?
– No coś ty, jakie opiekunki! – powoli zaczęłam tracić cierpliwość, bo mój mąż czasem taki tępy. – Chodzi o uniwersytet dla seniorów, studia! Można tam nawet egzamin dojrzałości zdać...
– Skarbie, co ty opowiadasz! Studia, daj spokój! – Sławek od razu spurpurowiał ze śmiechu i zaczął walić się w uda. – Młodość, to był czas na naukę, teraz to nawet nie przyswoiłabyś nowej wiedzy!
– No tak, mogłam się tego domyślić! Wsparcie od własnego faceta, rewelacja! – warknęłam wściekła jak osa i czmychnęłam do kuchni.
Miałam nadzieję, że przynajmniej moje pociechy będą po mojej stronie w tej sprawie, ale bardzo się pomyliłam. Córka stwierdziła, że to świetny pomysł, ale liczyła na moją pomoc przy opiece nad jej córeczką. Natomiast syn powiedział, że bardzo się cieszy z mojej chęci rozwoju, ale ostrzegł mnie, żebym nie nastawiała się na zbyt wiele.
– Mamo, wiedza poszła naprzód w zawrotnym tempie – tłumaczył. – Możesz mieć problem ze zrozumieniem wielu rzeczy na tych wykładach. No wiesz, jednak trzeba mieć jakieś obycie w tych tematach – perorował mój przemądrzały synek, a ja czułam, jak się we mnie gotuje ze złości.
I właśnie, gdy oni wszyscy tak usilnie próbowali mnie zniechęcić do tego pomysłu, ja podjęłam decyzję: „O nie, ja się będę uczyć i już!”.
Zrobię tak jak Zosia!
Dość już bycia tylko opiekunką dla wnuczki i gotowania obiadków dla swojego męża! Powiedziałam i zrobiłam swoje. Koleżanka z dawnych czasów dała mi znać, gdzie odbywają się te wykłady, więc z nieśmiałością ruszyłam na pierwszy z nich. Do dziś mam w pamięci, że od razu wpadł mi w oko temat: „Zioła i ich wykorzystanie w lecznictwie”.
Już wcześniej ciekawiły mnie domowe metody leczenia, ale wszystko, co wiedziałam na ten temat, to były tak naprawdę babcine mądrości przekazywane z pokolenia na pokolenie. Teraz ktoś mógł mi to wszystko poukładać i wytłumaczyć, co jest faktycznie skuteczne, a co tylko legendą.
Z ogromną ekscytacją i mocno walącym sercem wysłuchałam całego wykładu. Był naprawdę wciągający! Ręka aż mnie rozbolała od pisania, bo zanotowałam chyba cztery strony, a przecież nie jestem do tego przyzwyczajona! Okazało się jednak, że to wcale nie było najistotniejsze.
Najciekawsze rzeczy działy się dopiero gdy zajęcia dobiegły końca. Wszystkie panie (na sali był tylko jeden starszy mężczyzna!) wyszły na korytarz i zaczęły między sobą gawędzić, opowiadać sobie nawzajem o życiu, a nawet jedna przez drugą się przekrzykiwać, proponować wspólną kawę czy ciastka. Zachowywały się niczym nastolatki! Od razu zaczęły mnie wypytywać – a czym się zajmuję, a jakie wykłady mnie interesują, wciągały mnie w plotkowanie...
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Cały ranek był tak pełen wrażeń, że gdy dotarłam do mieszkania, natychmiast padłam na łóżko – głowa zaczęła mnie okropnie boleć. No cóż, wiek robi swoje. Jednak mimo wszystko uświadomiłam sobie wyraźnie jedną rzecz. Chyba po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu zrobiłam coś wyłącznie dla siebie. I właśnie to sprawiło, że nagle poczułam się jak młoda dziewczyna, jakbym cofnęła się w czasie o jakieś dwie dekady!
Rzecz jasna, małżonek i dzieci wciąż stroili sobie ze mnie żarty. Mój ukochany z przekąsem dopytywał o mój „grafik”, a latorośl przez słuchawkę wspomniała, że kontaktuje się wcześniej, gdyż ostatnimi czasy tak trudno mnie „złapać”, tak pochłonęła mnie praca nad sobą. Jeszcze parę miesięcy wstecz, pod presją pewnie bym odpuściła. Jednak po paru spotkaniach z moimi świeżo poznanymi koleżankami, nabrałam takiej pewności siebie, że nawet z przytyków potrafię chichotać!
Dwa razy w tygodniu uczęszczam na wykłady. Moimi ulubionymi tematami są zagadnienia z dziedziny psychologii, gdyż od zawsze mnie ona fascynowała oraz medycyny. Te zajęcia cieszą się największą popularnością wśród słuchaczy. To zrozumiałe – gdy człowiek jest w naszym wieku, zawsze coś go boli, coś mu trzeszczy w kościach. Ostatnimi czasy wpadłam na jeszcze jeden ciekawy pomysł – postanowiłam uczyć się języka angielskiego. Tak, tak, dobrze wiem jak to zabrzmi, znam te słowa na pamięć: „Daj sobie spokój, przecież w tym wieku nowe słówka nie wchodzą ci już tak gładko do głowy…”.
No dobra, może macie rację. Ale fajnie byłoby wspomóc moją małą wnuczkę w nauce angielskiego, nie sądzicie? Kto wie, a nuż drzemie we mnie jakiś niewykorzystany potencjał do przyswajania obcych języków? Niezły numer by był, gdybym zaskoczyła moją wredną familię takim talentem! Tak czy inaczej, patrzę w przyszłość z uśmiechem. Teraz to ja panuję nad komputerem i sama doszukuję się różnych informacji w sieci. Nawet takie babunie jak ja mają jeszcze szansę odkrywać ten świat na nowo!
Halina, 63 lata
Czytaj także:
„Wylałem ocean łez, czytając listy mojej byłej. Uświadomiłem sobie, że takie uczucie zdarza się w życiu tylko raz”
„Moja córka zawsze chciała spać na pieniądzach. Wymyśliła, że osiągnie to przez łóżko swojego majętnego szefa”
„Odkryłem, że żona ma kochanka. Czekam, aż się wyszaleje i wróci na kolanach, bo przecież tylko mnie kocha”